Bardzo efektywna okazała się operacja mająca na celu izolację, a następnie zdobycie Ar-Rakki, czyli nieformalnej stolicy samozwańczego Państwa Islamskiego.
Operacja „Gniew Eufratu” od samego początku napotykała trudności związane z naciskami Turcji na USA, by zerwały sojusz z kurdyjskimi oddziałami YPG/YPJ (Yekîneyên Parastina Gel/Yekîneyên Parastina Jin), które stanowią około 45% stanu osobowego koalicji Syrian Democratic Forces (SDF). Turcja utożsamia je z Partią Pracujących Kurdystanu (Partiya Karkerên Kurdistanê – PKK), wpisaną na listę organizacji terrorystycznych. SDF zawsze odrzucała te oskarżenia, a Turcy nie byli w stanie udowodnić istnienia jakiejkolwiek współpracy operacyjnej między PKK a SDF. W lutym 2017 roku amerykańskie dowództwo CENTCOM – The United States Central Command, opublikowało oświadczenie dowództwa SDF, które stwierdziło, że nie ma żadnych związków z PKK, a koalicja nie jest zainteresowana jakimikolwiek celami poza Syrią. Samo ideologiczne pokrewieństwo dominującej w północnej Syrii kurdyjskiej Partii Jedności Demokratycznej (Partiya Yekîtiya Demokrat – PYD) z Partią Pracujących Kurdystanu nie oznacza bowiem zaangażowania SDF w jakąkolwiek działalność poza Syrią, a na jej terenie nie ma ona charakteru terrorystycznego, co Amerykanie mogą obserwować od półtora roku.
Turcja twierdziła też, że alternatywą dla ataku syryjskiej armii na Ar-Rakkę jest operacja z udziałem arabskich rebeliantów, walczących u jej boku pod Al-Bab. Problem w tym, że te siły liczą zaledwie około 3 tys. bojowników, z czego większość jest narodowości turkmeńskiej, a nie arabskiej. Tymczasem jednym z koronnych argumentów Turcji przeciwko kurdyjskiemu udziałowi w bitwie o Ar-Rakkę miały być obawy przed zmianą arabskiego charakteru etnicznego tych terenów. Ponadto na początku marca 2017 roku CENTCOM przedstawił szacunki, z których wynikało, że 23 tys. spośród 50 tys. żołnierzy SDF uczestniczących w „Gniewie Eufratu” należy do ich arabskiego komponentu.
Zawiedzione nadzieje
Sceptycyzm USA wobec tureckich propozycji wynikał również z rażąco słabej efektywności protureckich rebeliantów w bitwie o Al-Bab, a także panujących wśród nich nastrojów antyamerykańskich. Turcja liczyła wprawdzie na to, że administracja Donalda Trumpa zweryfikuje politykę Baracka Obamy w kwestii współpracy z SDF, ale spotkało ją duże rozczarowanie. Nowa administracja utrzymała na stanowisku specjalnego przedstawiciela prezydenta USA przy globalnej koalicji – Bretta McGurka, który uchodzi za dyplomatę sprzyjającego syryjskim Kurdom. Ponadto od końca stycznia 2017 roku do kontrolowanej przez SDF północnej Syrii zaczęły wjeżdżać liczne transporty z amerykańskim sprzętem wojskowym, m.in. wozy bojowe (głównie typu IAG Guardian), pociski ATGM, moździerze, karabiny snajperskie oraz ciężkie karabiny maszynowe. Wprawdzie pierwszy taki duży pakiet z 31 stycznia, w którym znalazło się 200 pojazdów bojowych, prawdopodobnie był zaplanowany jeszcze przez poprzednią administrację, ale nowa ekipa nie wstrzymała kolejnych dostaw. Kilka miesięcy temu Amerykanie rozbudowali też swoją nową bazę wojskową w Rmeilan w prowincji Hasaka.
Pod koniec ubiegłego roku zwiększyli również liczbę żołnierzy swoich sił specjalnych w północnej Syrii z 200 do 500, a do kwietnia – do tysiąca. Co więcej, specjalsi zaczęli brać bezpośredni udział w walkach, choć wcześniej ograniczali się do szkolenia i doradztwa. W okolicach Ar-Rakki prawdopodobnie znajdują się również żołnierze brytyjscy i francuscy.
Stopniowa izolacja
Pierwsze trzy etapy operacji „Gniew Eufratu” miały na celu izolację Ar-Rakki i ostatecznie pod koniec marca 2017 roku udało się to zrobić. W tym czasie SDF opanowało teren o powierzchni 7,4 tys. km2 (dla porównania w tym samym czasie Turcy podczas „Tarczy Eufratu” zajęli obszar o powierzchni 2,2 tys. km2). W pierwszym etapie, na początku listopada 2016 roku, koalicja uderzyła od północy i zdobyła m.in. strategiczną wioskę Tel Siman, położoną 25 km na północ od Ar-Rakki. W drugim etapie atak nastąpił od zachodu, wzdłuż lewego brzegu Eufratu i jeziora Al-Assad. Tu strategicznymi celami były – jedenastowieczny zamek Dżabir, w którym terroryści urządzili swoją bazę i centrum szkoleniowe, oraz wioska As-Suwaidijat, znajdująca się na północnym krańcu tamy At-Tabaka. Walki o zamek, do którego dostęp jest tylko przez bardzo wąską i długą groblę, prowadzącą w głąb jeziora Al-Assad, trwały do 6 stycznia, ale jeszcze parę dni później Państwo Islamskie nieskutecznie próbowało odbić ten obiekt. Zdobycie wioski As-Suwaidijat pozwoliło natomiast SDF oraz amerykańskim siłom specjalnym na podjęcie pierwszej próby opanowania zapory At-Tabaka. Nie udało się im dostać do pomieszczeń kontrolnych, a terroryści otworzyli turbiny i gwałtownie wzrósł poziom wody, co zmusiło SDF do wycofania się, bo dalszy atak groził katastrofą.
W trzecim etapie natarcie ruszyło z północnego wschodu, od strony prowincji Hasaka. Koalicja w ten sposób przecięła drogę łączącą Ar-Rakkę z Dajr az-Zaur, co było głównym celem operacji. Ponadto zdobyto ośrodek nuklearny Al-Kubar oraz most Zalabije. W tym samym czasie Amerykanie zbombardowali most łączący Ar-Rakkę z drogą prowadzącą z miasta As-Sawra do Dajr az-Zaur. W kolejnych dniach SDF umocniło swoje pozycje wzdłuż Eufratu – z jednej strony wojska podeszły na odległość 25 km od Dajr az-Zaur, gdzie wciąż bronią się oblężone przez Państwo Islamskie od ponad 30 miesięcy syryjskie siły rządowe, a z drugiej – 15 km od Ar-Rakki.
Strategiczna zapora
Dowództwo SDF zapowiedziało, że 1 kwietnia rozpocznie natarcie na Ar-Rakkę. Oczywiste było jednak, że to nie nastąpi, zanim SDF i USA nie zabezpieczą tamy At-Tabaka. To obiekt strategiczny – największa zapora wodna i jednocześnie źródło energii elektrycznej w Syrii. Mogłaby jednak posłużyć jako broń masowej zagłady. Gdyby została zniszczona, woda najpierw zalałaby Ar-Rakkę i doszłaby do Dajr az-Zaur. Dla Państwa Islamskiego, po utracie kontroli nad Ar-Rakką, taki scenariusz byłby korzystny, bo mogłoby zawczasu ewakuować swe siły z Dajr az-Zaur, a zrzucenie na USA i SDF winy za katastrofę przysporzyłoby terrorystom zwolenników i w Syrii, i na całym świecie. Poza tym tama służy Państwu Islamskiemu jako centrum dowodzenia, obiekt treningowy i więzienie dla specjalnych jeńców.
W nocy z 21 na 22 marca wojska Stanów Zjednoczonych i koalicji przeprowadziły najbardziej brawurową akcję w tej wojnie – desant wodno-powietrzny z zamku Dżabir na znajdujący się po drugiej stronie jeziora Al-Asad półwysep Szurfa. W tej operacji brało udział około tysiąca żołnierzy, mających silne wsparcie artyleryjskie, śmigłowce szturmowe Apache oraz prawdopodobnie maszyny pionowego startu i lądowania V-22 Osprey.
Równocześnie podjęto kolejną próbę opanowania tamy od północy. Wieczorem 22 marca Brett McGurk lakonicznie informował o sukcesie, ale wkrótce się okazało, że był on połowiczny – znaczna część czterokilometrowej tamy wciąż pozostała w rękach Państwa Islamskiego. Wkrótce w Ar-Rakce wybuchła panika, bo terroryści ogłosili, że tama jest bliska zawalenia. Ucieczka mieszkańców nie była jednak na rękę Państwu Islamskiemu, bo ułatwiłaby SDF opanowanie miasta ze względu na brak żywych tarcz. Umożliwiło ono zatem przeprowadzenie inspekcji tamy. Wykazano co prawda, że obiekt jest w złym stanie, ale nie ma groźby natychmiastowej katastrofy. Kontynuowanie natarcia na tamę od strony północnej może się jednak wiązać ze zbyt dużymi stratami w ludziach, więc prawdopodobnie SDF dokona ataku od południa.
26 marca w błyskawicznej akcji opanowano wojskową bazę lotniczą At-Tabaka. To drugi tego typu obiekt po Menagh zdobyty przez koalicję, ale ten stwarza znacznie większe możliwości wykorzystania ze względu na położenie oraz wielkość (m.in. hangary dla stu samolotów). Co więcej, do 2014 roku baza służyła jako główne centrum radarowe w północnej Syrii. Dlatego pojawiły się spekulacje, że dla USA docelowo mogłaby stanowić alternatywę dla znajdującej się w Turcji bazy Incirlik.
O ile zatem zdobycie tamy ma kluczowe znaczenie dla szturmu Ar-Rakki, o tyle zajęcie bazy At-Tabaka jest kluczem do długoterminowej obecności USA na terenach zajętych przez SDF. Dalsze działania zapewne będą zmierzać do otoczenia miasta As-Sawra i po jego zdobyciu uzyskania pełnej kontroli nad zaporą. Prawdopodobnie dopiero wtedy zacznie się szturm na Ar-Rakkę. Może to jednak potrwać jeszcze kilka miesięcy. Niewykluczone jest natomiast, że po zdobyciu tego miasta następnym celem stanie się Dajr az-Zaur. Na takie plany nie zgadza się jednak Turcja. Pod koniec marca ogłosiła wprawdzie zakończenie operacji „Tarcza Eufratu”, ale wkrótce wznowiła działania mające na celu rozbicie sojuszu między SDF a USA i zapowiedziała własną ofensywę na Ar-Rakkę.
Jednym z deklarowanych celów „Tarczy Eufratu” miało być uderzenie na kontrolowane przez SDF Manbidż, do czego USA nie dopuściły. Doprowadziłoby to bowiem do przerzucenia sił koalicji spod Ar-Rakki do walki z Turkami, a to z kolei oznaczałoby wstrzymanie działań skierowanych przeciwko Państwu Islamskiemu. W pierwszych dniach kwietnia Turcja ogłosiła też, że związani z nią arabscy rebelianci zostaną przerzuceni na północny front pod Ar-Rakkę. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne i jest to raczej polityczne oświadczenie związane z sytuacją wewnętrzną w Turcji, czyli nadchodzącym referendum konstytucyjnym. USA będą jednak kontynuować politykę balansowania między współpracą z SDF a nieantagonizowaniem Turcji.
autor zdjęć: LCC Syria