moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Niemal wiek z muzyką

Porucznik Edmund Marczak gra zawodowo od 14. roku życia. Przed wojną był perkusistą w orkiestrze Batalionu Stołecznego, potem w orkiestrach strażackich oraz kolejowych. Dziś ma 100 lat i nie zrezygnował z gry. – Na moje urodziny zaprosili mnie muzycy z Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Jakie to szczęście! Jeszcze sobie z nimi zagrałem – mówi jubilat.

Jak zaczęła się pana przygoda z muzyką?

Ja od zawsze lubiłem muzykę. Tak jak moja mama, od której jako dziecko dostałem skrzypce. Ale o tym, że będę grać, postanowiłem gdy miałem 14 lat. Tamtego lata, po ukończeniu szkoły podstawowej byłem z ojcem u cioci w Ostrowie Wielkopolskim. Szliśmy na dworzec, żeby pociągiem wrócić do domu. Napotkaliśmy orkiestrę wojskową 60 Pułku Piechoty, która szła grając. Towarzyszył im nawet koń! Jak mi się to spodobało! Szliśmy z tą orkiestrą do samych koszar. Ojciec mnie zapytał: „Podoba ci się?”. A ja mu na to: „Tato, ja chcę grać w wojsku!”.



Ale to były plany na przyszłość?

Skądże! Od razu poszliśmy do wartownika i zapytaliśmy czy możemy rozmawiać z kapelmistrzem. Kiedy zaprowadzono nas do niego, okazało się, że się spóźniliśmy, bo orkiestra właśnie zaczynała urlop. Ale kapelmistrz nie odprawił nas z kwitkiem. „Skoro już tu jesteście, to zobaczymy, co ty umiesz”, powiedział.

Pierwszy egzamin?

Tak. On siadł przy pianinie, a ja miałem śpiewać. Coś tam zaśpiewałem. Potem wziął ołówek i zaczął nim wybijać rytm na biurku. Kazał mi to powtórzyć. Po tym całym „egzaminie” kapelmistrz zdecydował: „Przyjęty! Ale zgłoście się 1 sierpnia”. Jak się ucieszyłem!

Na jakim instrumencie pan grał?

Na klarnecie. Ależ to był złom... Co chwilę do naprawy, a wtedy nie było części na wyciągnięcie ręki, jak dzisiaj. Nie robiłem więc żadnych postępów. Na szczęście popołudniami chodziłem na salę, gdzie stała perkusja. I wtedy tylko „Bum! Bum! Bum!”. Waliłem w bębny, bardzo to polubiłem!

Już wtedy założył pan mundur?

Nie od razu. Przez rok byłem muzykiem cywilnym, uczyłem się. Dopiero, gdy ktoś ze starszych muzyków dostał powołanie i zwolnił miejsce, uczeń otrzymywał mundur. Trafił mi się za duży, no bo ja dzieciak byłem, a mundur dorosłego chłopa. Topiłem się w nim, ale po przeróbkach wszystko było już dobrze. Przynajmniej z mundurem…

Jak pan trafił do konserwatorium muzycznego w Katowicach?

No właśnie… Trafiłem tam za karę. Nabór do konserwatorium był z całej Polski, ale każda orkiestra mogła wystawić tylko jednego ucznia. Padło na mnie. Z powodu psikuska, jakiego zrobiłem koledze, a raczej chciałem zrobić. Pewnego dnia byłem na pierwszym piętrze budynku i widziałem z okna, że kolega melduje się u przełożonego. Tuż pod tym oknem. Złapałem miskę  z brudną wodą i chlup! Tyle że oblałem stojącego obok kapitana. Rozpętała się awantura. Nie mogłem już chodzić na lekcje, byłem kandydatem do wyrzucenia. Interweniował nawet mój ojciec, bo gdyby mnie zwolnili, musiałby oddać koszty mojego pobytu w jednostce. Jak tylko przyszła wiadomość o naborze do konserwatorium, w dowództwie zapadła decyzja, żeby się mnie pozbyć. Na tej całej aferze tylko zyskałem, bo gdyby nie ona, to bym w życiu orkiestry reprezentacyjnej nie widział.

Co wydarzyło się potem?

Po skończeniu nauki w konserwatorium wróciłem do Pułku do Ostrowa. Byłem tam kilka dni, gdy do wszystkich absolwentów szkoły w Katowicach przyszedł telegram, że 10 kwietnia 1937 roku o godzinie 10.00 mamy stawić się na ulicy 25 Stycznia w Warszawie. Stacjonowała tam Orkiestra Reprezentacyjna. Pojechaliśmy. Okazało się, że powołano Batalion Stołeczny, do którego szukali muzyków. Ze szkoły wiedzieli, kto na jakim instrumencie potrafi grać, stąd te wezwania.

Dostał się pan?

Tak. Wszystko potoczyło się szybko. W środę była ewidencja, w czwartek do Bydgoszczy po instrumenty, w piątek próba, a potem szykowaliśmy się już na niedzielną zmianę warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Graliśmy, gdy kompania zmieniała wartę.

W jakich wydarzeniach braliście udział?

Występowaliśmy na wszystkich uroczystościach państwowych i kościelnych, graliśmy nawet po meczach piłki nożnej! Jak przywieźli ciało męczennika św. Andrzeja Boboli, to odbieraliśmy je na stacji i transportowaliśmy na plac Zamkowy, gdzie trumna była wystawiona. Całe dnie spędzaliśmy na służbie. W 1937 i 1938 roku byliśmy nawet na przyjęciu sylwestrowym w Zamku Królewskim. O północy rozsuwały się drzwi i dwóch fanfarzystów dawało sygnał Wojska Polskiego, potem graliśmy hymn narodowy. Zaproszono nas nawet, byśmy poczęstowali się jedzeniem. Ale wie pani, tam wszystko udekorowane sałatami i zieleniną, a my byliśmy przyzwyczajeni do prostego życia: kiełbasa i bułka w ręku, tak wyglądały nasze posiłki.

Potem przyszła wojna…

Tak. Działałem w Dowództwie Obrony Warszawy jako goniec. Po kapitulacji trafiłem do niewoli niemieckiej do Skierniewic. Potem wróciłem do Ostrowa, pracowałem przy rozbieraniu torów. W 1940 roku zostałem wywieziony na roboty do Niemiec. Wycinałem lasy, pracowałem w Warsztatach Napraw Wagonów i Parowozów w Weiden. Po powrocie do Polski rozpocząłem pracę na kolei w Ostrowie. Tam funkcjonowała orkiestra przy węźle kolejowym. I znowu zacząłem grać. Po wojnie grałem w sumie w 10 orkiestrach, przeróżnych: strażackich, przyzakładowych. Ale też na weselach i przyjęciach.

Do dzisiaj pan gra.

Tak, w Orkiestrze Miejsko-Gminnej przy OSP Skalmierzyce. Nie opuściłem prawie żadnej próby. Gram na perkusji oczywiście. Lubię tak podnieść talerze do góry, żeby cała sala widziała, żeby wszyscy słyszeli. Wysoko, z fasonem!

Co, by pan robił, gdyby nie muzyka?

Nie wyobrażam sobie innego losu. Dla mnie muzyka to całe życie. Pozwala mi przetrwać, również te złe chwile. Daje radość. Mam już 100 lat i na spotkanie zaprosili mnie muzycy z Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Jakie to szczęście! Jeszcze sobie z nimi zagrałem. Gdybym mógł, to bym tu został, wśród muzyków, wśród tych wszystkich instrumentów.

Por. Edmund Marczak urodził się w 1918 roku w Niemczech, ale wraz z rodzicami wkrótce przeprowadził się do Polski. Mówi, że miłością do muzyki zaraziła go mama, niestety rodziców nie było stać na edukację muzyczną syna. W wieku 14 lat Edmund Marczak trafił do orkiestry przy 60 Pułku Piechoty w Ostrowie. Później skończył konserwatorium muzyczne w Katowicach. Przed wybuchem wojny grał w orkiestrze przy Batalionie Stołecznym. Był to odpowiednik dzisiejszej Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Wojna przerwała jego wojskową karierę muzyczną, ale do grania wrócił i zajmuje się nim do dziś. 27 stycznia skończył 100 lat.

Rozmawiała Ewa Korsak

autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski

dodaj komentarz

komentarze


Zmiana warty w PKW Liban
 
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Determinacja i wola walki to podstawa
Aplikuj na kurs oficerski
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
SkyGuardian dla wojska
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Ustawa amunicyjna podpisana przez prezydenta
Karta dla rodzin wojskowych
Użyteczno-bojowy sprawdzian lubelskich i szwedzkich terytorialsów
Pożegnanie z Żaganiem
Medycyna „pancerna”
Olimp w Paryżu
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Czworonożny żandarm w Paryżu
Ostre słowa, mocne ciosy
Grupa WB idzie na rekord
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Wszystkie oczy na Bałtyk
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Polskie „JAG” już działa
Wybiła godzina zemsty
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Polskie Casy będą nowocześniejsze
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Mniej obcy w obcym kraju
Kluczowa rola Polaków
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Homar, czyli przełom
Zyskać przewagę w powietrzu
Kluczowy partner
Kadeci na medal
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Olympus in Paris
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Co słychać pod wodą?
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Bój o cyberbezpieczeństwo
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Terytorialsi zobaczą więcej
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Transformacja wymogiem XXI wieku
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Ogień Czarnej Pantery
„Szczury Tobruku” atakują
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Wojsko otrzymało sprzęt do budowy Tarczy Wschód

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO