Kosowo tworzy własne wojsko w miejsce dotychczasowych sił reagowania.
Wpołowie lutego w Kosowie obchodzono dziewiątą rocznicę proklamowania niepodległości kraju. 17 lutego 2008 roku deputowani w kosowskim parlamencie jednogłośnie poparli deklarację niezależności, oznaczającą de facto zerwanie z Serbią oraz początek budowy odrębnego państwa. Z tej właśnie okazji w przeddzień rocznicy odbyła się uroczysta sesja kosowskiego parlamentu, na której padło wiele patetycznych słów. Czołowi politycy w swych wystąpieniach podsumowywali czas niepodległości. „W ciągu minionych dziewięciu lat istnienia naszego państwa Kosowo osiągnęło naprawdę wiele i byłoby niesprawiedliwe, gdyby temu zaprzeczać lub to lekceważyć”, akcentował przewodniczący parlamentu Kadri Veseli. „Kosowo jest krajem demokratycznym, który działa na rzecz pokoju na Bałkanach”, mówił premier Isa Mustafa.
Przez te dziewięć lat sporo udało się osiągnąć Kosowianom. Kosowscy Albańczycy mają własne państwo, w którym działają instytucje stojące na straży niepodległości i praworządności, działa władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Kosowo jest uznawane na arenie międzynarodowej przez 113 państw, kraj ma jasno zarysowaną prozachodnią orientację polityczną, jest członkiem wielu organizacji międzynarodowych. Prezydent Hashim Thaçi mówił ponadto o budowie nowych szkół, szpitali, dróg, o tym, że Kosowo przestaje się kojarzyć z wojną i kryzysem, bo za granicą kraj rozsławiają artyści, piosenkarze, filmowcy i sportowcy. Rzeczywiście, piosenki Rity Ory są dobrze znane także polskim nastolatkom, a dzięki złotemu medalowi olimpijskiemu Majlinda Kelmendi przestała być dla naszych kibiców anonimową judoczką.
To jedna strona medalu, bo optymizm przedstawicieli władzy nie jest jednak w stanie ukryć problemów, z jakimi boryka się najmłodsze państwo w Europie. Kraj jest podzielony: północną część Kosowa oraz kilka enklaw zamieszkują Serbowie, którzy w ogromnej większości nie akceptują zachodzących w republice przemian. Wyraźnie odczuwalna jest wzajemna niechęć Serbów i Albańczyków, a pretensje i oskarżenia wygłaszane przez polityków z dwóch stron nie sprzyjają łagodzeniu konfliktów. Szerzą się bieda i bezrobocie. Młodzi ludzie mają marne perspektywy na znalezienie satysfakcjonującej pracy, więc większość z nich marzy o emigracji na Zachód. Potwierdzają to statystyki: w ciągu minionych dziewięciu lat populacja Kosowa zmniejszyła się o 300 tys. osób, co jak na kraj liczący około 2 mln ludzi jest liczbą ogromną. W społeczeństwie narastają frustracja i rozczarowanie własnymi elitami, w tym powszechną korupcją. Wielu obywateli Kosowa pod wpływem propagandy religijnej, a także biedy i poczucia beznadziei podejmowało w minionych latach współpracę z Państwem Islamskim. Na dodatek część państw europejskich nie uznaje niepodległości Kosowa, przede wszystkim sąsiednia Serbia.
Bałkańska burza
Rocznicowa sesja parlamentu Kosowa odbyła się w bardzo interesującym momencie, właściwie w samym środku medialnej burzy, którą wywołało plenarne posiedzenie zgromadzenia narodowego. Otóż 14 lutego przyjęto rezolucję w sprawie przekształcenia Kosowskich Sił Bezpieczeństwa (KSB) w regularną armię. Przegłosowanie rezolucji można wiązać z zapowiedziami przedstawicieli nowej administracji prezydenta Donalda Trumpa, dotyczącymi ograniczenia obecności amerykańskiej w Europie. Bezpośrednim impulsem stała się styczniowa wypowiedź nowego sekretarza obrony USA, Jamesa Mattisa, który stwierdził, że w obliczu ewentualnego zmniejszenia zaangażowania amerykańskiego na Bałkanach miejscowe siły powinny przejąć odpowiedzialność za ochronę kraju i jego granic.
Słowa Mattisa wywołały w Prisztinie i Belgradzie burzę, ale każda ze stron zinterpretowała je po swojemu. W kosowskiej prasie niemal natychmiast pojawiły się opinie, że w takiej sytuacji Kosowo powinno stworzyć własną armię. Szybko „odkurzono” zatem gotowy już od dwóch lat projekt przekształcenia KSB w regularną armię, a Daut Haradinaj, przewodniczący parlamentarnej komisji nadzorującej siły bezpieczeństwa, zgłosił projekt rezolucji w parlamencie. Została ona przyjęta jednogłośnie, ale na sali nie było przedstawicieli mniejszości serbskiej, którzy są zdecydowanie przeciwni całemu projektowi. Rezolucja upoważnia rząd do możliwie szybkiego podjęcia inicjatyw dotyczących transformacji Kosowskich Sił Bezpieczeństwa w siły zbrojne Kosowa. W dokumencie podkreślono przy tym, że celem działań rządu jest integracja euroatlantycka Kosowa we współpracy z NATO i USA oraz rozwój zdolności operacyjnych zgodnie z mandatem nowych wojsk.
