Gdy jechałem do Nepalu, nie sądziłem, że wykorzystam umiejętności i przeszkolenie medyczne zdobyte w GROM-ie. Tymczasem już na początku wyprawy stanęliśmy przed taką koniecznością. Młody motocyklista został poważnie ranny w wypadku, miał otwarte złamanie. Zatamowaliśmy krwawienie, założyliśmy opaskę uciskową
– pisze z Nepalu Naval. Były żołnierz GROM z czwórką znajomych pokonali 150 km wokół Annapurny, dziesiątej najwyższej góry świata.
To pierwszy dzień naszej wyprawy. Kręta, górzysta droga do Besisahar. Ruch niezbyt duży, ale kierowcy nie zachowują żadnych zasad bezpieczeństwa. Nagle widzimy, jak młody człowiek na motocyklu niebezpiecznie wyprzedza ciężarówkę. „Kamikadze” – przyszło mi do głowy. Nie minęły sekundy, a chłopak stracił panowanie nad pojazdem i zderzył się z nadjeżdżającym z naprzeciwka autobusem.
Natychmiast zatrzymaliśmy jeepa. Okazało się, że chłopak ma otwarte złamanie. Błyskawicznie przystąpiliśmy do udzielania pierwszej pomocy. Działaliśmy tak, jak byliśmy szkoleni w wojsku: szybko i bez emocji.
Założyliśmy rannemu krępulca – opaskę uciskową, która zatrzymała krwawienie. Potem zrobiliśmy prowizoryczne szyny z patyków, które usztywniły nogę. Wspólnie czekaliśmy na pomoc medyczną. Trzeba przyznać, że jak na tamtejsze warunki karetka przyjechała dość szybko.
Jedną z ważniejszych rzeczy podczas planowania wyprawy do Nepalu było przygotowanie się pod kątem medycznym. Przypomnieliśmy sobie zdobytą w czasie służby i na różnych szkoleniach wiedzę z ratownictwa medycznego. A w związku z tym, że wybieraliśmy się w Himalaje, szczególnie ważna jest umiejętność rozpoznawania objawów choroby wysokościowej i typowych chorób występujących w Nepalu.
Każdy z nas zabrał ze sobą również pakiet medyczny umożliwiający zabezpieczenie urazów mechanicznych i leki. Ta wiedza i wyposażenie przydały nam się już na samym początku. Na szczęście był to pierwszy i ostatni raz, ale każdy, kto wybiera się w taką podróż, powinien być przygotowany – być może będzie musiał udzielić pomocy medycznej sobie lub innym.
Szkolenie i wieloletnia praktyka, jaką przechodzi się w GROM-ie i pewnie w normalnym wojsku również, pozwala żołnierzom działać sprawnie niezależnie od emocji. Sytuacja, która zastała nas na drodze, sprawiła, że automatycznie przystąpiliśmy do działania. Poczucie satysfakcji daje w takich chwilach nie tylko to, że się komuś pomogło, ale i to, że lata spędzone wspólnie w wojsku pozwalają i w cywilu na sprawne działanie. Szkolenie żołnierzy nie jest procesem na czas służby, to inwestycja na całe życie. Wiem, że nie jesteśmy jedynymi, którym takie doświadczenie pozwoliło zachować zimną krew i nieść skuteczną pomoc w różnych sytuacjach.
autor zdjęć: Naval, Anna
komentarze