W kolejne rocznice zbrodni katyńskiej z 1940 roku pojawiają się komentarze wytykające polskim oficerom – ofiarom tej zbrodni – lekkomyślne oddanie się do sowieckiej niewoli. Niejednokrotnie ich autorzy dodają, że Polacy uczynili to bez walki, co sugeruje, że zabrakło im odwagi!
Są to najczęściej konfabulacje rodzimych domorosłych komentatorów i zagranicznych trolli, a nie opinie zawodowych historyków, co nie zmienia faktu, iż funkcjonują one w przestrzeni publicznej, m.in. w postaci komentarzy pod internetowymi tekstami.
Opinie o naiwności polskich wojskowych w 1939 roku są zwykle powierzchowne, oscylują pomiędzy jednostronnością, mogącą być jeszcze przedmiotem rzeczowej polemiki, a głupotą, z trudem już poddającą się takiej polemice. Oskarżenia oficerów o brak odwagi są w każdym wypadku absurdalne i wystawiają najgorsze możliwe świadectwo ich autorom. Trudno na nie odpowiadać, a nawet – według niektórych historyków – nie powinno się tego czynić, aby nie podnosić ich rangi w dyskusji o historii.
Na pewno jednak warto przypomnieć podstawowe fakty, by nie tyle przekonać autorów oczerniających opinii, w wielu wypadkach okazujących złą wolę, ile obronić świadomość historyczną tych, w których umysłach takie opinie mogą poczynić spustoszenie.
1 września 1939 roku liczące 1,8 mln żołnierzy siły niemieckie zaatakowały Polskę od północy, zachodu i południa. Marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał tego dnia rozkaz, który wytyczył na kilka kolejnych lat drogę postępowania: „Żołnierze, walczycie o istnienie i przyszłość. Za każdy krok zrobiony w Polsce musi wróg drogo zapłacić krwią. [...] Bez względu na długotrwałość wojny i poniesione ofiary ostateczne zwycięstwo będzie należało do nas i do naszych sprzymierzeńców”.
Po dwóch tygodniach zaciętych walk z przeważającym pod względem uzbrojenia i sił przeciwnikiem, w których milionowa armia polska nie szczędziła krwi (prawie 70 tys. zabitych i ponad 130 tys. rannych), losy kampanii przechyliły się wyraźnie na stronę niemiecką. Kampania w Polsce – wobec decyzji sprzymierzonych Francji i Wielkiej Brytanii o nieprzechodzeniu do ofensywy – przekroczyła punkt krytyczny, ale kontynuowanie walki miało znaczenie strategiczne, gdyż wpływało na dalsze losy całej wojny. W połowie września rozwój sytuacji wskazywał, że działania bojowe w Polsce mogą trwać jeszcze wiele tygodni, przynieść niespodzianki i drogo kosztować Wehrmacht, ale zakończą się pobiciem polskiej armii, stopniową kapitulacją poszczególnych jednostek i wydzielonych rejonów obrony oraz ewakuacją reszty wojska przez Rumunię do Francji.
W ogniu walki z Sowietami
17 września 1939 roku na Polskę uderzył Związek Sowiecki, atakując od wschodu wzdłuż ponad 1400-kilometrowej granicy. Uderzenie na zaplecze polskiej obrony, w tym na przedmoście rumuńskie, przekraczającej 600 tys. żołnierzy Armii Czerwonej było równoznaczne z szybkim zniszczeniem ogółu sił polskich i zakończeniem kampanii. Kontynuowanie zorganizowanej obrony stało się dla strony polskiej niemożliwe i było – z wojskowego punktu widzenia – bezcelowe, gdyż nie dawało szansy na zadanie dotkliwych strat ani Niemcom, ani Sowietom. Potęgowało natomiast straty własne.
W związku z tą sytuacją 17 września 1939 roku Naczelny Wódz marszałek Rydz-Śmigły wydał rozkaz: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów”. Rozkaz, wbrew obiegowym opiniom, nakazywał wycofanie się do krajów neutralnych, nie zaś niestawianie oporu Armii Czerwonej. W sytuacji gdy Sowieci przeszkadzaliby w realizacji wskazanego celu, polecał walczyć, choć czynił to mało kategorycznie, aby dowódcy decydowali się na to dopiero po wyczerpaniu możliwości przejścia bez kontaktu bojowego do Rumunii i na Węgry.
