Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że Żydzi będą chcieli się bronić. Skala oporu przekroczyła jednak ich szacunki. Wiosną 1943 roku w warszawskim getcie do walki stanęło kilkuset bojowników, którzy postanowili opóźnić wywózkę mieszkańców do obozów zagłady. Tak rozpoczęło się pierwsze powstanie miejskie w okupowanej Europie.
– To było bardzo dziwne, że niektórzy żydowscy chłopcy i dziewczęta widząc wielkiego wroga z całym jego uzbrojeniem, byli jednak radośni i weseli. Dlaczego? Wiedzieliśmy, że nasz koniec już nadszedł. Wiedzieliśmy już wcześniej, że nas pokonają, ale wiedzieliśmy też, że oni zapłacą wysoką cenę za nasze życie – wspominała Cywia Lubetkin. 19 kwietnia 1943 roku znalazła się w gronie kilkuset bojowników, którzy postanowili przeciwstawić się Niemcom likwidującym warszawskie getto. Kiedy niespełna miesiąc później podziemnymi kanałami przechodziła na aryjską stronę miasta, getto płonęło. Cywia się nie myliła. Wynik tej walki był rozstrzygnięty, zanim jeszcze padł pierwszy strzał.
Jak pustoszało getto
Terror, wszechobecny głód, szerzące się choroby zakaźne i nieprawdopodobne wręcz przeludnienie – tak wyglądał dzień powszedni warszawskiego getta. Początkowo Niemcy w wydzielonej dzielnicy zamknęli Żydów ze stolicy. Z czasem jednak zaczęli zwozić kolejnych – z innych regionów okupowanej Polski, a potem także Europy. W szczytowym okresie za murami mieszkało prawie pół miliona osób. Na kilometr kwadratowy przypadało ich 146 tysięcy. Historycy szacują, że w ciągu kilkunastu miesięcy z powodu katastrofalnych warunków w getcie mogło umrzeć nawet sto tysięcy mieszkańców. – Ludzie wegetowali. Duża ich część starała się po prostu przetrwać. Byli tacy, którzy żyli złudzeniami, że dotrwają w getcie do końca okupacji. A kiedy getto zaczęło być likwidowane, że jednak uda im się przeżyć w obozach. Zadziałał zakodowany w ludzkim mózgu mechanizm samoobrony, odpychania od siebie najgorszych rozwiązań – podkreśla dr Martyna Grądzka-Rejak z Muzeum Getta Warszawskiego. Nie wszyscy jednak myśleli w ten sposób.
Wywózki z getta ruszyły 22 lipca 1942 roku. Stanowiły element akcji „Reinhardt”, która miała doprowadzić do zamordowania wszystkich Żydów z terenu Generalnego Gubernatorstwa i Okręgu Białostockiego. W ciągu kilku miesięcy Niemcy wysłali do obozu w Treblince prawie 300 tysięcy Żydów z Warszawy. W getcie pozostało około 60 tysięcy osób. Część ukrywała się przed Niemcami, inni – młodzi i silni – jeszcze przez chwilę mieli pozostać przy życiu, by pracować w fabrykach i warsztatach. I właśnie wśród nich narodziła się żydowska konspiracja.
Jeszcze latem 1942 roku młodzi działacze lewicy zawiązali Żydowską Organizację Bojową, na której czele stanął Mordechaj Anielewicz. Niebawem też powstał Żydowski Związek Wojskowy, dowodzony przez Pawła Frenkla. Sformowali go kojarzeni z prawicą syjoniści. W sumie w skład obydwu organizacji weszło kilkuset konspiratorów. Próby stworzenia wspólnego frontu spełzły na niczym – różnice światopoglądowe okazały się zbyt duże. Udało się jednak podzielić dzielnicę na strefy odpowiedzialności i skoordynować działania. Żydzi nawiązali też kontakt z polskim podziemiem – zarówno Armią Krajową, jak i komunistyczną Gwardią Ludową. Uzyskali poparcie dla swoich działań i trochę broni. – Nie wiemy, ile jej było. Na pewno jednak nie można mówić o znaczących ilościach. Podziemie samo zmagało się z niedoborami uzbrojenia, a potrzeby miało duże. Armia Krajowa przygotowywała się przecież do ogólnopolskiego powstania – wyjaśnia dr Grądzka-Rejak. – Większość broni, którą dysponowali konspiratorzy z getta, pochodziła z zakupów prowadzonych po tzw. aryjskiej stronie – dodaje.
