Zakończyła się medyczna część programu „Afgan”. Przebadano 221 żołnierzy, którzy na misji byli uczestnikami wypadków z udziałem KTO Rosomak.
Program „Afgan” trwa od kilku miesięcy. Prowadzą go specjaliści z powołanego w 2013 roku konsorcjum. W jego skład weszli eksperci z Wojskowego Instytutu Medycznego, Wojskowej Akademii Technicznej, Akademii Obrony Narodowej, Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej oraz Politechniki Śląskiej. W projekt zaangażowali się także pracownicy AMZ-Kutno przy wsparciu firmy Rosomak SA.
Żołnierze bez kolejki
Celem programu jest opracowanie optymalnych rozwiązań dla pojazdów opancerzonych i tym samym poprawa bezpieczeństwa poruszających się w nich żołnierzy. Pierwsza część projektu, czyli badania w Wojskowym Instytucie Medycznym, zakończyła się kilka tygodni temu.
W badaniach lekarze mieli ocenić, w jaki sposób fala uderzeniowa wywołana wybuchem improwizowanego urządzenia wybuchowego wpływa na organizm żołnierzy znajdujących się wewnątrz transportera opancerzonego.
Lekarze najpierw szczegółowo analizowali dokumentację medyczną (w tym powypadkową) tych, którzy ucierpieli właśnie w wyniku eksplozji, a po powrocie do kraju byli leczeni w szpitalu na Szaserów. „Dla naszych specjalistów ważne były nie tylko same urazy czy obrażenia żołnierzy, lecz także informacje o tym, które z miejsc w transporterze zajmował żołnierz w czasie wypadku, czy miał zapięte pasy i założony hełm. To pozwoli wskazać w pojazdach, które miejsca są mniej bezpieczne w chwili wypadku, a tym samym wymagają dodatkowego zabezpieczenia”, tłumaczy Jarosław Rybak, specjalista ds. komunikacji społecznej w Biurze Dyrektora WIM-u.
W lutym na badania na Szaserów zostali zaproszeni ochotnicy – żołnierze po misjach, którzy byli uczestnikami wypadków z udziałem transporterów opancerzonych. Na medyczne testy zgłosiły się zarówno osoby poszkodowane, jak i te, które z wypadku wyszły bez większych obrażeń. „O badaniach w ramach programu »Afgan« dowiedziałem się w jednostce. Ponieważ w wyniku wybuchu miny byłem ciężko ranny, bez wahania zdecydowałem się na udział w tym projekcie. Do Warszawy pojechałem z nadzieją na kompleksowe badania. Po wypadku w Afganistanie leczyłem się wiele miesięcy i przeszedłem ponad 20 skomplikowanych operacji, dlatego chciałem sprawdzić swój stan zdrowia”, przyznaje jeden z weteranów.
Urszula Marszałkowicz-Flis, która zajmowała się weteranami przyjeżdżającymi do Warszawy na badania, przyznaje, że żołnierze na początku podchodzili do programu z dystansem. „Moim zadaniem było pomóc weteranom trafić do odpowiednich lekarzy na konsultacje i badania. Zajmowałam się organizacją ich dnia, pomagałam w zakwaterowaniu w internacie na terenie szpitala, dbałam o to, by nie spóźniali się na obiady. Pierwsi żołnierze, którzy przybyli na Szaserów, byli zestresowani. Obawiali się, czy wyniki badań nie trafią do ich dowódców i jednostek wojskowych”, opisuje Marszałkowicz-Flis i dodaje: „Uspakajaliśmy ich, że obowiązuje nas tajemnica”.
Lekarze skrupulatnie kontrolowali stan zdrowia żołnierzy. Chcieli dokładnie sprawdzić, czy urazy wynikające z udziału w misji nie pogłębiły się albo czy nie pojawiły się jakieś nowe niepokojące objawy. Ochotnicy przeszli w sumie kilkanaście rodzajów badań. Czterodniowy pobyt obejmował specjalistyczne konsultacje i nieinwazyjne badania z zakresu ortopedii, dermatologii, laryngologii oraz psychiatrii. Żołnierzom wykonano m.in. scyntygrafię mózgu, otoskopię (wziernikowanie ucha, podczas którego ocenia się przewód słuchowy zewnętrzny i ucho środkowe), audiometrię impedancyjną (jedna z najbardziej dokładnych metod badania słuchu, oceniającą np. naprężenie błony bębenkowej), prześwietlenia RTG, w tym kręgosłupa i kończyn, oraz testy psychologiczne.
U około 30% żołnierzy stwierdzono drobne nieprawidłowości w badaniach neuropsychologicznych i SPECT mózgu, świadczące o mikrouszkodzeniach centralnego układu nerwowego. Zdaniem lekarzy powstały one prawdopodobnie wskutek wjechania transportera na improwizowane urządzenie wybuchowe. „Te drobne uszkodzenia struktury i funkcji mózgu, które pozornie nie mają znaczenia dla stanu klinicznego, to znaczy nie przekładają się na szeroko rozumianą jakość życia, nie powodują objawów klinicznych skutkujących gorszym funkcjonowaniem, odczuwanym przez pacjenta lub obserwowanym przez jego otoczenie, mogą skutkować szeregiem następstw. Gorsze funkcje mózgu, np. te związane z pamięcią, koncentracją, skupieniem uwagi, mogą bowiem wpływać na zdolności adaptacyjne i tym samym na dalszą karierę zawodową, a także na problemy w życiu rodzinnym”, przyznaje Jarosław Rybak. Uzupełnia też, że armia USA od lat zajmuje się diagnozowaniem trudności adaptacyjnych u żołnierzy, którzy znaleźli się w strefie wybuchu. W Polsce jest to pionierski projekt. „Wstępne wyniki są podobne, ale wymagają jeszcze dalszego opracowania”, przyznaje.
Dlatego wyselekcjonowana grupa najciężej poszkodowanych uczestników (30–40 osób) zostanie poddana kolejnemu etapowi szczegółowych badań diagnostyczno-leczniczych, w tym z wykorzystaniem wirtualnej rzeczywistości czy hiperbarycznej terapii tlenowej w Klinice Psychiatrii, Stresu Bojowego i Psychotraumatologii.
Korzyści z programu
Żołnierze podkreślają, że udział w badaniach przyniósł korzyść choćby z tego względu, że u części z nich wykryto schorzenia, o których wcześniej nie mieli pojęcia. „Dzięki temu lekarze stwierdzili też zagrożenia zdrowotne. Pacjenci nie tylko się o nich dowiedzieli, lecz także zostali od razu objęci specjalistyczną opieką medyczną i leczeniem”, przyznaje Jarosław Rybak. „Zwłaszcza badania ortopedyczne były dla mnie istotne. W ich efekcie dostałem skierowanie na rehabilitację”, uzupełnia uczestnik projektu.
Ze statystyk badań wynika, że u jednego z żołnierzy stwierdzono zaburzenia rytmu serca i w trybie pilnym został on przyjęty do kliniki kardiologii. Inni trafili m.in. do poradni endokrynologicznej czy ortopedycznej. Kilkunastu żołnierzy miało nieprawidłowe wyniki badań laboratoryjnych, ale nie wymagali oni hospitalizacji, lecz jedynie diagnostyki w trybie ambulatoryjnym lub powtórzenia badań po kliku tygodniach.
U ośmiu żołnierzy stwierdzono objawy zaburzeń psychicznych związanych ze stresem bojowym, które wymagają pomocy specjalistycznej. Trzech weteranów zgodziło się na zaproponowaną przez Klinikę Psychiatrii, Stresu Bojowego i Psychotraumatologii hospitalizację, pozostałych pięciu na razie nie zdecydowało się na taką formę leczenia. „Chociaż dla osób postronnych taka postawa pacjenta może wydawać się niezrozumiała, dla personelu kliniki psychiatrii jest to normalne zachowanie. Hospitalizacja psychiatryczna oznacza bowiem przyznanie się do swoich słabości. Jest to też związane ze stygmatyzacją społeczną. Duża część osób z zaburzeniami psychicznymi właśnie z tego powodu ma też ograniczoną zdolność do krytycznej oceny samego siebie i właśnie to stanowi utrudnienie w leczeniu”, przyznaje Jarosław Rybak.
Żołnierze, którzy wzięli udział w programie, zachwalają inicjatywę. Chcieliby także, by podobne badania były organizowane co kilka lat. „Dobrze byłoby, aby pacjenci mogli korzystać ze spersonalizowanej opieki medycznej. Jeśli na misji doznałem urazu kręgosłupa, to chciałbym, aby w przyszłości mój stan zdrowia oceniali głównie ortopedzi, a nie np. laryngolog”, podsumowuje weteran.
Zebrane przez specjalistów z WIM-u dane medyczne oraz wyniki badań żołnierzy będą porównane z danymi technicznymi zgromadzonymi przez ekspertów z Wojskowej Akademii Technicznej, np. dotyczącymi siły ładunku, miejsca jego podłożenia, kierunku fali uderzeniowej. Wnioski zostaną wykorzystane podczas modernizacji transporterów opancerzonych, tak by pojazdy były bardziej odporne na eksplozje i bezpieczniejsze dla żołnierzy.
autor zdjęć: Adam Roik/Combat Camera DORSZ