Przerzut modułów bojowych Morskiej Jednostki Rakietowej do Szwecji oraz Estonii, a także osłona okrętów transportowo-minowych, na pokładach których wyrzutnie i wozy dowodzenia przemieszczały się po Bałtyku – to główne zadania marynarki wojennej podczas tegorocznych ćwiczeń „Anakonda ’23”. Cel udało się zrealizować.
Morska Jednostka Rakietowa wchodzi w skład 3 Flotylli Okrętów. To jedna z kluczowych jednostek polskiej armii. O jej sile stanowią wyrzutnie przeciwokrętowych pocisków Naval Strike Missile, które są w stanie razić cele oddalone o przeszło 200 km. W przeszłości moduły bojowe MJR kilkakrotnie były przerzucane w wybrane rejony wschodniej i południowej flanki NATO, gdzie odpierały symulowane uderzenia od strony morza. Tym razem zostały skierowane do Szwecji i Estonii. Cel: wzmocnić sojusznicze wojska, biorące udział w manewrach „Aurora ’23” i „Swift Response ’23”. Obydwa przedsięwzięcia współgrały z „Anakondą ’23” – największymi dorocznymi ćwiczeniami polskiej armii. I właśnie szybki transfer wyrzutni i specjalistycznych wozów przez Bałtyk stanowił podstawowe zadanie sił morskich, które brały w niej udział.
– Z myślą o „Anakondzie” wydzieliliśmy okręty różnych klas: od zbiornikowca ORP „Bałtyk” aż po fregatę rakietową ORP „Gen. K. Pułaski”. Siły te oddaliśmy w podporządkowanie Centrum Operacji Morskich-Dowództwa Komponentu Morskiego. Podobnie stało się zresztą z modułami MJR – wyjaśnia kmdr ppor. Anna Sech, rzecznik prasowy 3 Flotylli Okrętów. Podobną drogą poszła 8 Flotylla Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Na ćwiczenia skierowała dziesięć okrętów i jednostek pomocniczych. Wśród nich znalazł się między innymi ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”, na którego pokładzie został ulokowany sztab kierujący działaniami na morzu. – Na morze wyruszyły także dwa okręty transportowo-minowe: ORP „Kraków” i ORP „Toruń” i to one odpowiadały za przerzucenie modułów MJR we wskazane miejsce – informuje kmdr ppor. Grzegorz Lewandowski, rzecznik 8 Flotylli Obrony Wybrzeża.
– „Anakonda” stanowiła dla nas zwieńczenie serii ćwiczeń realizowanych od dwóch lat – zaznacza kmdr Aleksander Urbanowicz z COM-DKM, dowódca sił zadaniowych na morzu. – Zaczęliśmy od „Solidarnej Belony”, która pokazała, że jesteśmy w stanie zintegrować z naszymi okrętami sojusznicze siły wchodzące na Bałtyk, a następnie dowodzić realizowanymi wspólnie przedsięwzięciami. Przy okazji ćwiczeń „Rekin” poszliśmy o krok dalej. Pod nasze dowództwo, podobnie jak wcześniej, trafiły zagraniczne okręty, ale same ćwiczenia rozgrywały się na znacznie większym obszarze. Podczas „Anakondy” zakres naszych działań został jeszcze rozszerzony – mówi oficer.
Polskie okręty już na początku ćwiczeń miały okazję współdziałać z sojusznikami. Na wodach Zatoki Pomorskiej przeprowadziły trening z jednostkami pierwszej grupy Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO (z ang. SNMCMG1), które akurat przechodziły ze Szczecina do Rygi. W scenariuszu „Anakondy” znalazły się działania przeciwminowe i antyterrorystyczne. Kluczową kwestią był jednak wspomniany już przerzut MJR. Należące do jednostki wyrzutnie i pojazdy wjechały na pokład okrętów transportowo-minowych w Świnoujściu. Po załadunku, ORP „Toruń” obrał kurs na Gotlandię, zaś nieco później ORP „Kraków” wyruszył do Estonii. OTRM-y były osłaniane zarówno przez bojowe okręty 3 Flotylli, które współdziałały z jednostkami sojuszników, jak też siły powietrzne.
– Dla nas był to wartościowy sprawdzian, i to z kilku powodów – podkreśla kmdr ppor. Wojciech Ostalski, dowódca ORP „Ślązak”. – Mieliśmy okazję przećwiczyć funkcjonowanie w rozbudowanej strukturze, jaką marynarka wojenna tworzy na potrzeby operacji morskiej. Zostaliśmy wpisani w łańcuch wymiany informacji pomiędzy poszczególnymi szczeblami dowodzenia a okrętami. Współpracowaliśmy też z jednostkami różnych klas. U wybrzeży Szwecji na przykład nasze okręty wcieliły się w rolę przeciwnika dla tamtejszych sił morskich. W epizodzie brał udział między innymi szwedzki okręt podwodny – wylicza oficer. Załoga „Ślązaka” przeprowadziła też szereg wewnętrznych treningów, które wiązały się na przykład z gaszeniem pożaru na pokładzie czy ratowaniem okrętu po przebiciu kadłuba. – Mieliśmy na to wszystko czas, ponieważ na morzu spędziliśmy jedenaście dni – podsumowuje kmdr ppor. Ostalski.
Związane z „Anakondą” działania na Bałtyku zakończyły się we wtorek. – Cele udało się zrealizować. Wniosek: jesteśmy w stanie skutecznie kierować operacją na morzu, w sprawny sposób przerzucić siły, które wzmocnią sojuszników w newralgicznych regionach, przede wszystkim na wschodniej flance, wreszcie strzec bezpieczeństwa szlaków żeglugowych – ocenia kmdr Urbanowicz. Dla Polski ma to kluczowe znaczenie. Drogą morską prowadzone są choćby transport surowców i ożywiony ruch pasażerski. W polskich portach każdego roku przeładowuje się przeszło 130 mln ton towarów. Zawijają tam statki wiozące ropę naftową i skroplony gaz. Po dnie Bałtyku biegnie m.in. rurociąg Baltic Pipe, dostarczający gaz z Norwegii.
autor zdjęć: 8 FOW
komentarze