Główny cel: uszczelnić granicę, a co za tym idzie zminimalizować ryzyko nielegalnej migracji. Od 7 lipca na przejściach granicznych z Niemcami i Litwą pojawiła się wspierana przez wojsko Straż Graniczna. Patrole ruszyły też w teren. Jak wygląda ich służba? Towarzyszyliśmy im i obserwowaliśmy ich działania w okolicach Szczecina.
Zachodnia granica pod kontrolą Straży Granicznej i wojska.
Skręcamy z asfaltu w las. Na ubitej gruntowej drodze rychło pojawią się pierwsze wertepy, a porośnięte sosnami pagórki ustępują miejsca bagnu. Jadący przed nami terenowy Ford zwalnia i dosłownie na centymetry przeciska się pomiędzy ścianą zarośli a zwalonym drzewem. Jesteśmy na zachodnim Pomorzu, gdzieś pomiędzy Dobieszczynem a Nowym Warpnem. Dołączyliśmy do patrolu Straży Granicznej. Chcemy na własne oczy zobaczyć, jak wygląda praca wspieranych przez armię służb od czasu przywrócenia tymczasowych kontroli na granicy Polski z Niemcami.
Spokój na przejściu
Jeszcze do niedawna ruch pomiędzy obydwoma państwami odbywał się bez żadnych obostrzeń. Pierwsi wyłamali się Niemcy. W październiku 2023 roku wprowadzili na dawnych przejściach granicznych wyrywkowe kontrole. Cel: zapobieganie nielegalnej migracji. 7 lipca o północy na taki sam ruch zdecydowała się Polska. Możliwość legalnego przekraczania granicy została ograniczona do 52 punktów. Podobne obostrzenia władze wprowadziły na granicy polsko-litewskiej. Na nieczynnych od lat przejściach granicznych pojawiła się Straż Graniczna wspierana przez wojsko. Tak jest m.in. w okolicach Szczecina. – Długość granicy w województwie zachodniopomorskim wynosi 170 km. Można ją przekraczać w 19 miejscach – mówi ppor. Katarzyna Przybysz, rzecznik Morskiego Oddziału Straży Granicznej, który odpowiada za ten odcinek. Zanim jednak dotrzemy na kilka z nich, jedziemy do szczecińskiej placówki SG.
Jest wczesne popołudnie. Przed punktem wydawania broni – kolejka. Pistolet, magazynek, pojemnik z gazem łzawiącym, kajdanki, krótkofalówka, kilka innych drobiazgów – pokwitowanie, następny. Pistolet, magazynek, pojemnik z gazem łzawiącym… itd. Ogonek szybko topnieje. Po chwili funkcjonariusze SG są już w sali odpraw. Towarzyszą im żołnierze Żandarmerii Wojskowej. – Najważniejsza sprawa – bezpieczeństwo. Uważajcie na siebie i kolegów. Kontrolujemy wjeżdżających, ale zwracamy uwagę także na tych, którzy wyjeżdżają – tłumaczy płk SG Zbigniew Pałka, komendant miejscowej placówki. Mówi o nowym szlaku przerzutowym migrantów. Prowadzi z Białorusi, przez Litwę, wprost do Polski i dalej do Niemiec. – Uważajcie zwłaszcza na samochody z rejestracjami spoza województwa – podkreśla oficer. Za jego plecami wisi pokaźnych rozmiarów mapa z rozrysowanym schematem działań. Strażnicy i żołnierze zostają przypisani do poszczególnych zespołów. Chwilę później są już przed budynkiem, wsiadają do samochodów i jadą na wskazane odcinki, by zluzować poprzednią zmianę. A my za nimi.
Pierwszy przystanek – Dobieszczyn. Niewielkie przejście przy drodze wojewódzkiej nr 115. Do Szczecina jest stąd jakieś 30 km. Pierwsza miejscowość po niemieckiej stronie to Hintersee, ale stąd jej nie widać. Wokół rozciąga się las – cisza, spokój. O istnieniu granicy przypominają tylko znaki i dwa słupki z godłami – biało-czerwony i czarno-czerwono-żółty. Po chwili od strony niemieckiej nadjeżdża samochód. Zostaje zatrzymany przez żołnierza wojsk obrony terytorialnej, a potem skontrolowany przez funkcjonariusza SG. Ten prosi kierowcę i pasażerów o dokumenty uprawniające do przekraczania granicy – dowody osobiste lub paszporty. Za pomocą mobilnego portalu sprawdza je w systemie, następnie zagląda do bagażnika. Trwa to może dwie minuty. W przypadku kolejnych aut procedura się powtarza. – Generalnie kontrole są wyrywkowe, choć na przejściach, gdzie ruch jest mniejszy, kontrolujemy każdy samochód. Szczególną uwagę zwracamy na większe pojazdy, bo w takich łatwiej ukryć przemycane osoby. Generalnie jednak takich przypadków do tej pory nie mieliśmy – przyznaje kpt. SG Piotr Sierocki, który podczas tej zmiany dowodzi strażnikami rozlokowanymi na kilku okolicznych przejściach.
Jako dowódca krąży pomiędzy poszczególnymi posterunkami. Zbiera informacje, sprawdza, czy funkcjonariusze i żołnierze nie potrzebują wsparcia. Każdy taki przejazd to też okazja do zlustrowania bocznych dróg i okolicznych lasów. Podobnych patroli jest zresztą więcej. Bo od 7 lipca służby i wojsko pilnują także zielonej granicy. Chwilę później wsiadamy do jednego z dwóch samochodów i zjeżdżamy z asfaltowej szosy.
Patrol na zielonej
Początkowo jazda idzie gładko. Potem samochody zwalniają i mozolnie pokonują wypełnione błotem dziury. Nasz offroad trwa blisko pół godziny. Wreszcie parkujemy przy transgranicznej ścieżce rowerowej. Dalej pójdziemy pieszo. Las ustępuje rozległej łące, której środkiem płynie rzeka. Obydwa brzegi spina niewielki mostek. Teraz jednak został on gęsto opasany taśmami – przejazdu nie ma. W pobliżu namiot rozstawili żołnierze WOT-u. Trzymają straż, tutaj też jednak panuje spokój. Nikt nie próbuje forsować granicy. Kilka minut wcześniej chciał tędy przejść jakiś spacerowicz, ale go zawrócili. Kiedy tak rozmawiamy, po niemieckiej stronie pojawia się rowerzysta. Staje na mostku i rozgląda się wokół. – Panowie… może mnie jednak przepuścicie? – zagaduje po polsku. – Nie wiedziałem, że tędy nie można… Sto kilometrów dzisiaj zrobiłem… – dodaje. Prośby i sugestie na niewiele się jednak zdają. – W takich sytuacjach musimy, niestety, zawracać ludzi na najbliższe przejście graniczne. Przepisy są przepisami – przyznaje kpt. Sierocki. Rowerzysta do stu kilometrów musi więc dołożyć jeszcze przynajmniej kilka.
Tymczasem kwadrans później znów jesteśmy w samochodach i ruszamy przez las. Nie napotykamy jednak nikogo. Nie widać też śladów, które mogłyby wskazywać, że ktoś próbował nielegalnie przekraczać granicę. Wkrótce jesteśmy ponownie na drodze wojewódzkiej i zmierzamy w stronę kolejnego punktu kontrolnego.
Zachodnia granica pod kontrolą Straży Granicznej i wojska.
W Rosówku ruch jest już znacznie większy. To jedno z największych przejść granicznych na zachodnim Pomorzu. Tutaj Straż Graniczna współdziała przede wszystkim z Żandarmerią Wojskową. Jeden z żołnierzy kieruje ruchem. Wybrane samochody przepuszcza główną trasą, inne kieruje objazdem, przez sąsiedni parking i boczną drogę. Pierwsze zostaną poddane kontroli, drugie mogą jechać dalej. Na wydzielonym odcinku ustawia się kilka aut. Pomiędzy nimi krążą strażnicy: „Dzień dobry… Proszę o dokumenty… Proszę otworzyć bagażnik… Dziękuję, można jechać” i nagle… jest. Kierowca wysłużonego Golfa z niemiecką rejestracją coś tam tłumaczy, wyciąga papiery, ale kontrolujący każe mu zjechać na boczny pas. Dyskusja trwa przez krótką chwilę, wreszcie auto zawraca. – Panowie nie mieli dokumentów niezbędnych do przekroczenia granicy. Próbowali się wylegitymować kserokopią dowodu i prawem jazdy, a to za mało. Zostali poproszeni o zawrócenie. Jeśli przyjadą na granicę ponownie, z oryginalnymi dokumentami, zostaną przepuszczeni – tłumaczy ppor. Przybysz.
I wreszcie nasz ostatni przystanek – przejście Lubieszyn-Linken. Od Szczecina dzieli je ledwie kilkanaście minut jazdy samochodem. Tutaj ruch także jest spory. Do przejścia podjeżdżają samochody na numerach polskich, niemieckich, jest też SUV z Norwegii. Korków nie ma. Tutaj Straż Graniczna może liczyć na pomoc terytorialsów. Żołnierze asystują funkcjonariuszom, patrolują również sąsiednie ścieżki i transgraniczną drogę rowerową. – Współpraca układa się dobrze. Mam poczucie, że robimy coś pożytecznego, a jednocześnie nadzieję, że taka sytuacja nie potrwa długo – przyznaje Kamil, szeregowy WOT-u.
Syryjczyk bez paszportu
W uszczelnianie zachodniej granicy zaangażowanych jest około tysiąca żołnierzy. Wśród nich jest kilkuset terytorialsów. – To żołnierze czterech brygad OT – 12 Wielkopolskiej, 14 Zachodniopomorskiej, 15 Lubuskiej i 16 Dolnośląskiej – wylicza kpt. Tomasz Kozłowski, oficer prasowy operacji „Bezpieczny Zachód”. – Dla nas służba na granicy nie jest nowym doświadczeniem. Straż Graniczną i liniowe jednostki armii wspieramy także na wschodzie, choć oczywiście tam sytuacja jest diametralnie inna – dodaje.
Przez pierwsze dziewięć dni operacji Straż Graniczna na samym zachodnim Pomorzu skontrolowała łącznie 53 tys. osób i 23 tys. pojazdów. Wjazdu do Polski odmówiono tylko jednemu człowiekowi. – Był to Syryjczyk, który usiłował przekroczyć granicę w Świnoujściu. Nie posiadał jednak paszportu. Miał jedynie niemiecką kartę stałego pobytu, a to, niestety, zbyt mało – przyznaje ppor. Przybysz. Był jeszcze przypadek rodziców z dzieckiem – Niemców, którzy wjechali do Polski w celach turystycznych. Ich samochód został skontrolowany przez lotny patrol, kilka kilometrów od granicy. Okazało się, że dorośli nie mają przy sobie dokumentu potwierdzającego tożsamość dziecka. Zostali zawróceni do granicy pod eskortą Żandarmerii Wojskowej.
Zachodnia granica pod kontrolą Straży Granicznej i wojska.
Funkcjonariusze SG i żołnierze zgodnie przyznają, że choć w okolicach Szczecina jest spokojnie, bardziej prawdopodobne są jednak sytuacje, że nielegalni migranci będą próbowali dostać się z Polski do Niemiec, nie zaś odwrotnie. Ale jest jeszcze coś. Krótko przed wprowadzeniem kontroli w mediach społecznościowych zaczęły krążyć informacje, z których wynikało, że niemiecka straż graniczna odstawia do Polski zatrzymanych u siebie nielegalnych migrantów. W rezultacie na przejściach pojawiły się patrole samozwańczego Ruchu Obrony Granic. Ich członkowie mieli zatrzymywać i kontrolować wjeżdżające do Polski samochody, do czego nie mieli prawa. Przedstawiciele polskich władz zapewniali, że każda taka informacja zostanie szczegółowo zbadana, zaprzeczając jednocześnie, by zjawisko miało masowy charakter. Przywrócenie kontroli miało uspokoić sytuację. – Niemieckie służby, chcąc przekazać nam nielegalnych migrantów, są zobowiązane zastosować procedurę readmisji. Muszą udowodnić, że osoby te dostały się na terytorium Niemiec właśnie z Polski. Jeśli taki wniosek nie zostanie odpowiednio udokumentowany, możemy takiej osoby nie przyjąć – tłumaczy ppor. Przybysz.
Takich przypadków, jak zapewnia Straż Graniczna, jest stosunkowo niewiele. Według statystyk opublikowanych niedawno przez „Rzeczpospolitą” od 1 stycznia do 31 marca tego roku liczba readmisji sięgnęła 170. Z kolei w ubiegłym roku Niemcy przekazały w ten sposób do Polski 690 osób. Więcej migrantów zawrócili z samej granicy. Z przytoczonych przez tygodnik „Polityka” danych policji federalnej wynika, że w 2024 roku takich przypadków było 9,3 tys.
Tymczasowe kontrole na granicach z Niemcami i Litwą mają potrwać do 5 sierpnia. Niewykluczone jednak, że zostaną przedłużone.
autor zdjęć: Łukasz Zalesiński

komentarze