Trudna sytuacja w Afganistanie zmusza do rewizji planów zakładających redukcję obecności wojsk NATO w tym państwie. Wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie wzmocnić siły misji „Resolute Support”, aby mogły one skuteczniej wspierać afgańską armię i policję. Tym bardziej, że aż jedna piąta terytorium kraju jest poza kontrolą rządu. Talibowie nie tylko próbują zdobyć kolejne miasta, ale także coraz częściej organizują zamachy w Kabulu. Pokazują w ten sposób, że siły rządowe nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa nawet w stolicy.
Jeśli ktoś się łudził, że sytuacja w Afganistanie jest stabilna, to zimnym prysznicem dla niego była informacja o talibach, którzy we wrześniu zajęli strategiczne miasto Kunduz. Pierwszy raz od czasu pojawienia się tam Amerykanów i ich sojuszników rebeliantom udało się przejąć kontrolę nie nad kilkoma wioskami czy dystryktem, lecz nad dużym miastem, które jest stolicą prowincji. Czas ataku talibów nie był przypadkowy. Rebelianci uderzyli 28 września, na dzień przed pierwszą rocznicą utworzenia rządu jedności narodowej prezydenta Aszrafa Ghaniego. Pozbawieni wsparcia sił NATO afgańscy policjanci i żołnierze oraz członkowie sojuszniczych milicji plemiennych, choć liczniejsi od napastników, wycofali się na znajdujące się na obrzeżach Kunduzu lotnisko. Ich dowódcy tłumaczyli, że nie podjęli walki z buntownikami na trenie miasta, by uniknąć strat wśród cywilów. Ostatecznie stolica prowincji została odbita z rąk talibów, ale na ich wyparcie z Kunduzu siły rządowe potrzebowały ponad dwóch tygodni. To nie był pierwszy atak na to miasto w tym roku. Pierwszy raz rebelianci próbowali je zająć w końcu kwietnia, ale wtedy udało się ich wyprzeć jeszcze na rogatkach Kunduzu.
Rejon tego miasta to jedno z wielu miejsc w Afganistanie, które pozostają poza kontrolą rządu w Kabulu. W części dystryktów administracja rządowa została całkowicie zniszczona. W innych władza kontroluje tylko centra administracyjne, a tereny wokół nich są w rękach grup antyrządowych. Można przyjąć, że poza kontrolą rządu jest jedna piąta terytorium kraju.
Poza atakami na miasta w Afganistanie dochodziło w tym roku do wielu krwawych zamachów terrorystycznych. Terroryści często uderzali w Kabulu. Chcieli w ten sposób pokazać, że rząd Ghaniego nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa nawet w stolicy. Talibowie odważyli się nawet zaatakować parlament. Najkrwawszym dniem w Kabulu był 7 sierpnia, gdy w serii zamachów zginęło co najmniej 65 osób, a setki zostały ranne.
Konsekwencją niepewnej sytuacji w Afganistanie była decyzja prezydenta Baracka Obamy, podjęta w połowie października, że wbrew wcześniejszym planom nie nastąpi redukcja wojsk amerykańskich w tym kraju. Przez „większość 2016 roku” w Afganistanie pozostanie 9800 żołnierzy. Administracja prezydencka zakładała, że uspokojenie sytuacji w tym kraju pozwoli ograniczyć amerykański kontyngent w końcu 2016 roku do tysiąca wojskowych, którzy mieli stacjonować w Kabulu. Teraz Pentagon postanowił, że w 2017 roku w Afganistanie będzie 5500 amerykańskich żołnierzy, rozmieszczonych w Kabulu, bazie lotniczej Bagram, Dżelalabadzie i Kandaharze. Obama stwierdził, że decyzja o pozostawieniu większych sił stanowi sygnał dla talibów, że jedyną szansą na wycofanie się obcych wojsk z Afganistanu jest zawarcie przez nich trwałego porozumienia politycznego z władzami w Kabulu. Co więcej, Ashton Carter, sekretarz obrony, stwierdził, że nowy prezydent USA będzie musiał podjąć decyzję w kwestii długoterminowej obecności wojsk w Afganistanie.
W końcu października w ślady USA poszła Wielka Brytania. Minister obrony Michael Fallon poinformował parlament, że w Afganistanie w 2016 roku pozostanie – jak dotąd – około 450 brytyjskich wojskowych. Prawdopodobnie takie decyzje podejmą władze innych państw biorących udział w „Resolute Support”, którą zaplanowano do końca 2016 roku. Jednak NATO już zasygnalizowało, że nie będzie ona ostatnią jego operacją w Afganistanie.
komentarze