Z Janem Maciejewskim o modzie na wojsko i naukowym podejściu do obronności kraju rozmawia Bogusław Politowski.
O statnio powstaje duża liczba grup paramilitarnych i proobronnych. Skąd wzięła się moda na taką aktywność?
Przyczyną rosnącej popularności grup dyspozycyjnych paramilitarnych jest potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa państwa, ale też lokalnych, małych ojczyzn. Zjawisko to jest osadzone również w kontekście historycznym, kształtowanym przez lata niewoli, powstania narodowe, dwie wojny światowe.
Niebanalne znaczenie ma oprócz tego wpływ mediów. Komunikaty o aktach terroryzmu, realistyczne relacje z toczących się konfliktów zbrojnych sprawiają, że w społeczeństwie rośnie poczucie zagrożenia. I nie jest to wcale sterowane, bo media szukają sensacji, starają się podnosić poziom oglądalności czy sprzedaży swoich pism, a to powoduje efekty uboczne, takie jak wzrastające poczucie zagrożenia.
Z socjologicznego punktu widzenia zaś każdy człowiek potrzebuje poczucia przynależności do rodziny, grupy. W zespole czuje się potrzebny, a z czasem silniejszy. Te uwarunkowania dają impuls do organizowania się w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Czy jest to zasadne? To się kiedyś okaże. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to w Polsce ruch oddolny, przez nikogo niesterowany.
Czy powodem w jakimś stopniu nie jest też moda na wojsko, mundur, na ekstremalne przeżycia? Chęć dostarczenia organizmowi adrenaliny?
W pewnej części tak. Szczególnie ludzie młodzi lubią mocne doznania. Coraz więcej młodzieży szaleje quadami po wertepach, wspina się na skałki, skacze na bungee. Powstają kolejne komercyjne firmy oferujące zajęcia surwiwalowe. Podwaja się liczba uczestników maratonów i triatlonów. Homo sapiens zawsze cechowała potrzeba aktywności fizycznej, wyładowania natywistycznej energii. Dobrze, że niektórzy chcą przy okazji pozytywnie wpływać na obronność państwa.
A co z poczuciem patriotyzmu? Czy przeprowadzono badania na ten temat?
W Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego prowadziłem kilka odnośnych projektów w ramach seminariów magisterskich i licencjackich. Wynika z nich, że poziom patriotyzmu w ostatnim czasie ani gwałtownie nie wzrósł, ani się nie obniżył. Jest jednak zauważalna pewna tendencja zachowawcza, która powoduje, że społeczeństwo coraz częściej odczuwa potrzebę grupowania się i integrowania ze swoją własną nacją i szuka takich możliwości. Można mówić o wzroście szeroko pojmowanej tożsamości narodowej.
Dla nas, socjologów, istotne są motywy działań społecznych, powodujące wstępowanie młodych ludzi do tego typu formacji paramilitarnych. Są to oczywiście patriotyzm, poczucie obowiązku względem Ojczyzny, ale też chęć zdobycia specjalistycznej wiedzy oraz umiejętności zespołowego przeciwdziałania możliwym zagrożeniom wspólnoty. Przynależność do grup paramilitarnych czy proobronnych jest jak deklaracja formalnego zobowiązania do uczestnictwa w tej części życia publicznego, która wymaga ochrony i obrony. To bardzo pozytywny przejaw – stanąć w obliczu problemu i oddać siebie do dyspozycji na rzecz dobra ogółu.
Zauważalna aktywność tego typu grup i organizacji nie jest tylko kwestią przywołanych „wysokich” wartości moralnych. To również wyraz aktywnego sprzeciwu wobec niebezpieczeństwa urzeczywistnienia się współczesnych zagrożeń. Młodzi ludzie nie wycofują się do „wygodnej kanapy” czy gier komputerowych, lecz podejmują zdecydowane działania, są aktywni i odpowiedzialni, gotowi do poświęceń. Rodzi się wspólnotowa solidarność o nasze dobro.
Organizacje paramilitarne i proobronne stanowią podatny grunt do rozwijania wartości patriotycznych. Doskonale to widać na przykładzie klas mundurowych, których jest coraz więcej. Być może w kolejnych badaniach dotyczących patriotyzmu zanotujemy jakiś znaczący rozwój tych wartości.
W chaosie, jaki towarzyszy powstawaniu różnych organizacji mających w założeniu charakter zbrojny, pojawiają się sygnały o wzroście tendencji narodowościowych. Czy powinny one niepokoić? Na tej fali mogą się przecież tworzyć grupy skrajnie nacjonalistyczne, groźne dla społeczeństwa.
Kiedy ludzie zaczynają być nadaktywni, to zawsze mogą się znaleźć jacyś liderzy, domorośli ideolodzy, skłonni do patologizacji życia społecznego w imię realizacji partykularnych interesów. Pod płaszczykiem działania na rzecz obronności mogą próbować realizować swoje „chorobliwe” plany. Mam sygnały od studentów i doktorantów, że do organizacji proobronnych przenikają ludzie ze struktur przestępczych, poszukujący tzw. żołnierzy do mafijnego podziemia. I nie są to wcale jednostkowe przypadki penetracji tych organizacji. W zdecydowanej większości ruch społeczny, o którym mówimy, jest jednak jak najbardziej pożądany dla podniesienia stanu bezpieczeństwa kraju.
