Zderzenia w jednostce

W społeczności, w której panuje zasada jednoosobowego dowodzenia i spotykają się ludzie o mocnych charakterach, często dochodzi do spięć. Czasami przybierają one większy wymiar i sprawy trafiają do sądu.

 

Gdyby w kraju nadal obowiązywał kodeks honorowy Władysława Boziewicza z okresu międzywojennego, w armii dochodziłoby do kilkudziesięciu pojedynków rocznie. Dzisiaj w zmazywaniu plam na honorze sekundantów zastępują żandarmi, prokuratorzy i sędziowie, a zamiast na ubitej ziemi skonfliktowani żołnierze spotykają się w salach rozpraw.

 

Walka charakterów

Dzisiejsza armia zawodowa różni się od powojennej, bazującej na poborze przymusowym. Do wojska trafiają sami ochotnicy. Zniknęła tzw. fala, dzieląca żołnierzy na dziadków, tych ze sporym stażem służbowym, i na kotów, czyli młodych. Skończył się też czas samowolnych oddaleń. Nagminne stało się najwyżej nadużywanie zwolnień lekarskich. W społeczności, w której panuje zasada jednoosobowego dowodzenia i spotykają się ze sobą ludzie o mocnych charakterach, często jednak dochodzi do spięć, utarczek i nieporozumień. Czasami tego typu zjawiska są długotrwałe i prowadzą do sytuacji, które mogą zakończyć jedynie czyjaś mediacja lub wyrok sądu.

Według informacji ppłk. Janusza Wójcika, rzecznika prasowego Naczelnej Prokuratury Wojskowej, w 2014 i 2015 roku toczyło się po kilkanaście postępowań karnych o przestępstwa przeciwko zasadom postępowania z podwładnymi, potocznie określanym jako stosunki międzyludzkie (czyny zawarte w XLI rozdziale „Kodeksu karnego”). Niewielka część z nich skończyła się skierowaniem aktu oskarżenia do sądu. Z roku na rok maleje także liczba takich spraw.

 

Zły dowódca

Pod koniec stycznia 2016 roku niektóre media poinformowały o tym, że Prokuratura Wojskowa we Wrocławiu wszczęła śledztwo w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się dowódcy nad swoimi podwładnymi. Miało to miejsce w jednej z dużych jednostek na zachodzie kraju. Sprawę śledczym zgłosił pewien oficer z pododdziału. W mediach podano, że chociaż przesłuchano kilkunastu żołnierzy, to jak dotąd obwinianemu dowódcy nie postawiono żadnych zarzutów. W informacji prasowej przypomniano, że za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad podwładnymi kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności do lat pięciu.

Chociaż upłynęło trochę czasu od ukazania się tych informacji w mediach, prokuratura nadal nie wypowiada się jednoznacznie na ten temat. Trwają dalsze przesłuchania. „Sprawa jest delikatna”, wyjaśnia płk Longin Kulik, wojskowy prokurator garnizonowy we Wrocławiu. „Zgłoszone zarzuty nie są jednoznaczne. Chodzi o oficera sztabu dużego pododdziału i jego dowódcę. Nie mamy do czynienia z kapralem, który zbyt mocno przeczołgał szeregowego, lecz z ludźmi na ważnych stanowiskach. W grę wchodzą m.in. trwające zbyt długo rozliczenia finansowe za przedsięwzięcia służbowe. Musimy dokładnie zbadać, czy tego typu zachowania mają charakter mobbingu i czy wyczerpują znamiona przestępstwa psychicznego znęcania się nad podwładnym. Musimy być precyzyjni, zanim sformułujemy ewentualne zarzuty”.

W tego typu sprawach ostrożność przedstawicieli wojskowych organów ścigania nie dziwi. W ciągu minionych dwóch lat prowadzili kilka podobnych postępowań. W wielu z nich nie dopatrzono się znamion przestępstwa. Niektóre umorzono.

 

Na cienkiej linie

W 2014 roku żandarmeria oraz wojskowi prokuratorzy z Wrocławia zajmowali się wnioskiem o pociągnięcie do odpowiedzialności karnej dowódcy jednej z kompanii rozpoznawczych. Podwładni zgłosili, że ich przełożony w stopniu porucznika podczas szkolenia narażał ich na utratę zdrowia i życia. Chodziło o zajęcia wspinaczkowe oraz o pokonywanie przeszkody wodnej.

Według kilku żołnierzy w trakcie szkolenia w górach oficer kazał podwładnym wspinać się po linie metodą jumarowania, nie zezwalając na użycie drugiej liny jako asekuracji. Gdy w toku prokuratorskiego postępowania wypowiedzieli się biegli, okazało się, że zajęcia były prowadzone zgodnie z wszelkimi zasadami bezpieczeństwa. Zarówno oni, jak i instruktor nadzorujący szkolenie orzekli, że jumarować można się na jednej linie i druga nie jest potrzebna. Składający skargi na dowódcę, po zapoznaniu się z tymi opiniami, zarzuty wycofali.

Nadal było jednak badane doniesienie na temat spływu pontonowego na rzece. Porucznik, dowódca kompanii rozpoznawczej, przyznał, że aby uatrakcyjnić zajęcia, istotnie go zorganizował. Miał świadomość, że jego podwładni nie mają co prawda kamizelek ratunkowych, ale stan wody w rzece był wówczas bardzo niski i tylko w niektórych miejscach wynosił 1,5 m głębokości.

Żołnierzom takie atrakcje w pododdziale najwyraźniej nie przypadły do gustu, bo zgłosili sprawę do żandarmerii. Nie podobało im się również to, że po bardzo nieudanym starcie w zawodach brygadowych dowódca zakazał im noszenia naszywek wojsk rozpoznawczych. Zarzucili również porucznikowi, że podczas apelu użył wobec nich obraźliwych słów. Prokuratorskie postępowanie w sprawie trudnych kontaktów zwiadowców z przełożonym toczy się wiele miesięcy. Jak dotąd, wygrywa przełożony, bo wielu żołnierzy skargi wycofało.

 

Słowa jak pociski

O tym, że podwładnych można zranić słowem, przekonał się też kapitan, dowódca kompanii szkolnej jednej z wojskowych uczelni. Doświadczony, odnoszący wiele sukcesów oficer miał zwyczaj nie przebierać w słowach. Jego „wiązanki” początkowo nie robiły wrażenia na słuchaczach drugiego rocznika podchorążych, z czasem przestało im się to jednak podobać. Kilku zgłosiło sprawę komendantowi uczelni. Rektor przekazał ją żandarmerii, a ta pod nadzorem prokuratury wszczęła śledztwo. Zostali przesłuchani wszyscy podchorążowie pododdziału. Zarzuty się potwierdziły. I chociaż zdecydowana większość uważała, że wulgaryzmy przełożonego nie robią na nich wrażenia, sprawa trafiła na wokandę. Kapitan musiał zapłacić karę grzywny w wysokości 1,5 tys. zł na cele społeczne, zwrócić koszty postępowania i został poddany rocznej próbie. Ukaranie dyscyplinarne sąd powierzył komendantowi uczelni.

Sprawa kapitana trafiła do prokuratury m.in. dlatego, że podchorążych, jako kandydatów na oficerów, nie obowiązują zasady „Kodeksu honorowego żołnierza zawodowego Wojska Polskiego”. Opisane wcześniej sprawy dotyczące oficera sztabu i żołnierzy pododdziału rozpoznawczego nie musiały jednak do niej trafić. Mogły zostać rozstrzygnięte w jednostce na mocy wspomnianego kodeksu. Składający skargi do wojskowych organów ścigania albo o tym nie wiedzieli, albo dla większego efektu woleli wkroczyć od razu na ścieżkę prawną, pomijając organy społeczne w swojej jednostce.

St. chor. sztab. Krzysztof Gadowski, starszy podoficer Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, przyznał, że w jednostce, gdzie dochodziło do konfliktu zwiadowców z dowódcą kompanii, organa przedstawicielskie korpusu podoficerów nie były o tym informowane. „A szkoda, bo po to powołujemy mężów zaufania, po to mamy w jednostkach pomocników dowódców ds. podoficerów, aby takie konflikty szybko i skutecznie rozwiązywać”, zapewnia chor. Gadowski.

 

Kodeks honorowy

Od marca 2008 roku w siłach zbrojnych obowiązuje „Kodeks honorowy żołnierza zawodowego Wojska Polskiego”. Zawarto w nim zasady obowiązujące wojskowego w służbie i poza nią. W jednym z punktów dokumentu zapisano, że w sprawach o naruszenie godności osobistej żołnierze zawodowi powinni dążyć do polubownego załatwienia sporu zaistniałego między nimi. Na wypadek, gdyby się to nie udało, przewidziano ścieżkę postępowania. Sprawy sporne powinny trafić do męża zaufania korpusu, do którego należy pokrzywdzony. Jeżeli jest taka potrzeba, zebranie żołnierzy może powołać zespół arbitrów, któremu przewodniczy mąż zaufania lub dziekan danego korpusu zawodowego. Wyniki prac takiego zespołu są przedstawiane później na zebraniach żołnierzy korpusu i na forum zapada decyzja, czy wniosek pokrzywdzonego był zasadny. Jeśli zgłaszane zarzuty się potwierdzają, na tym samym zebraniu zapadają decyzje o konsekwencjach wobec sprawcy niehonorowego postępowania.

Jest kilka możliwości oddziaływania na winnego. Na zebraniu w formie uchwały można nakazać, aby winowajca przeprosił pokrzywdzonego, można zobowiązać go do naprawienia wyrządzonej szkody oraz do przestrzegania w przyszłości zasad honorowego postępowania. Bardziej dotkliwe konsekwencje przewidziane w kodeksie dotyczą wyłączenia winowajcy na czas określony z udziału w zebraniach żołnierzy korpusu. Uczestnicy zebrania mogą też podać uchwałę do wiadomości wszystkich przedstawicieli środowiska danego korpusu pododdziału lub nawet całej jednostki wojskowej.

