Zanim zagrali w serialu „Misja Afganistan”, musieli się nauczyć między innymi walki wręcz i oddawania honorów. – To bardzo dobrzy uczniowie – mówi st. sierż. Przemysław Wójtowicz z 1 Brygady Pancernej w Wesołej, który wojskowego rzemiosła uczył między innymi Pawła Małaszyńskiego i Eryka Lubosa.
Mogliśmy już obejrzeć pierwsze odcinki „Misji Afganistan”. Czy serial to rzetelny obraz służby żołnierzy Polskiego Kontyngentu Wojskowego?
Gdybym miał się czepiać szczegółów, mógłbym powiedzieć, że w Afganistanie jest zeschła ziemia, a nie piasek, że tam niebo jest bardziej przejrzyste i że Rosomak jest inaczej pomalowany. Ale w przypadku tej produkcji nie o to chodzi. To serial przedstawiający przede wszystkim ludzi i ich historie. Historie o tym, że choć każdy jest różny, to na misji wszyscy muszą stanowić jeden zgrany zespół. To trudna sztuka, by umieć nad tymi ludźmi zapanować, zgrać i zmotywować ich do wykonania wspólnego zadania. Pokazanie tego wszystkiego udało się twórcom filmu znakomicie, aktorzy natomiast na najwyższym poziomie i przede wszystkim wiarygodnie zagrali swoje role.
Jest w tym pewnie niemała zasługa żołnierzy z Wesołej, którzy przygotowali aktorów do „bycia żołnierzem”?
Zanim prace na planie filmowym rozkręciły się na dobre, aktorzy codziennie przez dwa tygodnie przyjeżdżali do naszej jednostki, gdzie uczyliśmy ich żołnierskiego abecadła. Sądzę, że ten czas spędzony przez nich „w polu” dał im podstawy do tego, by wiarygodnie wcielić się w role polskich żołnierzy. Instruktorów było pięciu, na czele z por. Grzegorzem Rynickim. Wszyscy mamy za sobą bojowe doświadczenie misyjne, co jak sądzę także zaowocowało podczas tego szkolenia.
Czego ich uczyliście?
Obsługi różnego rodzaju broni, walki wręcz i taktyki, oddawania honorów czy wydawania komend. Nauczyliśmy ich też poruszania się w terenie zurbanizowanym podczas patrolu, wzajemnego ubezpieczania się, a nawet wchodzenia do pomieszczeń. Gdy poznali podstawy, sprawdzali swoją wiedzę, odgrywając poszczególne sceny. Już na samym początku powiedzieli „zróbcie z nas żołnierzy najlepiej jak potraficie”. I tak też podeszliśmy do tego zadania. Nam również zależało, by serial jak najwierniej oddawał wojskową rzeczywistość w Afganistanie.
Skoro to jednak serial bardziej o ludziach niż o samej wojnie, potrzebna była wiedza o specyficznych wojskowych relacjach.
Zrozumienie relacji pomiędzy żołnierzami, podwładnymi i przełożonymi, było kluczem do tego, by aktorzy mogli takie relacje przedstawić. Na początku, zwłaszcza tym, którzy wcielili się w dowódców, brakowało charakterystycznej charyzmy i umiejętności pokazania prawdziwego „ja”. Z Pawłem Małaszyńskim pracował por. Rynicki. Ja z kolei „instruowałem” Eryka Lubosa, grającego postać sierż. Zbója. Ze względu na rangę to właśnie mnie pytał, jak ma się zachowywać sierżant, pomocnik dowódcy plutonu, jak ma budować autorytet i w jaki sposób szkolić żołnierzy.
Jak aktorzy poradzili sobie podczas wojskowego szkolenia?
Lepiej niż dobrze. Najpilniejszym okazał się Dariusz Siastacz, w serialu chor. Mazurkiewicz „Matka”, szef kompanii. Być może wynikało to z tego, że ma on za sobą zasadniczą służbę wojskową i wiedział już, co w trawie piszczy. Przyznam jednak, że wszyscy aktorzy byli ogromnie zaangażowani i chcieli się uczyć. Nikt nie kaprysił, nie „gwiazdorzył”. Każdy maksymalnie skupiał się na nauce.
A wy, jakimi byliście instruktorami?
Myślę, że spisaliśmy się bardzo dobrze. Nie udawaliśmy nie wiadomo jakich specjalistów, uczyliśmy tego, co sami dobrze umiemy. Od aktorów, z którymi byłem na premierze, dowiedziałem się, że są bardzo zadowoleni ze współpracy z nami i z efektów, które osiągnęli podczas szkolenia.
Czy któryś z aktorów wzbudzał szczególną sympatię?
Ja zaprzyjaźniłem się z Erykiem Lubosem, który obecnie zaangażował się w pomoc na rzecz polskich żołnierzy rannych i poszkodowanych na misjach. Ale wszyscy członkowie ekipy dali się od razu polubić. To sympatyczni, normalni ludzie, niemający nic z przysłowiowych gwiazd. Zarówno ja, jak i moi koledzy bardzo serdecznie wspominamy całą ekipę.
Czy w trakcie szkolenia zdarzały się zabawne sytuacje?
Cały czas mam przed oczyma kontrast pomiędzy osobowością Dawida Zawadzkiego i graną przez niego rolą. Serialowy Mamut to negatywna i agresywna postać, a Dawid jest człowiekiem niezwykle spokojnym. Jednym z naszych zadań było zrobienie z niego boksera. Często chodziliśmy z nim na salę treningową i walczyliśmy na pięści, co wywoływało niemało śmiechu. Końcowy efekt jest doskonały, bo Dawid świetnie zagrał.
Reżyser Maciej Dejczer podkreśla dużą pomoc wojska w pracy nad serialem. Czy podobny obraz mógłby powstać bez udziału żołnierzy?
Sądzę, że bez doradców, zwłaszcza tych najniższych szczebli dowódczych jak drużyna, pluton czy kompania, trudno byłoby komukolwiek zrobić wiarygodny obraz o służbie naszych żołnierzy na misjach. Twórcom zależało na rzetelnym kinie i stąd właśnie pomysł na wojskowych konsultantów, którzy stale czuwali nad tym, aby rzeczywistość przedstawiona w serialu nie odbiegała od prawdy.
autor zdjęć: Arch. 1 BPanc
komentarze