Niby-wojsko
Kosowo ma własne siły reagowania, pozostające pod nadzorem oficerów międzynarodowych KFOR. Do ich tworzenia władze przystąpiły już w marcu 2008 roku, czyli tuż po ogłoszeniu niepodległości. Początkowo planowano utworzenie armii, ale sprzeciwili się temu Serbowie, którzy podkreślali, że zgodnie z przyjętą przez Radę Bezpieczeństwa ONZ jeszcze w 1999 roku rezolucją nr 1244 jedynymi legalnymi siłami wojskowymi na terenie Kosowa są oddziały KFOR. Weto Serbii okazało się skuteczne – Kosowskie Siły Bezpieczeństwa nie mają statusu regularnej armii i mogą być użyte tylko w sytuacjach kryzysowych, np. w czasie zamieszek oraz klęsk żywiołowych. Personel KSB liczy 2,5 tys. osób w służbie czynnej i 800 w rezerwie, które mają do dyspozycji lekkie uzbrojenie. Wyposażone w zachodnią broń i szkolone przez tamtejszych ekspertów jednostki, biorą udział we wspólnych manewrach z Amerykanami.
O planach przekształcenia sił reagowania w państwowe siły zbrojne Kosowa miejscowi politycy mówili właściwie przy każdej możliwej okazji, zwłaszcza podczas corocznych lutowych obchodów rocznicowych. Premier Isa Mustafa zwraca uwagę, że Kosowo już od dawna spełnia wszelkie warunki konieczne do utworzenia własnej armii, tyle że zagraniczni partnerzy naciskają, by odbyło się to przez zmianę zapisów w konstytucji. Klimat międzynarodowy zaś nie sprzyjał takim reformom. Przeciwko projektowi występuje także Serbska Lista, czyli partia skupiająca mniejszość serbską w kosowskim parlamencie.
Władze w Belgradzie przyjęły rezolucję z 14 lutego z gniewem. Ivica Dačić, szef serbskiego ministerstwa spraw zagranicznych, powiedział wprost: „Prisztina nie ma prawa do stworzenia wojska!”. Władze serbskie wystosowały protest, posypały się zarzuty o dążenie do destabilizowania regionu, o rosnące zagrożenie dla Serbów mieszkających w Kosowie. Podobne stanowisko zajmuje Rosja. Ambasador Aleksandr Karpuszyn zwrócił nawet uwagę, że rezolucja ONZ nr 1244 nie zezwala na tworzenie wojsk Kosowa.
Umocowanie prawne
Największą trudnością w utworzeniu wojska jest przegłosowanie w parlamencie zmian w ustawie zasadniczej. Warto przypomnieć, że Kosowskim Siłom Bezpieczeństwa poświęcono w konstytucji republiki odrębny artykuł (art. 126). Nie może zatem powstać kosowska armia bez przegłosowania koniecznych poprawek do konstytucji, a do tego wymagana jest zgoda dwóch trzecich ogólnej liczby posłów (tj. 80 ze 120 zasiadających w parlamencie), w tym także zgoda dwóch trzecich posłów mniejszości etnicznych (art. 144). Oznacza to, że zmiana konstytucji jest niemożliwa bez zgody posłów mniejszości serbskiej.
Są jednak propozycje, by pominąć konstytucję i poszukać możliwości utworzenia armii w inny sposób. Pojawiła się koncepcja, żeby obejść problem przez zmianę już istniejącego prawa. Chodzi o dopisanie nowych zobowiązań i kompetencji do istniejącej ustawy regulującej zakres odpowiedzialności KSB. I rzeczywiście powstał projekt prawa, w którym określono, że zadaniem wojska (występującym pod starą nazwą) byłaby aktywna obrona suwerenności i integralności terytorialnej Kosowa, a nie tylko reagowanie w sytuacjach wyjątkowych. Projekt przewiduje, że armia liczyłaby 5 tys. żołnierzy i 3 tys. osób w rezerwie, które dysponowałyby ciężkim sprzętem. Jednostki zostałyby rozlokowane także w północnym Kosowie, zamieszkanym w większości przez Serbów.
Machina już ruszyła. Prezydent Hashim Thaçi na początku marca zaznaczał, że bez względu na reakcje ze strony NATO i USA, dalej będą prowadzone prace nad przekształceniem KSB w wojsko. Takie podejście jest novum w polityce republiki, ponieważ dotychczas władze konsultowały swe decyzje z zachodnimi sojusznikami albo przynajmniej otwarcie przeciwko nim nie występowały. Thaçi zapowiedział nawet, że poda się do dymisji, jeśli parlament nie zaakceptuje jego inicjatywy w sprawie formowania wojska.
Tymczasem taka inicjatywa władz Kosowa u natowskich, amerykańskich i unijnych urzędników wywołuje raczej niechęć i obawę. Zaniepokojony jest także Jens Stoltenberg. Szef NATO zwraca uwagę, że ewentualne zmiany nie mogą być przeprowadzane w sposób jednostronny, bez akceptacji ze strony mniejszości. Greg Delawie, ambasador USA w Prisztinie, ostrzega natomiast, że jeśli rząd z sił bezpieczeństwa stworzy armię bez zmian w konstytucji, Amerykanie będą musieli zmienić zakres współpracy z Kosowem.
Najbliższe tygodnie przyniosą odpowiedź na dwa pytania: jak wielka jest determinacja władz kosowskich, by zbudować siły zbrojne oraz czy Thaçi i Mustafa gotowi są zaryzykować pogorszenie stosunków nie tylko z Serbią, lecz także z kluczowymi dotychczas sojusznikami z Zachodu, by zrealizować własne wizje?
autor zdjęć: Thomas Duval/us army