Amerykańskie archiwa wciąż kryją wiele tajemnic II wojny światowej. Kilka tysięcy zdjęć, które dane mi było przeanalizować w College Park, to jedynie kropla w morzu i chodzi nie tylko o materiał z Powstania Warszawskiego, lecz o wiele innych – mówi Zygmunt Walkowski, badacz historii najnowszej Polski. Dzięki niemu znamy prawdziwą datę zniszczenia Zamku Królewskiego przez Niemców.
Korzystając z archiwum fotograficznego Luftwaffe przejętego przez Amerykanów, mógł Pan nie tylko prześledzić dzień po dniu walki uliczne w Powstaniu Warszawskim, lecz także zweryfikować wiele nieścisłości, które wokół nich narosły. Nim przejdziemy do tego tematu, chciałbym Pana zapytać, czy z tych zdjęć można także wyczytać, jaki charakter miały działania niemieckiego lotnictwa nad Warszawą w 1944 roku?
Zygmunt Walkowski: Odpowiadając na to pytanie, posłużę się zdjęciem z 5 września 1944 roku, które według mnie szczególnie ukazuje sposób, w jaki Niemcy unicestwiali Warszawę, i to jeszcze przed wybuchem powstania. Proszę spojrzeć: te zupełnie wyburzone kwartały miasta, przypominające księżycowy krajobraz, to ruiny getta. Idąc dalej, widzimy wypalone dzielnice, a następnie pożary. Ten najbardziej gęsty dym unosi się z płonącego Domu Pod Orłami, czyli gmachu Banku Towarzystw Spółdzielczych. A jak spojrzymy na kolejne ulice i osiedla, to widzimy, że one są jeszcze nienaruszone. Tę część miasta dopiero czeka spalenie... Kolejne zdjęcia tych budynków dowodzą, że zostały one obrócone w morze ruin. Niemcy mieli czas na metodyczne niszczenie miasta. Mieli go od Sowietów… To zdjęcie symbolizuje, moim zdaniem, kumulację dramatu powstańczej Warszawy.
Wykonywanie zdjęć przez lotników było jednym z istotnych elementów niemieckiej taktyki i zależało od sytuacji podczas walki. Mówiąc inaczej, dzięki tym lotniczym patrolom, dowództwo niemieckie na bieżąco korygowało ruchy swych sił w ogarniętym powstaniem mieście.
Gdy patrzymy na te zdjęcia, nasuwa się nam smutna refleksja, że Niemcy niemal od pierwszych dni sierpnia 1944 roku kontrolowali sytuację i szybko przejęli inicjatywę w walce.
Tak, niestety to prawda. Pierwsze zdjęcia, którymi dysponuję, datowane są na 5 sierpnia 1944 roku. Chociaż muszę powiedzieć, że bardzo ważna dla powstania jest seria zdjęć wykonana jeszcze przed jego wybuchem – 27 lipca 1944 roku. Zdjęcia te różnią się od wszystkich pozostałych, wykonywanych na potrzeby konkretnych działań zbrojnych, a więc ukazujących jedynie fragment miasta, gdzie te działania się rozgrywają. Różnią się tym, że na nich widzimy cały obszar Warszawy z przyległymi miejscowościami. Zarejestrowano na nich przestrzeń – panoramę miasta i jego okolic. Dowodzi to tezy, że Niemcy mieli jakieś sygnały, że w mieście może dojść do wybuchu walk powstańczych. Z kilku tysięcy zdjęć, które pozyskałem ze zbiorów amerykańskiej Narodowej Administracji Archiwów i Nagrań w College Park, są to jedyne zdjęcia całej Warszawy. Niewątpliwie dzięki nim Niemcy mogli planować akcje po wybuchu walk, wytyczać trasy kolejnych przelotów zwiadowczych, a także tych niszczycielskich – bombardujących powstańcze pozycje i terroryzujących ludność cywilną.
Panorama filmowa wykonana przez niemieckiego operatora z tarasu domu Schichta przy Nowym Zjeździe. Na zdjęciu i na planie poniżej zaznaczono zniszczoną północną część Zamku oraz wskazano, z którego tarasu została wykonana panorama
A co Pana najbardziej zaskoczyło po przejrzeniu niemieckich zdjęć lotniczych Warszawy zgromadzonych w Archiwum Narodowym Stanów Zjednoczonych w College Park? I jakie odkrycie uważa Pan za najcenniejsze ze względu na poznawanie historii Powstania Warszawskiego?
Przede wszystkim należy stwierdzić, że w tych zdjęciach zawartych jest bardzo dużo informacji nieodnotowanych w źródłach czy przekazach pisanych. Na przykład w Śródmieściu widać na dachach niektórych budynków wymalowane wielkie swastyki – w ten sposób Niemcy oznaczali swoje pozycje, by uniknąć ostrzelania czy bombardowania przez własne lotnictwo. Należy dodać, że żaden z tak oznaczonych budynków nie został zaatakowany przez samoloty sowieckie, które przelatywały nad miastem...
Zdjęcia lotnicze w połączeniu z innymi dokumentami dotyczącymi badań nad Powstaniem Warszawskim przydają dziś trzeciego wymiaru tamtym wydarzeniom. Wtedy – jak to określam – pojawia się przestrzenność wydarzeń. To też daje ogromny ładunek emocjonalny, który nie jest przecież bez znaczenia przy odbiorze opracowywanej historii. Mówiąc na marginesie, jestem zdziwiony, że w ramach nauczania historii nie prowadzi się analiz zdjęć lotniczych, nadałoby to tej nauce większej perspektywy poznawczej i niewątpliwie ją wzbogaciło.
Jeśli chodzi o zbiory w College Park, to mówiąc kolokwialnie, ja jedynie musnąłem czubek góry lodowej. Kilka tysięcy zdjęć, które dane mi było przeanalizować, to jedynie szczypta i mówimy tutaj nie tylko o materiale z Powstania Warszawskiego, lecz także z innych obszarów okupowanej Rzeczypospolitej, i to w poszczególnych latach wojny! Proszę sobie wyobrazić, ileż tam jeszcze faktów i tajemnic tego dramatycznego dla naszej historii okresu się kryje… W archiwum tym nieprzerwanie powinien pracować zespół, a nawet kilka zespołów naszych specjalistów. Tym bardziej że nie jest problemem pozyskiwanie tych materiałów, bo Amerykanie traktują owe zasoby jako domenę publiczną; jedyny koszt związany jest z pobytem w Stanach Zjednoczonych. Sytuacja jest też prostsza niż wtedy, kiedy ja zaczynałem tam kwerendę, bo dziś gros materiałów zostało skatalogowanych. Ja musiałem się niejednokrotnie poruszać po omacku.
Można więc stwierdzić, że Pan uświadomił Amerykanom jak ważne materiały dla historii Polski i innych regionów Europy Środkowej posiadają w swych zbiorach.
Nie chciałbym we wnioskach wybiegać zbyt daleko, ale mam odczucie, że moja wizyta w Collage Park musiała mieć pewien wpływ na decyzję o porządkowaniu i katalogowaniu zdobycznego archiwum Luftwaffe. A odpowiadając wprost na Pańskie pytanie, co mnie zaskoczyło, to najpierw ogrom tego materiału, mieścił się on bowiem w pomieszczeniu przypominającym olbrzymi hangar lotniczy. Potem to już ciąg nieustających zaskoczeń – każdy udostępniony materiał był dla mnie zaskoczeniem! Proszę sobie wyobrazić, otrzymuje Pan zdjęcia na przykład Ochoty albo Żoliborza, na których klatka po klatce widać budynki, jeszcze stoją, a za moment już zasnute są dymem pożarów. Natomiast na kolejnych ujęciach są już tylko ruiną gruzów. Widać ulice przedzielone barykadami lub przekopane kanałami komunikacyjnymi… Mając w głowie przebieg walk, nagle widzimy ich rzeczywisty obraz! To niezatarte dla mnie wrażenie.
