Wojna polsko-bolszewicka, w przeciwieństwie do pozostałych konfliktów młodej Rzeczypospolitej, zagrażała bytowi państwa. Bolszewicy nie chcieli bowiem odebrać nam jakiegoś fragmentu terytorium, chcieli nas podbić i utworzyć Polską Republikę Rad – mówi prof. Janusz Odziemkowski, historyk wojskowości, pracownik naukowy Akademii Sztuki Wojennej.
Dla zrozumienia sytuacji, w której znalazła się Polska po odzyskaniu niepodległości 11 listopada 1918 roku, musimy się cofnąć do marca 1918 roku, czyli momentu podpisania przez bolszewicką Rosję traktatu brzeskiego.
Prof. Janusz Odziemkowski: Kiedy ogarnięta rewolucją Rosja nie mogła już oprzeć się natarciu armii niemieckiej i dalej prowadzić wojny, bolszewicy zostali zmuszeni do zawarcia pokoju na niekorzystnych dla siebie warunkach. Efektem traktatu brzeskiego było nie tylko wycofanie się Rosji z wojny, ale także oddanie państwom centralnym ogromnych terenów od Estonii po wybrzeże Morza Azowskiego oraz zgoda na powstanie państwa ukraińskiego, które było podporządkowane Berlinowi. Za tę ograniczoną niepodległość Ukraińcy mieli zapłacić dostawami żywności dla wygłodzonych Niemiec i Austro-Węgier. W momencie zawarcia rozejmu w Compiègne w 1918 roku na wschodzie stacjonowało nadal 200 tys. niemieckich żołnierzy. Kiedy zgodnie z warunkami rozejmu wojska niemieckie rozpoczęły wycofywanie się na granice Cesarstwa Niemieckiego z 1914 roku, bolszewicy rzucili hasło marszu Armii Czerwonej na zachód, do dawnych granic imperium carskiego i podania ręki rewolucji niemieckiej. Była to kwintesencja ideologii bolszewickiej, która zakładała, że rewolucja ma ogarnąć nie tylko wszystkie ziemie dawnej Rosji, lecz także całą Europę. Na szlaku marszu Armii Czerwonej do Niemiec stała jednak odrodzona Polska. Przyszłość Rzeczypospolitej stanęła wówczas pod ogromnym znakiem zapytania. Bolszewicy nie chcieli bowiem odebrać nam jakiegoś fragmentu terytorium, lecz dążyli do zniszczenia niepodległego państwa polskiego i utworzenia Polskiej Republiki Rad.
W kontrze do bolszewickiego planu eksportu rewolucji komunistycznej jest koncepcja federacyjna Józefa Piłsudskiego, czyli budowy bloku niepodległych państw na wschód od Polski.
Koncepcja Piłsudskiego zakładała odgrodzenie się od Rosji pasmem państw powstających na gruzach carskiego imperium na ogromnej przestrzeni od Finlandii po Rumunię. Tak osłabiona Rosja musiałaby długo odbudowywać swoją mocarstwową pozycję, a federacja państw, w której wiodącą rolę odgrywałaby Polska, prowadząc wspólną politykę wschodnią, byłaby w stanie zatrzymać ewentualną agresję rosyjską w przyszłości. Piłsudski nie chciał jednak narzucać swoich pomysłów siłą. W odezwie do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego pisał m.in. „Chcę dać Wam możność rozwiązania spraw wewnętrznych narodowościowych i wyznaniowych tak, jak sami sobie życzyć będziecie bez jakiegokolwiek gwałtu lub nacisku ze strony Polski”.
Dlatego zajmował elastyczne stanowisko w kwestii przebiegu wschodniej granicy Polski. Zabiegał natomiast, by linia granicy była dogodna pod względem militarnym – to znaczy w przypadku wojny z Rosją zapewniała polskiej armii dogodne linie komunikacyjne i przestrzeń operacyjną do rozwinięcia wojsk i prowadzenia aktywnych działań. Na przykład w sprawie Galicji Wschodniej, o którą toczyła się wojna z Ukrainą, był gotów do znacznych ustępstw i podziału Galicji na część polską i ukraińską, pod warunkiem, że Lwów i zagłębie naftowe pozostaną przy Rzeczypospolitej Jednak politycy ukraińscy w Galicji głosili hasło „Lachy za San” i nie dopuszczali do dyskusji o innym przebiegu granicy.
Dzisiaj wiemy, że Piłsudskiemu nie udało się zrealizować swojej koncepcji politycznej. Ale czy przed stu laty miała ona realne szanse powodzenia? Czy w Europie Wschodniej byli partnerzy, którzy rozumieli ten plan i byli gotowi go poprzeć?