 

Zło konieczne?

Dlaczego w opisanych wcześniej sprawach pokrzywdzeni żołnierze z takiej możliwości nie skorzystali? Czy wynikało to z braku zaufania do organów przedstawicielskich? A może jest skutkiem nieznajomości „Kodeksu honorowego…”? Oficer z linii, dowódca kompanii pragnący zachować anonimowość, podaje inną przyczynę. „W armii, jak wszędzie, zdarzają się malkontenci, osoby roszczeniowe, mało kreatywne i wygodnickie. Ograniczają się do minimum i każde trudniejsze zadania czy nowe polecenie traktują jak zło konieczne. Wielu z nich sądziło, że w armii można łatwo zarabiać spore pieniądze, nie dając nic w zamian. Gdy zaczyna być ciężko, wszelkimi sposobami próbują się migać”, argumentuje oficer.

Jego zdaniem, tacy podwładni psują atmosferę w pododdziale. Do swoich racji i negatywnego sposobu postępowania w służbie próbują przekonywać innych żołnierzy. Dla nich wymagający dowódca jest zagrożeniem. Starają się więc w pewien sposób go zdyskredytować. Jeżeli to się nie udaje, czasami sięgają do pomówień. Oficer dodaje, że tacy ludzie celowo pomijają organy przedstawicielskie. Mężowie zaufania korpusów doskonale znają sytuację i ludzi w jednostce, i w oskarżenia takie mogliby nie uwierzyć. Kiedy zgłaszają sprawy do organów ścigania, te z urzędu muszą je rozpatrywać.

 

Trzy pytania do Mariana Babuśki 

Do prokuratury wojskowej trafia wiele spraw, co do których nawet laik powie, że nie wskazują na popełnienie przestępstw, a są najwyżej wynikiem nieporozumień między żołnierzami. Czy takimi przypadkami nie powinny zajmować się organa przedstawicielskie?

Oczywiście, że tak. W każdej jednostce funkcjonują zebrania poszczególnych korpusów zawodowych, których organami wykonawczymi są mężowie zaufania szeregowych, podoficerów i oficerów.

Instancjami nadrzędnymi są zgromadzenia mężów zaufania na poziomie rodzajów sił zbrojnych i najważniejszych instytucji. Organami wykonawczymi tych zgromadzeń są dziekani. Kolejne zgromadzenie jest na szczeblu instytucji centralnych i podlega ministrowi właściwemu ds. społecznych. Jak widać, jest to wielopoziomowa struktura, złożona z ludzi wybieranych przez żołnierzy i powołana do załatwiania spraw wojskowego środowiska. Mamy dużą moc sprawczą.

 

Skoro struktura jest tak dobra i różne sprawy żołnierskie mogą trafić na sam szczyt władz wojskowych, to dlaczego żołnierze wolą zwrócić się do żandarmów i prokuratorów?

Przyznam, że nie potrafię tego zrozumieć. Może to świadczyć o złej pracy zebrania korpusu i męża zaufania w danej jednostce, a na przedstawiciela danego środowiska został wybrany ktoś nieodpowiedni. Może też być tak, że żołnierz pokrzywdzony nie zna „Kodeksu honorowego żołnierza zawodowego Wojska Polskiego” i swoich praw wynikających z tego dokumentu. A może, w niektórych wypadkach, świadomie i celowo pominął taką drogę.

 

A może ktoś nie ma po prostu zaufania do swoich przedstawicieli i uważa, że będą się starali zamieść sprawę pod dywan? Jeżeli ktoś występuje przeciwko swojemu dowódcy batalionu, to sprawa jest poważna.

Przypadki złych stosunków międzyludzkich, konfliktów między żołnierzami i tzw. sprawy honorowe trafiają nie tylko do prokuratury. My również mamy doświadczenie w ich rozwiązywaniu. Oprócz jednego, wszystkie zgłoszone ostatnio konflikty udało się nam załatwić polubownie. Wystarczyły rozmowy i mądra mediacja.

Mogę zapewnić, że podczas spotkań środowiskowych będziemy częściej zwracali uwagę żołnierzy na korzystanie z praw wynikających z kodeksu honorowego. Mówimy oczywiście o sferze etycznej, bo czymś innym są sprawy dotyczące wykroczeń związanych z ustawą o dyscyplinie, regulaminem, zakresem obowiązków czy paragrafami kodeksu karnego...

 

Płk Marian Babuśka jest przewodniczącym Konwentu Dziekanów Korpusu Oficerów Zawodowych.

Bogusław Politowski

autor zdjęć: Rafał Mniedło / 11 LDKPanc





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO