Dlaczego lody waniliowe w bazie Bagram smakują wyjątkowo, do czego służą łuski z karabinu i kim są „łachudry”, a kim „gromiki” – Marcin Ogdowski, polski bloger wojenny, specjalnie dla miesięcznika „Polska Zbrojna” przygotował osobiste podsumowanie misji w Afganistanie.
Obraz wojny – zapamiętanej i przeżytej na własnej skórze – autor podzielił na kilkanaście krótkich haseł. Dzięki nim można podpatrzeć reporterski warsztat korespondenta, ale też zrozumieć niektóre słowa znane tylko wtajemniczonym uczestnikom misji w Afganistanie.
B jak Bagram
To może się wydawać dziwne, ale przez jakiś czas czułem dyskomfort za każdym razem, gdy zjawiałem się w Bagram – z jego sklepami, barami, kawiarniami, siłowniami, szkołami salsy i filiami uniwersytetów. Z pełnymi przeróżnego jedzenia i picia kantynami. „I to ma być wojna?”, pytałem sam siebie. „Prawdziwy Afganistan jest w wysuniętych bazach, małych posterunkach, gdzie wpiernicza się racje żywnościowe. A tu? A tu to wstyd przebywać…”. Z czasem pojąłem, jak wielkie znaczenie ma owo imponujące zaplecze współczesnej wojny. Dziś, gdy o nim myślę, przypomina mi się smak… lodów waniliowych.
I jak Indianie
Dzielni ludzie z bojówki. Podkreślający swoją wyższość nad „wodzami”, czyli sztabem, i „resztą wsi” – głównie logistykami. Najbardziej narażeni na śmierć i rany, więc z dziennikarskiego punktu widzenia najciekawsi. Może to i nieprofesjonalne, ale fajnie było od czasu do czasu poczuć się częścią „plemienia”.
Cały alfabet afgański Marcina Ogdowskiego w najnowszym numerze miesięcznika „Polska Zbrojna”.
autor zdjęć: Archiwum Marcina Ogdowskiego
komentarze