Pod wodzą prawicowego premiera Shinzō Abego Japonia kontynuuje politykę rezygnacji z powojennych ograniczeń wojskowych i w coraz większym stopniu staje się pełnoprawnym mocarstwem w Azji Wschodniej.
W wyniku bezwarunkowej kapitulacji w 1945 roku Japonia musiała przyjąć politykę neutralności. Państwo to po II wojnie światowej zostało pozbawione nawet prawa do posiadania sił zbrojnych. Chociaż ostatecznie, w wyniku liberalizacji zasad przez Stany Zjednoczone na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, Japonia utworzyła wojsko (tak zwane Siły Samoobrony Japonii – JSDF), to nadal nie może użyć go poza granicami państwa, a jego wyposażenie ma charakter obronny (m.in. ma zakaz posiadania rakiet dalekiego zasięgu, bombowców, lotniskowców, piechoty morskiej).
Samoograniczanie swojej roli w regionie zakończyło się wraz z obecnymi rządami premiera Shinzō Abego (2006–2007, następnie od 2012 roku). Polityk ten uważa, że Japonia powinna mieć takie same prawa, jak inne narody Azji. Jego celem jest usunięcie zimnowojennych ograniczeń i przekształcenie Japonii w mocarstwo regionalne, co stanowi odpowiedź na rosnącą potęgę głównego rywala, czyli Chin. Chociaż w ostatnich miesiącach doszło do ustabilizowania wzajemnych relacji między tymi dwoma państwami, to bez przesady można stwierdzić, że od kilku lat znajdują się one w stanie zimnej wojny. „Chiny naruszają japońskie wody terytorialne i przestrzeń powietrzną”, stwierdziło w 2014 roku japońskie ministerstwo obrony. „Generują niebezpieczne fakty, mogące doprowadzić do sytuacji kryzysowej, co jest szczególnie godne pożałowania”. Najbardziej wyrazistym symbolem napiętych relacji jest chińsko-japoński spór o Wyspy Senkaku (Diàóyútái).
Bliżej Waszyngtonu
Elementem budowy nowego państwa jest zacieśnienie kontestowanej przez wielu Japończyków bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. O ile niektórzy z poprzedników Abego, jak lewicowy premier Yukio Hatoyama (2009–2010), zapowiadali osłabienie więzi, o tyle obecny szef rządu stara się je zacieśnić. W kwietniu oba państwa na najwyższym szczeblu uzgodniły modyfikację porozumienia ramowego w dziedzinie obronności, które ostatni raz zostało zmienione w 1997 roku. Było to możliwe dlatego, że w lipcu 2014 roku japoński parlament przyjął nową interpretację konstytucji z 1947 roku, w której Japonia „wyrzeka się na zawsze wojny jako suwerennego prawa narodu, jak również użycia lub groźby użycia siły” oraz „utrzymywania sił zbrojnych, lądowych, morskich i powietrznych oraz innych środków mogących służyć wojnie”. Nowa interpretacja zapewnia Japonii prawo do „kolektywnej samoobrony”.
Na mocy odświeżonego porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi, Japonia zapewniła – pierwszy raz od II wojny światowej – że jest gotowa użyć siły w razie ataku na sojusznika. Takie podejście ma wielu polityków w japońskim parlamencie, którzy przestrzegają przed niebezpiecznym precedensem i powrotem do militaryzmu. Zwolennicy premiera Abego podkreślają jednak, że chodzi tutaj bardziej o wymiar operacyjny niż strategiczny.
Dotychczasowe przepisy całkowicie blokowały swobodę japońskich sił zbrojnych, które nie były uprawnione odpowiedzieć ogniem, nawet gdyby doszło do ataku na sojuszniczą jednostkę podczas wspólnej operacji (np. patrolu), jeśli „nie było bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa Japonii”. Teraz już jednak Tokio mogłoby wesprzeć sojusznika. Na przykład w razie ataku rakietowego Korei Północnej na Stany Zjednoczone siły japońskie byłyby upoważnione do przechwycenia pocisku. Zwolennicy premiera Abego podkreślają, że nie ma mowy o automatyzmie i mimowolnym wciągnięciu Japonii w wojnę.
Na mocy kwietniowego porozumienia Japonia zapowiedziała większą współpracę techniczną i wywiadowczą ze Stanami Zjednoczonymi, a także wspólne patrole na morzach Wschodniochińskim i Południowochińskim, gdzie z powodu wielu sporów terytorialnych sytuacja jest szczególnie napięta. Główne pola deklarowanej kooperacji to cyberprzestrzeń oraz kosmos. Chociaż Japonia jest liderem nowoczesnych technologii, to z powodu dotychczasowych ograniczeń prawno-politycznych nie ma odpowiednich systemów zapewniających strategiczną świadomość sytuacyjną. Oznacza to, że w razie konfliktu z Chinami nie byłaby w stanie wykryć nieprzyjacielskich jednostek i skutecznie prowadzić działań na dużym dystansie. Co więcej, zniesiono ograniczenia geograficzne – Japonia będzie mogła uczestniczyć w misjach wojskowych poza swoimi granicami, ale przede wszystkim w działaniach niebojowych. Aby ułatwić współpracę, zapowiedziano utworzenie „sojuszniczych mechanizmów koordynacji”.
Rosnąca aktywność wojskowa Japonii jest możliwa za sprawą modernizacji technicznej. Mimo że Tokio nie zwiększa w istotny sposób wydatków na zbrojenia, to do służby trafiają systemy bardziej ofensywne niż w przeszłości. Przykładowo, w marcu 2015 roku wojsko otrzymało śmigłowcowiec „Izumo”, pierwszy z dwóch planowanych. To największa japońska jednostka pływająca od zakończenia II wojny światowej. Co prawda Japonia nadal nie może mieć systemów ofensywnych, ale trudno nie zauważyć, że ta jednostka – o wyporności 27 tys. t i długości 248 m – w praktyce jest lotniskowcem, więc zdecydowanie nie można jej uważać za sprzęt obronny (pomieści do 14 śmigłowców ZOP/SAR, a w przyszłości także samoloty).
Rząd Abego rozpoczął też tworzenie piechoty morskiej. Zamówił także w Stanach Zjednoczonych 17 samolotów pionowego startu i lądowania V-22 Osprey za 3 mld dolarów. Najprawdopodobniej maszyny te zostaną umieszczone w prefekturze Saga (południowo-zachodnia rubież wyspy Kiusiu), z powodu bliskości spornych Wysp Senkaku na Morzu Południowochińskim. W czerwcu zapowiedziano też kupno za 1,7 mld dolarów czterech samolotów wczesnego ostrzegania E-2D Advanced Hawkeye.
Siatka współpracy
Japonia stara się wzmocnić sieć powiązań z państwami regionu, by w ten sposób otoczyć Chiny kordonem sanitarnym. Premier Abe popiera koncepcję tzw. diamentu demokracji, na który miałyby się składać takie państwa, jak Japonia, Australia, Indie oraz Stany Zjednoczone (poprzez wysunięte na wschód Hawaje). Nowy twór miałby odpowiadać za bezpieczeństwo akwenu od Oceanu Indyjskiego po zachodni Pacyfik.
Japonia wzywa też państwa członkowskie Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (Association of South-East Asian Nation – ASEAN) do koordynacji działań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa w regionie w odpowiedzi na politykę Chin. Tokio zgodziło się wspierać swych sojuszników w kwestiach niebojowych (rozpoznanie, transport, łączność). Pierwsze mogą być Filipiny. W czerwcu prezydent Benigno Aquino III stwierdził, że chce jak najszybszego rozpoczęcia rozmów z Tokio na temat dostępu do baz filipińskich dla japońskich sił, w celu bazowania i tankowania. Oba państwa podpisały też porozumienie o współpracy strategicznej w kwestii ćwiczeń i transferu broni.
Kolejnym elementem jest planowana ekspansja japońskiej zbrojeniówki, która przez wiele lat nie mogła współpracować z partnerami zagranicznymi. W grudniu 2011 roku złagodzono ustawę z 1967 roku, która zakazywała japońskim przedsiębiorstwom zbrojeniowym działać na obcych rynkach. Koncerny mogą już brać udział w międzynarodowych projektach badawczo-rozwojowych. W kwietniowym porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi zawarto też zapis o zwiększonej współpracy przy projektowaniu, a następnie produkcji broni. Dzięki nowelizacji wewnętrznych uregulowań nie będzie już ograniczeń, które wykluczały rodzime firmy z międzynarodowych prac, czego efektem miała być sprzedaż japońskich technologii do innych państw. Priorytetem mają być projekty dwustronne, także z firmami europejskimi, szczególnie w dziedzinie systemów rozpoznania.
Istotnym obiektem japońskiej „ofensywy” jest Australia, na mocy porozumień australijsko-amerykańskich odpowiedzialna za bezpieczeństwo w Azji na południe od równika (Stany Zjednoczone na północ, w tym na Pacyfiku). W 2007 roku oba państwa negocjowały podpisanie wspólnej deklaracji współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa, ale z powodu wewnętrznych ograniczeń Japonia wówczas nie była w stanie się na nie zgodzić. Teraz, oprócz bliższej współpracy polityczno-wojskowej, Japonia chce nawiązać z Australią relacje gospodarcze. W styczniu 2015 roku japońskie media poinformowały, że Tokio zaproponowało Australijczykom swoje konwencjonalne okręty podwodne typu Sōryū, które miałyby zastąpić wysłużone jednostki typu Collins. Taki wybór popierają Stany Zjednoczone, które zapowiedziały wsparcie Japonii – wyposażenie jednostek w systemy pokładowe, w tym uzbrojenie (francuski DCNS oferuje konwencjonalną wersję okrętu typu Barracuda, a niemieckie TKMS typu 216).
Sprzedaż jednostek podwodnych Australijczykom byłaby dla Japończyków korzystna, nie tylko pod względem finansowym, lecz także strategicznym. Po zabezpieczeniu tego kontraktu mogliby przystąpić do podobnej transakcji z Filipinami, Wietnamem, a także z Indiami, które już wyraziły zainteresowanie okrętami typu Sōryū. Co jednak najważniejsze, sprzedaż sprawiłaby, że pękłaby pewna psychologiczna bariera. Japonia stałaby się wówczas pełnoprawnym graczem w Azji Wschodniej.
Kolektywna obrona W wyniku przyjętych w 2014 roku zmian Japonia jest uprawniona do udziału w „kolektywnej obronie” z sojusznikami, ale z wyłączeniem jakichkolwiek działań ofensywnych. Użycie siły może nastąpić także w obronie zaatakowanego sojusznika, musi być jednak minimalne, a także stanowić ostateczność. |
autor zdjęć: US Navy