Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg oficjalnie zarzucił Rosji, że pogwałciła traktat zakładający całkowitą likwidację bazujących na lądzie systemów rakietowych o zasięgu 500 – 5500 km. Porozumienie między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim (Rosja jest jego następcą prawnym) zostało podpisane w 1987. USA od lat podejrzewały jednak, że Kreml je ignorował i pracował nad pociskami średniego zasięgu o przeznaczeniu strategicznym do systemów lądowych. Mowa o 9M729, który Rosjanie mieli odpalić z wyrzutni Iskander. Moskwa konsekwentnie zaprzecza. Oficjalny zarzut szefa NATO może jednak wskazywać, że Stany Zjednoczone są już w posiadaniu dowodów świadczących o tym, że Kreml kłamie. A to nie jedyna rosyjska broń, co do której istnieją podejrzenia, że narusza ów traktat.
Porozumienie między Waszyngtonem a Moskwą, znane pod akronimem INF, weszło w życie 1 czerwca 1988 roku. Na podstawie jego zapisów, do maja 1991 roku zlikwidowano 2692 pociski, 1846 sowieckich i 846 amerykańskich.
Jednak Amerykanie już od 2013 roku obserwują poczynania Rosjan dotyczące nowych typów pocisków rakietowych, podejrzewając ich o prace nad uzbrojeniem zakazanym traktatem INF. Trzy dni temu podczas konferencji prasowej w Brukseli sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ostrzegł: – Traktat z 1987 roku, który stanowi kamień węgielny bezpieczeństwa europejskiego, jest zagrożony z powodu działań Rosji.
Stoltenberg stwierdził, że Rosja pogwałciła porozumienie opracowując pocisk 9M729, przeznaczony dla systemu Iskander. Szef NATO przypomniał, że Moskwa długo zaprzeczała, że taka broń w ogóle istnieje i dopiero niedawno zmieniła zdanie. Rzecz w tym, że według ekspertów wojskowych 9M729 mógł powstać na bazie morskiego pocisku Kalibr-NK o zasięgu do 2600 km. Tymczasem trakt INF jednoznacznie zakazuje jego sygnatariuszom posiadania, produkcji i prowadzenia prób wszelkich pocisków rakietowych o zasięgach od 500 do 5500 km zlokalizowanych na lądzie. Taki sam zakaz dotyczy wyrzutni, z których możliwe byłoby ich wystrzeliwanie, mimo to Rosjanie mieli odpalać 9M729 z wyrzutni systemu Iskander.
To nie jest jedyna rosyjska broń, której rzeczywiste parametry wzbudzają wątpliwości i podejrzenia, że Rosja kłamie. Kolejnym jest pocisk znany jako R-500 lub 9M728 (SSC-7), również przeznaczony dla systemu Iskander, skonstruowany prawdopodobnie na bazie manewrującego pocisku lotniczego Ch-101 (głowica konwencjonalna)/102 (głowica nuklearna). Oficjalnie R-500 ma zasięg poniżej 500 km, ale faktycznie może być on większy.
Podejrzenia o naruszenie traktatu INF dotyczą także międzykontynentalnego pocisku balistycznego RS-26 Rubież, który osiągnął gotowość operacyjną w 2016 roku. Podczas testów miał on trafiać cele odległe o nieco więcej niż 2000 km. Moskwa oczywiście zaprzecza powyższym zarzutom. Stoltenberg zaapelował do władz Rosji o większą przejrzystość i umożliwienie weryfikacji faktycznych parametrów podejrzanej broni rakietowej.
Głos w sprawie zabrał także Waszyngton. Ambasador USA przy NATO Kay Bailey Hutchison zapowiedziała, że niebawem Stany Zjednoczone przekażą sojusznikom dowody na złamanie przez Moskwę traktatu INF. Co więcej, oświadczyła, że USA będą gotowe do „zlikwidowania” rosyjskiej broni, jeśli zajdzie taka konieczność. Trudno powiedzieć, co amerykańska dyplomatka miała na myśli. Na razie, co podkreśliła ambasador Hutchison, Stany Zjednoczone będą starały się rozwiązać ten problem metodami dyplomatycznymi.
Rosjanie jednak nie pozostają dłużni i o łamanie traktatu INF oskarżają Amerykanów. Najczęściej w tym kontekście wskazują na powstające w Europie bazy antyrakietowe. Moskwa twierdzi, że z rozmieszczonych tam wyrzutni interceptorów, podobnych jak te na amerykańskich okrętach wojennych, można wystrzeliwać pociski manewrujące Tomahawk, choć Stany Zjednoczone zapewniają, że lądowa wersja Mk 41 nie ma takich możliwości. Według Rosji traktat naruszają niektóre z amerykańskich dronów, a nawet pociski-cele wykorzystywane do testowania systemów przeciwrakietowych.
Przedstawiciele rosyjskich władz od lat przyznają jednak, że traktat INF w obecnej sytuacji im nie odpowiada. Prezydent Władimir Putin już w 2007 roku powiedział, że to porozumienie jest niekorzystne dla Rosji. Ówczesny minister obrony Siergiej Iwanow podczas spotkania z szefem Pentagonu Robertem Gatesem argumentował wtedy, że pociski rakietowe średniego zasięgu wystrzeliwane z lądu ma wiele państw w pobliżu Federacji Rosyjskiej – Korea Północna, Chiny, Indie, Pakistan i Iran. Iwanow w ten sposób zdawał się sugerować, iż Zachód powinien liczyć się z tym, że mogą one znowu znaleźć się w rosyjskim arsenale. Oczywiście, z punktu widzenia propagandowego, dla Kremla optymalna byłaby sytuacja, gdyby w reakcji na jego nieprzejrzyste działania to USA oficjalnie zerwały INF. Wtedy, jak za czasów sowieckich, mógłby kreować się na obrońcę pokoju, głośno potępiając postępowanie Waszyngtonu.
komentarze