Było przeczołgiwanie się 150-metrowym kanałem burzowym, bieg po kolana w wodzie, w błocie, pośród trzcin i gęstych zarośli. A wszystko z ważącym kilka kilogramów kawałkiem drewna pod pachą. Blisko 150 zawodników stanęło w sobotę na starcie ekstremalnego biegu „Pogrom Wichra”, który organizuje w Oleśnicy były żołnierz wojsk specjalnych.
Najpierw z burzowej studzienki wytacza się kawałek pnia. Z pluskiem spada do rzeczki, która przepływa jakiś metr poniżej. Potem w ciemnym otworze pojawia się wykrzywiona od wysiłku twarz. „Dajesz, Seba!” – krzyczy oparta o rower dziewczyna, a okrzyk ten jest identyczny z hasłem, które ma na koszulce. Tymczasem „Seba” zdążył się już pozbierać, wziąć pod pachę pniak i ruszyć z nurtem rzeczki. Teraz brodzi niemal po kolana w wodzie. Widzę jego plecy i napis: „Dziś się nie ścigam”. – To mój brat – tłumaczy dziewczyna. – Startuje już po raz ósmy. Dziś to weteran...
Dropsy od Wichra
– Mnóstwo osób do nas wraca, bo to naprawdę fajny bieg – przyznaje Sławomir Wiatr, pomysłodawca i organizator oleśnickiego „Pogromu Wichra”. – Sam chętnie bym wystartował, ale muszę dopilnować tylu spraw, że nie starczyłoby czasu – dodaje. Samą trasę ma jednak w małym palcu. – W tygodniu poprzedzającym zawody, kiedy trasę wytyczaliśmy, przeszedłem ją w sumie sześć czy siedem razy – dodaje. Wiatr był kiedyś żołnierzem wojsk specjalnych. Służył w 1 Pułku Specjalnym z Lublińca, a potem w jednostce GROM. Tam otrzaskał się z wycieńczającymi przeprawami przez błota i bezdroża poligonów. Później zaczął startować w ekstremalnych biegach i marzyć o tym, by zorganizować podobne zawody u siebie, w Oleśnicy. – Inspiracją dla mnie stał się „Bieg Katorżnika”, wymyślony przez mojego przyjaciela, Zbyszka Rosińskiego – przyznaje.
„Pogrom Wichra” narodził się osiem lat temu. – Pierwszy człon nazwy stanowi nawiązanie do GROM-u, drugi, no cóż, „Wichrem” jakieś 20 lat temu nazwała mnie żona i tak już zostało – tłumaczy „Wicher”. W pierwszej edycji biegu wystartowało 50 osób. Potem impreza rozrastała się z każdym rokiem. – Dwukrotnie do udziału w „Pogromie” udało mi się zaprosić gen. Romana Polkę, byłego dowódcę GROM-u, raz bieg ukończył też aktor Robert Gonera – wspomina Wiatr. Tegoroczna edycja jest już ósmą z kolei. – Tym razem 146 zawodników rywalizuje w trzech kategoriach. Swoją trasę mają dzieci i młodzież od lat 6 do 11 oraz od 11 do 18. Na głównym dystansie około 10 kilometrów osobno rywalizują kobiety, mężczyźni i weterani powyżej 40 lat – wyjaśnia Wiatr. Dorośli muszą pokonać cały dystans, niosąc „dropsa”, czyli gruby plaster wykrojony z pnia drzewa. „Drops” przeznaczony dla kobiet waży siedem kilogramów, „męski” jest o kilogram cięższy. Każdy, kto ukończy bieg, dostaje „Pogromkę”, czyli odlane z metalu skrzyżowanie buzdygana i maczugi. Ale, jak przyznaje „Wicher”, nie każdy daje radę. – Już samo dotarcie do mety wymaga nie lada wysiłku. A przecież zawodnik, który chce być sklasyfikowany, musi to zrobić w 3,5 godziny – mówi.
Woda, błoto, bagno
– Do Oleśnicy przyjechałem razem z dziewczyną, która też dziś wystartuje. Trochę trenowaliśmy: bieg, przysiady, pompki. Ona ma silniejsze nogi, ja ręce. Więc każde ma jakieś atuty – uśmiecha się Kamil Król ze Środy Śląskiej. Choć w „Pogromie Wichra” zadebiutuje, nie jest nowicjuszem. – Wcześniej dwa razy brałem udział w „Biegu Katorżnika”. Za pierwszym razem przebiegłem 11 kilometrów w cztery godziny, za drugim na 10 kilometrów miałem czas 2,25. Czyli postęp jest. Liczę, że tutaj uda mi się zamknąć w dwóch godzinach. Ale zawsze trzeba być przygotowanym na jakieś niespodzianki. W końcu 90 procent tego biegu odbywa się w wodzie, błocie, bagnie... – podkreśla Król.
Tymczasem niespodzianki rozpoczęły się, zanim zawodnicy do wspomnianego błota dotarli. W samo południe wystartował bieg weteranów, czyli zawodników po czterdziestce, jego uczestnicy zaś pierwsze 400 metrów musieli pokonać ze… spętanymi nogami. Kolejna poważna przeszkoda ustawiona została na stromym pagórku w sąsiedztwie miejskiego parku. W jego połowie organizatorzy rozmieścili trzy rzędy zawieszonych na stojakach opon. Zadanie biegaczy polegało na przeczołganiu się pod nimi. Wkrótce na trasie zaczęło się robić mokro. Zawodnicy dotarli do podmokłych terenów pełnych trzcin i krzaków. Następnie czekał na nich 150-metrowy kanał burzowy, którym trzeba było przepełznąć do niewielkiej rzeki i dalej biec, brodząc w wodzie. Niewielki suchy odcinek, który nastąpił po niej, stanowił jedynie zapowiedź bodaj najbardziej ekstremalnego odcinka „Pogromu”. Ta część trasy została wytyczona przez peryferia miejskiego parku, gdzie królują gęste zarośla i wypełnione błotem kanaliki. A jeszcze kilka utrudnień dołożyli od siebie sami organizatorzy. Jedną z takich przeszkód była nisko rozmieszona nad kanałem siatka. Aby pobiec dalej, zawodnicy musieli się pod nią przeczołgać. A to oznaczało, że z rudej, nasączonej wodą gliny wystawały im jedynie usta i oczy. – Ech, tu z każdym rokiem jest ciężej – mówił podczas przeprawy jeden z uczestników. – Kto jest trochę przy kości, nie przejdzie – dodał. Kilkadziesiąt metrów dalej w prostej linii, w kanale po brzegi wypełnione błotem, brodzą pierwsze uczestniczki biegu kobiet.
– Ciężko? – pytam jedną z nich, a na wysokości moich stóp ląduje ciśnięty w ciemną breję „drops”.
Skinięcie głową.
– Pierwszy raz?
– No nie, startuję od dwa tysiące trzynastego. Zawsze byłam pierwsza, tylko w ubiegłym roku druga...
Tymczasem wracam na boisko przy stadionie. Tam wyznaczona została meta. A ja chcę poczekać na pierwszego zawodnika, który się na niej zamelduje.
Bieg, który zmienił życie
Grupy weteranów, kobiet i mężczyzn startowały pół godziny po sobie. Pierwszy zawodnik wpadł na stadion kilkanaście minut po godzinie 14. Jeszcze tylko siatka, pod którą trzeba się przeczołgać, ścianka, kolejne opony (tym razem należy przejść przez zrobiony z nich tunel), jeszcze tylko skok przez walec i upragniona meta. Tak oto w kategorii weteranów zwycięża 42-letni Leszek Tejwan, pracownik PLL LOT z Warszawy. – Kilka lat temu musiałem zrobić coś ze stresem, który mnie powoli zżerał. Koledzy namówili mnie na bieg sztafetowy „Warsaw Business Run”. Miałem do pokonania jakieś cztery kilometry, a po trzech myślałem, że umrę. Byłem wtedy 100-kilowym misiem. I powiedziałem sobie: „dość” – wspomina. Zmienił pracę, przerzucił się z samochodu służbowego na rower, zaczął trenować. Wystartował w jednym biegu ekstremalnym, potem kolejnym. – To wszystko dało mi siłę, teraz jestem zupełnie innym człowiekiem niż jeszcze trzy lata temu – podkreśla.
Oleśnicki Bieg Błotny ukończyło w tym roku 139 osób.
Zwycięzcy VIII edycji Oleśnickiego Biegu Błotnego „Pogrom Wichra”:
Kobiety:
1. Anna Kurdyk z czasem 2.13,19
2. Magdalena Wawrzyniak 2.21,58
3. Paulina Gawroniuk 2.23,21
Mężczyźni:
1. Jacek Szczeniowski 1.56,08
2. Mirosław Walaszczyk 1.58,18
3. Ihor Babichuk 1.59,20
Weterani:
1. Leszek Tejwan 2.16,20
2. Sebastian Czaicki 2.18,16
3. Rafał Dec 2.18,16
Mundurowi (nie mieli oddzielnego biegu, startowali zarówno w kategorii mężczyzn, jak i weteranów):
1. Rafał Krupa 2.12,15
2. Mateusz Matusik 2.16,58
3. Sebastian Czaicki 2.18,16
autor zdjęć: Łukasz Zalesiński
komentarze