Kiedyś za tatuaż w wojsku można było oberwać. Żołnierz z ozdobami na ciele był „ścigany” przez przełożonych oraz komisje lekarskie. Teraz tatuaże nikomu nie przeszkadzają, ale i tu (jak wszędzie) trzeba znać umiar, żeby obrazek nie przyćmił samego właściciela – pisze Tomasz „Burza” Burzyński, były oficer JWK.
Kiedyś nosili go jedynie marynarze albo przestępcy. W szeregi armii wstąpił jakiś czas temu, ale był początkowo dyskretnie schowany pod mundurem. Nie wypadało pokazywać go wszystkim dookoła, zwłaszcza dowódcom. Czasy się zmieniły i tatuaż jest coraz częściej eksponowany. Pamiętam, jak ojciec opowiadał mi historię swojego tatuażu. Był podchorążym Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, służył w plutonie rozpoznania. To była zgrana paczka, chłopaki wskoczyliby za sobą w ogień. Podczas ostatnich przed promocją ćwiczeń ktoś rzucił pół żartem: „Chłopaki, a może wszyscy zrobimy sobie taki sam tatuaż?”. Tato opowiedział mi, że nie namyślali się zbyt długo. Na przepustce we Wrocławiu ustawili się w kolejce do jednego z niewielu „salonów” tatuażu w tamtym czasie. Każdy z nich wytatuował sobie wzór spadochronu z gapą skoczka i skrótem szkoły oficerskiej, którą już wkrótce mieli opuścić.
Żołnierskie tatuaże zwykle są związane ze służbą. Często nawiązują do przeżyć misyjnych. Zresztą w trakcie misji są zwykle robione. Amatorski sprzęt do tatuowania jest coraz bardziej dostępny, a w wojsku nigdy nie brakowało żołnierzy o artystycznych zapędach. Tatuaże najczęściej powstają na tych częściach ciała, które zakrywa mundur. Ale i tu coraz częściej dochodzi do rewolucyjnych zmian. Widziałem, szczególnie na misjach, polskich żołnierzy mających tatuaże na przedramieniu, dłoniach, a nawet szyi. Często są to prawdziwe dzieła sztuki, kolorowe wzory z rodem z najlepszych salonów tatuaży. Właściciele tych malowideł poświęcają dużo wolnego czasu oraz pieniędzy, by mieć ten jeden jedyny niepowtarzalny malunek – podkreślający rodzaj służby. To taka wizytówka – patrzysz na mój tatuaż i wiesz kim jestem.
Kiedyś za tatuaż w wojsku można było oberwać. Żołnierz z ozdobami na ciele był „ścigany” przez przełożonych oraz komisje lekarskie. Teraz tatuaże nikomu nie przeszkadzają, ale i tu (jak wszędzie) trzeba znać umiar, żeby obrazek nie przyćmił samego właściciela. Sam też mam tatuaż. To wzór, który określam jako artystyczno-sentymentalny. Artystyczny, ponieważ wzór jest tribale. Sentymentalny, ponieważ zrobiłem go w wieku 33 lat. Wieku, który określa się jako „przejście” z „młodzieniaszka” do lat średnich. Ot, takie małe szaleństwo. A może jest dużo prawdy w powiedzeniu: „Jaki ojciec taki syn”.
komentarze