Rosji świeczkę i NATO ogarek

Oficjalnie Serbia prowadzi politykę neutralności. Jednocześnie szuka własnego miejsca w świecie, między Wschodem a Zachodem, między Unią Europejską a Federacją Rosyjską.

Serbia jest krajem wyjątkowym. Ktoś złośliwy mógłby dodać: jak wszystkie państwa na Bałkanach. Owszem, ma pasjonującą historię, świetną literaturę i doskonałą kuchnię, nie to jednak stanowi o jej unikatowości. Wyjątkowe jest to, że pozostaje ona właściwie jedynym na Bałkanach państwem, którego politycy tak niechętnie mówią o NATO.

Właściwie wszyscy sąsiedzi Serbii albo już do sojuszu należą (jak Węgry, Chorwacja, Rumunia, Bułgaria, praktycznie także Czarnogóra), albo też ich elity polityczne przynajmniej deklarują natowskie aspiracje. Nawet jeśli perspektywa ewentualnego dołączenia do NATO wydaje się bardzo odległa, jak w przypadku Bośni i Hercegowiny czy Kosowa. Serbowie natomiast o przystąpieniu do sojuszu nie chcą słyszeć. Wciąż żywa jest tam pamięć o natowskich bombardowaniach z 1999 roku, o ofiarach i zniszczeniach. Tomislav Nikolić, prezydent Serbii, pytany o stosunek jego kraju do NATO, zwykł w ostatnim czasie odpowiadać wymijająco: „Jeśli NATO jest sojuszem obronnym, to przed kim będzie on bronił Serbii, skoro nasz kraj jest otoczony przez państwa członkowskie sojuszu?”.

Z drugiej jednak strony, politycy serbscy praktycznie na każdym kroku podkreślają europejskie aspiracje swego narodu. Przeprowadzony na początku lutego sondaż pokazuje, że podczas ewentualnego referendum 47% Serbów zagłosowałoby za wstąpieniem do Unii Europejskiej, przeciwnych byłoby 29%.

Niechęci wobec NATO towarzyszy w Serbii sympatia względem Rosji, wynikająca z poczucia bliskości językowej, religijnej oraz historycznych więzów między obydwoma narodami. Do tego dochodzi jeszcze intensywnie rozwijana w ostatnich latach współpraca wojskowa.

We właściwym momencie

Kontakty między serbskimi i rosyjskimi politykami najwyższego szczebla są częste i ożywione. Polegają one z grubsza na wizytach serbskich oficjeli w Moskwie i rosyjskich w Belgradzie. Podczas grudniowego pobytu w Moskwie premiera Serbii Aleksandra Vučicia ustalono, że strona rosyjska przekaże Serbom w „prezencie” (jak serbskie gazety nazywają rosyjską ofertę) sprzęt wojskowy. „Prezent” to sześć samolotów myśliwskich MiG-29, 30 czołgów T-72 i tyleż opancerzonych samochodów BRDM-2.

Za szczególnie ważne w całej ofercie Serbowie uznają migi. „Niebo nad Serbią będzie całkowicie bezpieczne”, mówił zachwycony Vučić w trakcie prezentacji samolotów w hangarze zakładów RSK MiG pod Moskwą. Obecnie Serbia ma zaledwie kilka maszyn bojowych. Podstawę stanowią cztery zdatne do lotu MiG-29 (w tym jeden w wersji szkolno-bojowej) oraz trzy dwumiejscowe MiG-21UM. Te ostatnie są właściwie samolotami szkolno-bojowymi, ale ze względu na kiepską sytuację serbskiego lotnictwa pełniły w ostatnim czasie dyżury związane z pilnowaniem nieba nad Serbią. Ostatni jednomiejscowy MiG-21 został uziemiony jeszcze w 2015 roku.

O potrzebie dostarczenia lotnictwu serbskiemu nowych samolotów mówiło się od dawna. Sam Vučić, jeszcze jako minister obrony w rządzie Ivicy Dačicia, zaznaczał w 2013 roku, że Serbia jest zainteresowana rosyjskimi MiG-29. Rozważaną wtedy opcją było kupno tych maszyn, ponieważ jednak w budżecie nie było pieniędzy na takie rozwiązanie, żadne decyzje nie zapadły. Rozmowy, z różnym natężeniem, prowadzono jednak nadal. Ponieważ w 2018 roku kończą się resursy latających jeszcze serbskich MiG-29, sprawa należała do pilnych. Kilkumiesięczne rozmowy między stroną serbską i rosyjską zostały sfinalizowane w grudniu 2016 roku. Rosyjska oferta była bardzo na czasie, zwłaszcza że serbscy politycy mieli w pamięci skandal z czerwca 2014 roku. Dziennikarze wyciągnęli wtedy na jaw skrywaną tajemnicę, że ze względu na kłopoty z akumulatorami przez kilka dni żaden serbski samolot myśliwski nie był zdatny do lotu, co oznacza, że przez jakiś czas przestrzeń powietrzna kraju praktycznie nie była chroniona.

Sześć rosyjskich migów (w tym dwa w wersji szkolno-treningowej) ma dotrzeć do Serbii w marcu lub na początku kwietnia. Według słów Vučicia, jego kraj dostanie samoloty bezpłatnie, będzie natomiast musiał sfinansować ich remont i modernizację. Mówiąc o kosztach remontu i modernizacji wszystkich dziesięciu serbskich MiG-29 (cztery obecnie używane plus sześć od Rosji), minister obrony Zoran Đorđević wymienił sumę 185 mln euro, którą przyjdzie wydać w ciągu trzech kolejnych lat. Dodatkowe koszty będą związane z uzbrojeniem i wyposażeniem płatowców. Podpisana z Rosjanami umowa obejmuje ponadto wsparcie dla samolotów oraz zakup części zamiennych, co pozwoli uniknąć w przyszłości takich kłopotów, jak te z niesprawnymi akumulatorami. Właściwe prace modernizacyjne mają być prowadzone w Serbii przez rosyjskich speców, jednak z udziałem mechaników serbskich. Samoloty mają być gotowe pod koniec tego roku lub na początku 2018.

Rosyjskie migi nie kończą zmian w serbskim lotnictwie. Pod koniec stycznia nowy „prezent”, tym razem z Białorusi, przywiózł minister obrony Serbii Zoran Đorđević. Jest to efekt wcześniejszych rozmów Vučicia z Aleksandrem Łukaszenką w sprawie rozwijania współpracy wojskowej między Białorusią a Serbią. Ustalono, że Białorusini przekażą Serbom osiem samolotów MiG-29, a także rakietowe systemy obrony przeciwlotniczej Buk. Warunki, na jakich Serbia otrzyma białoruskie maszyny, są podobne do ustalonych z Rosją, tj. zostaną one przekazane bezpłatnie, będzie jednak konieczne przeprowadzenie remontu i modernizacji. Nie jest na razie znany całkowity koszt umowy, tajemnicą pozostają także inne szczegóły kontraktu, poza najogólniejszym stwierdzeniem, że sprzęt powinien dotrzeć z Białorusi w przyszłym roku. Na maj przewidziano początek rozmów w sprawie szczegółów i konkretów, jak również dalszego rozwoju współpracy wojskowej między Serbią a Białorusią.

Dostarczenie samolotów do Serbii będzie dopiero początkiem wyzwań stojących przed lotnictwem tego kraju. Remont i modernizacja 18 maszyn to jedno, konieczne jednak będzie także zadbanie o odpowiednią liczbę pilotów, a także wyszkolenie personelu naziemnego – mechaników, techników i inżynierów. Serbskie ministerstwo obrony już ogłosiło, że został uruchomiony program przygotowania nowych pilotów. Ma obejmować m.in. szkolenie ich w Rosji.

Jak podkreślają komentatorzy, wprowadzenie do służby pozyskanych samolotów MiG-29 jest rozwiązaniem średniodystansowym. Owszem, załatwia się w ten sposób najpilniejszy problem braku maszyn, ale już teraz trzeba myśleć o tym, co z serbskim lotnictwem będzie się działo w nieco dalszej perspektywie. Pozyskane samoloty nie są bowiem nowe, przewiduje się, że po remontach i modernizacjach pozostaną w służbie jeszcze około 10–15 lat i dopiero wtedy, jako płatowce już czterdziestoletnie, odejdą na emeryturę. Jak pokazuje doświadczenie nie tylko serbskie, wybór nowego samolotu bojowego to proces długi, skomplikowany i politycznie niepewny.

