Wpadłem kiedyś jak burza do naszego „Szefa” i mówię: – Może zmieńmy skrót z Grupy Specjalnej Płetwonurków na Grupę Sportowców i Plastyków – było to po tym, gdy miałem zadanie do wykonania, a zostałem z trzema ludźmi. Sytuacja była kuriozalna, bo niektórych wysłano na różne imprezy, na przykład zawody sportowe. Minęło parę lat, ale niewiele się zmieniło – pisze kpt. mar. rez. Robert „Eddie” Pawłowski, były oficer Formozy.
Pokazówka w wojsku ciągle jest na pierwszym planie. Co gorsze, ostatnio pokazywani są operatorzy Wojsk Specjalnych. A to warta honorowa pełniona przez specjalsów, a to piękne pokazy pod Wawelem.
Odnoszę wrażenie, że paradoksalnie z obchodów Święta Wojsk Specjalnych skorzystali wszyscy poza samymi specjalsami. Decydenci najwyraźniej zapomnieli, czyje to było święto. Przypuszczam, że fajnie się oglądało pokazy operatorów jednostek specjalnych, robiło zdjęcia z „misiem”, ale czy ktoś pomyślał o jubilatach? U nas niestety zawsze „odwrotnie jak w samolocie”. Bo czy można znaleźć informację, że operatorzy SAS wystawiają warty honorowe? A może SEAL zorganizowali pokaz z okazji jakiegoś święta?
Wracając do jubilatów. Przecież by zorganizować pokazy takie jak w Krakowie, trzeba było oderwać sporą część operatorów od codziennych zadań. Żołnierze musieli przewieźć sprzęt, zorganizować pokazy, wrócić do jednostek i jeszcze ten sprzęt zabezpieczyć. To wydaje się banalne, ale takie nie jest. Na przykład Formoza musiała przywieźć do Krakowa łodzie aż z Gdyni. Wszyscy operatorzy jednostek podległych Dowództwu Wojsk Specjalnych, którzy przyjechali na pokaz do Krakowa, mieli ze sobą broń i inny sprzęt.
Tok służby w siłach specjalnych można podzielić na trzy cykliczne etapy: gotowość i ewentualny udział w misjach, odtwarzanie gotowości, a trzeci etap to szkolenia doskonalące. Kogo w takim cyklu wyznaczać do udziału w pokazie? Tych, co są na misjach, tych, co odpoczywają po misjach czy tych, co doskonalą swoje umiejętności?
Odnoszę wrażenie, że żadne święto, odsłonięcie pomnika czy choćby tablicy pamiątkowej, nie może się obyć bez asysty operatorów Wojsk Specjalnych. Kultywowanie tradycji to jedno, ale służba to drugie. Operatorzy sił specjalnych to nie „miśki na pokaz” tylko świetnie wyszkoleni żołnierze. Ich szkolenie kosztuje bardzo dużo, a robi się z nich cyrkowców. To zaczyna przypominać historie z czasów LWP i pokazy czerwonych beretów organizowane na zawołanie.
Kolejny problem to utrzymanie w tajemnicy tożsamości operatorów. W mediach zasłania się ich twarze, zniekształca głos, a tu... Widać odpowiedzialni za te przedsięwzięcia zapomnieli, że żołnierze sił specjalnych wykonują czasem zadania po cywilnemu, np. prowadzą obserwację czy rozpoznanie. A podczas tego typu pokazów robi się im masę zdjęć. Pokazy były długo zapowiadane. Można więc było przygotować się do zrobienia „kolekcji” zdjęć żołnierzy.
Przypominam, że Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego ma żołnierzy, których ubrano w berety Wojsk Specjalnych. Dlaczego oni nie obstawiają wart? Operatorzy jeżdżą z wizytami do szkół wojskowych. Co jeszcze?
Wojska Specjalne to sprawnie działająca maszyna, a nie pokazówka. Panowie decydenci, dajcie tym chłopakom robić to, co do nich należy: działać, szkolić się i odpoczywać.
komentarze