Załogi stacji radarowych szkolą się dzięki komputerowej symulacji. Przeciwlotnicy zdobywają doświadczenie, strzelając do wirtualnych samolotów albo mierząc do prawdziwych fikcyjną rakietą. Wszystko dzięki nowoczesnemu trenażerowi o nazwie imitator własny stacji SNR-125.
Żołnierze 33 Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej podczas manewrów „Anakonda-12” sprawdzają swoje przygotowanie do działania w zespole.
Ulokowane nad brzegiem Bałtyku anteny stacji radarowych obracają się, ale na mobilnych wyrzutniach rakietowych nie ma ani jednego pocisku. Okazuje się jednak, że we wnętrzu zamaskowanych w okolicy kontenerów i pojazdów cały czas praca wre. Na stanowisku dowodzenia dywizjonu słychać spokojne, precyzyjne komunikaty operatorów radarów. „Strzelam jedną, trafiony…”. Okazuje się, że przeciwlotnicy walczą. Ale wirtualnie.
– Praca przy stacjach radiolokacyjnych wymaga największego skupienia i łączy się ze stresem. Jedyną receptą jest stały trening. Po komunikatach naszych ludzi można się zorientować, że są już dobrze wyszkoleni – mówi ppłk Marek Kuchnowski, dowódca dywizjonu. – Kiedy obsługi są niezgrane lub niedoświadczone, wtedy powstaje chaos. Meldunki się mieszają, a przecież przy wykrywaniu i eliminacji celów liczą się sekundy – mówi.
Operatorzy radarów mogą szkolić się nieustannie dzięki systemowi komputerowemu pozorującemu cele powietrzne, a nawet własne rakiety przeciwlotnicze. System nazywa się imitator własny stacji SNR-125. Dzięki niemu możliwe jest strzelenie wirtualnym pociskiem do wirtualnego celu albo wirtualną rakietą do prawdziwego, lecącego nad poligonem samolotu. System może symulować najróżniejsze scenariusze. Wyimaginowane cele mogą różnić się między sobą liczebnością, pułapem i prędkością, mogą też manewrować na różne sposoby. Program może też symulować takie zdarzenia jak uszkodzenie części wyrzutni rakietowych czy radarów.
autor zdjęć: Archiwum Sił Powietrznych
komentarze