Był Dzień Teściowej. Tysiące dowcipów powstało na temat tego społecznego „zjawiska”. Moim dzieciom teściowa zawsze wtłaczała też Zasadę Babci nr 1. – Nigdy do niczego się nie przyznawajcie. Konferencja prasowa W.W. Putina w sprawie sytuacji na Krymie i Ukrainie wywołała podobny rezonans jak osoba teściowej: było i śmiesznie, i strasznie. Rosyjski prezydent działał dodatkowo zgodnie z Zasadą Babci nr 1, co jeszcze dodało pikanterii jego wypowiedzi. Ale bufonadę od śmieszności dzieli tylko mały krok. A Zasada Babci nr 1 w wykonaniu W. Putina stała się propagandową klapą – uważa dr Wiesław Topolski, komandor rezerwy, Stowarzyszenie Oficerów Marynarki Wojennej RP.
Putin sprawiał wrażenie zrelaksowanego i że bawi się świetnie. Można ocenić, że było to spowodowane wygraniem przez jego ekipę dwóch ważnych spraw. Po pierwsze – Rosjanie realnie wygrali pierwszą fazę wojny informacyjnej w starciu z Ukrainą. Po drugie – USA i Europa Zachodnia znowu jednoznacznie potwierdziły rosyjskie oczekiwania. Mowa tu o tradycyjnym braku jedności oraz nadrzędności interesów narodowych Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii nad ogólnoeuropejskimi, a nawet – ogólnoświatowymi. Zjawisko to było widoczne, gdy rozpoczęły się zamieszki na Majdanie, i potem gdy ruszyła operacja wojskowa na Krymie. Reakcja ta znana jest doskonale Polakom, Finom, Litwinom, Łotyszom, Estończykom i Węgrom z nie tak odległej historii. To te narody mają smutne doświadczenia z Rosjanami, a Zachód zawsze starał się ugłaskać rosyjskiego niedźwiedzia małymi gestami i podarkami, nawet kosztem wolności i życia milionów ludzi z tzw. peryferii. Jeżeli ten schemat był powtarzany bez większych zmian od dziesiątków lat, to wszedł w krew zarówno zachodnioeuropejskiej, jak i częściowo amerykańskiej dyplomacji, a tym bardziej w postaci dogmy praktycznie osiadł w świadomości Kremla.
Obserwowałem z niepokojem doniesienia płynące z Krymu po ogłoszeniu przez stronę rosyjską ultimatum w stosunku do jednostek i składu osobowego ukraińskich sił zbrojnych, dyslokowanych na tym półwyspie, obowiązującego do godziny 04.00 poniedziałkowego poranka. Znamy już powszechnie filmik z youtuba, pokazujący zmierzających tego dnia do swoich miejsc służby lotników z ukraińskiej bazy w Belbeku. W mojej ocenie dialogi są mniej ważne, choć doskonale ilustrują nastroje obu stron. Ważniejsze dla mnie, oficera Wojska Polskiego, było obserwowanie tego, co działo się z „bliżej niezidentyfikowanymi oddziałami samoobrony”. Przez lata pracy na Wschodzie, w tym i na Ukrainie, widziałem różnych przedstawicieli różnych jednostek armii rosyjskiej. Ci, którzy rozpoczęli strzałami w powietrze proces hamowania marszu nieuzbrojonego oddziału lotników, idących ze śpiewem za swoim dowódcą i niosących sztandar jednostki oraz flagę ukraińską, nie byli prostymi chłopcami z poboru. To typowi dla jednostek piechoty morskiej i wojsk powietrzno-desantowych rosyjskich sił zbrojnych tzw. kontraktnicy, czyli żołnierze zawodowi będący na kontraktach. Wielu z nich ma za sobą bogate doświadczenie bojowe z Gruzji, Czeczeni i innych miejsc, gdzie mieli okazję walczyć w imię interesów Moskwy w ostatnich dwóch dekadach. Widać było na ich twarzach napięcie, ale nie strach. Starali się pokazać opanowanie, chociaż oddane serie z kałasznikowa w powietrze wskazywały, że to oni bardziej się bali tego nadchodzącego bezbronnego oddziału ukraińskiego. Strzałami chcieli zachować bezpieczny dla siebie dystans, by nie patrzeć w oczy tym, którzy – tak jak i oni – pełnią służbę wierni przysiędze wojskowej.
Ukraińscy koledzy przesłali mi treść rozmowy dowódcy Floty Czarnomorskiej z dowódcą jednego z ukraińskich okrętów. Jest ona warta zacytowania w całości – oddaje ducha tych, którzy uważają się za oficerów i honor dla nich oraz wierność przysiędze jest ważniejsza niż życie. Sytuacja wyglądała następująco: ultimatum w stosunku do dowódcy najnowocześniejszego okrętu Sił Morskich Ukrainy korwety „Ternopyl”, dotyczące bezzwłocznego poddania się rosyjskim wojskom, wysunął dowódca Floty Czarnomorskiej wiceadmirał Alieksand Witko. Na takie dictum kapitan 3 rangu (odpowiednik polskiego komandora podporucznika) Maksimum Jemieljanienko odpowiedział Russkije nie sdajutsja! (Rosjanie nigdy się nie poddają!). Na to zdziwiony admirał rosyjski dodatkowo zapytał, czy Jemieljanienko rzeczywiście jest Rosjaninem? Ukraiński dowódca potwierdził, że rzeczywiście – mimo ukraińsko brzmiącego nazwiska – jest on narodowości rosyjskiej, podobnie jak i część załogi jego okrętu. Jednak ze względu na to, że on i wspomniani załoganci składali przysięgę narodowi Ukrainy, to zdradzić jej nie mają zamiaru. Według świadków, po tych słowach Jemieljanienko wiceadmirał Witko rzucił swoim podwładnym z towarzyszącej mu świty: Uczcie się, jak należy służyć za honor i sumienie!
Rozmowa ta powinna być cytowana wszystkim tym, którzy uważają, że na Krymie mamy do czynienia z działaniami faszyzujących i radykalnych grup, które próbują – zdaniem W. Putina – zagrozić rosyjskiej części ludności tego obszaru.
Obserwując postawę W. Putina na wspomnianej konferencji prasowej, przypomina się klasyczne działanie radzieckiej propagandy i związane z nią anegdoty. Dodatkowo utwierdza mnie w tym treść wystąpienia na forum ONZ rosyjskiego ambasadora przy tej organizacji Witalija Czurkina, który mówiąc o sytuacji na Krymie odniósł się do 1983 r. i agresji amerykańskiej na Grenadę. Odniosłem wrażenie, że wysoki rangą rosyjski dyplomata nie zauważył, że od ponad dwudziestolecia nie ma ZSRR, a świat jest już inny, bez podziału na Zachód i Wschód. Ten stary dyplomata powinien pamiętać, że sięganie po argumenty z przeszłości ma bardzo dziwną naturę i powoduje czasami wypadanie przysłowiowych trupów z szafy. Czurkin jakby zapomniał tysiące poległych radzieckich obywateli, których Kreml – w ramach tzw. pomocy internacjonalistycznej – wysyłał do Afganistanu, Indonezji, Jemenu, na Kubę, do Nikaragui, Angoli, Etiopii, Somalii i … Ginęli wtedy obywatele radzieccy, będący żołnierzami i oficerami, którzy zostali dla kamuflażu przebrani w cywilne ubrania lub obce mundury. Ginęły jednocześnie tysiące niewinnych cywili ze wspomnianych państw, gdyż Moskwa rozszerzała swoje imperium, jednocześnie krzycząc na cały świat, że WALCZY O POKÓJ. To też przykład kremlowskiej paranoi, a bardziej – schizofrenii.
Tych nieznanych dawniej, utajnionych wojen było dużo, ale świat po rozpadzie Imperium Zła zapomniał Rosjanom większość związanych z tym krzywd. Obecne traktowanie światowej opinii publicznej jak niedouczonych kołchoźników z dalekiej, rosyjskiej głubinki, którzy zapatrzeni w swojego cara przyjmą praktycznie wszystko, co on powie za prawdę objawioną, z góry należy uznać za wielką pomyłkę Moskwy. Jak stwierdziłem wyżej – pierwszą fazę wojny informacyjnej z Ukrainą wygrała Rosja, ale przebieg wspomnianej konferencji i działania Kremla stworzyły sytuację, że świat zewnętrzny przyjął wyzwanie rzucone przez rosyjskich speców od tworzenia krzywych obrazów medialnych. Wystarczy przejrzeć tysiące filmików, rysunków, dowcipów i wiele innych wytworów myśli ludzi z całego świata, rozmieszczony na stronach Internetu, których źródłem były ostatnie rosyjskie działania na czele z ich prezydentem. To świadoma swoich praw społeczność, a nie politycy otrzymali doskonały powód do zabrania głosu.
Jak wiadomo od przesadnej bufonady do śmieszności jest tylko jeden mały krok. Myślę, że Kreml ma problem z właściwym utrzymaniem oczekiwanego przez cara Władymira image silnego państwa imperialnego zarządzanego przez dobrego władcę. Zasada Babci nr 1 w wykonaniu W. Putina stała się dla niego kompletną propagandową klapą…
A tak na marginesie, dla wielu polityków polskich sytuacja ta powinna być sygnałem, że w polityce trzeba poważnie traktować swoje zajęcie i audytorium. Tu przytoczę rosyjską anegdotę. Sąsiad pyta sąsiada: – Jaka jest przyjemność z całowania tygrysa w d…? Zapytany zakłopotany rusza ramionami. Pytający z uśmiechem odpowiada: – Przyjemność żadna, a ryzyko duże…
Dobrze byłoby pamiętać nie tylko na Wiejskiej i w Alejach Ujazdowskich, że największy partner gospodarczy Rosji – Niemcy – już w tym tygodniu wysyłają swojego wysokiego emisariusza na Kreml, a my – mając tak wiele do stracenia w związku z narastającymi antypolskimi nastrojami wśród rosyjskiej władzy na czele z W. Putinem, jakbyśmy nie rozumieli, jak łatwo możemy stracić trzecie miejsce w wymianie towarowej z Federacją Rosyjską. Francuzi jakoś nie wprowadzili sankcji na realizowany projekt budowy okrętów typu „Mistral” dla rosyjskiej floty wojennej, a informacje z Ukrainy można znaleźć u nich na końcu widomości, tuż po newsach o paryskich korkach…
komentarze