Na spotkaniu z rodzinami cichociemnych tłok. Jednym z gości jest Aleksander Tarnawski. Ktoś rzuca komendę „Przejście dla VIP-a!” – A kto jest VIP-em? – pyta zdziwiony. Poczucie humoru i ogromny dystans do siebie to cechy, którymi ujmuje od pierwszego spotkania. Na łamach „Polski Zbrojnej” przedstawiamy sylwetkę legendarnego skoczka.
Aleksander Tarnawski, jeden z ostatnich żyjących cichociemnych, nie lubi opowiadać o II wojnie światowej i swoich dokonaniach. – Po co? Przeszłość się nie liczy, liczy się tylko przyszłość – tłumaczy „Upłaz”. Żołnierze GROM-u od dawna próbowali zaprosić go na święto jednostki. Spotykali się z nimi inni cichociemni, którzy byli otwarci na rozmowy z młodymi, opowiadali o tym, jak walczyli o wolną Polskę, wspominali wojnę i to, co wydarzyło się po niej. Przełom nastąpił w 2014 roku, gdy Aleksander Tarnawski pojawił się na zjeździe rodzin cichociemnych.
Tarnawski od razu zaprzyjaźnił się z żołnierzami z Jednostki Wojskowej GROM. – Ilekroć tam przyjeżdżałem, czułem się tak, jakby to była moja druga rodzina. Ci ludzie są wspaniali, począwszy od płk. Gąstała, który do niedawna był dowódcą jednostki, po szeregowych żołnierzy. To specjalna kategoria ludzi, z którymi łatwo mi się porozumieć – wspomina. Gromowcy też są pod urokiem „Upłaza”. Nieszablonowy 90-latek nieraz ich zaskakiwał. Na przykład wtedy, gdy zgodził się na skok ze spadochronem. Jak sam powiedział, zrobił to, by udowodnić, że stary pierdoła się nie boi.
Więcej o Aleksandrze Tarnawskim w lutowym numerze „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze