Na ten okręt marynarze czekali od kilkunastu lat. Kiedy już się pojawił, dał nadzieję, że dla zaniedbywanych sił morskich to początek nowych, lepszych czasów.
Płyń po morzach i oceanach świata, sław imię polskiego stoczniowca i marynarza, nadaję ci imię »Ślązak«”. W czwartek 2 lipca, kilka minut po godzinie 11, słowa zwyczajowej formuły popłynęły ponad głowami setek osób zebranych na nabrzeżu Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni. Chwilę później wypowiadająca je Maria Waga, żona adm. Romualda Wagi, byłego dowódcy marynarki wojennej, rozbiła o burtę butelkę z szampanem, marynarska orkiestra odegrała hymn Polski, nowy okręt zaś zaczął być z wolna opuszczany do wody. Pomogła w tym specjalistyczna platforma oparta na systemie wind i pontonów. „Proces potrwa około godziny”, tłumaczył Aleksander Gierkowski z Biura Budowy Okrętu Patrolowego gdyńskiej stoczni.
Tak więc ostatni akt wodowania przypominał trochę samą historię „Ślązaka” – niezbyt efektowną, ale za to naznaczoną mozołem i ponad miarę rozciągniętą w czasie. Co jednak ważniejsze, obydwa przedsięwzięcia udało się doprowadzić do szczęśliwego finału, który pozwala mieć nadzieję, że w marynarce, przez lata zaniedbywanej, wreszcie „idzie nowe”.
Historia zatacza koło
Dzieje budowy ORP „Ślązak” sięgają 2001 roku, kiedy to ruszyła realizacja programu „Gawron”, który miał zapewnić Polsce siedem nowoczesnych korwet. Zgodnie z ówczesnymi planami pierwsza z nich powinna rozpocząć służbę w 2009 roku. W wyniku licznych zawirowań, programu nie udało się zrealizować. Pozostał po nim jeden kadłub i mnóstwo wątpliwości. Resort obrony rozważał trzy możliwości. Pierwsza z nich zakładała dokończenie budowy korwety, co jednak wiązałoby się z wydatkami sięgającymi nawet miliarda złotych. Kolejna polegała na sprzedaży kadłuba na złom. Ostatnia – na zbudowaniu na podstawie tego, co mamy, nowoczesnego okrętu patrolowego. I ten właśnie wariant ostatecznie zwyciężył.
Pod koniec 2013 roku minister obrony Tomasz Siemoniak podpisał stosowne dokumenty, a rok później w Gdyni odbyło się tzw. techniczne wodowanie „Ślązaka”. Dwa holowniki wyprowadziły kadłub z niecki podnośnika, a następnie pomogły obrócić go o 180 stopni. Jednostka powtórnie trafiła do niecki, gdzie została podniesiona na wysokość około 2 m i wprowadzona do hali. Tam rozpoczął się m.in. montaż śrub. Wodowanie, choć tylko techniczne, odbiło się szerokim echem w mediach, nie tylko branżowych i nie tylko na Pomorzu. Wówczas jednak „Ślązak” był jeszcze bytem nie do końca określonym, dopiero nabierającym kształtów. 2 lipca stał się już pełnoprawnym okrętem.
„Historia zatoczyła koło. Kiedy mój mąż dowodził marynarką wojenną, został zwodowany ostatni, jak do tej pory, polski okręt – trałowiec ORP »Wdzydze«. Dziś wodujemy kolejny, a ja zostaję jego matką chrzestną”, podkreślała podczas uroczystości Maria Waga. Kmdr Janusz Walczak z Ministerstwa Obrony Narodowej dodał: „To moment symboliczny, na który czekaliśmy 21 lat. Powoli traciłem wiarę, że dane mi będzie jeszcze przeżyć taką chwilę. A przynajmniej, że doczekam jej w mundurze”.
Okręt z potencjałem
Jaki jest więc ORP „Ślązak”? „Dostajemy okręt bardzo nowoczesny”, przekonuje kmdr Walczak. „Został przeznaczony m.in. do wykonywania zadań patrolowych, ochrony morskich linii komunikacyjnych i podejść do portów, do zwalczania celów powietrznych, nawodnych i tzw. zagrożeń asymetrycznych, czyli walki z piractwem i terroryzmem. Będzie mógł działać zarówno na Bałtyku, jak i poza nim”.
Długość nowego okrętu przekracza 95 m, szerokość zaś 13 m. Wyporność jednostki została obliczona na 1800 t. „Ślązak” będzie rozwijał prędkość ponad 30 w. Jego zasięg przy prędkości 14 w. to 4,5 tys. Mm, autonomiczność zaś, czyli zdolność operowania na morzu bez konieczności zawijania do portu w celu uzupełnienia zapasów, wynosi 30 dni. Na pokładzie okrętu będzie mógł czasowo bazować śmigłowiec morski.
ORP „Ślązak” zostanie wyposażony m.in. w system dowodzenia wraz z konsolami firmy Thales, armatę morską OTO Melara kalibru 76 mm, dwie armaty Marlin-WS kalibru 30 mm, cztery wyrzutnie pocisków rakietowych Grom, cztery karabiny WKM kalibru 12,7 mm, stację radiolokacyjną, sonar nawigacyjno-ostrzegający oraz system kierowania ogniem. „Od korwety różni się tym, że nie ma uzbrojenia agresywnego, służącego do prowadzenia działań ofensywnych”, tłumaczy kmdr Walczak. „W każdej chwili będzie go można jednak doposażyć, choćby w rakiety przeciwlotnicze i przeznaczone do zwalczania innych okrętów czy też wyrzutnie torped. Wszystko zależy od decyzji uprawnionych do tego osób, no i od pieniędzy, które trzeba byłoby na takie uzbrojenie przeznaczyć”.
Na razie jednak to pieśń przyszłości. Przez najbliższych kilkanaście miesięcy ORP „Ślązak” pozostanie w stoczni. „Przed nami kolejne etapy prac, wcale nie łatwiejsze od dotychczasowych”, przyznaje Aleksander Gierkowski. „W najbliższym czasie okręt będzie wyposażany w sprzęt łączności, nawigacji, w uzbrojenie. Zaczniemy jednak od uruchamiania mechanizmów głównych: siłowni, siłowni pomocniczych, agregatów. »Ślązak« przejdzie tzw. próby na uwięzi, w porcie, następnie zaś próby morskie”.
Wraz z montowaniem kolejnych elementów będzie też powiększana załoga jednostki. Na razie liczy ona około 20 osób. Marynarze wywodzą się z okrętów rakietowych typu Orkan, fregat rakietowych typu Oliver Hazard Perry, korwety ORP „Kaszub” i jednostek typu Tarantul. „Na okręcie jesteśmy praktycznie każdego dnia. Śledzimy jego budowę, poznajemy mechanizmy”, wyjaśnia kmdr ppor. Sebastian Kała, dowódca ORP „Ślązak”. On sam był zobowiązany opracować tzw. rozkład alarmów okrętowych, który poszczególnym członkom załogi wyznacza zakres obowiązków. Do tego dochodzą szkolenia dotyczące obsługi sprzętu pokładowego, systemów dowodzenia, uzbrojenia, funkcjonowania okrętowej siłowni. „To oznacza ciągłe rozjazdy, bo część zajęć odbywa się bezpośrednio u producentów sprzętu, w Niemczech, Holandii. Pracy mamy mnóstwo”, zaznacza kmdr ppor. Kała.
Docelowo załoga ORP „Ślązak” będzie liczyć 97 osób. „Okręt wejdzie do służby za kilkanaście miesięcy”, informuje kadm. Marian Ambroziak, inspektor marynarki wojennej w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Zgodnie z planem powinno to nastąpić w trzecim albo czwartym kwartale przyszłego roku. Na razie nie wiadomo, gdzie zostanie przyporządkowany. Wiele wskazuje jednak na to, że będzie to Dywizjon Okrętów Bojowych 3 Flotylli Okrętów w Gdyni.
Morze strategiczne
Marynarka dostaje „Ślązaka” w najbardziej chyba odpowiednim momencie. „Bałtyk jest morzem strategicznym, zarówno z punktu widzenia polskich interesów, jak i interesów NATO. A sojusz, ze względu na ostatnie wydarzenia w Europie i wokół niej, w zupełnie nowy sposób patrzy na zdolności morskie. Pokazały to choćby ostatnie manewry »Baltops«”, podkreśla Tomasz Siemoniak, wicepremier i minister obrony narodowej. Na Bałtyku w pierwszej połowie czerwca przez kilkanaście dni ćwiczyło wspólnie ponad 50 okrętów z kilkunastu państw. W założeniu miał to być pokaz siły i jedności NATO oraz jego partnerów. Politykę bezpieczeństwa bowiem, jak wyjaśnia kmdr Walczak, w dużej mierze uprawia się dziś właśnie na morzu. „Już sama demonstracja bandery pokazuje, że kraj ma w danym regionie swoje interesy, że ma tam coś do powiedzenia, że się liczy”, podkreśla kmdr Walczak. Silna obecność na morzu jest ważna o tyle, że to właśnie drogą morską jest dziś przerzucana większość towarów i surowców. Zakłócenie żeglugi może oznaczać destabilizację gospodarki, i to nie tylko w wymiarze lokalnym.
Ale budowa ORP „Ślązak” ma też ogromne znacznie dla gdyńskiej stoczni. Znajduje się ona w upadłości likwidacyjnej. „Współpraca z sądem i syndykiem uchroniła nasz zakład przed ostatecznym rozwiązaniem”, przyznaje dyrektor Zenon Śmietana. „Nasza sytuacja systematycznie się poprawia. Dzięki tej inwestycji ciągle nabywamy nowych doświadczeń. Wszystko to, wraz z naszym potencjałem technicznym oraz infrastrukturalnym, pozwala nam z optymizmem patrzeć w przyszłość”, podkreśla dyrektor.
Tymczasem już podczas wodowania wicepremier Siemoniak zwracał uwagę: „Dzisiaj możemy świętować, ale świętować będziemy krótko. Trzeba dalej ciężko pracować, aby odbudować polską marynarkę wojenną”.
Lato z Kormoranem
Już w sierpniu zostanie zwodowany kolejny okręt – pierwszy z trzech niszczycieli min typu Kormoran II. Do służby, podobnie jak ORP „Ślązak”, wejdzie on w przyszłym roku. Kormorany pozwolą polskiej marynarce nadal brać udział w misjach Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO – Grupa 1 (SNMCMG1). Na tym jednak nie koniec. Resort obrony zaprosił właśnie Polską Grupę Zbrojeniową do negocjacji w sprawie budowy trzech okrętów patrolowych z funkcją zwalczania min (projekt „Miecznik”) oraz trzech jednostek obrony wybrzeża (projekt „Czapla”). „PGZ to dobry partner dla większości planów modernizacyjnych, polskie stocznie zaś są gotowe do realizacji tego typu przedsięwzięć”, zaznacza wicepremier Siemoniak, choć, jak podkreślał podczas wodowania ORP „Ślązak”, sprawa zamówienia nie jest jeszcze przesądzona. „Nasze stocznie są nam bliskie, ale chodzi o pieniądze publiczne, więc jesteśmy gotowi twardo negocjować warunki”.
W przyszłym roku ministerstwo obrony powinno też podpisać umowę na dostarczenie marynarce trzech nowoczesnych okrętów podwodnych (projekt „Orka”). Jednostki zostaną wyposażone m.in. w rakiety manewrujące dalekiego zasięgu. Do tego dochodzą jeszcze jednostki specjalistyczne, ale też pomocnicze, takie jak choćby holowniki, których dostawy powinny się rozpocząć w przyszłym roku. Nowe śmigłowce dostanie też lotnictwo morskie. „Kilka lat temu w Gdyni przedstawiałem koncepcję rozwoju marynarki wojennej do 2030 roku. Nie wszyscy dowierzali, że plany uda się zrealizować. Dziś zrobiliśmy ważny krok”, przyznaje wicepremier Siemoniak.
Od torpedowca do patrolowca
Polska marynarka wojenna miała już kilka okrętów o nazwie „Ślązak”. Pierwszym z nich był torpedowiec używany w latach 1921–1937, najsłynniejszym – niszczyciel typu Hunt II, który w trakcie II wojny światowej wykonywał zadania m.in. na Morzu Śródziemnym. Jednostka brała udział w konwojach gibraltarskich, rajdzie na Dieppe, podczas którego zestrzeliła cztery niemieckie samoloty i okazała się jednym z dwóch najskuteczniejszych pod tym względem okrętów operacji, osłaniała alianckie desanty na Sycylii oraz w Normandii. Jako ostatni nazwę „Ślązak” nosił zbudowany w ZSRR okręt podwodny projektu 96, który w służbie pozostawał od 1954 do 1966 roku.
Początkom żadnego z nich nie towarzyszyły jednak takie emocje, jak czwartemu „Ślązakowi”. „Wybraliśmy tę nazwę, bo nawiązuje do szczególnych relacji pomiędzy Śląskiem a Gdynią. To dwa silne bieguny polskości”, podkreślał w czasie wodowania wicepremier Siemoniak.
Maria Waga, matka chrzestna okrętu, przyznaje: „Życie mierzy się właśnie takimi chwilami. Momentami, kiedy człowiekowi brakuje tchu”.
Jak zapewnić przychylność Wodowaniu statku przez wieki towarzyszyły obrzędy o charakterze religijnym. Miały one zapewnić jednostce i jej załodze boską przychylność, a co się z tym wiąże uchronić ją przed przeciwnościami losu. Najstarsze wzmianki o uroczystościach związanych z wodowaniem są datowane na 2100 rok przed Chrystusem, kiedy to na Nil został spuszczony statek faraona. Najbardziej krwawy wymiar obrzędy te zyskały u Wikingów. Zjeżdżający po pochylni drakkar skręcał karki niewolnikom. Potem ofiary z ludzi zostały zastąpione ofiarami z krwi, którymi były wypełnione, rozbijane przez statek dzbany. W XVII wieku istotnym elementem chrztu i wodowania stała się butelka wina, rozbijana o burtę. Zwyczaj ten wprowadzili Francuzi. Oni też po latach zamienili wino na szampan. W Stanach Zjednoczonych, podczas prohibicji, przez pewien czas, zamiast trunku, była używana woda. Kolejnego wielkiego przełomu dokonali Anglicy. To właśnie w Wielkiej Brytanii chrztu statku po raz pierwszy dokonała kobieta. Działo się to w 1811 roku. Według jednego z przesądów, wodowania i chrztu nie można dokonywać w piątki. |
autor zdjęć: Marian Kluczyński, Artur Zakrzewski/DKS MON