Symulowane walki powietrzne to element wspólnego treningu, który prowadzą polscy piloci F-16 i Amerykanie pilotujący samoloty A-10 Thunderbolt. Maszyny z 354 Eskadry Ekspedycyjnej „Bulldogs” od kilkunastu dni stacjonują w 32 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Łasku.
– W Łasku wylądowało dziewięć samolotów A-10 – mówi kpt. Marek Kwiatek, rzecznik 32 Bazy. Ich wizyta to część operacji „Atlantic Resolve”. Amerykanie zainicjowali ją w odpowiedzi na działania Rosji na Krymie i we wschodniej Ukrainie. Akcentując wojskową obecność we wschodniej Europie, pokazują sojusznikom, że są gotowi realizować zapisy o kolektywnej obronie, które stanowią jeden z fundamentów NATO.
Amerykańscy piloci w Łasku nie biorą udziału w rozplanowanych wcześniej ćwiczeniach. – Korzystamy jednak z ich obecności, by wspólnie trenować różne elementy związane z walką powietrzną – wyjaśnia ppłk Marcin Modrzewski, pilot F-16, dowódca 10 Eskadry Lotnictwa Taktycznego z Łasku.
Polscy lotnicy toczą więc symulowane powietrzne pojedynki zarówno z samolotami A-10, jak i innymi F-16, które są przez Amerykanów naprowadzane. – Podczas ćwiczenia nasi przeciwnicy zamierzają zniszczyć ważne dla nas cele znajdujące się na ziemi, a my usiłujemy im w tym przeszkodzić – opowiada ppłk Modrzewski. Przyznaje on, że trening z A-10 to dla Polaków zupełnie nowe doświadczenie. – Samolotów tego typu nie ma na świecie zbyt wiele, a korzystają z nich tylko Amerykanie – zaznacza ppłk Modrzewski i dodaje, że to maszyny specyficzne.
A-10 Thunderbolt zwane są niszczycielami czołgów. Zostały stworzone przede wszystkim z myślą o misjach CAS, które polegają na udzielaniu wojskom lądowym tak zwanego bliskiego wsparcia lotniczego (z ang. Close Air Support). A-10 mają niszczyć z powietrza cele naziemne, na przykład pojazdy opancerzone czy czołgi. – Sprzyja temu konstrukcja, dzięki której mogą latać z małymi prędkościami, na niewielkich wysokościach. Mają niewielki promień skrętu i są odporne na wszelkiego rodzaju uszkodzenia – wyjaśnia ppłk Modrzewski. Na przykład kabina pilota zabezpieczona została tytanowym opancerzeniem. Samolot ma dwa silniki turbowentylatorowe. Uzbrojony jest w działko, może przenosić bomby i uzbrojenie rakietowe. – Aby skutecznie działać, maszynom tego typu potrzeba naprawdę niewiele. Pas startowy, z którego korzystają, nie musi być ani bardzo długi, ani utrzymany w idealnym stanie – zaznacza ppłk Modrzewski.
Poza wspieraniem wojsk na lądzie samoloty A-10 biorą też czasem udział w misjach COMBAT SAR. One z kolei wiążą się z poszukiwaniem i ewakuacją własnych żołnierzy, którzy utknęli na terytorium wroga, na przykład zestrzelonych tam pilotów. – Pilot A-10 w ostatniej fazie operacji utrzymuje kontakt z rozbitkiem i niszczy nieprzyjacielskie siły, które usiłują się do niego zbliżyć – wyjaśnia ppłk Modrzewski.
W czasie swojej służby w amerykańskim lotnictwie A-10 zdążyły się sprawdzić na polu walki. Samoloty brały udział choćby w pierwszej wojnie przeciwko Irakowi. Zniszczyły w sumie tysiąc czołgów, około dwóch tysięcy innego typu pojazdów wojskowych, a także 1200 stanowisk artylerii. Iraccy żołnierze zestrzelili ich tylko pięć. Maszyny tego typu dorobiły się u nich miana „Szepczącej śmierci” albo „Diabelskiego krzyża”.
Amerykańskie A-10 mają stacjonować w Łasku do końca lipca.
autor zdjęć: Małgorzata Kraków-Okine/ freespotters.com
komentarze