Metoda na samobójcę

Według bardzo ostrożnych szacunków, od 1982 roku do końca 2016 roku islamscy szahidzi dokonali na całym świecie łącznie około 5,5 tys. zamachów, w których śmierć poniosło niemal 55 tys. ludzi. A wszystko wskazuje na to, że najgorsze wciąż przed nami.

Gdy rankiem 11 listopada 1982 roku rozpędzona półciężarówka z impetem wbiła się w siedzibę lokalnego dowództwa okupacyjnych sił izraelskich w Tyrze w południowym Libanie, aby na skutek potężnej eksplozji niemal doszczętnie zrównać budynek z ziemią – nikt nie podejrzewał, że w dziejach świata zaczął się właśnie nowy rozdział. Incydent w Tyrze nie był bowiem, jak w pierwszych chwilach sądzono, tragicznym wypadkiem, lecz drobiazgowo zaplanowanym i przygotowanym zamachem terrorystycznym, dokonanym w nowatorski sposób przez jedną z wielu działających wówczas w Libanie proirańskich milicji szyickich, niedługo potem połączonych w jednolitą, prężną strukturę – Hezbollah (Partię Boga). Zamachowcem okazał się zaledwie 15-letni Ahmed Dżafar al-Kassir. Stał się on pierwszym islamskim zamachowcem samobójcą, nowym wcieleniem bojownika-męczennika za „świętą sprawę” islamu, czyli szahida. Od tamtego tragicznego listopadowego dnia za przykładem młodego Al-Kassira poszły już tysiące muzułmańskich fanatyków, przekonanych o tym, że służą nie tylko swojej religii, lecz także zbawieniu duszy. Ofiary ich ataków liczy się już w dziesiątkach tysięcy, a strach, jaki wzbudzają, rośnie wprost proporcjonalnie do liczby zamachów.

Dziś, 35 lat później, aż trudno uwierzyć, że historia islamistycznych ataków samobójczych jest aż tak krótka. Wystarczyło życie jednego pokolenia, aby islamscy zamachowcy samobójcy, którzy dotychczas byli lokalnym problemem regionów endemicznie dotkniętych nierozwiązanymi konfliktami politycznymi lub etnicznymi, stali się powszechną plagą i zagrożeniem o globalnym zasięgu. Samobójcze zamachy, dokonywane w imię Allaha z użyciem najróżniejszych środków i technik, stały się w ciągu ponad trzech dekad wizytówką islamskiego terroryzmu. Organizacją ekstremistyczną, która zaczęła je stosować na masową skalę i uczyniła z nich główny sposób działania, stała się sunnicka Al-Kaida. Począwszy od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, właśnie to ugrupowanie, założone przez Osamę bin Ladena, doprowadziło taktykę zamachów samobójczych do perfekcji, nadając jej określony wymiar ideologiczny i teologiczne uzasadnienie. Dzisiaj palmę pierwszeństwa po Al-Kaidzie przejęło Państwo Islamskie (IS) i jego regionalne odgałęzienia.

Skutek jest dramatyczny – praktycznie każdego dnia gdzieś na świecie (najczęściej w Afryce, Azji Południowej i na Bliskim Wschodzie) co najmniej jeden islamski ekstremista staje się szahidem. Co gorsza, rzesza wyznawców Proroka, którzy skłonni są podążyć ścieżką tak rozumianego męczeństwa, zdaje się rosnąć.

Trochę faktów i statystyki

Według danych izraelskiego Instytutu Narodowych Badań Strategicznych (Institute for National Security Studies – INSS), od wielu lat zgłębiającego problem szahidzkich zamachów, w 2016 roku dokonano na świecie 469 terrorystycznych ataków samobójczych, w których śmierć poniosło 5650 osób. Oznacza to, że w stosunku do roku 2015 liczba zamachów wzrosła o 5%, a ich ofiar – aż o 30%.

Warto jednak pamiętać, że statystyki rządzą się własnymi prawami. Twórcy raportu INSS sami przyznają, że przyjmują w swych opracowaniach bardzo zachowawczą metodologię, m.in. uwzględniają tylko te incydenty, które były raportowane przez co najmniej dwa niezależne, międzynarodowe media. Sprawia to, że wiele zamachów samobójczych, zwłaszcza dokonywanych przez bojowników Państwa Islamskiego w ramach regularnej aktywności militarnej kalifatu na licznych frontach prowadzonych przezeń wojen, nie jest wliczana do zestawień INSS. Tymczasem ośrodki badawcze specjalizujące się właśnie w takiej aktywności operacyjnej struktur IS (np. The Long War Journal) szacują, że w 2016 roku samo tylko Państwo Islamskie dokonało – i to jedynie w Iraku, Syrii oraz Libii – około 1140 zamachów i operacji szahidzkich. Jak więc widać, rozbieżności w zestawieniach są olbrzymie, prawda najpewniej leży zatem gdzieś pośrodku.

