Z Markiem Tomaszyckim o „Anakondzie ’16”, czyli ćwiczeniach z udziałem żołnierzy z 25 państw i sprawdzeniu w praktyce wielu teoretycznych koncepcji współdziałania sojuszu rozmawia Piotr Bernabiuk.
W pierwszej „Anakondzie” gen. bryg. Marek Tomaszycki dowodził 10 Brygadą Kawalerii Pancernej. Te ćwiczenia prowadzono według dość dramatycznego scenariusza – zostaliśmy zaatakowani i przeciwnik zajął znaczny obszar naszego kraju... Czym się będzie różniła od nich „Anakonda ’16”?
Niemalże wszystkim. Głównie zaś tym, że nigdy dotąd na tego typu ćwiczeniach nie mieliśmy do czynienia z wydarzeniami rozgrywającymi się jeszcze przed rozpoczęciem konfliktu.
Czy ćwiczenia będą miały bezpośrednie odniesienie do obecnych zagrożeń bezpieczeństwa na świecie?
Tak, ponieważ sprawdzamy ważne, nie tylko dla każdego dowódcy, ale również dla głowy państwa, scenariusze strategicznego odstraszania.
Chcemy zatem przekonać potencjalnego przeciwnika, że nie warto nas atakować.
Tak. I to też różni tę „Anakondę” od poprzednich.
Wrócę jeszcze do „Anakondy ’06”. W pierwszej fazie tamtej operacji byliśmy zdani jedynie na siebie. Teraz będziemy przeciwdziałali zagrożeniom w towarzystwie wielonarodowym.
Tak, ale to będą też nasze ćwiczenia narodowe.
Rozgrywane jednakże według scenariusza natowskiego i z udziałem kilkunastu tysięcy żołnierzy z ponad 20 krajów. Chcemy pokazać, że jest nas tak dużo?
Tak. A także to, że jesteśmy razem, co jasno zostało powiedziane w Brukseli podczas konferencji dotyczącej komunikacji strategicznej. Głównymi celami „Anakondy ’16” są bowiem integracja na wszystkich poziomach, sprawdzenie procedur przyjęcia sił natowskich, w tym przemieszczenia wojsk, oraz przećwiczenie przekazywania odpowiedzialności między poszczególnymi siłami NATO.
Będzie to więc także okazja do pokazania spójności w działaniu na wypadek zagrożenia…
I to nie tylko w samym sojuszu północnoatlantyckim, ale również z państwami oczekującymi na przyjęcie do struktur, także tymi określanymi jako partnerskie lub przyjazne.
Nowym wymiarem „Anakondy ’16” będzie sprawdzenie w praktyce rozwiązań omawianych dotąd jedynie „na mapach”.
Rzeczywiście nigdy dotąd nie przerabialiśmy na taką skalę, w formie ćwiczeń z wojskami, wejścia sił sojuszniczych i całego HNS-u [Host Nation Support], czyli wsparcia państwa gospodarza. Nigdy też nie ćwiczyliśmy przekazania odpowiedzialności dowództwom natowskim.
Czy to się wydarzy podczas zbliżających się ćwiczeń?
Tak. Szczególną rolę odegra tu LANDCOM, Dowództwo Komponentu Lądowego NATO z Izmiru. W drugim tygodniu „Anakondy ’16” polskie Dowództwo Komponentu Lądowego przekaże mu odpowiedzialność i uprawnienia w dziedzinie dowodzenia operacją w wymiarze lądowym. LANDCOM będzie współpracował z polskimi dowództwami komponentów sił powietrznych, marynarki wojennej, wojsk specjalnych oraz wojsk lądowych.
Czy przeprowadzano kiedykolwiek taką próbę?
Dotąd przekazanie dowodzenia przerabialiśmy jedynie teoretycznie. Natowskie stanowisko, po przemieszczeniu w wyznaczone miejsce, weźmie na siebie ciężar odpowiedzialności za operacje lądowe, tym samym rozpocznie współdziałanie z polskimi dowództwami. Będzie to bardzo realistyczny element wsparcia sojuszniczego.
A czym w tym czasie zajmie się nasze dowództwo?
Oficerowie Dowództwa Operacyjnego będą pełnić funkcję Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych NATO. To zadanie zostanie wykorzystane jako szkolenie dla naszych oficerów z użycia i stosowania natowskich procedur w czasie konfliktu.
Określenie „ćwiczenia hybrydowe” sugeruje działania zróżnicowane i wielowątkowe.
„Anakonda ’16” będzie sekwencją ćwiczeń prowadzonych kolejno lub równolegle na terenie Polski połączonych w jedno spójne przedsięwzięcie szkoleniowe. Niektóre z nich rozpoczną się wcześniej, następnie wydzielone siły wejdą płynnie w ćwiczenia „Anakonda ’16”, wykonując wspólne zadania taktyczne i ogniowe. W czasie trwania naszych ćwiczeń, w północnej części Bałtyku będzie się odbywać „Baltops ’16”, który mimo odrębnej struktury zostanie ściśle zsynchronizowany z „Anakondą ’16” i pozostałymi manewrami.
Jest także planowany niespotykany dotąd desant powietrzny 82 Dywizji Powietrznodesantowej.
Wojska amerykańskie wykonają strategiczny przerzut swoich wojsk bezpośrednio ze Stanów Zjednoczonych na teatr działań w Europie. W tym celu została utworzona międzynarodowa struktura, składająca się m.in. z sił polskich i brytyjskich, licząca ponad 2 tys. spadochroniarzy, którzy będą się desantować w rejonie Torunia.
Czym zajmą się ci żołnierze po wylądowaniu?
82 Dywizja Powietrznodesantowa po desantowaniu przechodzi do zadań taktycznych i ogniowych. Jednym z kluczowych będzie zajęcie mostu na Wiśle w Toruniu, przez który przeprawi się amerykański 2 Pułk Kawalerii, w ramach ćwiczeń „Saber Strike”, w drodze do państw bałtyckich. Pokonają oni także pontonową przeprawę mostową na Wiśle pod Chełmnem przygotowaną na potrzeby „Anakondy ’16”. 82 DP po wykonaniu zadań na terenie Polski przemieści się do Niemiec, żeby wziąć udział w „Swift Response ’16”.
Zaskakuje różnorodność wojsk zaangażowanych w te ćwiczenia, począwszy od sił amerykańskich, niewiele mniejszych od naszych, po dość wątłą liczebnie reprezentację niektórych państw, w postaci plutonów czy też obsad stanowisk dowodzenia.
Nawet symboliczny udział kilkunastu żołnierzy oznacza, że we wspólne przedsięwzięcie angażuje się reprezentowane przez nich państwo. Wszyscy też będą wkomponowani w strukturę sił, a integracja będzie się odbywała na różnych poziomach.
Określenie „integracja na różnych poziomach” brzmi dość ogólnikowo. Co to znaczy?
Do tej pory pracowaliśmy nad współdziałaniem na poziomie dywizji lub korpusu czy ewentualnie brygady, teraz zejdziemy do plutonu. I to nie w jednej brygadzie, nie w jednym batalionie, ale we wszystkich ćwiczących jednostkach wojskowych równocześnie. Jest to szczególnie ważny aspekt ćwiczeń, gdyż oprócz spraw operacyjnych będzie dotyczyć wspólnego bezpieczeństwa naszych żołnierzy wykonujących zadania na poligonach.
Czy zatem plutony i kompanie będą włączać w swoje struktury żołnierzy innych armii?
Tak, bo na współczesnym polu walki to jest już standard, wypracowany zresztą m.in. w operacjach irackiej czy afgańskiej. Struktury zespołów bojowych były tworzone do wykonania określonych zadań bojowych i wymagały interakcji między żołnierzami różnych narodowości oraz różnych specjalności wojskowych.
Może chociaż w wielkim skrócie pokażmy, jak będzie wyglądała ta sojusznicza mozaika.
W ćwiczeniach wezmą udział plutony ukraiński, turecki i macedoński. Na poligonie w Żaganiu batalion brytyjski będzie się zgrywał z naszą 10 Brygadą Kawalerii Pancernej, a kompania szwedzka będzie działała na poligonie w Drawsku w strukturze batalionu amerykańskiego. Hiszpanie w sile dowództwa brygady i batalionu wojska początkowo będą uczestniczyć w natowskich ćwiczeniach „Brilliant Jump”, a później włączą się w „Anakondę”, działając w strukturze 16 Dywizji Zmechanizowanej. Do ćwiczącej na poligonie w Orzyszu rozwiniętej 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej dołączą zaś swe stanowiska dowodzenia brygady łotewska i węgierska. Również LITPOLUKRBRIG na poligonie w Nowej Dębie będzie dowodzić siłami w międzynarodowym składzie. Niemiecki batalion inżynieryjny z kolei, współdziałając z amerykańską brygadą żandarmerii wojskowej, zajmie się budową przepraw na naszych rzekach.
Czy kierownictwo ćwiczeń będzie wielonarodowe?
Trzon kierownictwa ćwiczeń tworzą Polacy i Amerykanie, bo to wynika z proporcji uczestniczących wojsk – ze strony amerykańskiej będzie zaangażowanych prawie 12 tys. żołnierzy, z naszej około 13 tys.
Ćwiczenia rozpoczynające „Anakondę” tak naprawdę zaczęły się znacznie wcześniej, niż to jest podane w oficjalnych komunikatach.
Tak, ponad rok temu rozpoczęło się przygotowanie ćwiczeń. Znakomitym wprowadzeniem do „Anakondy ’16” były już natowskie ćwiczenia reagowania kryzysowego, mające na celu sprawdzenie procedur podejmowania decyzji na szczeblu strategicznym i politycznym w obliczu zagrożenia dla państw sojuszu. Wprawdzie ich scenariusz nie został ujawniony, ale niezwykle realistycznie nawiązywał do aktualnych zagrożeń, dotyczących w znacznym stopniu również Polski.
Jaki jest pożytek z tych ćwiczeń dla „Anakondy”?
Ze strony polskiej ćwiczenia reagowania kryzysowego koordynowało Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Uczestniczyli w nich m.in. przedstawiciele kancelarii premiera, resortów spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych oraz systemu obronności naszego państwa, którego wojsko jest jednym z elementów. Wypracowane procedury militarnego i niemilitarnego reagowania kryzysowego NATO, do tej pory przerabiane jedynie teoretycznie, teraz zamierzamy zweryfikować w praktyce.
„Anakonda ’16” będzie miała zaplanowany przebieg, ale ćwiczący nie dostaną szczegółowego scenariusza. Kierownictwo będzie im stawiało zadania na bieżąco. A co się stanie, gdy zaczną popełniać błędy?
Jako kierownik ćwiczeń, po wydaniu rozkazu operacyjnego wysłuchuję koncepcji użycia wojsk przez dowódców poszczególnych szczebli. Widzę wówczas, jakie proponują rozwiązania, gdzie powstają luki w operacji i próbuję tak kierować przebiegiem manewrów, by zmusić wszystkich do maksymalnego wysiłku i podejmowania trudnych decyzji, których skutki będą odwzorowane w systemach symulacji. Warunki, w jakich to będzie się odbywało, będą maksymalnie zbliżone do realizacji działań taktycznych, ale skutki na szczęście będą tylko wirtualne.
A jeśli podejmą nietrafne decyzje?
Ćwiczenia są grą niezwykle realistyczną, odnoszącą się do zdarzeń mogących wystąpić naprawdę. To jest tak, jak w czasie normalnych działań bojowych. Jeśli brygada nie osiąga wszystkich celów prowadzonej walki, jej dowódca musi na to zareagować, podjąć stosowną decyzję. W razie dużych strat może się to zakończyć wyjściem z walki lub przejściem do działań nieregularnych. Mogę też pokazać ćwiczącemu jego błędy i oczekiwać poprawy w prowadzeniu operacji.
Dowódcę operacyjnego wspiera zespół ludzi, ale też system JTLS (Joint Theater Level Simulation) z Centrum Symulacji i Komputerowych Gier Wojennych Akademii Obrony Narodowej. Czy bez niego dałoby się przygotować tak rozbudowane ćwiczenia?
Zapewne tak, bo bez takiego wsparcia odbywały się jeszcze większe ćwiczenia. Z systemem jest nam jednak po prostu łatwiej, możemy bardziej realistycznie rozegrać działania, a przede wszystkim później odtworzyć wszystkie popełnione błędy i wyciągnąć z nich wnioski.
Niemniej jednak przygotowanie ćwiczeń rozmiarów „Anakondy ’16” jest przedsięwzięciem czasochłonnym, angażującym setki fachowców wojskowych.
Według standardu natowskiego na przygotowanie wielkich ćwiczeń potrzeba dwóch lat. W naszym wypadku prace trwały rok i dwa miesiące, ponieważ termin ćwiczeń, ze względu na szczyt warszawski, został przesunięty z września na czerwiec. W przygotowaniach, na różnych etapach, uczestniczyło od 700 do 1200 osób, zarówno oficerów z Sił Zbrojnych RP, jak i pracowników ministerstw wspierających przygotowania.
Najważniejsze wydarzenia będą się rozgrywały w zespołach dowodzenia wspomaganych przez system JTLS, a na poligonach zostaną rozegrane intensywne ćwiczenia taktyczne.
Ogromnie ważne, bo poligony będą rejonami odpowiedzialności, gdzie się odbędzie odtwarzanie zdolności po przemieszczeniu, zgrywanie pododdziałów i jednostek, tworzenie ugrupowań bojowych w rejonach operacyjnego przeznaczenia. Ćwiczący będą przeprowadzali natarcie, przemieszczali się, bronili… A wszystko to jest przygotowaniem do rozpoczęcia ewentualnych działań bojowych.
Czy prawdziwe jest stwierdzenie, że w ćwiczeniach „Anakonda ’16” będzie uczestniczyła cała Polska?
Tak, gdyż konflikt zbrojny, zagrożenie bezpieczeństwa państwa, nie są tylko sprawą wojska. Ono nie jest jedynym narzędziem obrony, chociaż jej ważnym elementem. W czasie „Anakondy” będą się odbywać krajowe zintegrowane ćwiczenia kryzysowe. Uczestniczyć w nich będzie siedem urzędów wojewódzkich, wezmą udział także wojewódzkie sztaby wojskowe, stanowiące łącznik między administracją państwową a armią.
Realny konflikt nie ograniczyłby się do obszaru poligonów. Czy krajowa infrastruktura umożliwia nam przeprowadzenie ćwiczeń i działań obronnych?
Do wyciągnięcia wniosków w tej kwestii nie potrzebujemy czekać na zakończenie ćwiczeń. Już na etapie przygotowania rozpoznaliśmy, co jest dobre. Muszę wszystkich uspokoić, infrastruktura służąca do zabezpieczenia potrzeb związanych z obowiązkami państwa gospodarza na potrzeby NATO jest dobrze przygotowana. Oczywiście, są też pewne rzeczy do poprawy.
A co z żołnierzami rezerwy?
Wszyscy znamy sprawdzające się od wieków powiedzenie, że wojnę wygrywają żołnierze rezerwy. Szkolenie rezerw sił zbrojnych jest więc warunkiem sukcesu. Na szczęście ten system został uruchomiony i nabiera odpowiedniego wymiaru, ale trzeba wrócić do podstaw, do obrony cywilnej, do przysposobienia obronnego, bo w pewnym momencie jednak zaniechano edukacji naszego społeczeństwa w dziedzinie obronności państwa.
Czy zatem rezerwiści wezmą udział w „Anakondzie”?
Rezerwa zostanie tu wcielona na różnych poziomach, m.in. w ćwiczeniach będzie brał udział batalion obrony terytorialnej złożony prawie w 100% z żołnierzy rezerwy.
Czy w tych ćwiczeniach można znaleźć również odniesienie do szczytu walijskiego?
„Anakonda ’16”, jako kulminacja serii ćwiczeń, będzie podsumowaniem ustaleń szczytu walijskiego. Gdy weźmiemy pod uwagę wyniki wszystkich przedsięwzięć, będziemy wiedzieli, czy osiągnęliśmy jego założenia.
Gen. broni Marek Tomaszycki jest dowódcą operacyjnym rodzajów sił zbrojnych. W swej karierze dowodził 6, 9 i 10 Brygadą Kawalerii Pancernej oraz 12 Dywizją Zmechanizowaną. Pełnił też służbę w operacjach zagranicznych – od lipca 2003 roku do lutego 2004 roku był szefem Oddziału Szkolenia w PKW Irak, a w 2007 roku dowodził pierwszą zmianą PKW w Afganistanie. Zajmował stanowiska szefa Zarządu Szkolenia – P7 Sztabu Generalnego WP oraz szefa szkolenia wojsk lądowych.
autor zdjęć: Arkadiusz Dwulatek/Combat Camera DORSZ