Do grona odszczepieńców, którzy nie wierzą w futbol oraz w Euro 2012, dołączyła niedawno feministka Kazimiera Szczuka. Na antenie Polskiego Radia ogłosiła, że pieniądze wydane na przygotowania do turnieju, zwłaszcza te, które przeznaczono na budowę stadionów, zostały wyrzucone w błoto.
„Będzie pełno potłuczonych butelek, zdemolowanych przystanków, ludzi zarażonych chorobami wenerycznymi i kobiet świadczących seksusługi. To całe Euro 2012 to jest jedno wielkie oszustwo”, rzekła pani Kazimiera. „My, jako społeczeństwo, nic nie będziemy z tego mieli. Feministki od początku mówiły, że to jest tylko dla facetów i że nie utrzymamy tych wszystkich obiektów”.
W kwestii butelek, przystanków i chorób wenerycznych Szczuka ma oczywiście rację. Nie bierze jednak pod uwagę, że za pieniądze zarobione w trakcie turnieju będzie można sprzątać butelki i remontować przystanki do końca świata. Na leczenie kiły oraz rzeżączki też powinno wystarczyć. Dużo istotniejsza jest zaś sprawa utrzymania stadionów. Gdy widzę pustki na trybunach podczas meczów Śląska Wrocław, który walczy przecież o mistrzostwo Polski, to zaczynam mieć podobne obawy jak czołowa feministka. No, ale pożyjemy, zobaczymy. Najpierw zróbmy to Euro i policzmy rzetelnie straty i zyski.
U podstaw wygłoszonej w radiu przez Kazimierę Szczukę opinii leży troska o wydatkowanie publicznych pieniędzy. Powstaje pytanie, czy skoro akceptujemy nieuchronność podatków („Wszystko jedno, którzy wygrają, i tak nas złupią”, powiada mój znajomy, gdy pytam go, dlaczego nie bierze udziału w wyborach), to nie powinniśmy mieć wpływu na ukierunkowanie wydatków. Nie chodzi tu o sprawy oczywiste: budowę dróg i mostów, opiekę nad najuboższymi czy ochronę zdrowia. To jest poza dyskusją. Chodzi o piłkę nożną, która interesuje sporą część obywateli, ale na jakiejś tam grupie mieszkańców (ciekawe jak dużej?), reprezentowanej właśnie przez Kazimierę Szczukę, nie robi żadnego wrażenia. Ci drudzy też jednak muszą płacić za stadiony i organizację turnieju. I szlag ich z tego powodu trafia.
To oburzenie przeciwników futbolu byłoby jeszcze większe, gdyby znali całą prawdę o finansowaniu tej popularnej gry z państwowej kasy. Informuję ich zatem, by mieli argumenty w trakcie ewentualnej manify: dwie drużyny piłkarskiej ekstraklasy są sponsorowane, a zatem utrzymywane, przez spółki należące do państwa. Chodzi o Zagłębie Lubin – oczko w głowie KGHM Polska Miedź SA – i GKS Bełchatów – dumę i sławę Polskiej Grupy Energetycznej. Kazimiera Szczuka i ja składamy się więc solidarnie na pensje i premie dla piłkarzy, na transfery oraz wysokie odprawy dla zwalnianych trenerów. Dołożyliśmy się też bez wątpienia do ustawienia meczu z Cracovią w 2006 roku, a potem, gdy sprawa wyszła na jaw, musieliśmy zapłacić karę. Dużo nie wyszło: grzywna w wysokości 300 tysięcy złotych podzielona na wszystkich obywateli RP daje mniej niż grosz. Ale fakt jest faktem.
Jedyna rada – sprywatyzować. Wtedy na piłkarskie fanaberie będzie łożył właściciel. Tak jak łożą Józef Wojciechowski (Polonia Warszawa) czy Bogusław Cupiał (Wisła Kraków). Jeśli popełniają błędy personalne, jeśli przepłacają, to na własny rachunek. Mogą wyrzucać pieniądze w błoto, bo kto bogatemu zabroni?
Niestety Euro 2012 sprywatyzować nie było można. Chętnych do wzięcia sprawy w swoje ręce na pewno by nie brakowało. Mimo widma potłuczonych butelek, zdemolowanych przystanków i szerzących się chorób wenerycznych…

komentarze