Każdego dnia kilka tysięcy żołnierzy angażuje się w walkę z pandemią COVID-19. I choć zadań na tym polu jest bardzo dużo, nie zapominają o szkoleniu. Żołnierze pełnią dyżury bojowe, służą na misjach i ćwiczą na poligonach. – Wojsko Polskie jest instytucją szybko i płynnie adaptującą się do nowych warunków służby – mówi gen. Jarosław Mika, dowódca generalny RSZ.
Gdy jesienią 2019 roku w mediach pojawiły się pierwsze wzmianki o tajemniczym wirusie w Chinach, nikt się nie spodziewał, że epidemia poczyni na Starym Kontynencie takie spustoszenie. Pierwsze przypadki COVID-19 w Polsce zdiagnozowano na początku marca 2020 roku, gdy choroba zbierała już śmiertelne żniwo we Włoszech i Hiszpanii. Wówczas do walki z pandemią niemal natychmiast zaangażowano wojsko. Najpierw wojskowi piloci pomagali w transportowaniu polskich obywateli ewakuowanych z chińskiego Wuhan, a wkrótce w stan gotowości postawiono także wojskowe szpitale, ośrodki medycyny prewencyjnej i laboratoria. Powstawały zgrupowania zadaniowe, w których działali żołnierze wojsk operacyjnych, logistycy i terytorialsi.
Wszystkie ręce na pokład
Już na początku walki z pandemią kierownictwo resortu obrony podjęło decyzję o zaangażowaniu Wojska Polskiego w dwie równoległe operacje: „Tarcza” oraz „Odporna wiosna”.
W ramach tej pierwszej, pod kierownictwem Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, każdego dnia setki żołnierzy wojsk operacyjnych, m.in. z 12 Dywizji Zmechanizowanej, 11 Dywizji Kawalerii Pancernej czy 6 Brygady Powietrznodesantowej oraz brygad WOT-u, wspierały Straż Graniczną – pilnowały, by nikt nie przekraczał granicy nielegalnie, unikając tym samym kontroli sanitarnej przy wjeździe do Polski.
Za tę drugą operację odpowiadało z kolei Dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej. Terytorialsi i współpracujący z nimi mundurowi z jednostek operacyjnych, logistycznych, podchorążowie oraz Żandarmeria Wojskowa prowadzili działania, które miały złagodzić skutki kryzysu. Wspierali lokalne władze, transportowali leki, sprzęt medyczny i żywność dla osób starszych, pomagali także placówkom medycznym. Rozpoczęli współpracę z Urzędem Lotnictwa Cywilnego i służyli na terenie największych portów lotniczych w Polsce. Mierzyli temperaturę pasażerom wracającym do kraju i przyjmowali od nich ankiety z wywiadem epidemiologicznym. W kilka tygodni obsłużyli 160 tys. osób.
– Bardzo szybko od wykrycia pierwszego w Polsce przypadku zakażenia COVID-19 dowódca WOT-u podjął decyzję o zmianie modelu funkcjonowania formacji – ze szkoleniowego na przeciwkryzysowy. W dowództwie powstał zespół działań przeciwkryzysowych, który całą dobę, przez siedem dni w tygodniu, koordynował zadania i stawiał rozkazy podległym siłom – mówi płk Maciej Klisz, zastępca dowódcy WOT-u. Zaczęła także funkcjonować zaprojektowana przez podchorążych z Wojskowej Akademii Medycznej aplikacja „Platforma wsparcia samorządów, organów sanitarnych i podmiotów leczniczych”, dzięki której pracownicy tych instytucji mogli składać wnioski o pomoc wojska. Po dziewięciu miesiącach zarejestrowano ich ponad 15 tys.
Operacyjni, terytorialni, podchorążowie
Dodatkowo na czas pandemii szef resortu obrony powołał 16 zespołów interwencji kryzysowej, które stworzyli żołnierze WOT-u oraz jednostek podległych Dowództwu Generalnemu Rodzajów Sił Zbrojnych i Inspektoratowi Wsparcia Sił Zbrojnych. Ich głównym zadaniem było pomaganie domom pomocy społecznej, np. przy ewakuacji podopiecznych. Ppor. Żaneta Balcerzak z 12 Wielkopolskiej Brygady OT trzykrotnie brała udział w takiej akcji w Kaliszu. Sześcioosobowy zespół, którym dowodziła, ewakuował w sumie blisko sto osób. – W większości byli to pacjenci leżący. Musieliśmy więc każdego chorego zanieść do wojskowej karetki – opowiada. Razem z dwoma żołnierzami WOT-u i trzema podchorążymi działała w DPS-ie przez kolejnych 27 dni.
– W szczytowym okresie w operacji ‘Odporna wiosna’ uczestniczyło nawet 5,5 tys. terytorialsów i podchorążych. Obliczyliśmy, że od marca do czerwca było w nią zaangażowanych ponad 20 tys. żołnierzy WOT-u, co stanowi blisko 84% formacji – podaje płk Klisz i uzupełnia: – Po 22 czerwca przeszliśmy płynnie w operację ‘Trwała odporność’. Zmieniła się nie tylko nazwa, ale i charakter naszego wsparcia. Spadła liczba chorych na COVID-19, działaliśmy więc nieco bardziej reaktywnie. Jesienią zaangażowanie w operację znowu wzrosło. Każdego dnia uczestniczy w niej około 7 tys. żołnierzy.
Skala udziału wojska w walce z pandemią nie maleje. Żołnierze, którzy początkowo wspierali policję w kontrolowaniu osób przebywających na kwarantannie, zaczęli te obowiązki wykonywać także samodzielnie. Każdego dnia wojskowi pobierają kilkanaście tysięcy wymazów. Opiekują się kombatantami i seniorami, dowożąc im ciepłe posiłki, leki, a czasem – robiąc też zakupy. Zaangażowali się w pomoc medykom, także w kilkuset szpitalach w całej Polsce. Wsparcie służby zdrowia przybrało też inną formę. Od marca do grudnia 2020 roku żołnierze oddali 11,5 tys. litrów krwi. Ci, którzy przeszli już zakażenie koronawirusem, dzielą się także osoczem.
COVID-19 postawił też na baczność cały system szpitali i laboratoriów wojskowych. Medycy z Wojskowego Instytutu Medycznego brali udział w misjach we Włoszech, w Słowenii, Stanach Zjednoczonych, a zdobytą przez nich wiedzę wykorzystywano do budowania narodowych rozwiązań w walce z pandemią. Wojsko przygotowało również szpitale tymczasowe czy izolatoria. Do pomocy gotowych jest pół tysiąca studentów medycyny w mundurach. Podchorążowie Kolegium Wojskowo-Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w zależności od posiadanej wiedzy i kwalifikacji mają pomagać lekarzom, pielęgniarkom i salowym.
Sztuka kompromisu
Udział wojska w operacji kryzysowej to niejedyne wyzwanie w 2020 roku – wszak armia przede wszystkim musi podtrzymywać gotowość do obrony bezpieczeństwa kraju. I dlatego, mimo pandemii, żołnierze kontynuowali szkolenie i doskonalili swoje umiejętności na poligonach w całej Polsce. Nie zrezygnowano też z dyżurów bojowych samolotów F-16 w Siłach Odpowiedzi NATO ani międzynarodowych ćwiczeń. Kierownictwo resortu obrony nie kryje, że przy takim obciążeniu dodatkowymi zadaniami nie było to proste. –Musieliśmy wypracować racjonalny kompromis, godzący konieczność szkolenia wojska z wymogami bezpieczeństwa epidemicznego – podkreśla minister obrony Mariusz Błaszczak.
Kiedy w marcu 2020 roku w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek zachorowania na COVID-19, wojsko znajdowało się na ostatniej prostej przygotowań do udziału w manewrach „Anakonda”, a potem „Defender Europe ’20”. Pierwszy raz od wielu lat w „Anakondzie”, organizowanej przez Dowództwo Operacyjne RSZ, ze względu na koronawirusa wzięli udział tylko polscy żołnierze – około 5 tys. wojskowych – z jednostek lądowych, powietrznych i marynarki wojennej. Pandemia przyhamowała też te drugie ćwiczenia, których celem było sprawdzenie procedur związanych z przerzutem dużych sił ze Stanów Zjednoczonych na Stary Kontynent, a następnie przeprowadzenie kilku ćwiczeń w wymiarze sojuszniczym. W „Defender Europe ’20” miało uczestniczyć 37 tys. żołnierzy z 18 państw, ale przez koronawirusa przerzut wojsk wstrzymano, a do działania zostali zaangażowani tylko ci, którzy zdążyli przemieścić się do innych krajów. W Polsce było wówczas już 4 tys. sojuszników. Ramię w ramię z żołnierzami zza oceanu zadania wykonywali wojskowi z 12 Brygady Zmechanizowanej, 9 Brygady Kawalerii Pancernej, 6 Brygady Powietrznodesantowej. Ich działania wspierały lotnictwo i wojska inżynieryjne – w sumie 2 tys. żołnierzy.
Rozegrano też kilka mniejszych ćwiczeń. Celem „Allied Spirit ’20”, będących częścią „Defendera”, było budowanie interoperacyjności. Wykonywano m.in. przeprawy wodne. Pierwotnie mieli za nie odpowiadać Amerykanie, Niemcy i Brytyjczycy, ale przez pandemię obowiązki spadły na Polaków. To nasi żołnierze zorganizowali przeprawy desantowe dla wojska i promowe dla sprzętu.
„Mimo korekty planów, wynikającej z zagrożenia COVID-19, wiele strategicznych celów dotyczących gotowości zostało osiągniętych”, poinformowało po manewrach amerykańskie dowództwo. Z przebiegu ćwiczeń był też zadowolony gen. Jarosław Mika, dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych: – Podczas takich działań możemy zdobyć cenne doświadczenia na wszystkich szczeblach. Ten strategiczny dotyczył przerzutu w krótkim czasie dużych sił na znaczną odległość i przygotowania planu ich użycia. Jeśli chodzi o poziom operacyjny i taktyczny, to ćwiczenia w Drawsku pozwoliły nam zweryfikować dotychczasowe doświadczenia dotyczące współpracy, a także ukierunkować nasze kolejne działania.
Dowódca generalny RSZ zwraca też uwagę na drugą połowę roku, kiedy to odbyła się seria ćwiczeń w większości przeznaczona dla pododdziałów pancerno-zmechanizowanych. – Niemal w jednym czasie we wszystkich ośrodkach szkolenia poligonowego w Polsce w ramach ćwiczeń taktycznych z wojskami ‘Gepard’, ‘Pantera’, ‘Ryś’ czy ‘Tumak’ szkoliło się prawie 10 tys. żołnierzy – mówi gen. Mika. Podczas „Tumaka” ćwiczyli wojskowi ze wszystkich jednostek podległych 16 Dywizji Zmechanizowanej, a także ze stacjonującej na Mazurach Batalionowej Grupy Bojowej NATO, w sumie ponad 5 tys. żołnierzy. –Wojsko operowało nie tylko na poligonie, lecz także poza nim. Pododdziały zostały ulokowane od Elbląga, przez Braniewo, Bartoszyce, Iławę, Orzysz, aż po wschodnią granicę. Takiego rozmachu, jeśli chodzi o ćwiczenia, w historii naszej dywizji jeszcze nie było – mówi płk Piotr Fajkowski, szef szkolenia 16 DZ. Wojsko prowadziło wówczas działania taktyczne i ogniowe, a żołnierze wspólnie z funkcjonariuszami innych służb interweniowali, gdy jeden z mazurskich urzędów opanowali terroryści.
Zobowiązania sojusznicze
Sporemu wyzwaniu musiała także sprostać 21 Brygada Strzelców Podhalańskich, która przez rok trzymała dyżur w Siłach Odpowiedzi NATO. Tworzą je poddziały z 12 państw, które w razie zagrożenia któregoś z członków Sojuszu Północnoatlantyckiego muszą interweniować w ciągu kilkudziesięciu godzin. Objęcie dyżuru wiązało się z permanentnym testowaniem gotowości podhalańczyków do działania. – To był dla nas bardzo intensywny rok. Zaczęliśmy go od ćwiczenia działań logistycznych, takich jak alarmowe pobieranie amunicji czy sprzętu, później go przerzucaliśmy, a z każdym miesiącem poprzeczka była ustawiona coraz wyżej. I choć w pewnym momencie pojawiły się ograniczenia epidemiczne, to wojsko musi działać w każdych warunkach, bez względu na czas, przestrzeń czy siły, jakimi dysponuje – mówi gen. dyw. Jarosław Gromadziński, dowódca 18 Dywizji Zmechanizowanej, której podlega 21 BSP.
To nie wszystko. W Siłach Odpowiedzi NATO roczny dyżur trzymali także żołnierze polskich wojsk specjalnych. Poza tym cały czas były utrzymywane dyżury bojowe F-16. Nie zmieniono zasad funkcjonowania polskich kontyngentów wojskowych ani przygotowywania kolejnych rotacji PKW. Misje w ramach Baltic Air Policing w pandemii wykonywali m.in. piloci z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego z Łasku, strzegąc przestrzeni powietrznej krajów bałtyckich. Polscy żołnierze w warunkach pandemii służą w Iraku i Afganistanie, a w planach jest wysłanie wkrótce nowego kontyngentu do Turcji.
– Obecnie Siły Zbrojne RP biorą udział w dziewięciu misjach zagranicznych: w Iraku, Afganistanie, Rumunii, Kosowie, Łotwie, Bośni i Hercegowinie, Republice Środkowoafrykańskiej, Włoszech i Libanie. Łącznie jest w nie zaangażowanych blisko 1,9 tys. żołnierzy i pracowników wojska – informuje kmdr ppor. Anna Maciejowska-Krześniak, zastępca rzecznika prasowego Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Oficer wyjaśnia, że mimo pandemii wszystkie zobowiązania sojusznicze zostały utrzymane i nie zredukowano liczby kontyngentów. – Zadania są wykonywane zgodnie z mandatem misji, choć niektórzy doradcy w Afganistanie robią to w trybie online. W Iraku z kolei trwa rekonfiguracja misji – dodaje kmdr ppor. Maciejowska-Krześniak.
Dowództwo Operacyjne RSZ wyjaśnia także, że żołnierze służący poza granicami Polski są zobowiązani do przestrzegania zasad reżimu sanitarnego, podobnie jak w kraju. By zminimalizować ryzyko transmisji wirusa, wprowadzono też obowiązek dwutygodniowej izolacji przed wylotem i wykonania testu na obecność koronawirusa. Podobna procedura jest stosowana przy powrocie żołnierzy do Polski.
Szansa dla rezerwistów
Przebieg pandemii wymuszał zmiany nie tylko w harmonogramie ćwiczeń międzynarodowych i krajowych, lecz także w planach szkoleniowych. Nie odbyły się np. wiosenne selekcje do jednostek specjalnych, a w niektórych z nich czasowo wstrzymano szkolenia podstawowe. Wprowadzono także zmiany w WOT. W marcu zawieszono szkolenie programowe pododdziałów, utrzymano jedynie to przeznaczone dla kadry dowódczej i instruktorskiej. – Opracowaliśmy program szkolenia dotyczący reagowania na sytuacje kryzysowe o charakterze niemilitarnym i zaczęliśmy zgodnie z nim działać. Żołnierze, którzy nie byli zaangażowani w walkę z kryzysem, podtrzymywali umiejętności strzeleckie i taktyczne. Pozostałych skierowano do wsparcia pracowników ochrony zdrowia oraz administracji publicznej i innych służb mundurowych – mówi płk Aleksander Głowacki z Dowództwa WOT.
Pandemia wpłynęła także na program szkolenia rezerwistów. Na ćwiczenia do jednostek w 2020 roku miało ich trafić znacznie więcej niż w ubiegłych latach, nawet 46 tys. Te plany szybko jednak zostały zweryfikowane, bo już w marcu odwołano zaplanowane na pierwsze półrocze obowiązkowe dla nich szkolenia, ale w czerwcu, gdy sytuacja nieco się unormowała, wojsko wyszło z ofertą ochotniczych ćwiczeń. Propozycja była adresowana do osób mających za sobą czynną służbę wojskową i złożoną przysięgę: byłych żołnierzy zawodowych, ochotników po służbie przygotowawczej, zasadniczej służbie wojskowej, a także absolwentów Legii Akademickiej po ukończonym szkoleniu wojskowym.
Furtka do wojska
Zgłosił się wówczas m.in. mat rez. Fabian Sienkiewicz z Koszalina. W październiku 2019 roku ukończył służbę przygotowawczą w korpusie podoficerskim, ale ze względów osobistych musiał odsunąć w czasie plany dotyczące wojska. Po wybuchu pandemii stracił pracę, więc z radością przyjął informację o szkoleniu ochotników. W ten sposób na trzy miesiące trafił do 12 Brygady Zmechanizowanej. – Najtrudniejszy był ten pierwszy miesiąc. Nie miałem najlepszej kondycji, a tu codziennie intensywne zajęcia… Stopniowo jednak, z każdym dniem czułem się coraz lepiej – mówi rezerwista. Podkreśla, że to szkolenie wiele mu dało. Nie tylko nauczył się nowych rzeczy, ale także zyskał finansowo. Wśród ochotników był też plut. pchor. rez. Dariusz Janiszewski ze Stargardu. Zgłosił się na ćwiczenia, bo chciał się sprawdzić i podwyższyć swoje kwalifikacje. – W 2002 roku, już po studiach, odbyłem półroczną obowiązkową służbę wojskową dla absolwentów. Zdałem egzamin oficerski, ale do mianowania na stopień podporucznika potrzebowałem zaliczyć odpowiednio długie szkolenie poligonowe – opowiada. Ostatecznie w 2020 roku na wojskowe ćwiczenia powołano około 21 tys. rezerwistów.
Podobne ograniczenia w tym kontekście dotknęły służbę przygotowawczą. W maju odwołano turnus, na którym miało zostać przeszkolonych około 2,4 tys. ochotników, ale już w czerwcu wojsko wyszło jednak z propozycją zorganizowania dodatkowego. Szkolenia prowadzono w 13 jednostkach. –Przygotowaliśmy je z myślą o tych, którzy z powodu pandemii stracili pracę. Zgłosiło się w sumie 700 osób, a ukończyło je prawie 550 żołnierzy – tłumaczy płk Korneliusz Łaniewski z Zarządu Organizacji i Uzupełnień – P1 Sztabu Generalnego.
Żeby jeszcze ułatwić drogę do wojska, we wrześniu wprowadzono nowy system rekrutacji, który skrócił procedurę naboru ze 190 do 50 dni. Powstały także wojskowe centra rekrutacji, gdzie kandydaci, oprócz założenia ewidencji wojskowej, poddają się niezbędnym badaniom lekarskim, odbywają rozmowę z psychologiem oraz kwalifikacyjną. Zmodyfikowano także sam model szkolenia podstawowego w ramach czynnej służby wojskowej. – Wcześniej osoby zainteresowane służbą przechodziły każdy z etapów tej rekrutacji osobno, w różnych miejscach. Było to uciążliwe dla kandydatów – mówi płk Radosław Niecikowski, szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Szczecinie. Dodatkowo system został wsparty przez rekrutacyjny serwis internetowy. Według danych Sztabu Generalnego WP, do 27 listopada 2020 roku zarejestrowało się w nim prawie 14 tys. osób zainteresowanych pełnieniem różnych rodzajów służby wojskowej.
Żołnierze, niezależnie od rodzaju sił zbrojnych i reprezentowanych jednostek, zgodnie przyznają, że rok 2020 był szczególny: pracowity, wymagający i wyczerpujący. Jak podkreśla gen. Jarosław Mika: – Pandemia COVID-19 z pewnością wpłynęła na aktywność Sił Zbrojnych RP, ale Wojsko Polskie kolejny raz udowodniło, że jest instytucją elastyczną, szybko i płynnie adaptującą się do nowych warunków służby. Pomimo znaczących ograniczeń zrealizowaliśmy wszystkie priorytetowe przedsięwzięcia.
Jakie okażą się kolejne miesiące? Z pewnością nadal wojsko będzie uczestniczyć w operacji przeciwkryzysowej. Ale przed armią już kolejne wyzwania. W połowie 2021 roku odbędą się na przykład ćwiczenia, w których weźmie udział kilka tysięcy żołnierzy, planowane są także treningi międzynarodowe.
autor zdjęć: DWOT, Michał Niwicz
komentarze