Amerykańska obecność w regionie Azji i Pacyfiku w głównej mierze opiera się na sieci baz w państwach sojuszniczych i partnerskich (Japonia, Korea Południowa, Australia, Filipiny etc.). Najdalej wysuniętym na zachód terytorium USA jest stanowiąca geograficznie część Archipelagu Marianów wyspa Guam. Znajdują się tam bazy sił powietrznych, marynarki i piechoty morskiej, stanowi ona również potężne centrum logistyczne z zapasami paliwa, amunicji, części zamiennych itp., co umożliwia długotrwałe prowadzenie operacji zbrojnych. Jednak wraz z narastającym w regionie napięciem Amerykanie szukają alternatywy czy też uzupełnienia dla Guam. Będzie nią sąsiednia wyspa Tinian, gdzie ma powstać nowa baza sił powietrznych USA.
Położona około 200 km na północny wschód od Guamu wyspa Tinian administracyjnie przynależy do Wspólnoty Marianów Północnych, terytorium stowarzyszonego ze Stanami Zjednoczonymi (Guam posiada status terytorium zależnego od USA). Tinian zapisał się w historii podczas II wojny światowej – to stąd wystartowały Enola Gay i Bockscar, dwie Superfortece B-29, które dokonały ataków nuklearnych na Hiroszimę i Nagasaki. Obecnie na wyspie znajdują się dwa lotniska – północne i zachodnie. Pierwsze jest obiektem wyłącznie wojskowym, choć jego przydatność jest raczej ograniczona. Mogą stąd operować samoloty transportowe czy latające tankowce. Drugie pełni funkcję zarówno cywilną, jak i wojskową i to właśnie w oparciu o nie ma powstać nowa baza sił powietrznych USA. Amerykanie jeszcze w ubiegłym roku podpisali z lokalną administracją niezwykle korzystną umowę o dzierżawie lotniska oraz portu. Za niespełna 22 mln dolarów uzyskali prawo do korzystania z obu instalacji przez okres 40 lat. Ich modernizacja pochłonie 400–500 mln dolarów, za tę kwotę zostanie zbudowany m.in. rurociąg doprowadzający paliwo bezpośrednio z portu do lotniska, a także dodatkowe hangary czy magazyny paliwa. Inwestycje mogą dać pracę mieszkańcom wyspy i – co ciekawe – także ożywić turystykę, na co po cichu liczą władze. Jednak rola Tinianu i ewentualna dalsza rozbudowa instalacji wojskowych na wyspie będzie wykładnią dalszych relacji amerykańsko-chińskich.
Ogłoszone na przełomie listopada i grudnia plany stworzenia na wyspie bazy sił powietrznych, która mogłaby stanowić alternatywę dla bazy Andersen na Guamie, to krok w kierunku realizacji tzw. strategii działań rozproszonych. W przypadku konfliktu z Chinami poleganie wyłącznie na kilku czy kilkunastu dużych bazach mogłoby przynieść opłakane skutki. Po pierwsze, łatwo sobie wyobrazić, że bazy znajdujące się na terytoriach niektórych sojuszników mogą okazać się niedostępne ze względów politycznych lub też ich dostępność będzie ograniczona (np. wyłącznie do operacji defensywnych czy związanych z zabezpieczeniem logistycznym). Po drugie, nawet czasowe wyłączenie z działań pojedynczej bazy (np. właśnie Guam) mogłoby się okazać kluczowe dla całej kampanii. Do działań rozproszonych przygotowuje się dziś korpus piechoty morskiej, rozważa je także marynarka wojenna. Próbują one przygotować optymalną koncepcję swego przyszłego kształtu (zarówno jeśli idzie o liczbę jednostek, jak i ich klasy). Ale muszą o niej myśleć również siły powietrzne.
Amerykanie zdali sobie w ostatnich latach sprawę z tego, że szybko postępujący proces modernizacji chińskich sił zbrojnych, a w szczególności marynarki wojennej, sił powietrznych oraz strategicznych wojsk rakietowych, zmienił krajobraz operacyjny regionu. Aby odzyskać inicjatywę, Waszyngton musi znaleźć odpowiedź na strategię antydostępową Pekinu, a przy tym zmniejszyć własną podatność na potencjalne ciosy zadawane przez wyżej wymienione rodzaje sił zbrojnych. Rozproszenie własnych sił, zwiększenie zdolności rażenia na dalekich dystansach, a czasem operowanie na szczeblu oddziału zamiast związku taktycznego, to część podejmowanych działań służących temu celowi. Budowa bazy na Tinianie wpisuje się w tę strategię, podobnie jak zakomunikowany niedawno przez sekretarza marynarki pomysł odtworzenia I Floty, której obszarem odpowiedzialności miałyby być akweny Oceanu Indyjskiego. Czy Joe Biden, który za miesiąc obejmie urząd prezydenta, zrealizuje tę ideę, pozostaje kwestią otwartą. Niezależnie jednak od oceny prezydentury Donalda Trumpa, nie należy się spodziewać, by działania nowego prezydenta w kwestii chińskiej znacząco różniły się od polityki poprzednika. Oczywiście inny będzie język i styl działania, jednak priorytety amerykańskiej polityki wobec azjatyckiego mocarstwa o globalnych ambicjach nie ulegną zmianie. Tinian jest dobitnym przykładem tego, że amerykańskie działania wobec Chin to obecnie kombinacja strategii ograniczania wpływów i powstrzymywania.
autor zdjęć: US Navy
komentarze