W wojsku dba o to, by śmigłowce 7 Dywizjonu Lotniczego były gotowe do lotu, a w weekendy wygrywa motoparalotniowe mistrzostwa. Por. Wojciech Panas od pięciu lat jest zawodnikiem polskiej motoparalotniowej kadry narodowej, a niedawno został jednym z laureatów nagrody Cumulusy 2017, która przyznawana jest najlepszym sportowcom związanym z lotnictwem.
Por. Wojciech Panas zajął drugie miejsce w plebiscycie, w którym wyłoniono dziesięciu najlepszych polskich sportowców lotniczych. To nagroda za talent, pasję, ambicje, sportowe zacięcie i najwyższej klasy umiejętności lotnicze. W konkursie rywalizują ze sobą sportowcy różnych dyscyplin – piloci szybowcowi, balonowi, śmigłowców, paralotniarze, mistrzowie akrobacji szybowcowej czy latania precyzyjnego, a nawet modelarze. Sportowców do konkursu zgłaszają trenerzy, ale i kibice, i to ich głosy decydują o tym, kto znajdzie się w gronie laureatów. – Dla mnie ta nagroda jest jedną z najważniejszych, bo zdobyłem ją dzięki moim fanom. Świetnie jest mieć ich wsparcie – podkreśla por. Panas.
O lataniu marzył od zawsze. W domu wołali na niego „Dyzio Marzyciel”, bo głowę miał ciągle w chmurach. Jego pokój był pełen sklejanych modeli samolotów, na ścianach wieszał zdjęcia wycięte z gazet. Gdy rodzina Panasów musiała podjąć decyzję co do dalszych losów Wojtka, wybór mógł być jeden – Liceum Lotnicze w Dęblinie. Szkoła sprawiła, że pasja lotnicza połączyła się z miłością do wojska. – Po Liceum bardzo chciałem iść do Wyższej Szkoły Sił Powietrznych, ale mam niewielką wadę wzroku, która nie pozwoliła mi dostać się na kierunek pilota odrzutowców – wspomina por. Panas. Zamiast do Szkoły Orląt, Panas dostał się do Wojskowej Akademii Technicznej i rozpoczął studia na kierunku lotnictwo i kosmonautyka. – Po studiach trafiłem do 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, ale do… batalionu logistycznego. A ja ciągle marzyłem o lotnictwie, samolotach, śmigłowcach – mówi porucznik.
Armia i Sokoły
Aby nie stracić łączności z tym, co kocha, skończył m.in. kurs obsługi śmigłowców Mi-17, po którym odbywał praktyki w Powietrznej Jednostce Ewakuacji Medycznej w Nowym Glinniku. – Każde doświadczenie było na wagę złota. Ale największe przeżycie to mój pierwszy lot śmigłowcem W-3 Sokół po zakończonych praktykach – opowiada porucznik. Cały czas zabiegał, by z batalionu logistycznego przenieść się do 7 Dywizjonu Lotniczego 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. Udało się. Od początku dbał o śmigłowce W-3 Sokół. Najpierw jako młodszy inżynier, dziś jako dowódca klucza eksploatacji śmigłowców. – Odpowiadamy za sprawność śmigłowców, a ja dodatkowo za organizację pracy moich podwładnych, dowodzę 12 ludźmi – mówi Panas. Inżynierowie zajmujący się obsługą śmigłowców muszą nie tylko sprawdzić, czy maszyny są sprawne, naprawić niewielkie usterki, wymienić oleje czy filtry, ale też zaplanować, który z Sokołów poleci na lot szkoleniowy z konkretną załogą następnego dnia. – Problemów do rozwiązania, różnych zagwozdek technicznych i nie tylko, mamy codziennie mnóstwo. I właśnie to lubię, w tym się odnajduję – mówi lotnik.
Pierwsze spotkanie z paralotnią
Ale lotnicze życie porucznika Panasa to nie tylko wojsko, ale też motoparalotniarstwo. Pasja zaczęła się w Liceum w Dęblinie. Przed rozpoczęciem nauki w Wojskowej Akademii Technicznej Panas postanowił zarobić na pierwszy kurs paralotniowy. – Pracowałem całe wakacje w tartaku, codziennie dźwigałem wielkie dębowe deski. Ciężka robota. Wszystko, co zarobiłem, wydałem na kurs i podróż do Międzybrodzia Żywieckiego, gdzie odbywały się zajęcia – wspomina. Po kursach i zdanych egzaminach mógł już legalnie pilotować paralotnię. Ale jeżdżenie w góry, by polatać było czasochłonne i kosztowne, Wojciech Panas dokupił więc silnik. – Po kolejnym kursie otrzymałem uprawnienia do samodzielnych lotów z napędem. Wreszcie mogłem wyprowadzić paralotnię na łąkę, latać i trenować, nie potrzebowałem już żadnej góry – mówi.
Porażki i sukcesy
Zaczął brać udział w motoparalotniowych zlotach i zawodach. Na pierwszych zajął jedno z ostatnich miejsc. Ale nie zniechęcił się. Na następnych znowu porażka – przedostatnie miejsce. – Wychodziłem jednak z założenia, że największe doświadczenie wyniosę właśnie z zawodów. Nawet porażki owocują w przyszłości czymś fajnym – wyjaśnia porucznik. W 2013 roku wystartował w Polskiej Lidze Motoparalotniowej i ten start okazał się sukcesem – zajął drugie miejsce. Po zawodach trener Adam Paska zaproponował mu starty w motoparalotniowej kadrze narodowej.
W 2014 roku po raz pierwszy w historii drużyna kadry narodowej wywalczyła złoty medal w klasie PL1 (wózki motoparalotniowe) na VIII Motoparalotniowych Mistrzostwach Świata na Węgrzech. Zwycięstwo drużyny było zasługą m.in. Wojciecha Panasa, bo w każdej z konkurencji liczą się tylko trzy najlepsze wyniki. – Konkurencji było 20, a ja zdobyłem punktowane miejsca w ponad połowie. Moja radość była wielka – mówi Panas. Kolejne lata to pasma sukcesów: w 2015 – złoto drużynowe w II Motoparalotniowych Slalomowych Mistrzostwach Świata, 2016 – złoto i brąz drużynowe w IX Motoparalotniowych Mistrzostwach Świata i w tych samych zawodach 8. miejsce indywidualnie, 2017 – złoto i srebro drużynowe w Motoparalotniowych Mistrzostwach Europy oraz piąta pozycja indywidualnie. A największy i najważniejszy sukces? – Kiedy startujemy w mistrzostwach świata, działamy drużynowo, wspieramy się, pomagamy sobie, wspólnie pracujemy nad sukcesem. Zawsze najtrudniej jest na mistrzostwach w Polsce, bo tam konkurujemy ze sobą, czyli z mistrzami świata. Największym sukcesem jest więc dla mnie złoty medal mistrzostw Polski z zeszłego roku – przyznaje por. Panas.
Plany na przyszłość? Dla por. Panasa to będzie kolejny rok w kadrze narodowej. W kwietniu w Tajlandii wraz z całą reprezentacją weźmie udział w Motoparalotniowych Mistrzostwach Świata. – Będziemy przez dwa tygodnie walczyć o medale dla Polski. A potem, prawdopodobnie w lipcu, kolejne zawody: slalomowe mistrzostwa polski. Na pewno będzie widowiskowo, postaramy się o to – zaprasza por. Wojciech Panas.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski
komentarze