Słowiańskie braterstwo

Umowy serbsko-rosyjska i serbsko-białoruska na dostawę używanych maszyn MiG-29 są przykładem coraz intensywniej rozwijającej się współpracy wojskowej między tymi krajami. Nie kończy się jednak na robieniu sobie „prezentów” (które właściwie są solidnymi umowami handlowymi, ale wyglądają także na zobowiązanie polityczne). Za manifestację bliskich kontaktów wypada uznać także wspólne manewry wojskowe. Rosyjsko-serbskie ćwiczenia odbywają się regularnie od 2014 roku. Wtedy po raz pierwszy wojska rosyjskie trenowały z serbskimi na poligonie w okolicach serbskiego miasta Srem. Rok później manewry „Słowiańskie braterstwo” odbywały się w ramach swoistej rewizyty już w Rosji, na poligonie Rajewski w okolicach Noworosyjska. Poza Rosjanami i Serbami w ćwiczeniach tych pierwszy raz brali udział także Białorusini. Od 2015 roku odbywają się ponadto wspólne rosyjsko-serbskie manewry lotnicze, opatrzone kryptonimem „BARS” (to akronim od serbskich słów „braterstwo lotników Rosji i Serbii”).

O ubiegłorocznym „Słowiańskim braterstwie” szeroko rozpisywała się prasa serbska, także dlatego, że manewry odbywały się na terenie Serbii. Uczestniczyło w nich około 700 żołnierzy z Serbii, Rosji i Białorusi, głównie z jednostek specjalnych. Tabloid „Blic” podsumował te ćwiczenia mocnym określeniem, twierdząc, że to „palec wsadzony w oko Zachodowi”.

Oprócz samolotów Rosja zaoferowała Serbom także inny sprzęt. W teczce premiera Vučicia znajdowały się „prezenty” w postaci 30 czołgów T-72 oraz 30 samochodów pancernych BRDM-2. O ile jednak informacja o powiększeniu floty samolotów bojowych została w Serbii bardzo dobrze przyjęta niemal przez wszystkich, o tyle pozostałe elementy rosyjskiej oferty wywołały u części komentatorów mieszane odczucia. Zwracano uwagę na to, że najprawdopodobniej Rosja po prostu wietrzy magazyny i przekazuje sprzęt, którego ma za dużo, a niekoniecznie musi on być najlepszym rozwiązaniem dla serbskiej armii. Pojawiały się też głosy, że np. jeśli chodzi o czołgi, to w wyposażeniu serbskiej armii pozostają maszyny M-84, będące jugosłowiańską modernizacją T-72, więc rosyjska oferta niczego właściwie pod tym względem nie polepsza. W trakcie dyskusji o przyszłości serbskiej armii padło sporo obietnic. Inne pogłoski dotyczyły rzekomych prac nad przywróceniem powszechnej służby wojskowej (zniesionej od 1 stycznia 2011 roku w ramach profesjonalizacji serbskiej armii), jednak premier Vučić oficjalnie to zdementował. Stwierdził, że byłaby ona zbyt droga, a armię i tak czeka teraz sporo wydatków.

Współpraca z NATO

Europejska prasa oczywiście dostrzega zbliżenie serbsko-rosyjskie i widzi w nim podejmowane przez Moskwę próby zaznaczenia swego wpływu poprzez mocniejsze powiązanie interesów serbskich z rosyjskimi. Wspólne projekty rzeczywiście świadczą o zacieśnieniu współpracy. Tyle że to wcale nie oznacza, że Serbia się całkiem odwraca od NATO. Nie może ona uciec od współpracy z sojuszem, podejmuje więc środki normujące zasady kooperacji. Do tych kroków można zaliczyć np. podpisanie przez Serbię w styczniu 2015 roku indywidualnego programu współpracy z NATO w ramach „Partnerstwa dla pokoju” albo przyjęcie w lutym 2016 prawa, które przewiduje współpracę logistyczną i przyznanie immunitetu wszystkim żołnierzom NATO na terenie Serbii, np. podczas tranzytu jednostek drogą lądową. Z podpisania tego aktu tłumaczył się potem prezydent Nikolić w obszernym liście do wyborców. I jeszcze coś symbolicznego: niemal równolegle z manewrami „Słowiańskie braterstwo ’16” w sąsiedniej Czarnogórze odbywały się na przełomie października i listopada ćwiczenia z zarządzania sytuacjami kryzysowymi. Uczestniczyli w nich głównie żołnierze krajów NATO, ale także – co ciekawe – jednostki z Serbii. Dziennikarze „Blica” skomentowali to, zadając czytelnikom ironiczne pytanie: zgadnijcie, który kraj walczy jednocześnie po stronie Rosji i NATO?

 

Robert Sendek

autor zdjęć: MO Serbii





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO