Przede wszystkim musimy więcej inwestować w bezpieczeństwo: modernizację sił zbrojnych, wojskowy sprzęt, nowoczesne technologie. Bardzo ważne, by wszyscy członkowie sojuszu zwiększyli wydatki na ten cel do 2 proc. PKB – przekonuje Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO w latach 2009-2014 w rozmowie z Łukaszem Zalesińskim.
Pamięta pan Polaków, z którymi współpracował pan w Kwaterze Głównej NATO?
Anders Fogh Rasmussen: Oczywiście. Jako sekretarz generalny współpracowałem przede wszystkim z dwoma polskimi ambasadorami przy NATO. Pierwszym był Bogusław Winid, który objął stanowisko jeszcze w 2007 roku i sprawował je przez cztery lata, po czym został zastąpiony przez Jacka Najdera. Z nim z kolei współpracowałem aż do końca mojej kadencji. Obaj panowie zrobili piękne kariery w samym NATO, a także szeroko pojmowanej dyplomacji.
Jak wypadali na tle kolegów ze „starego” NATO?
Dobrze. Polska to największy spośród członków sojuszu przyjętych po 1989 roku, dlatego głos jej ambasadora był zawsze niezwykle ważny. Przypominam sobie chociażby rok 2014 i decyzję o utworzeniu połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości [Very High Readiness Joint Task Force – VJTF], które miały stać się odpowiedzią na rosyjską agresję na Ukrainie. Zarówno polski ambasador, jak i rząd odegrali bardzo znaczącą rolę w tym procesie.
Kiedy został pan sekretarzem generalnym NATO, Polska była członkiem sojuszu od dziesięciu lat. Miał pan możliwość obserwować z bliska, jak budowała swoją pozycję. Czy dostrzegł pan w tym procesie jakieś istotne momenty, punkty zwrotne?
Myślę, że tak można powiedzieć o międzynarodowych operacjach NATO, w których Polska odegrała kluczową rolę. Mam na myśli przede wszystkim misję ISAF w Afganistanie, ale nie tylko tę. Obecność Polski w tego rodzaju przedsięwzięciach okazała się ważna nie tylko dla sojuszu, lecz także wzmacniania polskich sił zbrojnych tak, by spełniały one natowskie standardy.
Polska jest członkiem NATO już od 20 lat, w tym czasie zmieniła się też rzeczywistość polityczna w Europie: doszło do aneksji Krymu, wspomnianej już przez pana wojny na Ukrainie, pojawiło się realne zagrożenie dla stabilności i bezpieczeństwa na kontynencie. Jaką rolę, pana zdaniem, Polska mogłaby i powinna odegrać w tej sytuacji?
Sytuacja w Europie zmieniła się dramatycznie. Polska, jak sądzę, ma w tych warunkach do odegrania bardzo ważną rolę. Po pierwsze, może stanowić dla innych państw sojuszu przykład, jeśli chodzi o planowanie wydatków na obronność. Zgodnie z ustaleniami szczytu NATO z września 2014 roku przeznacza ona na ten cel 2 proc. PKB, co nie wszystkim się udaje. Po drugie, Polska pokazuje swoim sąsiadom, w jaki sposób dbać o bezpieczeństwo energetyczne. Polega to przede wszystkim na redukowaniu uzależnienia od importu surowców z Rosji i poszukiwaniu alternatywnych dostaw gazu. Dzieje się to w sytuacji, kiedy projekt rurociągu Nord Stream 2 podkopuje wspólne europejskie bezpieczeństwo. Znaczenie Polski jako państwa, które stoi w opozycji do tego projektu, jest naprawdę duże.
W Polsce od pewnego czasu stacjonują amerykańskie wojska, ale do tej pory wyłącznie w systemie rotacyjnym. Polski rząd czyni wysiłki, by na naszym terytorium powstała stała baza US Army. Kilka miesięcy temu, podczas Warsaw Security Forum, stwierdził pan, że to dobry kierunek. Dlaczego?
Jestem zwolennikiem wzmocnienia obecności amerykańskich wojsk zarówno w Polsce, jak i w innych częściach kontynentu. Według mnie, jeszcze przez długie lata bezpieczeństwo Europy będzie ściśle zależało od współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Pozostaje pytanie, jaką formę powinna ona przybrać. Stałe bazy to dobry pomysł. Oczywiście najlepiej, gdyby po konsultacjach zgodzili się na takie rozwiązanie wszyscy członkowie sojuszu. Gdyby jednak nie udało się tego osiągnąć, Polska powinna doprowadzić do stworzenia baz na podstawie bilateralnej umowy z USA. Oczywiście jestem świadomy, że to pociągnie za sobą dyskusję na temat zapisów z aktu założycielskiego Rady NATO–Rosja z 1997 roku. Stanowił on, że sojusz nie będzie rozmieszczał znaczących sił bojowych we wschodniej Europie, na terytorium nowych członków paktu. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja od tego czasu znacząco się zmieniła. Wówczas mogliśmy traktować Rosję jako partnera. Teraz jednak Kreml pokazuje, że jest raczej skłonny stanąć po przeciwnej stronie, co zmienia całą sytuację, czyniąc obecność Amerykanów w Polsce i innych częściach NATO koniecznością.
Jaka zatem przyszłość, według pana, czeka Europę w najbliższych latach?
Przede wszystkim musimy więcej inwestować w bezpieczeństwo: modernizację sił zbrojnych, wojskowy sprzęt, nowoczesne technologie. Bardzo ważne, by wszyscy członkowie sojuszu zwiększyli wydatki na ten cel do 2 proc. PKB. Podczas wspomnianego szczytu NATO w 2014 roku zdecydowano, że poziom ten państwa członkowskie powinny osiągnąć w ciągu kolejnej dekady. Jesteśmy na dobrej drodze. Już w tej chwili europejscy sojusznicy inwestują w obronność o 50 mld dolarów więcej niż jeszcze pięć lat temu. Nadal jednak wiele państw, jak choćby Niemcy, nie spełnia tego wymogu. Na tym jednak nie koniec. Europa stanęła przed ogromnym wyzwaniem, które wiąże się z polityką migracyjną. Musimy poradzić sobie z kryzysem pod tym względem, wzmacniając kontrole na zewnętrznych granicach. Dopiero kiedy to zrobimy, możemy myśleć o całkowicie wolnym przepływie ludzi i kapitału wewnątrz Unii Europejskiej i NATO. Zabezpieczenie zewnętrznych granic to sprawa najważniejsza dla funkcjonowania wspólnego wewnętrznego rynku.
W wywiadzie dla niemieckiego „Welt am Sonntag” stwierdził pan, że przyjęcie do NATO państw środkowej i wschodniej Europy to największe osiągnięcie naszych czasów. Dlaczego?
Moim zdaniem, po upadku muru berlińskiego i żelaznej kurtyny podjęliśmy najlepszą możliwą decyzję, by Europa funkcjonowała jako jeden organizm, w wolności i pokoju. W zaproszonych do sojuszu państwach byłego bloku wschodniego rozkwitła demokracja. Oczywiście nadal dostrzegamy mnóstwo wyzwań, ale to przecież normalne. Po prostu musimy sobie z nimi poradzić. Rozszerzenie NATO przyczyniło się do budowania pokoju i dobrobytu oraz postępu. Kreml nigdy więcej nie będzie mógł decydować o tym, jaki kraj może wstąpić do NATO i UE, bo to decyzja danego kraju oraz
NATO i UE. Dlatego uważam, że NATO nadal powinno prowadzić politykę otwartych drzwi dla państw, które mogą przyczynić się do zwiększenia europejskiego bezpieczeństwa, a jednocześnie żyją w zgodzie z zasadami demokracji.
autor zdjęć: NATO
komentarze