Do tej akcji Niemcy przygotowywali się przez kilka miesięcy. Celem byli m.in. politycy, działacze społeczni, dawni powstańcy zamieszkujący zachodnie tereny Polski. Mordując ich, naziści chcieli pozbawić lokalne społeczności liderów. Pierwsze masowe egzekucje w ramach Operacji Tannenberg ruszyły 20 października 1939 roku w Wielkopolsce.
Poznań. Plac Wilhelma - widoczne sklepy i ruch uliczny.
W aresztowaniach pomógł pastor. 32-letni Wolfgang Bickerich przez kilka miesięcy skwapliwie gromadził informacje, których dostarczali mu mieszkający w Lesznie Niemcy. Sam zresztą też znał sporo ludzi, o co w 20-tysięcznym mieście nie było trudno. Wiedział, kto walczył w powstaniu wielkopolskim, kto należał do Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, a nawet kto zwykł mówić o Rzeszy wyjątkowo źle. Założona przez pastora kartoteka puchła z każdym tygodniem. A kiedy niemiecka armia wkroczyła do miasta, po prostu przekazał ją komu trzeba.
Kapelusze do wiadra
Teraz Bickerich siedział na sali sądowej ramię w ramię z Arturem Krämerem, przywódcą miejscowej komórki Partii Młodoniemieckiej, i przyglądał się kolejnym oskarżonym. Wiedział, że los tych 53 Polaków w pewnej mierze zależy od jego opinii, choć faktycznie można tu dyskutować jedynie o wymiarze kary. Sam proces, z czego nawet Bickerich musiał zdawać sobie sprawę, był fikcją. Rozpoczął się o siódmej rano, a po niespełna trzech godzinach dobiegał końca. Oskarżeni nie mieli nawet obrońców.
Ostatecznie 20 osób zostało skazanych na karę śmierci. Wśród nich Mieczysław Opatrny, adwokat, tymczasowy burmistrz Leszna, w pierwszych dniach wojny zaś komendant straży obywatelskiej, Józef Stotko, właściciel restauracji i działacz Związku Powstańców Wielkopolskich, oraz Władysław Nowak, właściciel restauracji, kina, hotelu, a jednocześnie skarbnik miejscowego „Sokoła”. – Podżegali i występowali przeciwko Niemcom – uzasadniał sędzia. Kiedy skończył, na salę wniesiono trzy wiadra. Skazani musieli złożyć do nich wszystkie osobiste rzeczy oraz nakrycia głowy. Potem dziesiątkami wyprowadzano ich na niewielki placyk przy budynku sądu. Tam czekał 30-osobowy pluton egzekucyjny i ciężarówki firmy Erwin Mayer Auto-Transport, które miały wywieźć ciała poza miasto. O 10.15 rozległy się pierwsze strzały. Obserwujący egzekucję prokurator Verlohren zanotował: „Ludność Leszna powiadomiono o posiedzeniu sądu doraźnego i o wykonaniu wyroków poprzedniego dnia wieczorem. Ludzie przyglądali się egzekucji z odległości 40–50 metrów. Do żadnych rozruchów nie doszło...”.
Był 21 października 1939 roku. Niemiecka Operacja Tannenberg nabierała rozpędu.
Mord na liderach
Niemcy chcieli życiowej przestrzeni. Nazistowscy ideolodzy przekonywali, że w dotychczasowych granicach ich rodacy się duszą. Bezwzględnie więc terytorium Rzeszy należy rozszerzyć aż po linię wyznaczaną przez jezioro Ładoga na północy i Morze Czarne na południu. Założenia takie zawarli w Generalnym Planie Wschodnim, którego realizacja została rozłożona na lata. Poletkiem doświadczalnym dla planowanej tam etnicznej czystki miał się stać obszar zachodniej Polski. – Dziś czasy niemieckiej okupacji kojarzymy przede wszystkim z obrazami Warszawy czy Krakowa. Tam właśnie została osadzona akcja większości filmów, które kształtowały zbiorową świadomość. Tymczasem warunki panujące w Generalnym Gubernatorstwie, choć bardzo ciężkie, nie przystawały do tych w Wielkopolsce czy na Śląsku – podkreśla Marta Szczesiak-Ślusarek, p.o. naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Poznaniu. Tereny te zostały bezpośrednio wcielone do Rzeszy. Polacy nie mieli tam niemal żadnych praw. Nie mogli publicznie mówić w swoim języku, chodzić do kina czy teatru, nie mieli własnych szkół czy gazet, nawet „gadzinówek”. – Hitler dążył do totalnej germanizacji, tyle że nie ludzi, a ziemi. Jej polscy i rzecz jasna żydowscy mieszkańcy byli tutaj więc elementem niepożądanym – wyjaśnia Szczesiak-Ślusarek.
Pierwszym akordem planowanej czystki etnicznej stała się właśnie Operacja Tannenberg. – Jej celem było uderzenie w liderów lokalnych społeczności, ale także w osoby, które w jakikolwiek sposób naraziły się Niemcom. Po pierwsze, chodziło o zasianie wśród Polaków strachu. Po drugie, o likwidację ludzi, którzy byli naturalnymi kandydatami na przywódców ruchu oporu – tłumaczy Szczesiak-Ślusarek.
Przygotowania do operacji rozpoczęły się wiosną 1939 roku. Wówczas to w Głównym Urzędzie Sicherheitsdienst, kierowanym przez Heinricha Himmlera, powstała specjalna komórka, która rozpoczęła kompletowanie list proskrypcyjnych. W sumie znalazło się na nich 61 tysięcy osób: polityków, ludzi kultury, przedstawicieli duchowieństwa czy działaczy społecznych. W sporządzaniu spisów pomagała agentura działająca wśród niemieckiej mniejszości w Polsce. Latem 1939 roku rozpoczęło się formowanie specjalnych komórek operacyjnych, w skład których wchodzili przedstawiciele SD, gestapo i policji kryminalnej, zwanej kripo. Zwierzchność nad nimi sprawował Reinhard Heydrich. Ostatecznie po wkroczeniu do Polski Wehrmachtu weszło też tutaj sześć tzw. Einsatzgruppen, odpowiedzialnych za pacyfikacje i publiczne egzekucje. Rozstrzeliwania w ramach Operacji Tannenberg rozpoczęły się 20 października od publicznych egzekucji w Wielkopolsce. – Szacuje się, że do końca 1939 roku na ziemiach zachodnich zginęło 40 tysięcy osób. Ale statystyki te ujmują też na przykład ofiary nalotów – zastrzega Szczesiak-Ślusarek. Wkrótce po pierwszych egzekucjach rozpoczął się kolejny etap czystki – wielkie wysiedlenia Polaków z ziem zachodnich do Generalnego Gubernatorstwa.
Artysta podkrada zdjęcia
Publiczna egzekucja w Lesznie była jedną z pierwszych. Dziś wiemy o niej sporo, także dzięki wykonanym wówczas fotografiom. – Wiąże się z nimi ciekawa historia – zaznacza Marcin Kochowicz, leszczyński historyk, który badał sprawę mordu. – Zdjęcia zrobił pewien Niemiec, wynajmujący pokój u znanego artysty Leona Rozpendowskiego. W pierwszych dniach okupacji taka sytuacja była jeszcze możliwa. Kiedy Niemiec spał, Rozpendowski wspólnie z moim dziadkiem, który był fotografem, wyciągnął z aparatu kliszę i pod osłoną nocy wykonał odbitki – opowiada. Rozpendowski do końca wojny z narażeniem życia przechowywał je w skrytce urządzonej pod schodami swojego mieszkania. W 1945 roku przekazał fotografie Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Posłużyły jako jeden z dowodów w procesach norymberskich.
Podczas pisania tekstu korzystałem z fragmentów książki Jerzego Zielonki, „W cieniu swastyki”, Leszno 2004, które zamieszczone zostały na stronach IPN, a także fragmentów pracy Marcina Kochowicza, „Nowa rzeczywistość. Eksterminacja, terror i wysiedlenie”, udostępnionej na stronie historia.leszno.pl
autor zdjęć: NAC
komentarze