Jednostki Wojska Polskiego, do których dotarł rozkaz (w mniejszym stopniu KOP, gdyż ten od razu znalazł się w ogniu walki z Sowietami), wycofywały się w kierunku Rumunii i Węgier. Zgodnie z decyzją Naczelnego Wodza nie szukano starcia z Armią Czerwoną, ale tam, gdzie Sowieci uniemożliwiali dotarcie do krajów neutralnych lub połączenie się z siłami walczącymi przeciw Niemcom (a czynili to z zasady), walkę podejmowano. W sumie starcia z Sowietami pochłonęły kilkanaście tysięcy zabitych i rannych.
Poddać się? Tylko w ostateczności
Poddawano się, kiedy już nie można było liczyć na przebicie się, brakowało amunicji, wzrastała liczba rannych, których nie można było opatrzyć. Polscy dowódcy, decydując się w 1939 roku na kapitulację, postępowali zgodnie z przyjętymi w nowożytnym świecie zasadami prowadzenia wojny (sformalizowanymi konwencjami międzynarodowymi i kodeksami oraz warunkowanymi kulturowo), które nie zakładały walki do ostatniego żołnierza czy samobójstw pokonanych. Często nawet przekraczali te granice, dając dowody niezwykłego heroizmu, czego przykładem mogą być walki oddziałów KOP-u na granicy wschodniej (przeciw Sowietom) czy kpt. Władysława Raginisa pod Wizną (przeciw Niemcom).
Przez cały wrzesień 1939 Wojsko Polskie wykazywało wolę walki. W poszczególnych wypadkach oficerowie, chcąc przedłużyć działania bojowe, balansowali na granicy subordynacji, tak jak w Grodnie, gdzie niektórzy dopiero po wyraźnym rozkazie wycofania się ku Litwie – traktowanej na obszarach północno-wschodnich RP jako substytut Rumunii – zrezygnowali z walki „do końca”. Inni, którzy pozostali, zapłacili za to życiem.
Wyrok śmierci za odmowę kolaboracji
Należy jeszcze przypomnieć, że jedną z przesłanek podjęcia decyzji o wymordowaniu polskich oficerów i innych jeńców z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa był hart, jaki wykazali w niewoli. W decyzji katyńskiej stwierdzono, że Polacy są przeciwnikami władzy sowieckiej nierokującymi poprawy. Konkluzja była wynikiem kilkumiesięcznych przesłuchań, podczas których zdecydowana większość odmówiła uznania wyższości ustroju komunistycznego nad ustrojem II RP oraz współpracy w realizacji celów polityki sowieckiej, tj. tworzenia dywizji podporządkowanej Sowietom. Odmawiając wyrzeczenia się ojczyzny, wykazali się wielką odwagą. Byli bez broni, odcięci od kraju, bez kontaktu z polskim rządem. Zginęli, gdyż – zdaniem władz na Kremlu – stanowili zaporę na drodze do sowietyzacji narodu, czyli pozbawienia Polaków pamięci historycznej, tożsamości kulturowej i zdolności państwotwórczych. Faktem jest, że zachowali się niezłomnie. Zginęli za Polskę i dla Polski, odznaczając się najwyższą odwagą.
Koniecznie należy odnieść się także do zarzutu „błędnej decyzji” o poddawaniu się Sowietom, a nie Niemcom. Zarzut, nie tak niegodziwy jak ten o braku odwagi, jest jednak nietrafiony, gdyż ahistoryczny. Bazuje na jednej przesłance – wiedzy o wydarzeniach z 1940 roku, niedostępnej w 1939. Ignoruje natomiast długi szereg faktów. Wyliczmy część z nich:
1) Nikt nie podjął ogólnej decyzji o kapitulowaniu przed Sowietami.
2) Polacy wcale nie oddali się gremialnie w niewolę sowiecką. W 1939 roku dostało się do niej około 240 tys. żołnierzy WP i KOP, z czego blisko połowa, głównie szeregowców i podoficerów WP pochodzenia ukraińskiego i białoruskiego, została szybko zwolniona do domów. W niewoli niemieckiej w 1939 roku znalazło się ponad 400 tys. polskich wojskowych, a po odjęciu wszystkich zwolnionych i zbilansowaniu przekazanych między Niemcami a Sowietami (więcej z ZSRS do Niemiec) dysproporcja ta jeszcze wzrasta.
3) Niewiele polskich jednostek miało wybór, komu się poddać. Duża część tych, które wpadły w ręce sowieckie, mogła tego uniknąć tylko w wypadku rezygnacji z próby przedostania do Rumunii lub na Węgry. Oznaczało to rezygnację z najbardziej oczywistej, trafnie zidentyfikowanej przez Naczelnego Wodza, szansy kontynuowania walki. Przypomnijmy – do Rumunii i na Węgry ewakuowało się około 80 tys. polskich żołnierzy, z których część szybko przedostała się do Francji. Również wielu z kilkunastu tysięcy internowanych na Litwie i Łotwie wzięło jeszcze udział w wojnie.
4) Z grona tych, którzy mieli „wybór”, przed kim kapitulować, nie wszyscy decydowali się poddać Sowietom. Załoga Lwowa, po walce z Niemcami, skapitulowała przed Sowietami (skuszona nadzieją ewakuacji do Rumunii, wykluczoną w wypadku poddania się Niemcom). Gen. Wilhelm Orlik-Rückemann, nie mając szans dotarcia do granicy Rumunii, ruszył na czele zgrupowania KOP-u na zachód. Przebijając się bojem przez oddziały sowieckie, nawet po zablokowaniu odwrotu, nie skapitulował przed Sowietami, lecz rozformował zgrupowanie i umożliwił jego elementom przedarcie się na Litwę lub w większej części do SGO „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga. Tam jego żołnierze, po walce, dostali się do niewoli niemieckiej. Kleeberg też mógł poddać się Sowietom, ale uderzył na Niemców i przed nimi skapitulował.
5) We wrześniu 1939 nie były znane mordy na wielu tysiącach jeńców wojennych – ani dokonane przez Niemców, ani przez Sowietów. Posiadano natomiast wiedzę o brutalnych działaniach niemieckich w 1939 roku w Polsce (zbrodnie dotyczyły mniejszych grup jeńców, a wysokie straty polskie wynikały m.in. z tego, że na polu bitwy Niemcy często nie opatrywali ran polskim żołnierzom). Mniej wiedziano – głównie ze względu na chronologię dwu agresji – o okrucieństwach sowieckich.
6) Większość oficerów, a przede wszystkim władze polityczno-wojskowe i zakładały, że o ile poddanie się Niemcom oznacza spędzenie reszty wojny w obozie, o tyle poddanie Sowietom daje szansę na przyszły udział w walce. I… jakkolwiek szokująco brzmi to w kontekście Katynia... nie pomyliły się. Kilkuset oficerów ocalonych z rzezi katyńskiej wzięło udział w wojnie, a wraz z nimi polscy oficerowie przejęci przez Sowietów w 1940 roku z Litwy i Łotwy oraz żołnierze niższych stopni wzięci do niewoli w 1939 lub przejęci w 1940 roku, którzy tę niewolę przeżyli. Zwolnieni tworzyli armię gen. Władysława Andersa, walczyli pod Monte Cassino.
7) W 1939 roku żaden polityk ani wojskowy nie przypuszczał, że władze Związku Sowieckiego mogą podjąć decyzję o wymordowaniu kilkunastu tysięcy polskich jeńców wojennych. Słowem, nikt nie przewidział, że wiosną 1940 dojdzie do zbrodni katyńskiej, która w jednym ludobójczym akcie pochłonie blisko 22 tys. jeńców i więźniów, wśród nich 8 tys. oficerów WP. Nie przewidziano tej zbrodni nie z powodu naiwności, lecz z jednej fundamentalnej przyczyny – posługiwania się pojęciami właściwymi ludziom cywilizowanym i elementarnie przyzwoitym. Pojęciami, wśród których nie było jeszcze Katynia.
Tekst ukazał się na łamach specjalnego wydania „Polski Zbrojnej” z okazji Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Zachęcamy do zapoznania się z tym wydawnictwem.
autor zdjęć: Muzeum Katyńskie
komentarze