Wraz z systematycznie rosnącą liczbą zamachów samobójczych oraz ich ofiar, zwiększa się także liczba państw, które doświadczają tego typu zagrożeń. Tę tendencję wzrostową obserwuje się – z różnym nasileniem – już od kilkunastu lat, a jej początek zbiega się z rozpoczęciem przez Zachód tzw. wojny z terroryzmem, po największej, jak dotąd, serii ataków samobójczych, jakimi były zamachy na Nowy Jork i Pentagon z 11 września 2001 roku. Wcześniej, między zamachem w Tyrze a rokiem 2000 – czyli w ciągu około 18 lat – na świecie doszło „jedynie” do 200 zamachów samobójczych. Tymczasem, jeśli wierzyć doniesieniom mediów kurdyjskich i syryjskich, samo Państwo Islamskie przeprowadziło podobną liczbę ataków samobójczych tylko w grudniu 2016 roku, i to wyłącznie w Lewancie. Gwałtowny, tragiczny w skutkach wzrost liczby zamachów samobójczych przypada zatem na ostatnie 15 lat, czyli od zamachów w Stanach Zjednoczonych.

Atrakcyjny los szahida

Co sprawia, że taktyka zamachów samobójczych jest dla islamistów tak atrakcyjna? Odpowiedź na to pytanie nie jest ani łatwa, ani jednoznaczna i zawiera cały zestaw aspektów zarówno natury religijnej (teologicznej) w ramach islamu, jak też ściśle militarnych (operacyjnych).

W teologii muzułmańskiej szahid to osoba poświęcająca się dla ogółu wiernych. Warto przytoczyć tu definicję islamskiego męczennika, opracowaną ponad 30 lat temu przez szyickiego ajatollaha Mortezę Mutaharriego z Iranu: „Szahid jest jak świeca, której zadaniem jest palić się i dawać światło ku pożytkowi innych. Męczennicy są właśnie takimi świecami dla ogółu wiernych – wypalają się i oświetlają całą zbiorowość, ukazując jej właściwą drogę”.

To poświęcenie w przypadku samobójczych operacji terrorystycznych lub militarnych oznacza po prostu oddanie własnego życia dla „sprawy”. To istotna ewolucja w sposobie postrzegania szahida-męczennika w teologii islamskiej. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu idea ta zawierała głównie pierwiastek konstruktywny – w postaci postulatu pracy danej jednostki nad sobą czy na rzecz jej najbliższego otoczenia, np. poświęcania się w sensie duchowym lub przez należyte wykonywanie swych obowiązków zawodowych. Obecnie jednak dominuje pierwiastek destruktywny, zakładający właśnie poświęcenie życia w walce za islam i jego wyznawców. Nic więc dziwnego, że współczesne radykalne interpretacje islamu (zarówno sunnickiego, jak i szyickiego) dopuszczają, a często wręcz pochwalają i afirmują, formę samobójczej śmierci wyznawcy w walce o „świętą sprawę”. I to pociągającej za sobą śmierć wrogów islamu. Zarówno wśród sunnitów, jak i szyitów istnieje przy tym autentyczne przekonanie i pełna zgodność co do tego, że szahid jest w wyniku swego czynu niejako automatycznie zbawiony i trafia wprost „na łono Allaha”. Element ten jest nie bez znaczenia w rozważaniach nad fenomenem niekończącej się kolejki ochotników do tej roli.

Rosnąca popularność taktyki zamachów samobójczych jest jednak również rezultatem jej prostoty i operacyjnej elastyczności. Większość ataków szahidzkich to akcje nieskomplikowane pod względem planistycznym i organizacyjnym, a do tego relatywnie tanie, zwłaszcza w porównaniu z innymi formami działań nieregularnych. Dla licznych ugrupowań islamistycznych w wielu konfliktach (Afganistan, Pakistan, Irak, Syria, Libia, Jemen itd.) jest to zatem niejako naturalny i pierwszy z wyboru sposób prowadzenia walki. Zasadniczym (i w zasadzie wyłącznym) problemem, z którym muszą się zmierzyć ekstremiści, jest znalezienie odpowiedniej liczby kandydatów na szahidów. Różne ugrupowania radzą sobie z tym wyzwaniem w rozmaity sposób: najczęściej obiecują odpowiednio wysokie gratyfikacje finansowe dla rodziny przyszłego „męczennika” (tak robi do dziś palestyński Hamas, a wcześniej robił libański Hezbollah). Grupy takie jak Al-Kaida i jej odgałęzienia czy ostatnio IS, tworzą specjalne „elitarne” obozy szkoleniowe dla przyszłych szahidów – podczas intensywnego programu szkoleniowego zamienia się tam młodzież i dzieci w gotowych na wszystko samobójców. Państwo Islamskie werbuje również kandydatów na islamskich męczenników spośród tysięcy ochotników przybywających do Lewantu czy Libii w ramach dżihadu. Ich wartość militarna często bywa niewielka, są zatem kierowani do specjalnych oddziałów samobójców. Zadaniem tych „formacji męczeńskich” jest przeprowadzanie ataków samobójczych (najczęściej z wykorzystaniem samochodów bomb), będących częścią większych operacji militarnych. To właśnie IS doprowadziło do wyżyn doskonałości taktykę walki bojowników dżihadystycznych, oryginalnie stworzoną przez Al-Kaidę, a polegającą na połączonym działaniu szahidów i „regularnych” oddziałów szturmowych. Zadaniem tych pierwszych jest dokonywanie wyłomu w liniach obrony przeciwnika, podczas gdy „szturmowcy” – korzystając z szoku i paniki w szeregach wroga po ataku samobójców – muszą już tylko zająć jego pozycje. Według takiego scenariusza przebiegał np. atak na polską bazę w Ghazni w Afganistanie w sierpniu 2013 roku. Formacje Państwa Islamskiego chętnie stosują zmasowane ataki samobójcze na pozycje przeciwnika także jako element taktyki defensywnej – w tym przypadku celem działania „męczenników” jest zdezorganizowanie przygotowań wroga do ataku, opóźnienie jego działań, wprowadzenie w jego szeregi zamętu i paniki.

Z kolei w operacjach ściśle terrorystycznych, podejmowanych przez islamistów zwłaszcza na Zachodzie, ataki samobójcze są preferowane głównie ze względów taktycznych. Odpowiednio zmotywowany zamachowiec samobójca daje bowiem organizatorom danej operacji znacznie więcej możliwości niż konwencjonalny atak. W pociągu, autobusie czy w galerii handlowej nikt nie zwróci uwagi na człowieka z plecakiem lub walizką, podczas gdy ten sam bagaż pozostawiony bez opieki może już wywołać alarm i spowodować porażkę całej akcji. Zamachowiec mający przeprowadzić atak za pomocą nasobnego ładunku wybuchowego (osławiony pas szahida) może też reagować na nagłe zmiany sytuacji wokół celu swojej operacji, np. opóźnić lub przyspieszyć akcję, a w ostateczności zmienić jej przebieg, wybierając inny, „zapasowy” cel. Zastosowanie konwencjonalnych urządzeń wybuchowych, pozostawianych w danym miejscu i detonowanych zdalnie lub zapalnikiem czasowym, nie zapewnia już organizatorom operacji terrorystycznej takich możliwości reagowania na zmiany wokół celu.

Duża efektywność taktyki zamachów samobójczych wynika także z możliwości jej zastosowania tam, gdzie jakakolwiek inna metoda ataku terrorystycznego jest z góry skazana na niepowodzenie. W wielu okolicznościach i miejscach tylko szahid – chodząca „ludzka bomba” – jest w stanie podjąć próbę oceny sytuacji, w jakiej znajduje się cel i jak jest chroniony. Przykładów prób wykorzystania zamachowców samobójców jest wiele i warto przytoczyć choćby kilka najbardziej charakterystycznych.

Mało kto już dzisiaj pamięta, skąd wzięła się irytująca procedura, nakazująca sprawdzanie podczas odprawy na lotniskach butów pasażerów podróżujących do USA. Wszystko przez niejakiego Richarda Reida, brytyjskiego konwertytę, który przeszedł na islam – w grudniu 2001 roku podjął on próbę (nieudaną) przeprowadzenia na pokładzie samolotu pasażerskiego linii American Airlines z Paryża do Miami samobójczego zamachu z wykorzystaniem urządzenia wybuchowego umieszczonego w podeszwach butów. Reid ostatecznie męczennikiem nie został, ale jego wyczyn spowodował zaostrzenie przepisów bezpieczeństwa na lotniskach.

Innym przykładem może być próba (również nieudana) zamachu na saudyjskiego księcia Muhammada ibn
Najifa, ówczesnego szefa służb bezpieczeństwa Królestwa Saudów, przeprowadzona w 2009 roku przez członka Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (AQAP). Zamachowiec przedostał się w pobliże Najifa, przechodząc wszelkie kontrole. Okazało się, że urządzenie wybuchowe (pół kilograma plastycznego materiału wraz z detonatorem) miał umieszczone w odbycie, a detonacja została zainicjowana sygnałem z telefonu komórkowego.

Podobna sytuacja miała miejsce w 2011 roku, kiedy to przeprowadzono (tym razem udany) zamach na wysokiego rangą polityka afgańskiego Burhanuddina Rabbaniego. Zamachowiec, udający skruszonego komendanta talibów skłonnego do negocjacji z rządem w Kabulu, na prywatne spotkanie z Rabbanim zdołał przemycić bombę ukrytą w turbanie. Ochrona afgańskiego dygnitarza skrupulatnie przeszukała gościa, nikt jednak nie odważył się nakazać mu zdjęcia tradycyjnego nakrycia głowy, bo byłoby to równoznaczne z jawną obrazą i dyshonorem. Rezultat był tragiczny – zginął nie tylko sam Rabbani, lecz także czterech innych obecnych w tym miejscu polityków afgańskich, członków Wysokiej Rady Pokoju.

Siać terror wśród niewiernych

Analizując fenomen szahidów i ich ataków, nie sposób abstrahować od aspektów psychologicznych, szczególnie ważnych w odniesieniu do operacji dżihadystycznych podejmowanych na szeroko rozumianym Zachodzie. Konwencjonalny zamach bombowy, nawet krwawy, zawsze będzie tam miał znacznie mniejszy wydźwięk psychologiczny i medialny niż podobny w skutkach, ale dokonany przez szahida (lub kilkuosobowe komando zamachowców samobójców). Z perspektywy członków zaatakowanej zbiorowości charakter samobójczy zamachu potęguje jego grozę i wymiar emocjonalny. Wynika to z zasadniczych różnic kulturowych i cywilizacyjnych między światami Zachodu a islamu. Dla nas człowiek i jego życie mają fundamentalne znaczenie i wartość nadrzędną, samobójstwo zaś – zwłaszcza popełnione w imię jakichś celów ideologicznych – jest niezgodne z porządkiem moralnym świata. Dla muzułmanów z kolei nadrzędną wartością nie jest człowiek, lecz Bóg z jego prawami. I to w relacji do niego i jego nakazów ma być kształtowane ludzkie życie. W takiej optyce usprawiedliwione i dopuszczalne są wszelkie działania (a więc i samobójcze zamachy) mające na celu zaprowadzenie na świecie „bożego ładu”.

Islamiści doskonale zdają sobie sprawę z tych kulturowo-etycznych uwarunkowań i z tym większą premedytacją starają się w swych atakach przeprowadzanych na Zachodzie sięgać po szahidów. I to niekoniecznie w przypadku zamachów bombowych – w istocie bowiem zdecydowana większość ataków islamistycznych dokonanych w ostatnich kilku latach w USA, Kanadzie i Europie miała charakter misji samobójczych. Ich wykonawcy z premedytacją dążyli do śmierci, nawet jeśli zamiast nasobnego ładunku wybuchowego posługiwali się kałasznikowem. Ekstremiści islamscy wiedzą, że każdy taki incydent ma niebagatelne oddziaływanie na psychikę społeczeństw państw zachodnich, zwłaszcza tam, gdzie dekady laicyzacji i odwrotu od korzeni wiary poczyniły nieodwracalne spustoszenia. Właśnie w takich krajach dżihadystom najłatwiej jest realizować koraniczny nakaz „siania terroru w sercach niewiernych”.

Rola szahidów jako niezwykle skutecznej broni w arsenale ekstremistów islamskich z pewnością będzie nadal rosnąć. Co z kolei oznacza, że wspomniany trend eskalacji liczby zamachów dokonywanych przez islamskich „męczenników” nie zostanie szybko przełamany.                 

Tomasz Otłowski

autor zdjęć: US Army





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO