moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Powrót pięknej kochanki

4 lipca 1947 roku na gdyńskim Oksywiu zgromadził się tłum oficjeli i mieszkańców. Około 9 rano przez port przetoczyły się okrzyki radości. Oto do kraju wracał ORP „Błyskawica” – okręt, który podczas wojny zapisał jedną z najchwalebniejszych kart w historii polskiej marynarki, a dla służących na nim marynarzy stał się namiastką domu.

– Może to zabrzmi dziwnie, ale zawsze będę wspominał ten okręt jak najwspanialszą kochankę w moim życiu – podkreślał mar. Władysław Mazur, który podczas wojny służył na pokładzie ORP „Błyskawica”. 30 lat temu został on zaproszony do studia Polskiego Radia, by opowiedzieć o legendarnym niszczycielu. I trudno było mu ukryć emocje. Bo dla niego i jego kolegów „Błyskawica” była czymś znacznie więcej niż tylko okrętem. Była cząstką świata, który zostawili w Polsce.

Marynarze z kurnika

ORP „Błyskawica” był jedną z wizytówek polskiej marynarki wojennej. Okręt został zbudowany w stoczni Cowes na brytyjskiej wyspie Wight. Tam też powstał bliźniaczy ORP „Grom”. Jednostka miała spore rozmiary – 114 metrów długości, 11,3 metra szerokości oraz 3,3 metra zanurzenia. Całkowitą jej wyporność konstruktorzy obliczyli na 2183 tony. – Jednak wśród innych niszczycieli z lat 30. ubiegłego wieku wyróżniało ją przede wszystkim bardzo rozbudowane uzbrojenie – tłumaczy kmdr ppor. Marek Mielnik, zastępca dowódcy ORP „Błyskawica”. Przeciętny okręt tej klasy dysponował wówczas artylerią główną złożoną z czterech dział. „Błyskawica” miała aż siedem 120-milimetrowych armat Boforsa. Do tego dochodziły cztery 40-milimetrowe działka przeciwlotnicze, osiem karabinów kalibru 13,2-milimetra, sześć wyrzutni torpedowych, zrzutnie bomb głębinowych, wreszcie tory do stawiania min. – Niszczyciel mógł zwalczać cele na wodzie i pod jej powierzchnią, w powietrzu i na lądzie. A przy tym rozwijał naprawdę sporą prędkość. Sięgała ona 40 węzłów – przypomina kmdr ppor. Mielnik.

Załoga okrętu składała się ze 192 osób. Oczywiście – jak to na okręcie – marynarze nie mogli liczyć na luksusy, ale rozmiary jednostki zapewniały im względny komfort. – Na brytyjskich jednostkach kabiny oficerów umieszczane były zwykle na rufie. Tam mniej odczuwano kołysanie. Kierownictwo naszej marynarki zażyczyło sobie jednak, by urządzić je na dziobie. A wszystko po to, by w razie potrzeby oficerowie szybciej mogli zająć swoje stanowiska – tłumaczy kmdr ppor. Mielnik.

Dowódca ORP „Błyskawica” miał do dyspozycji pojedynczą kabinę, pozostali oficerowie w zależności od rangi mieszkali w „jedynkach” albo „dwójkach”. Podoficerowie zajmowali kabiny wieloosobowe, umiejscowione bliżej maszynowni, mniej więcej w środkowej części okrętu. Przestrzeń dla marynarzy znajdowała się na rufie. – Spali oni w hamakach rozwieszonych w trzech rzędach. Ich pomieszczenie potocznie zwane było kurnikiem – wyjaśnia kmdr ppor. Mielnik.

ORP „Błyskawica” w doku wykończeniowym w Southampton, 1937 rok. Fot. NAC

Liczebność załogi przez lata ulegała zmianom. – Bywało, że liczyła ona ponad 200 osób. Kiedy „Błyskawica” służyła w Anglii, na jej pokładzie był zaokrętowany oficer łącznikowy. Do tego dochodzili też na przykład miejscowi sygnaliści i specjaliści od łączności, którzy pomagali załodze zorientować się w brytyjskich realiach – informuje kmdr ppor. Mielnik. Kolejni marynarze przychodzili i odchodzili, ale chętnych do służby na niszczycielu nigdy nie brakowało. Tym bardziej że szybko przylgnęło do niego określenie „lucky ship” – „szczęśliwy okręt”.

Szczęśliwy los wybacza błędy

– „Błyskawica” bardzo często znajdowała się w kłopotach, nieraz sama je prowokowała. W pierwszym okresie wojny, kiedy dopiero uczyliśmy się wojować, popełnialiśmy kardynalne błędy. Ale mieliśmy niezwykłe szczęście – opowiadał jeden z oficerów w audycji dziennikarki Polskiego Radia Joanny Sucheckiej z 1970 roku (niestety jego nazwisko nie zachowało się w nagraniu). „Błyskawica”, jak wspominał, była jedną z najruchliwszych alianckich jednostek. – Ciągle gdzieś latała, ciągle ją ktoś atakował, a ze wszystkich opresji wychodziła bez szwanku – relacjonował oficer. W 1940 jednostka przeżyła cztery ataki torpedowe. – Byliśmy pierwszym w tej wojnie okrętem, na który zrzucono torpedę z samolotu. Minęła nas dosłownie o włos – przypominał oficer.

Podobnie było podczas rejsu ze Scapa Flow do wybrzeży Norwegii. Polskie niszczyciele początkowo były nękane przez sztorm. Na wysokości Wysp Szetlandzkich, kiedy pogoda nieco odpuściła, na wysokości jednej z burt „Błyskawicy” nagle wystrzeliła w górę fontanna wody. Załoga długo zastanawiała się, co tam naprawdę się wydarzyło. Wkrótce niemieckie radio podało, że na wysokości Szetlandów okręt podwodny U-9 z bliska wystrzelił torpedę w kierunku polskiego niszczyciela i... zatopił go. Niedługo potem Polacy przechwycili jednak depeszę z tegoż okrętu. Jego dowódca meldował, że atak się nie udał. Okręt uratowało świeżo założone urządzenie demagnetyzujące, które doprowadziło do wcześniejszej detonacji torpedy. – To jest szczęście, jakiś fuks. Chyba do żadnego okrętu nie strzelano wówczas tyle razy – przyznawał w radiu oficer.

Podczas walk o Norwegię „Błyskawica” była wielokrotnie atakowana przez niemieckie samoloty. Ocalenie okręt zawdzięczał zimnej krwi ówczesnego dowódcy, który potrafił manewrować nim tam, że bomby spadały obok burt. Jednostka wróciła do Wielkiej Brytanii w maju, ale w bazie stanęła zaledwie na kilka dni. Bardzo szybko została wysłana w rejon Dunkierki, skąd po inwazji Niemców na Francję ewakuował się brytyjski korpus ekspedycyjny. – Miasto płonęło. My mieliśmy wejść do portu i zobaczyć, czy można tam zacumować i zabrać żołnierzy – wspomina oficer. „Błyskawica” została zaatakowana przez niemieckie niszczyciele. I znów miała szczęście. – Wystrzelona przez nie torpeda ominęła nas i pogruchotała towarzyszącego nam „Francuza” – opowiada.

Potem okręt brał udział w operacji „Torch”, czyli w lądowaniu aliantów w północnej Afryce. Osłaniał sunące przez Atlantyk konwoje oraz potężny desant na plażach Normandii. W czasie wojny pokonał dystans 150 tysięcy mil morskich, eskortował 83 konwoje, wziął udział w 108 patrolach i operacjach morskich. Zniszczył dwie jednostki nawodne przeciwnika, uszkodził sześć kolejnych i trzy okręty podwodne, zestrzelił cztery wrogie samoloty. Sam został uszkodzony zaledwie trzy razy. Życie straciło jedynie kilku marynarzy. – Było to bydlę, na którym się pływało, i które się serdecznie kochało – mówił w Polskim Radiu oficer ORP „Błyskawica”.

Komuniści wietrzą spiski

Po wojnie komunistyczne władze zaczęły zabiegać o sprowadzenie polskich okrętów do kraju. Zajmowała się tym Misja Morska powołana w lutym 1947 roku. Szybko dopięła swego. „Błyskawica”, ze względu na dobry stan techniczny, miała wrócić jako pierwsza. Większość marynarzy z ostatniej załogi postanowiła jednak zostać na emigracji. Dowódcą okrętu został znany podwodnik kmdr Bolesław Romanowski, który ostatecznie skompletował 116 ochotników. Okręt opuścił Wielką Brytanię 1 lipca 1947 roku. 4 lipca rano dotarł do Gdyni. Moment ten uwieczniła Polska Kronika Filmowa. Za sielankowym obrazkiem kryły się jednak ludzkie dramaty. Już w Polscy większość marynarzy z niszczyciela złożyła podania o przeniesienie do cywila. Wkrótce rozpoczęły się szykany tych, którzy zdecydowali się pozostać w służbie. Kolejny dowódca okrętu kmdr ppor. Zbigniew Węglarz został skazany na długoletnie więzienie za „sabotaż”, czyli niewielkie wgniecenie kadłuba podczas cumowania. Kmdr Romanowski musiał opuścić marynarkę, po czym trafił na kilka miesięcy do aresztu. Był to efekt niechęci i podejrzliwości wobec przedwojennych oficerów, których marszałek Michał Rola-Żymierski nazwał „reakcyjną kastą”.

Tymczasem ORP „Błyskawica” pozostawał w służbie, choć ulegał przeobrażeniom. Najważniejsze polegało na wymianie pierwotnego uzbrojenia na nowe produkcji sowieckiej. Z mesy okrętu zniknęły rysunki przypominające o jego związkach z Zachodem. Okręt opuściło też legendarne szczęście. 9 sierpnia 1967 roku podczas manewrów na Bałtyku w maszynowni pękł przewód parowy wysokiego ciśnienia. Gorąca para zabiła na miejscu czterech marynarzy, kolejni trzej zmarli po przetransportowaniu do szpitala w Gdyni. W sumie ofiar wśród członków załogi było więcej niż podczas wojny.

Po tej awarii okręt nigdy już nie wrócił do dawnych zadań. Ostatecznie w maju 1976 stał się jednostką muzealną. Tę funkcję pełni do dziś, cały czas pozostając przy tym w służbie. Jest okrętem reprezentacyjnym Marynarki Wojennej RP. Jego załoga kultywuje pamięć o najbardziej chwalebnych epizodach z historii tego rodzaju sił zbrojnych. A sama „Błyskawica” nie przestaje zachwycać.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Henryk Nagrodzki/ zbiory Muzeum Marynarki Wojennej, NAC, kmdr ppor. Radosław Pioch

dodaj komentarz

komentarze

~janusz
05.07.2017, godz. 17:55
Na ORP BŁYSKAWICA odbywałem służbę zasadniczą jako radarzysta w latach 60-tych.Jestem niezmiernie dumny ,że byłem załogantem tego okrętu.Oprócz tego wspaniały DO Kryspin Lech por.mar.Niezapomniane chwile a zwłaszcza z rejsów.
EE-29-AC-32

Demony wojny nie patrzą na płeć
 
Dekapitacyjne uderzenie w Iran
Ostatnia niedziela…
Wyższe stawki dla niezawodowych
Planowano zamach na Zełenskiego
Kajakami po medale
Niemal 500 absolwentów AWL-u już oficjalnie oficerami WP
Dzieci wojny
W tydzień poznali smak żołnierskiego fachu
Pucharowe zmagania Polaków
Święto sportów walki w Warendorfie
Pancerny drapieżnik, czyli Leopard 2A5
Polacy i Holendrzy razem dla obronności
Lotnicy uratowali Wielką Brytanię
Cel: zbudować odporność państwa
Wołyń – pamiętamy
BWP-1 – historia na dekady
Rosyjska maszyna Su-24 przechwycona przez polskie F-16
Więcej niż ćwiczenia
„Niegościnni” marynarze na obiektach sportowych w Ustce
K9 i FlyEye na poligonie w Ustce
Tłumy na zawodach w Krakowie
Pół tysiąca terytorialsów strzeże zachodniej granicy
W drodze do amunicyjnego bezpieczeństwa
Rekompensaty na ostatniej prostej
PT-91, czyli trzy dekady twardej służby
Pieta Michniowska
Żołnierze WOT-u szkolili się w Słowenii
Żołnierze PKW Irak są bezpieczni
Jak Orlęta stają się Orłami?
Czarna Pantera celuje
Odznaczenia za misję
Nowe Abramsy już w Wesołej
USA przyłączyły się do ataku Izraela na Iran
Ewakuacja Polaków z Izraela
Sejm zakończył prace nad nowelizacją ustawy o obronie ojczyzny. Teraz czas na Senat
Nabór do „Wakacji z wojskiem” 2025 trwa
Podejrzane manewry na Bałtyku
Czarne Pantery, ognia!
Warsztaty dają siłę
Sukcesy żołnierzy na międzynarodowych arenach
12 tys. żołnierzy gotowych do działania
Armia pomoże służbom na zachodniej granicy
PGZ buduje suwerenność amunicyjną
Dwa tygodnie „rozgryzania” Homara-K
Nie żyje żołnierz PKW Irak
Niebezpieczne incydenty na polsko-białoruskiej granicy
Broń przeciwko wrogim satelitom
Nawrocki przedstawia kierownictwo BBN-u
Generał „Grot” – pierwszy dowódca AK
Korzystne zmiany w dodatkach dla sił powietrznych
Blue Force vs Red Force w Orzyszu
Umacnianie ściany wschodniej
Pierwszy polski lot Apache’a
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
ORP „Necko” idzie do natowskiego zespołu
Żołnierz ranny na granicy
Posłowie za wypowiedzeniem konwencji ottawskiej

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO