Te ćwiczenia to egzamin dla wojska i polityczny sygnał dla świata: „nowe” NATO potrafi być groźne.
Tuż przed szczytem w Warszawie sojusz północnoatlantycki pokazuje swoją siłę, determinację w obronie, a przede wszystkim sprawność nowych struktur. Majowo-czerwcowe ćwiczenia na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, z „Anakondą” włącznie, są sygnałem dla społeczności międzynarodowej: jesteśmy silni, sprawni i możemy skutecznie odpowiedzieć na każdą agresję.
„Anakonda”, tak wielka jak nigdy dotąd, bo z niemal 30 tys. żołnierzy NATO i państw stowarzyszonych, to tylko jeden z elementów tego, co sojusz chce pokazać międzynarodowej społeczności. W serii ćwiczeń na terenie wschodniej flanki NATO, których „Anakonda” jest częścią, bierze udział kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, począwszy od wojsk specjalnych, przez zmechanizowane, lotnictwo, po marynarkę wojenną. „Jeszcze nigdy dotąd w manewrach na terenie naszego kraju nie wzięła udziału taka liczba sił sojuszniczych NATO i państw stowarzyszonych”, mówi ppłk Piotr Walatek, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Sygnał 1: jak pokonać Czerwonych
Przebieg „Anakondy” ma potwierdzić sojuszniczą gotowość do dowodzenia połączoną operacją obronną w sposób kompleksowy, w warunkach zagrożeń hybrydowych. „Jest ona okazją do potwierdzenia gotowości i determinacji sojuszu do zapewnienia bezpieczeństwa wschodniej flance NATO, w tym Polsce”, mówi gen. broni Marek Tomaszycki, głównodowodzący ćwiczeniami dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych.
Scenariusz zakłada konflikt między Czerwonymi (agresor) a Niebieskimi (NATO). Przeciwnik niby wymyślony, ale zarówno tło konfliktu, jak i strona sojusznicza są jak najbardziej prawdziwe. Sojusz Czerwonych dąży do opanowania regionu Morza Bałtyckiego i zajęcia Estonii, Łotwy, Litwy oraz wybranych obszarów Polski. Dochodzi do hybrydowych akcji w poszczególnych rejonach kontynentu i cyberataków, na które sojusznicy NATO muszą szybko zareagować, aby agresor zrezygnował z kontynuowania konfliktu. Dalsze działania Czerwonych mają doprowadzić do zajęcia przez ich wojska północnej części Polski, ustanowienia władzy na zajętych terenach oraz stworzenia politycznej i militarnej izolacji naszego państwa, a także krajów bałtyckich na arenie międzynarodowej. „Do tej pory ten scenariusz był co roku ten sam”, przyznaje ppłk Walatek. „Tym razem ćwiczenia odbywają się na podstawie założeń taktycznych NATO, dostosowanych do naszej części kontynentu i do zagrożeń, które mogłyby się pojawić w Europie Środkowej i państwach bałtyckich”.
Skala przedsięwzięcia to sygnał sojuszu dla potencjalnych agresorów. Przez dziesięć dni czerwca na poligonach niemal całego kraju w ćwiczeniach sojuszniczych bierze udział prawie 30 tys. żołnierzy ze sprzętem niemal każdego rodzaju: od pojazdów po mosty przeprawowe. Z tej liczby 12 tys. to Polacy, do których dołączy prawie 14 tys. Amerykanów, tysiąc Brytyjczyków, 1200 Hiszpanów, ponad 230 Niemców. W sumie w manewry zaangażowało się 18 państw członkowskich NATO oraz pięć partnerskich. Zostanie użytych aż 2940 jednostek sprzętu, w tym czołgi Leopard 2A4 i A5, rodzina transporterów opancerzonych Rosomak, 105 statków powietrznych, takich jak myśliwce F-16, oraz 12 okrętów.
Sygnał 2: wzmocnienie wschodniej flanki
„Anakondy” nie można jednak rozpatrywać bez kontekstu ćwiczeń, które w tym samym czasie trwają w naszej części Europy. Nie przypadkiem to właśnie wschodnia flanka NATO stała się areną tak wielkich manewrów, które odbywają się jedne po drugich, zazębiając się i powodując szybkie przemieszczanie ćwiczących wojsk z zachodu na wschód Europy.
Majowe ćwiczenia „Brilliant Jump” to sprawdzenie szpicy i jej mobilności, a także skuteczności tej części Sił Odpowiedzi NATO. Kilka tysięcy żołnierzy i setki ton sprzętu w ciągu paru dni przerzucono do Polski z baz położonych w Hiszpanii, żeby później włączyć ich w „Anakondę”. To jednak nie koniec, bo manewry „Swift Response” pozwalają NATO sprawdzić zdolność do międzykontynentalnego przerzutu strategicznych sił USA do Polski. W „Saber Strike” z kolei Amerykanie przerzucili 1400 żołnierzy i około 400 pojazdów do państw bałtyckich, aby tam przetrenować prowadzenie operacji obronnej w warunkach konfliktu hybrydowego. Temu manewrowi mogli przyglądać się Polacy, bo przez nasz kraj dwiema trasami do Estonii przemieszczali się amerykańscy żołnierze z 2 Regimentu Dragonów.
„Nasi żołnierze demonstrują w czasie rajdu siłę NATO”, twierdzi kpt. Scott Walters, oficer prasowy 2 Regimentu. Na efekty takiego przemarszu zwraca też uwagę płk John V. Meyer, dowódca tej jednostki: „Ćwiczenia »Dragoon Ride« pokazują szybkość działania NATO w zorganizowaniu i przerzucie wojska w zagrożony region. Udowadniają także elastyczność naszego pułku w swobodnym przemieszczaniu się po Europie, aby zapewnić naszym sojusznikom wsparcie i powstrzymać agresję ewentualnego napastnika”.
Artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego stanowi, że atak na jedno z państw członkowskich NATO zostanie potraktowany jako agresja wymierzona w cały sojusz. W tym samym czasie co „Anakonda”, Flota Uderzeniowa NATO przeprowadza też na Morzu Bałtyckim odrębne ćwiczenia sił morskich, „Baltops”.
Sygnał 3: NATO w gotowości
Ważne jest nie tylko to, kto bierze udział w szkoleniu, lecz także, w jakiej konfiguracji. A w „Anakondę” i pozostałe ćwiczenia są zaangażowane wojska działające w nowych strukturach sojuszu. Te manewry mają udowodnić, że nieprawdziwe są opinie o tym, że NATO jest skostniałe i nie potrafi sprawnie reagować na zmieniającą się rzeczywistość. Najwyżsi dowódcy podkreślają, że to, co od strony politycznej zostało postanowione na szczycie w Walii, działa już od strony wojskowej.
Pierwszy element nowych struktur to szpica. Siły bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force – VJTF) to część Sił Odpowiedzi NATO (NATO Readiness Force – NRF), liczących około 50 tys. żołnierzy, które sojusz jest w stanie wysłać do obrony każdego ze swoich członków. Kieruje nimi Dowództwo Sił Połączonych w Brunssum w Holandii (Joint Force Command Brunnsum – JFCBS). Szpicę tworzy około 5 tys. żołnierzy, obecnie z 7 Brygady Lekkiej Piechoty „Galicia” z Figueirido w Hiszpanii, podlegającej korpusowi NATO w Béterze. Ta jednostka, podobna do Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie, dowodzi pierwszą zmianą szpicy. Brygada „Galicia” to zaprawieni w bojach żołnierze – brali udział w misjach w Bośni i Hercegowinie, Kosowie, Iraku, Afganistanie, Pakistanie i Libanie. Są wyposażeni w niszczyciele czołgów Centauro, bojowe wozy piechoty VEC M-1, pojazdy typu MRAP – RG-31 i transportery BMR-M1. Wojsko do szpicy wystawiają na rok rotacyjnie poszczególne państwa sojuszu – po Hiszpanii przyjdzie czas na Wi elką Brytanię, Niemcy, Francję, a w 2020 roku także Polskę.
Decyzję o użyciu sił wchodzących w skład Sił Odpowiedzi NATO, a tym samym także VJTF, podejmuje najpierw polityczne kierownictwo sojuszu północnoatlantyckiego. Następnie rozpoczynają się działania militarne i do akcji wkracza naczelny dowódca sojuszniczy w Europie (Supreme Allied Commander Europe – SACEUR) – dzisiaj tę funkcję pełni gen. Philip Breedlove. „Taka aktywacja jest przedmiotem ćwiczeń »Brilliant Jump«”, mówi mjr Piotr Wojtas z JFC Brunssum. „SHAPE, czyli siedziba SACEUR, przekazuje w trakcie manewrów sygnał o przejściu sił VJTF w stan najwyższej gotowości i rozpoczyna się proces, który objąłby żołnierzy batalionu w rzeczywistości – zaczynając od zastrzyków ochronnych, a kończąc na zapakowaniu broni do skrzyń, i przewiezieniu ich tam, gdzie udają się żołnierze”, wyjaśnia. Szpica w ciągu 48 godzin od podjęcia decyzji o jej użyciu powinna znaleźć się w określonym miejscu na świecie i podczas „Brilliant Jump” te zdolności zostaną sprawdzone – wojsko sojusznicze będzie przerzucone do Polski przez port morski w Szczecinie i lotnisko pod Wrocławiem.
Sprawne przemieszczenie sojuszniczych sił bardzo wysokiej gotowości na wschód nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie niedawno powstałe jednostki integracyjne (NATO Force Integration Units – NFIU). Tworząc je, NATO przygotowało siatkę logistyczno-rozpoznawczą na swoich wschodnich rubieżach. Działa już pełną parą sześć NFIU – te w Polsce, na Łotwie, Litwie, w Estonii podlegają Wielonarodowemu Korpusowi Północno-Wschodniemu, a te w Bułgarii i Rumunii są podporządkowane dowództwu korpusu NATO w Neapolu (wkrótce powstaną kolejne dwie jednostki: na Słowacji i Węgrzech).
Jednostki integracyjne już pracują nad tym, by stworzyć całościowy obraz sytuacji na swoim terenie. Do ich zadań należą logistyka i rozpoznanie. Muszą zdobyć wiedzę o infrastrukturze na swoim terenie i w miarę możliwości ocenić siły przeciwnika. To NFIU zorganizowały pod względem logistycznym amerykański rajd dragonów. W razie potrzeby są w stanie przeprowadzić transport ciężkiego sprzętu i dowolnej ilości sił aliantów z jednego końca kontynentu na drugi.
Wreszcie trzeba wspomnieć o Wielonarodowym Korpusie Północno-Wschodnim w Szczecinie, który dowodzi sześcioma jednostkami integracyjnymi i koordynuje ich działania. Jest to największa struktura dowodzenia i kwatera NATO w naszej części Europy, ale do szczytu w Walii była niemal niezauważana, oprócz krótkich okresów, kiedy żołnierze wyjeżdżali, aby dowodzić operacją NATO w Afganistanie. Decyzją w Newport Wielonarodowy Korpus stał się jednak jednym z najważniejszych elementów systemu odstraszania NATO, a seria wiosennych ćwiczeń, zwieńczona przerzutem wojsk w ramach „Brilliant Jump”, dowiodła, że cele postawione przed jednostką zostały osiągnięte.
Sygnał 4: wojsko zdaje egzamin
Tuż przed szczytem NATO w Warszawie Korpus osiągnie wysoki stopień gotowości i, co więcej, utrzyma go na stałe, a nie np. przez rok, tak jak się dzieje w większości tego typu wielonarodowych jednostek NATO. „Nasza obecność w Szczecinie to część planu odstraszania. Chodzi o to, by nikomu nie przyszło do głowy stwarzać zagrożenia na Litwie, Łotwie czy w Estonii. Poprzez zwiększenie liczby dowództw, powołanie VJTF i NFIU, a także wprowadzenie zmiany w Korpusie sojusz daje sygnał, że wciąż się adaptuje do nowych wyzwań”, uważa gen. Manfred Hofmann, dowódca Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego.
Wszystkie te elementy składają się na pewną całość, dzięki czemu NATO zyskuje nowe oblicze. „Anakonda” i pozostałe ćwiczenia to, z jednej strony, egzamin dla wojsk i nowych struktur, z drugiej zaś, ważny sygnał militarny i polityczny: „nowe” NATO jest szybkie, sprawne, gotowe do odpowiedzi... I stanie w obronie każdego ze swoich członków.
autor zdjęć: Adam Roik/Combat Camera DORSZ