Na wraku prezydenckiego samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie stwierdzono żadnych śladów materiałów wybuchowych – zapewnia Naczelna Prokuratura Wojskowa. Śledczy zaprzeczyli tym samym doniesieniom „Rzeczpospolitej”, która napisała jakoby na pozostałościach po Tu-154 odkryto substancje służące do produkcji bomby.
Publikacja gazety mogłaby podważyć hipotezę wykluczającą, że 10 kwietnia 2010 roku doszło do zamachu. Do tej pory biegli prokuratury przekonywali, że na wraku nie było śladów materiałów wybuchowych. Podobnie twierdzili rosyjscy eksperci.
Tymczasem dziennik napisał, że na ślady trotylu oraz nitrogliceryny natrafili polscy specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, którzy byli w Smoleńsku we wrześniu tego roku. Na miejsce katastrofy pojechali z powodu wątpliwości co do rzetelności wcześniejszych ekspertyz. Ich zdaniem, liczba przebadanych próbek była zbyt mała, by jednoznacznie wykluczyć obecność materiałów wybuchowych w tupolewie.
Pracownicy Laboratorium przez miesiąc specjalistycznym sprzętem badali pozostałości po Tu-154. Według gazety, odkryli m.in. ślady substancji wybuchowych na około 30 fotelach lotniczych. Eksperci nie potrafili jednak jednoznacznie stwierdzić, czy były to materiały, które znajdowały się na pokładzie samolotu w momencie katastrofy, czy też były to pozostałości po II wojnie światowej, jakich wciąż jest wiele na obszarze, na którym doszło do tragedii. Inna hipoteza zakłada, że ślady powstały już po przewiezieniu wraku Tu-154 na wojskowe lotnisko w Smoleńsku.
Po powrocie do Polski eksperci CLK poinformowali o swoim odkryciu prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka oraz premiera Donalda Tuska. Choć sprawę objęto ścisłą tajemnicą, wyciekła do prasy.
Rewelacje gazety zdecydowanie zdementowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. – Nie jest prawdą, że w wyniku przeprowadzonych czynności w próbkach z samolotu znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny – ani na zewnątrz, ani w środku samolotu. Publikacje medialne zawierają informacje nieprawdziwe – oświadczył płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej. Dodał jednak, że prokuratura obecnie nie może przesądzić, że w samolocie na pewno nie było substancji wybuchowych. Może jedynie potwierdzić, że nie było ich na przebadanych dotychczas próbkach. Prokurator Szeląg zaznaczył, że urządzenia, które wykryły trotyl, w taki sam sposób mogą sygnalizować obecność innych związków, np. pestycydów, rozpuszczalników czy kosmetyków.
Pułkownik Szeląg podkreślił, że dopiero ekspertyzy laboratoryjne dadzą ostateczną odpowiedź, czy we wraku samolotu znajdowały się materiały wybuchowe. – Dziś aktualna pozostaje konkluzja, że zamachu nie było – zapewnił.
autor zdjęć: Archiwum PZ
komentarze