Sytuacja w każdym z krajów była odmienna. Łotwa i Estonia chętnie widziałyby pomoc Polski i w przypadku Łotwy pomoc wojskowa Rzeczypospolitej doszła do skutku zimą 1919/1920 roku. Jednak przeszkodą w pełnym zaangażowaniu się obu państw bałtyckich w związek z Polską była ich obawa przed rewanżem ze strony Rosji. Bolszewicy stawiali sprawę jasno, że będą traktować ich współpracę z Warszawą jako akt wrogi wobec Rosji. Łotysze i Estończycy obawiali się, że sojusz z Polską ściągnie na ich niewielkie kraje nową inwazję Armii Czerwonej. Poza tym Łotwa i Estonia to dawne Inflanty i były tam silne wpływy niemieckie, a także proniemieckie sympatie ludności. Dlatego Polska, skonfliktowana zarówno z Rosją, jak i z Niemcami, była trudna do przyjęcia jako partner. Jeśli idzie o Finlandię, to już jej położenie – tak odległe od granic Polski – sprawiało, że efektywna współpraca militarna z Rzecząpospolitą była mocno wątpliwa. Z Litwą natomiast więcej nas dzieliło niż łączyło. Wilno, status Polaków na Litwie i Litwinów w Polsce, przebieg granicy – problemów było mnóstwo. Całkowity rozłam nastąpił w 1922 roku po przyłączeniu do Polski Litwy Środkowej i nie udało się go przezwyciężyć do 1939 roku.
Najlepsze relacje mieliśmy z Rumunią, z którą zresztą zawarliśmy sojusz w 1921 roku. W 1920 niektórym wojskowym i politykom polskim wydawało się, że Rumunów będzie można skłonić do współpracy militarnej w wojnie z Rosją bolszewicką. Okazało się to jednak nierealne między innymi z uwagi na fakt, że na mocy traktatów zawartych po wojnie światowej Węgry musiały oddać Rumunii znaczą część swego terytorium. W Bukareszcie obawiano się, że konflikt Rumunii z Rosją może zachęcić Węgrów do zbrojnego upomnienia się o utracone ziemie. W tym miejscu należy zaznaczyć, że układ polityczny w Europie Środkowo-Wschodniej był bardzo skomplikowany. Polska była blisko z Węgrami i Rumunią, ale była skonfliktowana z Czechosłowacją. Węgry, przyjaciel Polski, miały trudne relacje z Czechosłowacją i Rumunią. A ta z kolei, współpracując z Polską i Czechosłowacją, obawiała się Węgier. W takim „przekładańcu” nie było możliwości stworzenia stabilnej koalicji międzynarodowej, bo każdy z partnerów miał wykluczające się interesy.
Co byłoby potrzebne do realizacji koncepcji Piłsudskiego?
Ogromna dojrzałość polityczna i umiejętność spojrzenia daleko do przodu. Wydaje się, że w środkowo-wschodniej Europie jedynym politykiem, który miał te cechy i zdawał sobie sprawę z tego, czym skończy się próba przeciwstawienia się Rosji każdego kraju w pojedynkę, był Symon Petlura. Od początku był zwolennikiem porozumienia z Polakami i wokół tego pomysłu budował na Ukrainie koalicję polityczną. Jego problemem był natomiast brak poparcia w Galicji Wschodniej, gdzie uważano, że jakiekolwiek układy z Polską są zdradą sprawy ukraińskiej.
Czy w takiej sytuacji geopolitycznej na początku 1919 roku byliśmy skazani na wojnę?
Piłsudski zdawał sobie sprawę, że konflikt z Rosją jest nieunikniony. Po pierwszych starciach zimą 1919 roku postanowił jednak nie czekać aż bolszewicy uporają się z wojną domową i skoncentrują przeciw Polsce większe siły. Choć dysponował bardzo szczupłymi siłami, zdecydował się przejąć inicjatywę, co było podstawą polskich sukcesów w pierwszej fazie wojny. To był wynik przestudiowania przebiegu powstania listopadowego. Wojskowi analizujący walki powstańcze uważali, że jedną z przyczyn klęski powstania było trzymanie się przez gen. Józefa Chłopickiego koncepcji defensywnej i niewykorzystanie możliwości przeniesienia walk na wschód, gdzie ogromne przestrzenie dawały większe możliwości manewrowe, jednocześnie oszczędzając centrum kraju. Taką właśnie taktykę – nie czekania na silniejszego przeciwnika, ale wyjścia mu naprzeciw – Piłsudski zastosował wiosną 1919 roku, gdy nie czekał na planowaną na czerwiec ofensywę bolszewicką, ale ubiegł przeciwnika i wydał rozkaz do rozpoczęcia tzw. operacji wileńskiej.
Ze strony bolszewików pojawiały się wówczas pierwsze propozycje zakończenia wojny.
Piłsudski odrzucił pomysł zawarcia pokoju, gdyż kompletnie nie wierzył bolszewikom. Uważał, że jakakolwiek umowa na tym etapie wojny zostanie zerwana w pierwszym dogodnym dla nich momencie.
W Rosji cały czas trwa wojna domowa. Czy była możliwość, by lepiej wykorzystać bratobójcze walki za wschodnią granicą?
Bolszewizm był ogromnym zagrożeniem dla całej Europy i z Zachodu były naciski na Polskę, by wesprzeć w tej wojnie tzw. białych, czyli siły gen. Antona Denikina. Choć obie strony wyrażały teoretycznie gotowość do podjęcia współpracy przeciwko bolszewikom, nigdy do niej nie doszło. Głównie z winy Rosjan. Denikin nie godził się na polskie propozycje przyszłej granicy. Uważał, że „biała Rosja” powinna obejmować wszystkie ziemie byłego imperium carów, a Polacy mogą myśleć o swojej państwowości jedynie w obrębie ziem Królestwa Kongresowego. Na takie postawienie sprawy Piłsudski nie mógł się zgodzić, bo było to nie do przyjęcia dla polskiego społeczeństwa i sprzeczne z jego własną koncepcją federacyjną. Ponadto był przekonany, że w przypadku wygranej białych w wojnie domowej, Francja natychmiast stałaby się sojusznikiem białej demokratycznej Rosji i tym samym Polska straciłaby dla Paryża znaczenie jako sojusznik na Wschodzie.
Po klęsce Denikina jesienią 1919 roku bolszewicy mogli w końcu rozpocząć koncentrację wojsk do ostatecznej rozprawy z Polską. Piłsudski wiedział o tym dzięki złamaniu szyfrów Armii Czerwonej i znów postanowił uprzedzić Rosjan. Polska armia przechodzi do ofensywy. Wiosną rusza wyprawa kijowska.
Doskonały wybór momentu i miejsca ataku pozwolił zaskoczyć bolszewików i osiągnąć spektakularny sukces. W maju 1920 roku zdobyty został Kijów, gdzie zainstalowano rząd ukraiński. Niestety, nie zdobył on poparcia wśród zmęczonego wojną społeczeństwa i wbrew oczekiwaniom Piłsudskiego i Petlury formowanie armii ukraińskiej przebiegało z ogromnymi problemami. Choć cele terytorialne ofensywy zostały zrealizowane, nie udało się osiągnąć decydującego zwycięstwa militarnego. Rosjanie nie podjęli obrony tych obszarów i wycofali się bez walnej bitwy.
Po wyprawie kijowskiej Polska osiągnęła maksymalny zasięg swoich zdobyczy terytorialnych. Czy była wówczas możliwość zawarcia korzystnego dla Polski pokoju z bolszewikami?
Nie było na to żadnych szans. W Rosji nastąpiła wówczas ogromna mobilizacja antypolska. Do Armii Czerwonej powołano kolejne roczniki rekrutów, przywrócono do służby carskich oficerów, wszystko pod hasłem walki z Polakami, którzy zagrażają rdzennie rosyjskim ziemiom. Bolszewicy wiedzieli także, że polskie rezerwy są na wyczerpaniu. Zajęliśmy ogromne przestrzenie, samo obsadzenie linii frontu przekraczało możliwości naszych wojsk. Dysproporcja sił rosła z każdym tygodniem. Starczyło jeszcze sił na odparcie pierwszej ofensywy Michaiła Tuchaczewskiego w maju 1920 roku. Ale kiedy na Ukrainie w czerwcu 1 Armia Konna Siemiona Budionnego przełamała front polski, a w lipcu ruszyła kolejna ofensywa Tuchaczewskiego, wojska polskie musiały rozpocząć odwrót. Nad Polską zawisło widmo klęski. Opinie dominujące w Europie Zachodniej dobrze oddał brytyjski polityk lord Edgar D’Abernon: „Nic nie zdawało się być bowiem tak pewnym jak to, że wojska sowieckie zdobędą Warszawę”.
Skoro już jesteśmy przy zagranicznych ocenach wojny polsko-bolszewickiej... Jaki był międzynarodowy odbiór tego konfliktu?
