Jeden enkawudzista strzelał z pistoletu w tył głowy jeńca, a dwóch trzymało go z tyłu za związane drutem lub sznurem ręce. Popchnięte, drgające jeszcze ciało wpadało do dołu. I następny, następny, następny… Tak ginęli w lesie nad wykopaną mogiłą lub w piwnicy polscy oficerowie. Władze sowieckie do odpowiedzialności NKWD za mord przyznały się dopiero w roku 1990.
Wiosną 1940 roku dokonał się los oficerów polskich wziętych do niewoli przez Sowietów po ich agresji na Polskę 17 września 1939 roku. Jeńców przetrzymywano w tzw. obozach specjalnych w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Dwa pierwsze przeznaczone były przede wszystkim dla wojskowych (zawodowych i rezerwistów), natomiast w ostatnim więziono głównie funkcjonariuszy policji, żandarmerii i służby więziennej. W piśmie z 5 marca 1940 roku adresowanym do Józefa Stalina szef NKWD Ławrientij Beria postulował, aby osadzonych z tych obozów w liczbie 14 736 wraz z 11 tys. Polaków przetrzymywanych w więzieniach, a szczególnie wrogich wobec państwa sowieckiego, rozstrzelać.
Jeszcze tego samego dnia Biuro Polityczne WKP(b) przychyliło się do wniosku Berii. Za zamordowaniem Polaków jednomyślnie zagłosowali: Józef Stalin, Kliment Woroszyłow, Wiaczesław Mołotow, Anastazy Mikojan, Łazar Kaganowicz, Michaił Kalinin i sam wnioskodawca – Ławrientij Beria. Ustalono, że wszystkie sprawy polskich jeńców będą rozpatrywane w specjalnym trybie, czyli zaocznie, bez przedstawiania oskarżonym zarzutów, postanowień zakończenia śledztwa i aktu oskarżenia. W ten sposób wszyscy przeznaczeni na śmierć byli tego nieświadomi.
Machina śmierci
Listy polskich jeńców przeznaczonych do rozstrzelania przygotowywano w Głównym Zarządzie do spraw Jeńców NKWD w Moskwie. Zatwierdzał je i podpisywał szef tegoż zarządu, kpt. Piotr Karpowicz Soprunienko (niektóre zatwierdzał jego zastępca, starszy lejtnant Chochołow). Bezpośrednie wykonanie mordu na Polakach rozdzielono między trzy zarządy NKWD: jeńców z Kozielska mieli rozstrzeliwać funkcjonariusze zarządu NKWD ze Smoleńska; likwidację jeńców ze Starobielska powierzono zarządowi NKWD z Charkowa, a jeńcami z Ostaszkowa mieli się zająć egzekutorzy zarządu NKWD z Kalinina (Tweru). 3 kwietnia 1940 roku rozpoczęto wywożenie jeńców z Kozielska do lasu wypoczynkowego NKWD w Katyniu. Egzekucje nad dołami śmierci trwały tu do połowy maja. Osadzonych w Starobielsku mordowano w piwnicach gmachu NKWD w Charkowie, a ich ciała grzebano w Piatichatkach. Natomiast więźniów z Ostaszkowa wymordowanych w Kalininie zakopywano w Miednoje. Do dziś nie odkryto pochówku ofiar pomordowanych w więzieniach na Białorusi i Ukrainie. Według sowieckich danych zamordowano strzałem w potylicę 21 857 jeńców i aresztowanych Polaków; w tym – 4421 z Kozielska, 3820 ze Starobielska, 6311 z Ostaszkowa, 1834 ze Lwowa oraz 5471 z innych obozów i więzień na terenie Białorusi i Ukrainy. Mord przeżyło około 400 osób, które oszczędzono z różnych powodów (najczęściej przez podjęcie współpracy z NKWD) i ostatecznie osadzono w specjalnym obozie w Griazowcu. Za mord na polskich jeńcach wyróżniono i nagrodzono 143 enkawudzistów.
Zbrodniarze i kłamcy
Ofiary mordów w Katyniu, Charkowie, Kalininie i innych miejscach kaźni miały być na zawsze wymazane z pamięci, tyle tylko, że dotychczasowy sojusznik Stalina – Hitler niespodziewanie uderzył na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 roku. Śmiertelnie zagrożeni Sowieci zmuszeni zostali do sojuszu ze swymi niedawnymi nieprzyjaciółmi: zachodnimi demokracjami. Także rząd polski na uchodźstwie stał się nagle sojusznikiem i Stalin zgodził się, by na terytorium Związku Sowieckiego sformować armię polską z niedawnych jeńców i niewolników Gułagu. Od początku więc powstał dla jej sztabu z gen. Władysławem Andersem na czele podstawowy problem: gdzie się podziali oficerowie polscy, którzy od września 1939 roku byli przetrzymywani w sowieckiej niewoli. Do służby w tworzonym wojsku zgłaszali się tylko nieliczni z nich…
Na pytania gen. Andersa i innych oficerów czy polityków polskich, władze sowieckie ze Stalinem na czele odpowiadały, że całkiem możliwe, iż ci oficerowie albo przebywają w jakichś odległych częściach Związku Sowieckiego, albo nawet już są poza jego granicami. „Trzeba czekać i szukać, na pewno się znajdą” – słyszał często rtm. Józef Czapski, który otrzymał od gen. Andersa specjalną misję poszukiwania swoich towarzyszy niedoli (sam należał do tej nielicznej grupy ocalonych). Prawda wyszła na jaw w nocy z 12 na 13 kwietnia 1943 roku, kiedy radio berlińskie ogłosiło komunikat o odkryciu w lesie katyńskim pod Smoleńskiem masowych grobów oficerów polskich. Według Niemców wszystko wskazywało na to, że mordu na nich dokonali wiosną 1940 roku funkcjonariusze sowieckiego NKWD. Trzy dni później, 16 kwietnia, rząd polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie. Tego samego dnia z analogicznym wnioskiem wystąpił Berlin.
ZSRS uznał to za przejaw współpracy polskiego rządu z Niemcami i wykorzystał jako pretekst do „przerwania” (tak „przerwania”, nie „zerwania”, co miało sugerować, że Sowieci są pełni „dobrej woli”, by do rozmów z Polakami wrócić) z nim stosunków dyplomatycznych. W nocy z 25 na 26 kwietnia 1943 roku ambasadorowi polskiemu w Moskwie odczytano notę, w której stwierdzono m.in.: „Okoliczności, że wroga kampania przeciwko Związkowi Sowieckiemu została rozpoczęta jednocześnie w prasie niemieckiej i polskiej i prowadzona jest w tej samej płaszczyźnie, nie pozostawiają wątpliwości, że między wrogiem sprzymierzonych – Hitlerem a Rządem Polskim istnieje kontakt i zmowa w prowadzeniu tej wrogiej kampanii”. Sowiecki dyktator w niezwykle cyniczny, ale i zręczny sposób wykorzystywał ofiary zarządzonego przezeń mordu, by osłabić legalne władze RP i rozpocząć własną rozgrywkę o podporządkowanie sobie Polski w przyszłej, powojennej Europie. Oczywiście wskazywał przy tym, że sprawcami mordu na polskich oficerach są wyłącznie Niemcy, którzy podczas operacji „Barbarossa” na początku wojny niemiecko-sowieckiej mieli zagarnąć obozy jenieckie przed ich ewakuacją w głąb Związku Sowieckiego.
To kłamstwo obowiązywało do 13 kwietnia 1990 roku, kiedy to władze chylącego się ku upadkowi Związku Sowieckiego przyznały się oficjalnie do tego, że za mord na polskich oficerach odpowiedzialne są organa sowieckich służb specjalnych. Tak więc od chwili zbrodni do przyznania się do jej sprawstwa upłynęło dokładnie pięćdziesiąt lat. Nie oznacza to niestety, że władze Rosji – zwłaszcza pod rządami Władimira Putina traktującego Stalina jako swój wzorzec do naśladowania – brały i biorą pełną odpowiedzialność za tę zbrodnię. Kłamstwo katyńskie ma się w Rosji całkiem dobrze i są tacy – również wśród historyków rosyjskich – którzy nadal w nie wierzą i je propagują. Pułkownik dyplomowany Stanisław Koszutski, dowódca 2 Pułku Pancernego 1 Dywizji Pancernej generała Maczka, w swych wspomnieniach zapisał o zbrodni katyńskiej znamienne słowa: „Mordercy jednak nie wzięli w rachubę faktu, że przez taką śmierć i przez ogrom swej perfidii unieśmiertelnili zamordowanych >>ponad wyżyny sławy<
Bibliografia
Cz. Brzoza, „Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej (1918–1945)”, Kraków 2001
E. Kospath-Pawłowski, „Chwała i zdrada. Wojsko Polskie na Wschodzie 1943–1945”, Warszawa 2010
S. Koszutski, „Wspomnienia z różnych pobojowisk”, Warszawa–Kraków 2014.
autor zdjęć: Muzeum Katyńskie
komentarze