Jednocześnie zobaczył Pan, z jaką potęgą przyszło się mierzyć powstańcom warszawskim…
Tak, ale zaznaczmy od razu, że powstańcy nie doczekali się takiego wsparcia lotniczego z Zachodu, na jakie liczyli. Nie bez znaczenia był tu zakaz Sowietów, którzy zabronili lądować na swoich lotniskach samolotom alianckim lecącym z pomocą powstaniu. Niestety, nawiązując do powstania, jakie wybuchło wtedy w Paryżu, Warszawie nie był dany los stolicy Francji…
Do jednych z Pańskich najważniejszych osiągnięć badawczych należy zweryfikowanie daty zburzenia przez Niemców Zamku Królewskiego w Warszawie. To akurat udało się Panu zrealizować dzięki zdjęciom lotników sowieckich. Proszę opowiedzieć o szczegółach tego odkrycia.
Sowieckie zdjęcia lotnicze odegrały tu rolę pieczęci, która ostatecznie przesądziła o prawdziwości mojej teorii. Zaczęło się bowiem od czegoś zupełnie innego, a mianowicie od opisu zniszczenia Zamku Królewskiego pióra prof. Stanisława Lorentza. Profesor stwierdził, że zamek został zniszczony przez Niemców w pierwszych dniach grudnia 1944 roku, kiedy miasto było już martwe. Natomiast pierwsze zdjęcie, na którym możemy zobaczyć niemieckie przygotowania do zniszczenia zamku datowane jest na 8 września 1944 roku i pochodzi z tak zwanej kartoteki Alfreda Mensebacha, niemieckiego architekta, który służył swoją wiedzą wojsku przy burzeniu Warszawy i jednocześnie je dokumentował aparatem fotograficznym.
Zdjęcie z archiwum Alfreda Mensebacha wykonane 8 września 1944 r. Podpis: „Przygotowania do wysadzenia byłego zamku nad Wisłą”. Na planie zaznaczona lokalizacja zarejestrowanej na zdjęciu sytuacji
Profesor Lorentz w książce Zburzenie Zamku Królewskiego w Warszawie, wydanej w 1946 roku, napisał: „Ostatni akt dramatu rozegrał się w początku grudnia 1944 r. w dwa miesiące po kapitulacji Warszawy. W otwory wyborowane w r. 1939 wojska niemieckie założyły ładunki dynamitowe i wysadziły Zamek w powietrze. Nie stało się to w ogniu walki – Warszawa była wtedy już miastem umarłych”. Profesor Aleksander Król w swej publikacji dodaje, że rezydencję królewską Niemcy wysadzili w jednej, potężnej eksplozji ładunków wybuchowych.
Na wspomnianym zdjęciu Mensebacha widzimy grupę niemieckich saperów przy murze, który stał na końcu zamkowego terenu od północy. Czyli możemy przyjąć, że przygotowania do niszczenia zamku rozpoczęto od tej strony. Na kolejnym zdjęciu widzimy budynek zamkowy w częściowej ruinie – fragment od wieży zegarowej jeszcze stoi. Kolejnym krokiem w rozwikłaniu tajemnicy było dotarcie do zdjęć filmowych operatora niemieckiego ewidentnie zrobionych nie z ręki, lecz ze statywu (dowodzi tego brak zafalowania horyzontu na zdjęciach). Oznaczało to, że wykonywał je w spokojnych warunkach. Widzimy na zdjęciach, że operator filmuje Pragę, most Kierbedzia biegnący przez Wisłę, następnie przenosi obiektyw na lewobrzeżną Warszawę i widać, że północna część Zamku do wieży zegarowej jest zniszczona, a część południowa z wieżą zegarową jeszcze stoi. Kiedy to zdjęcie zostało zrobione? Istotny jest tutaj most Kierbedzia, który jak wiemy, został zniszczony 13 września. Czyli to zdjęcie musiało być zrobione wcześniej niż w grudniu. I teraz sobie połączmy: zdjęcie Mensebacha zrobione 8 września z tymiż filmowymi zdjęciami. Czarno na białym widać, że Zamek nie był zniszczony w grudniu i że nie mógł być zniszczony jedną eksplozją, jak twierdził profesor Król.