18 stycznia 1943 roku Niemcy ponownie wkroczyli do getta. Kiedy jednak prowadzili kolumnę mieszkańców na Umschlagplatz, skąd wyruszały transporty do obozów, na ich głowy posypały się strzały. Atakował oddział ŻOB pod dowództwem Anielewicza. W niemieckich szeregach wybuchła panika. „Żydzi mają broń! Żydzi mają broń!” – przekrzykiwali się żołnierze, usiłując zająć pozycje i odpowiedzieć ogniem.
Pożar getta widziany z Żoliborza, na pierwszym planie budynki Dworca Gdańskiego.
Deportacje były kontynuowane, ale tylko przez trzy dni. Do wagonów trafiło „zaledwie” sześć tysięcy Żydów. Ostatecznie Niemcy postanowili się wycofać i lepiej przygotować do konfrontacji. Do getta wrócili dopiero 19 kwietnia.
Dwie flagi nad placem
Poranną ciszę przerwał warkot silników i ciężki stukot wojskowych butów, który niósł się pośród opustoszałych kamienic. Niemcy wkroczyli do getta o szóstej. Szli z dwóch kierunków – od strony bramy przy ulicy Nalewki oraz zbiegu ulic Zamenhofa i Gęsiej. 1300 żołnierzy i członków formacji policyjnych, którzy do dyspozycji mieli pojazdy opancerzone, a nawet czołg. Co mogli im przeciwstawić Żydzi? Niewiele. Każdy miał pistolet, pięć granatów i pięć butelek zapalających. Na każdy rejon przypadały trzy karabiny maszynowe. Takie właśnie liczby Marek Edelman, zastępca komendanta powstania, przekazał po wojnie reporterce Hannie Krall. Dysproporcja sił była więc ogromna. Ale Żydzi po raz kolejny zdołali Niemców zaskoczyć. Zabili i ranili kilku żołnierzy, uszkodzili dwa opancerzone transportery.
Zacięte walki wybuchły wkrótce także na placu Muranowskim, jednak i tam Niemcom szło jak po grudzie. Symbolem skutecznego oporu stały się dwie flagi, które załopotały na jednej z kamienic – polska biało-czerwona i żydowska biało-niebieska. Ostatecznie po południu oddziały pacyfikacyjne były zmuszone wycofać się z dzielnicy. Tymczasem Żydzi dostali wsparcie z zewnątrz. Pod wieczór oddział AK, dowodzony przez kpt. Józefa Pszennego, ps. „Chwacki”, próbował wysadzić mur getta przy ulicy Bonifraterskiej. Bez skutku – akowcy zostali ostrzelani przez niemieckich żołnierzy i funkcjonariuszy granatowej policji. Zginęło dwóch żołnierzy, czterech odniosło rany. Mimo niepowodzenia w kolejnych dniach podobne akcje inicjowane były jeszcze kilka razy, i to zarówno przez AK, jak i komunistyczną Gwardię Ludową.
W niemieckich szeregach zapanowało poruszenie. Dowodzący akcją SS-Oberführer Ferdinand von Sammern-Frankenegg już po kilku godzinach został odwołany ze stanowiska. Zastąpił go SS-Gruppenführer Jürgen Stroop. Do walki zmobilizował nowe siły. Wokół murów getta rozstawiona została artyleria, która ostrzeliwała budynki. Kiedy milkła, na teren dzielnicy wkraczało około dwóch tysięcy żołnierzy. Oddziały pacyfikacyjne wyposażone zostały w miotacze ognia. W płomieniach stawały kolejne kamienice. Ale powstańcy nie odpuszczali. W raporcie przygotowanym dla szefa SS Heinricha Himmlera Stroop tłumaczył: „Okazało się, że Żydzi pochowali się w kanałach i specjalnie urządzonych bunkrach. W pierwszych dniach przypuszczano, że istnieją tylko pojedyncze bunkry, jednakże w toku wielkiej akcji okazało się, że w całym getcie istniał zorganizowany system piwnic, bunkrów i przejść. Każde przejście i bunkier miały dostęp do sieci kanalizacyjnej. Umożliwiało to Żydom swobodne poruszanie się pod ziemią”.
Schwytani Żydzi przy ul. Zamenhofa w drodze na Umschlagplatz.
„Marzenie mojego życia się spełniło. Żydowska samoobrona w getcie stała się faktem. Żydowski zbrojny opór i odwet urzeczywistniły się. Byłem świadkiem heroicznej walki bojowców żydowskich” – pisał 23 kwietnia Mordechaj Anielewicz do swojego współpracownika Icchaka Cukiermana, który pozostawał poza gettem. W tym czasie powstanie powoli przygasało. Skończyły się regularne walki, odtąd Żydzi skupili się na ukrywaniu przed Niemcami. Od czasu do czasu dochodziło do wymiany ognia. 4 maja gen. Władysław Sikorski, premier i naczelny wódz Polskich Sił Zbrojnych, mówił na antenie BBC: „Dokonuje się największa zbrodnia w dziejach ludzkości. Wiemy, że pomagacie umęczonym Żydom, jak możecie. Dziękuję wam, rodacy, w imieniu własnym i rządu. Proszę was o udzielenie im wszelkiej pomocy, a równocześnie tępienie tego strasznego okrucieństwa”. Jego odezwa trafiła na plakaty, które Rada Pomocy Żydom w tysiącach egzemplarzy rozkleiła w okupowanej Warszawie.
Tymczasem 8 maja Niemcy namierzyli bunkier przy ulicy Miłej, w którym mieścił się sztab ŻOB. Do wnętrza zaczęli wpuszczać gaz. Bojownicy dusili się bądź popełniali samobójstwo. Śmierć poniósł wówczas między innymi Mordechaj Anielewicz. Opór getta trwał jeszcze osiem dni. Ostatnim jego akordem stało się wysadzenie przez Niemców synagogi na ulicy Tłomackie. W swoim raporcie Stroop mógł ogłosić: „Była żydowska dzielnica mieszkaniowa już nie istnieje!”.
„Nie dać się zarżnąć”
Do dziś nie wiadomo dokładnie, jak wiele ofiar pochłonęła pacyfikacja getta. Stroop wspomina o zabiciu i schwytaniu 56 tys. Żydów. Dane te trudno jednak zweryfikować. Według raportu straty po stronie niemieckiej miały wynosić 16 zabitych i 85 rannych. Niemal na pewno jednak dane te zostały zaniżone. Polskie podziemie szacowało, że żydowscy bojownicy mogli zabić 86 i ranić 420 członków oddziałów pacyfikacyjnych. Nie do końca wiadomo też, ilu bojowników i mieszkańców tzw. szczątkowego getta po porażce powstania wydostało się za mury. Na pewno sztuka ta udała się kilkudziesięciu bojownikom ŻOB, wśród których znaleźli się Marek Edelman i Cywia Lubetkin.
– Zryw w getcie był pierwszym powstaniem miejskim w okupowanej Europie. Stał się symbolem żydowskiego oporu, choć później do podobnych wydarzeń dochodziło też w innych miejscach. Powstania wybuchały w obozach zagłady – Sobiborze czy Treblince, Żydzi chwycili za broń także w getcie w Częstochowie – wymienia dr Grądzka-Rejak. Dlaczego? Dziś powtarzają się opinie, że chcieli umrzeć z godnością. – Mam z tym olbrzymi problem. Bo jak podzielić śmierć na godną i niegodną? Powiedziałabym raczej, że żydowscy powstańcy chwycili za broń, ponieważ sami chcieli dokonać wyboru, w jaki sposób odejdą – podkreśla historyk. Po ten argument sięgali sami bojownicy. Marek Edelman tak mówił Hannie Krall o walkach w warszawskim getcie: „Czy to w ogóle można nazwać powstaniem? Chodziło przecież o to, żeby się nie dać zarżnąć, kiedy po nas przyszli. Chodziło tylko o wybór sposobu umierania”.
Podczas pisania tekstu korzystałem z materiałów Instytutu Yad Vashem, Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie, a także książek Hanny Krall, „Zdążyć przed Panem Bogiem”, Warszawa 2018, Matthew Brzezinskiego, „Armia Izaaka. Walka i opór polskich Żydów”, Kraków 2013 i raportu autorstwa Jurgena Stroopa, „Żydowska dzielnica mieszkaniowa już nie istnieje!”, opr. Andrzej Żbikowski, Warszawa 2009 (dostęp za stroną IPN).
autor zdjęć: IPN, Wikipedia
komentarze