Można odnieść wrażenie, że władze nie potrafią tego wykorzystać. Ciągle nie mamy procedur weryfikowania nowych organizacji proobronnych i paramilitarnych. Ba, nikt dzisiaj nawet nie wie, ile ich jest.
Wszystko istotnie dzieje się żywiołowo. Władze nie mają pomysłu, jak tę „dobrą falę” na rzecz obronności wykorzystać. My, naukowcy, byliśmy chyba bardziej przewidujący. W Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego już od 2009 roku istnieje Zakład Socjologii Grup Dyspozycyjnych, który naukowo zajmuje się tymi zagadnieniami. Gdyby nasz potencjał badawczy został w pełni wykorzystany przez odpowiednie instytucje, udałoby się ten proces społeczny ukierunkować na właściwe, obywatelskie tory, co uniemożliwiłoby w niektórych przypadkach działania na pograniczu patologii, o której wspominałem.
Jak Pan sobie wyobraża skuteczne działanie władz w tym wypadku?
Działalność grup paramilitarnych i proobronnych bez wątpienia należy otoczyć opieką państwa i jego kompetentnych instytucji, jednak innych niż MON, które powinno się zajmować wyłącznie Siłami Zbrojnymi RP. Trzeba by utworzyć odpowiednią komórkę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Chodzi nie tylko o monitoring czy rejestrowanie takich grup, szkolenie, pomoc logistyczną i finansową, lecz także o stworzenie ogólnokrajowego systemu kierowania, od szczebla gminy po władze centralne.
W jakim stopniu może w tym pomóc nauka?
Osoby i instytucje zajmujące się tą problematyką powinny częściej korzystać z wyników naszych badań uniwersyteckich oraz finalnych opracowań projektów badawczych. Istnieje wiele publikacji naukowych oraz raportów dotyczących grup dyspozycyjnych, jakimi są organizacje proobronne, paramilitarne, a nawet grupy rekonstrukcyjne. Odpowiednie instytucje rządowe (samorządowe) mogą też zamówić w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego tematyczne projekty badawcze, służące rozwiązaniu wielu problemów społecznych, w tym wypadku konfliktogennych.
Czy o socjologii grup dyspozycyjnych możemy mówić jako o nowej dziedzinie nauki?
Nie jest to dziedzina, lecz dyscyplina. Można powiedzieć, że nowa, bo zrodziła się niecałe 20 lat temu, a jedyny w Polsce zakład, na Uniwersytecie Wrocławskim, działa zaledwie od 2009 roku.
Socjologia grup dyspozycyjnych jest podejściem teoretycznym. Z jednej strony skupia uwagę naukową na podmiotach systemu bezpieczeństwa, a z drugiej na wyróżniającej je specyficzności zawodowej. Subdyscyplina ta rozwija dokonania socjologii wojska o analizy współczesnych podmiotów systemu bezpieczeństwa państwa, szczególnie paramilitarnego i cywilnego. Środowisko (nie)bezpieczeństwa jest wysoce zróżnicowane, ale nie znaczy to, iż niemożliwe do kontrolowania, chociażby poprzez badania naukowe.
Powstanie wyodrębnionej dyscypliny socjologii było następstwem m.in. ciągle zmieniającej się roli żołnierza-człowieka w konfliktach zbrojnych i systemach obronności. Działania asymetryczne, wojny hybrydowe, rozwój techniki militarnej spowodowały, że żołnierz-wojownik stawał się co raz mniej potrzebny w sensie liczebnym i zmieniał się charakter jego służby. Nastąpiła konieczność zajęcia się naukowo tzw. systemem antropotechnicznym, czyli połączeniami i zależnościami pomiędzy techniką, człowiekiem i otoczeniem. Już teraz jest tak, że żołnierz, wyposażony w sprzęt odpowiedniej klasy, ma większą wartość bojową niż niedawny pluton czy nawet kompania. Socjologów wrocławskich interesuje, w jaki sposób człowiek może wykorzystywać ową technikę i jakie są tego konsekwencje dla żołnierza.
Jak proces tworzenia grup proobronnych czy paramilitarnych przebiega w innych krajach? Czy jest równie dynamiczny jak w Polsce?
Najbardziej rozwija się on obecnie na Ukrainie. Wzbudza to pewne obawy o odradzające się zachowania skrajnie nacjonalistyczne. Słowacy z kolei idą bardziej w tworzenie różnorodnych grup dyspozycyjnych związanych z ratownictwem cywilnym. W państwach zachodnich zaś jest większa instytucjonalizacja. Obserwuje się tam rozwój rynku prywatnego związanego z usługami na rzecz bezpieczeństwa. Powstaje np. wiele specjalistycznych firm ochroniarskich, których jednak nie definiuję socjologicznie jako „grupa dyspozycyjna”, ponieważ są nastawione na zysk i pełną komercję, a nie na bezinteresowne działanie na rzecz obywateli i bezpieczeństwa ogółu. Prof. dr hab. Jan Maciejewski
Jan Maciejewski
Jest kierownikiem Zakładu Socjologii Grup Dyspozycyjnych w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Studiował w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu oraz Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. W 1978 roku został promowany do stopnia podporucznika. Dowodził plutonem i kompanią w nieistniejącym już 13 Pułku Zmechanizowanym w Kożuchowie. W 1979 roku powrócił do macierzystej uczelni jako wykładowca, później kierował Katedrą Nauk Społecznych. W lutym 2006 roku pożegnał się, w stopniu pułkownika, z mundurem.
autor zdjęć: Bogusław Politowski