Jednak całkowitej pewności co do czasu zniszczenia zamku nabrałem, gdy zobaczyłem sowieckie zdjęcia lotnicze. One utwierdziły mnie w intuicyjnych przeczuciach. Nim do nich przejdziemy, dodam jeszcze, że ustaliłem, skąd robił zdjęcia rzeczony niemiecki operator. Mianowicie z tarasu domu Schichta, a to oznacza, że nie mógł tego czynić w grudniu, bo by go od razu ustrzelili Sowieci stojący na Pradze. W przekonaniu, że Zamek musiał być zniszczony wcześniej, utwierdziłem się, gdy zobaczyłem rzeczone lotnicze zdjęcia sowieckie. Liczą one 32 odbitki, na które zupełnie przypadkowo natknąłem się w drugiej połowie lat osiemdziesiątych na… Cytadeli Warszawskiej. Po prostu wisiały na jednej ze ścian. Sowieccy lotnicy w czasie patrolu fotografowali teren począwszy od Świdra i skończywszy pod Łomiankami. Kiedy spojrzałem na ujęcia z Warszawy, to zobaczyłem, że nie ma Zamku – nawet jednego jego fragmentu! A zdjęcia te są datowane na… 18 września 1944 roku i podaniem godziny 11.30.
Wszystko ułożyło się w jedną całość…
Tak. Te zdjęcia spokojnie wisiały sobie na ścianach Cytadeli i nikt wcześniej nie zwrócił uwagi, że oto sami Sowieci dostarczyli niezbitych dowodów na to, kiedy w istocie Niemcy zniszczyli Zamek Królewski w Warszawie. A niszczyli go przez kilka dni, od 8 do 12 września 1944 roku. Następnym potwierdzeniem były już niemieckie zdjęcia lotnicze pozyskane w College Park, datowane na 17 września 1944 roku. Na nich miejsce po Zamku zionie pustką. Na zdjęciu z października 1944 roku widać jeszcze jedno, że Niemcy na terenie placu Zamkowego, odsłoniętym po zburzeniu Zamku, wznieśli wielką barykadę, która osłaniała ich od Sowietów, którzy stali po drugiej stronie Wisły. Wróćmy raz jeszcze do dni niszczenia Zamku – od 8 do12 września. W tych dniach front sowiecki z wielką siłą parł w stronę Warszawy. Niemcy poczuli się zagrożeni i jednocześnie utwierdzeni w przekonaniu, że lada chwila dojdzie do nieprzyjacielskich desantów przez Wisłę. Niszczenie Zamku jest tego dowodem, bo gdyby reagując na zbliżający się front, przygotowywali się do obrony, to nie niszczyliby takiego obiektu jak Zamek, który stałby się naturalną redutą obrony nad rzeką – o potężnych murach osłaniających od ognia artylerii. I to jest dowód na to, że Niemcy we wrześniu poczuli się przegrani w Warszawie. Gdy zobaczyli, że Sowieci nie zamierzają iść dalej, wybudowali wspomnianą barykadę i inne umocnienia. A jednocześnie darowany przez Stalina czas spożytkowali na tłumienie powstania, mordowanie ludzi i niszczenie miasta.
Płonące Śródmieście Warszawy. Ciemna smuga dymu w środkowej części zdjęcia to płonący Bank Pod Orłami przy ul. Jasnej 1. Zdjęcie wykonane 5 września 1944 r.
Nasuwa się pytanie, czy na twierdzeniu o zniszczeniu Zamku w grudniu nie zaważyła kwestia polityczna, dotycząca nieudzielenia pomocy Powstaniu Warszawskiemu przez Armię Czerwoną?