Anglicy chcieli, by Polska była krajem małym, który nie będzie zagrażał ani wschodniemu, ani zachodniemu sąsiadowi. Francja z kolei, gdy w Rosji władzę przejęli bolszewicy i wykluczyło to zawarcie z nią sojuszu, zaczęła postrzegać Polskę jako swojego naturalnego partnera na wschód od Niemiec. Z tego powodu Francuzi uważali, że lepiej byśmy byli silniejsi niż słabsi. Stany Zjednoczone z kolei całkowicie wycofały się z Europy. Ich zdaniem, traktat wersalski nie został właściwie sformułowany i mógł być zarzewiem kolejnej wojny. Tak to wyglądało z punktu widzenia rządów. Natomiast na stosunek opinii publicznej ogromny wpływ miała bolszewicka propaganda. Niestety, nigdy nie mieliśmy dobrej prasy na Zachodzie. Moskwa kupowała sobie przychylność mediów i przedstawiała się jako obrońca klasy robotniczej, który walczy w słusznej wojnie przeciwko agresji krwiożerczej Polski. Do tego dochodziła agitacja zachodnich partii komunistycznych i sympatyzujących z nimi związków zawodowych. Gdy wojska bolszewickie podchodziły pod Warszawę, na Zachodzie panowało absolutne przeświadczenie, że Polska upadnie.
Jednak dzięki ogromnej mobilizacji całego społeczeństwa, śmiałemu planowi kontrofensywy i poświęceniu polskich żołnierzy do tego nie doszło. W sierpniu 1920 roku bolszewicy doznali klęski w bitwie warszawskiej. Jakie był przyczyny tego, że Rosjanie nie byli w stanie wykorzystać impetu ofensywy i zadać Polsce śmiertelnego ciosu?
Błędy strategiczne, rozproszenie wysiłku na różnych kierunkach i przeświadczenie, że wojna jest już wygrana. 1 Armia Konna Budionnego, zamiast iść prosto na Warszawę, szykowała się do przekroczenia Karpat i udzielenia pomocy rewolucji komunistycznej na Węgrzech. Z kolei dowodzący Armią Czerwoną pod Warszawą Tuchaczewski zupełnie zlekceważył sygnały o koncentracji polskich sił. W jego ręce wpadły nawet plany polskiej kontrofensywy. Uznał jednak, że to prowokacja, bo był przekonany, że Wojsko Polskie nie jest już w stanie zdobyć się na taki manewr.
Po wiktorii pod Warszawą polskie wojska znów odzyskały inicjatywę i rozpoczęła się pogoń za wycofującymi się bolszewikami. Czy w polskim dowództwie zastanawiano się, kiedy należy się zatrzymać? By nie popełnić grzechu zachłanności i nie rozciągnąć nadmiernie frontu, co pozwoliłoby przeciwnikowi uzyskać przewagę i odwrócić losy wojny.
Zaczęto się nad tym zastanawiać po wygranej bitwie nad Niemnem. Były wprawdzie plany ponownego marszu na Kijów, ale zdecydowały nastroje wojska i społeczeństwa. Nikt już tej wojny nie chciał. Pamiętajmy, że łącznie z I wojną światową, to był siódmy rok walk. Kraj był wyniszczony, straty ogromne. Powszechne było przekonanie, że to już ostatnia ofensywa, że zrobiono już tyle, że trzeba szukać pokoju i zacząć odbudowywać kraj.
W październiku 1920 roku zostaje ogłoszone zawieszenie broni. Jak przebiegały rozmowy pokojowe?
Negocjacje po polskiej stronie zostały zdominowane przez przedstawicieli Narodowej Demokracji i to jej koncepcja budowy państwa narodowego odcisnęła piętno na ostatecznych warunkach pokoju. Bolszewicy gotowi byli na dużo większe ustępstwa, niż te zawarte ostatecznie w traktacie ryskim; zgadzali się odstąpić Polsce całą Białoruś z Mińskiem. Polacy stanowili tam jednak zdecydowaną mniejszość. Endecja uważała, że zbyt duża liczba obcych narodowościowo obywateli Polski będzie obciążeniem dla nowo powstałego państwa i zagrożeniem dla jego stabilności. Dlatego zrezygnowano z Mińska i części Białorusi.
Czy taka postawa negocjacyjna była błędem? Wiemy jaki los spotkał Polaków mieszkających po wschodniej stronie granicy. W latach trzydziestych stali się oni ofiarami stalinowskich represji w ramach tzw. operacji polskiej.
Myślę, że można było pokusić się o przyłączenie do Polski nieco większego terytorium, tak by zmniejszyć liczbę Polaków, którzy pozostawieni zostali po bolszewickiej stronie. Bo dla tych ludzi to był dramat. Przyłączenie Mińska i kilku dodatkowych powiatów, terenów biednych i wyniszczonych, mogło być nawet pewnym obciążeniem dla kraju borykającego się, tak jak Polska, z ogromnymi kłopotami finansowymi, ale myślę, że II RP poradziłaby sobie z tym. Z punktu widzenia państwa nie miało jednak większego znaczenia, czy będziemy mieli Mińsk i okolice, czy nie. Dla Piłsudskiego najważniejsze było to, że granica jest rozsądna z militarnego punktu widzenia – odsunięta możliwie daleko na wschód i z biegnącą wzdłuż niej po naszej stronie linią kolejową.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze