Jak bezpiecznie wyskoczyć z rozpędzonej motorówki i udzielić pomocy tonącemu, w jaki sposób prawidłowo przeprowadzić resuscytację krążeniowo-oddechową i jak poszukiwać w wodzie osób zaginionych – tego rodzaju umiejętności zdobywali żołnierze 18 Dywizji Zmechanizowanej. Szkolenie poprowadzili instruktorzy i ratownicy WOPR-u.
– Żołnierze powinni wiedzieć, jak prawidłowo i bezpiecznie udzielić pomocy tonącemu. Taka wiedza może się przydać nie tylko podczas służby, ale także w codziennym życiu, np. w czasie wakacji – mówi ppor. Łukasz Szymański, dowódca 2 kompanii z Batalionu Zmechanizowanego z Białej Podlaskiej. Żołnierze z tej jednostki wzięli udział w szkoleniu z ratownictwa wodnego. Uczyli się od doświadczonych ratowników i instruktorów z międzyrzeckiej grupy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
– Jeśli dzięki temu szkoleniu uda się uratować choć jedno życie, to będzie ogromny sukces – przyznaje szer. Patryk Stępień, który od 13 lat jest ratownikiem WOPR-u (obecnie w międzyrzeckim pogotowiu wodnym). Przez ten czas brał udział w wielu akcjach ratowniczych oraz w poszukiwaniach zaginionych osób. Przyznaje, że nie wszystkie z tych historii skończyły się szczęśliwie. – Wakacje w pełni i co chwilę słyszymy wiadomości o tym, że ktoś się utopił. Chcieliśmy z dowódcą przybliżyć żołnierzom wiedzę na temat ratownictwa, bo woda jest naprawdę niebezpiecznym żywiołem. Trzeba wiedzieć np., jak właściwie udzielać pomocy, by podczas akcji ratunkowej samemu nie ucierpieć – mówi szeregowy.
I właśnie dlatego, podczas zajęć żołnierze uczyli się, jak udzielać pomocy poszkodowanemu przy użyciu koła ratunkowego, boi, rzutek ratowniczych czy liny. – Chodzi o to, by tonący nie wciągnął osoby, która mu pomaga pod wodę – tłumaczy ppor. Szymański. – Wpajaliśmy żołnierzom, aby bez sprzętu asekuracyjnego nie podpływali do tonącego. Trzeba działać w myśl zasady: dobry ratownik to żywy ratownik – dopowiada szer. Stępień. Wyjaśnia, że jeśli w pobliżu nie ma specjalistycznego sprzętu ratowniczego, to można zawsze spróbować podać poszkodowanemu gałąź albo rzucić mu jakąś linkę, a nawet związane ze sobą elementy odzieży lub ręczniki. – Dla akcji ratowniczych nad wodą czas ma kluczowe znaczenie. Zaledwie cztery minuty niedotlenienia powodują śmierć mózgu – przestrzegają ratownicy.
WOPR-owcy uczyli żołnierzy również zasad udzielania pierwszej pomocy, udrażniania dróg oddechowych i zasad prowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Zmechanizowani ćwiczyli pod ich kierunkiem postępowanie w przypadku złamań, a także trenowali poszukiwanie osób zaginionych w wodzie. – Tworzyli tzw. łańcuch życia i zwartą grupą przeszukiwali dno jeziora. Jest to potrzebne, bo podtopiona osoba zwykle dryfuje w pobliżu dna, a taki łańcuch życia to czasami jedyna metoda, by odnaleźć poszkodowanego – zaznacza szer. Stępień.
Żołnierze z Białej Podlaskiej dowiadywali się również, jak wykonywać skoki ratownicze, czyli takie, w czasie których ratownik nawet na chwilę nie zanurza głowy, by nie stracić kontaktu wzrokowego z tonącym. Wojskowi desantowali się z rozpędzonej łódki do wody i udzielali pomocy poszkodowanemu. – Ten ostatni element budził chyba najwięcej emocji. Ważna była zarówno technika skoku, jak i pokonanie lęku przed głęboką wodą – zauważa ppor. Szymański.
Żołnierze zapowiadają, że współpraca z międzyrzecką grupą WOPR-u będzie kontynuowana. W planie są także szkolenia z ratownictwa wodnego w warunkach zimowych.
autor zdjęć: st. szer. Sławomir Kozioł/ 18 DZ
komentarze