Właśnie tak, gdyż wskazanie rzeczywistej daty zniszczenia Zamku Królewskiego obnażało w całej jaskrawości perfidię Stalina, który rozkazał swym marszałkom zatrzymać ofensywę Armii Czerwonej i czekać na zagładę stolicy Polski. Z drugiej strony twierdzenie o grudniowym zniszczeniu Zamku było mocno ugruntowane w nauce i – proszę mi wierzyć – miałem sporo emocji i przeżyć, nim zechciano mnie wysłuchać oraz zobaczyć zebrane przeze mnie dowody. Jedyną osobą, która wtedy poważnie potraktowała moje badania i dzięki której zdołałem się z nimi przebić przez larum oburzonych, był profesor Aleksander Gieysztor. On wysłuchawszy mego wywodu i zobaczywszy wspomniane dowody w postaci zdjęć, nie miał wątpliwości, że mam rację. Wiązało się to między innymi ze zmianą informacji i ekspozycji w Zamku Królewskim.
Człowiek podejmujący się obalania mitów musi się liczyć z tym, że przekracza bramę ze słynną sentencją z Boskiej komedii Dantego o żegnaniu się z nadzieją, nawet jeśli ma – tak jak było w Pańskim wypadku – niepodważalne dowody.
Nigdy nie można tracić nadziei. Pamiętam ten dzień, gdy poszedłem do kustosza Zamku Królewskiego pokazać moje ustalenia. Zadałem mu wtedy głupie pytanie, czy wie, kiedy został zniszczony Zamek Królewski. A on na to odpowiedział mi pytaniem: „A Pan to kto?”. Przedstawiłem się i usłyszałem: „A kim Pan jest?”… Na tym rozmowa została zakończona.
Akurat tego samego dnia byłem umówiony z profesorem Gieysztorem i miałem przy sobie ten materiał dowodowy, o którym rozmawialiśmy. Napomknąłem profesorowi, że mam przy sobie zdjęcia dotyczące wysadzenia Zamku, a on życzliwie pozwolił mi je pokazać.
Niemieckie zdjęcie lotnicze wykonane 26 października 1944 roku, na którym zarejestrowano ruiny Zamku oraz wybudowaną barykadę osłonową, prowadzącą przez otwartą po zburzeniu Zamku przestrzeń placu Zamkowego
Profesor usiadł za biurkiem, przejrzał, wrócił do początku, ponownie przejrzał – trwało to dłuższą chwilę – i zobaczyłem, jak ogarnia go zdumienie: „To nieprawdopodobne” – powiedział do siebie. Był wyraźnie poruszony. Zadzwonił do tegoż kustosza, u którego chwilę wczesniej byłem, i polecił mu zorganizować spotkanie pracowników naukowych Zamku Królewskiego ze mną. Na tymże spotkaniu zebrało się ponad czterdzieści osób, które początkowo, delikatnie mówiąc, były bardzo sceptyczne. Jednak gdy przebrnąłem przez wszystkie pytania, pokazałem zdjęcia dowodzące, że Zamek został zniszczony we wrześniu 1944 roku, na sali najpierw zapanowała cisza, a następnie rozległy się brawa. Lody zostały przełamane. Napisałem artykuł w „Kronice Zamkowej” (nr 1/36/1998), a w materiałach i na ekspozycji Zamku Królewskiego pojawiła się informacja o prawdziwej dacie jego zniszczenia przez Niemców.
Zygmunt Walkowski jest jednym z najbardziej zasłużonych badaczy i dokumentalistów historii najnowszej Polski, zwłaszcza z okresu II wojny światowej i dziejów Powstania Warszawskiego, uważanym za wybitnego znawcę ikonografii stolicy tamtego okresu. Od wielu lat zajmuje się przygotowywaniem i opracowywaniem szaty ilustracyjnej do wielu ważnych publikacji historycznych oraz wystaw prezentowanych w kraju i za granicą. Uczestniczy w przygotowaniu filmów dokumentalnych, brał również udział w opracowaniu „Wielkiej ilustrowanej encyklopedii Powstania Warszawskiego”. W Archiwum Narodowym Stanów Zjednoczonych w College Park odnalazł i badał unikatowe zasoby zdjęciowe Luftwaffe z lat 1941–1945, zawierające między innymi zdjęcia lotnicze powstańczej Warszawy.
autor zdjęć: Piotr Korczyński, archiwum Zygmunta Walkowskiego
komentarze