moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Jeszcze się nie poddajemy!

Mieli przemierzyć trasę 560 kilometrów prowadzącą przez lasy, grzęzawiska i góry. Zmagali się z pogodą oraz dziką przyrodą. Nie uniknęli błędów w nawigacji, dopadły ich kontuzje. Dlatego marzenia o podium zniknęły już w drugiej dobie morderczego wyścigu Patagonian Expedition Race. O zmaganiach w Chile opowiada Rafał, kapitan drużyny Spirit of Poland.

Po raz drugi poleciałeś do Patagonii, by walczyć w wyścigu Patagonian Expedition Race, który uznawany jest za jeden z najtrudniejszych na świecie. Gdy rozmawialiśmy przed startem, mówiłeś, że jesteście świetnie przygotowani, że będziecie walczyć o zwycięstwo. Jednak odpadliście już drugiego dnia. Co się stało?

Rafał, kapitan drużyny Spirit of Poland: Martę, naszą koleżankę z zespołu, dopadła poważna kontuzja. Poślizgnęła się na mokrych konarach drzew. Upadła tak niefortunnie, że wypadł jej ze stawu bark. Muszę przyznać, że właśnie kontuzji oraz błędów nawigacyjnych obawialiśmy się najbardziej. Takie sytuacje są bowiem nie do przewidzenia, nie możesz się na nie przygotować i mimo największej ostrożności mogą cię dopaść. Nadal jednak uważam, że cała drużyna Spirit of Poland, którą oprócz mnie tworzyli: Piotr, Marta i Robert była bardzo mocna fizycznie i psychicznie. Stworzyliśmy silny team.

Czy tegoroczna trasa była inna od poprzedniej? Trudniejsza?

Trasy wyścigu zawsze są różne i ciężko je porównywać, choćby dlatego, że biegną w zupełnie innych terenach, a warunki pogodowe w Patagonii potrafią się zmieniać bardzo szybko, co powoduje czasem spore utrudnienie. W tym roku wyścig zaczął się trekkingiem w bardzo gęstym lesie, którego roślinność była jak ściana, przez którą trzeba było się przedrzeć. Krzaki niszczyły ubrania z goreteksu, a to przecież bardzo mocny materiał. Zresztą, my z trasą mieliśmy problemy od samego początku.

Jakie?

Popełniłem drobny błąd nawigacyjny, przez który znaleźliśmy się w trudnym terenie, pokonywanie go kosztowało dużo czasu i energii. Niestety, Patagonia nie wybacza nawet najdrobniejszych błędów.

Początek wyścigu i od razu straty czasu. Czy to już wtedy pogodziliście się z przegraną w wyścigu?

Nie. Przecież to był dopiero początek. Co prawda złapaliśmy opóźnienie na początku, ale nie było zagrożenia, aby wyścigu nie ukończyć. Obmyślaliśmy plan, jak najszybciej dotrzeć do miejsca, w którym zaczyna się etap rowerowy. To była nasza mocna strona i tam spodziewaliśmy się nadrobić stracony czas. Nie było załamywania rąk, ani jakiś pretensji. No, może prócz tych, które miałem do siebie.

Jak wyglądał ten plan „B”?

Wróciliśmy na trasę i w końcu wszystko zaczęło się układać, mimo że warunki terenowe i pogodowe były nadal bardzo trudne. Cały czas lał deszcz, więc przedzierając się przez gąszcze zbieraliśmy na siebie jeszcze wodę z roślin. W pewnym momencie temperatura spadła do zera stopni Celsjusza, zaczął wiać bardzo silny wiatr, a widoczność zmniejszyła się do 50 m. Trudno wyobrazić sobie ten krajobraz i siłę natury, kiedy nigdy nie było się w takim miejscu jak Patagonia. Marta, która jest przewodnikiem górskim i wie, co to znaczy gęsty las, zna dobrze siłę przyrody, przyznała, że to co zobaczyła w Patagonii bardzo ją zaskoczyło. A wracając do naszego trekkingu – było niesamowicie zimno, a ja przeszedłem przez niewielki strumień. Niestety, lodowata woda i do tego bardzo silny zimny wiatr spowodowały, że zablokowało mi stawy od palców po śródstopie. Nie mogłem ruszać stopami. Chwilę mi zajęło, zanim mogłem z powrotem ruszyć w drogę. Czekaliśmy z niecierpliwością na chwilę, gdy wsiądziemy na rowery. W tym naprawdę czuliśmy się mocni. Dużo trenowaliśmy. Byliśmy pewni, że to poprawi naszą pozycję w ogólnej klasyfikacji.

Odpoczywaliście w trasie?

Były takie momenty, ale przecież to wyścig, więc nie można zbyt dużo czasu poświęcać na regenerację, przynajmniej w pierwszych dniach wyścigu. Kiedy jednak przyszła noc, rozbiliśmy namioty i odpoczywaliśmy. Niestety, następny dzień był ostatni w naszych zmaganiach.

Pewnie, jak to zwykle bywa, nic nie zwiastowało nieszczęścia?

Musieliśmy przedzierać się przez teren pokryty powalonymi drzewami o średnicy 1,5 metra. To wyglądało trochę jak porozrzucane olbrzymie bierki. Musieliśmy przedzierać się nad konarami i pod nimi. Było to trudne, bo drzewa były mokre, śliskie i pokryte mchem. Mam wrażenie, że schodząc ze wzniesienia po takich przeszkodach, wszyscy byliśmy o krok od kontuzji. Padło na Martę. Upadła tak niefortunnie, że wypadł jej bark ze stawu. Wiedzieliśmy wówczas, że dla naszej drużyny to już koniec wyścigu.

Ale nie koniec zmagań, bo przecież byliście pośrodku dziczy, bez pomocy medycznej...

Zgadza się. Kilkanaście razy próbowałem nawiązać połączenie, by wezwać pomoc. Wiedzieliśmy, że po Martę przyleci śmigłowiec. Ale odpowiednią do lądowania polanę wypatrzyliśmy około 200 m dalej. Marta musiała tam jakoś dotrzeć i zrobiła to w naprawdę dobrym stylu. Staraliśmy się jej pomóc, ale na pewno bardzo cierpiała, choć nie okazywała tego. Jak sama powiedziała po kilku godzinach, można się przyzwyczaić do bólu. Niestety, ze względu na złe warunki pogodowe, śmigłowiec mógł przylecieć dopiero następnego dnia. Czekaliśmy. W końcu Marta i Piotr polecieli do szpitala, w którym – w pełnym znieczuleniu – lekarze nastawili jej bark. Ważne było to, jak sprawnie się to odbyło. Firma ubezpieczeniowa załatwiła absolutnie wszystko, nie oczekiwała od nas tłumaczeń i wyjaśnień.

Marta była bezpieczna, mogliście więc wracać do Polski, do domów.

Mogliśmy, ale ja nie chciałem. Razem z Piotrem postanowiliśmy wrócić na trasę.

Po co? Przecież dla was wyścig się skończył.

Nie kontynuowaliśmy wyścigu i nie konkurowaliśmy już z nikim. Organizator pozwolił nam jednak wrócić na trekking. Chciałem z Piotrem sprawdzić naszą kondycję, sprzęt, zobaczyć, jak wygląda teren. Nie po to przylecieliśmy do Patagonii, żeby siedzieć w hotelu. Robert wrócił do Polski ze względu na pracę, Marta dochodziła do siebie w Puerto Natales, gdzie później dotarła do punktu, w którym razem z naszym media teamem wspólnie czekali na mnie i Piotra. Do przejścia mieliśmy około 100 km. Poszło nam bardzo dobrze, ale byliśmy zregenerowani, wypoczęci, było nam łatwiej niż innym zawodnikom, którzy wciąż byli w grze. I tam jednak były momenty, które mnie zaskoczyły. Na przykład pierwszego dnia zrobiliśmy około 35 km, co było dobrym wynikiem w tamtym terenie, ale drugiego dnia 300 m trasy pokonywaliśmy w półtorej godziny i tak męczyliśmy się przez kilka następnych godzin... Były to jary – jeden za drugim, o wysokości około 60 m. Schodziło się w dół trasą pokrytą drzewami i gałęziami, co było bardzo wyczerpujące. Po drodze była również rzeka, która mocno przybrała po ulewach. Ale udało nam się ją przejść. Pojechaliśmy jeszcze 80 km na rowerach i to tyle, na co jeszcze pozwolił nam organizator.

Wrócisz do Patagonii, będziesz się jeszcze ścigał?

To wyczerpujące i kosztowne przedsięwzięcie, więc trudno mi dziś dać jednoznaczną odpowiedź. Mam jednak przeświadczenie, że w Patagonii nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Do trzech razy sztuka…


Patagonian Expedition Race jest organizowany w Chile od 2004 roku (z przerwami). Biorą w nim udział drużyny z całego świata. Biegacze uznają go za niezwykle trudny ze względu na skomplikowaną trasę, morderczy dystans i zmienność pogody. Zdarza się bowiem, że zawodnicy część trasy pokonują w słońcu, a część w śniegu. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak nawigacja i odnalezienie się w terenie, zwłaszcza że nie można korzystać z GPS-u, a jedynie z kompasu.
Patagonia to wietrzna kraina położona wAmeryce Południowej, pomiędzy oceanami Atlantyckim i Spokojnym, na terenie Chile oraz Argentyny. Krajobraz Patagonii jest zdominowany przez Andy, lodowce, jeziora, wyspy i rzeki, które, płynąc przez wyżyny, uformowały głębokie wąwozy.

Rozmawiały: Ewa Korsak, Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: mat. organizatora

dodaj komentarz

komentarze


Zimowe wyzwanie dla ratowników
 
Kadeci na medal
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Chirurg za konsolą
Rosomaki i Piranie
Awanse dla medalistów
„Szczury Tobruku” atakują
W drodze na szczyt
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Trzecia umowa na ZSSW-30
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Polskie Pioruny bronią Estonii
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
„Feniks” wciąż jest potrzebny
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
Wybiła godzina zemsty
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
Ryngrafy za „Feniksa”
Polskie Casy będą nowocześniejsze
Rekord w „Akcji Serce”
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Czworonożny żandarm w Paryżu
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Kluczowa rola Polaków
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Wszystkie oczy na Bałtyk
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Bohaterowie z Alzacji
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Olympus in Paris
Olimp w Paryżu
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
„Czajka” na stępce
Wiązką w przeciwnika
Posłowie o modernizacji armii
Kluczowy partner
Świąteczne spotkanie na Podlasiu
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Determinacja i wola walki to podstawa
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
„Niedźwiadek” na czele AK
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Medycyna „pancerna”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Zmiana warty w PKW Liban

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO