Z Robertem Kopackim o służbie w GROM-ie, wypadku, w którym zginął żołnierz tej jednostki, i o tym, jak specjalsi zabezpieczali szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży rozmawia Ewa Korsak.
Objął pan dowodzenie GROM-em we wrześniu 2016 roku. Tuż po wypadku, do którego doszło w czasie szkolenia; zginął wtedy żołnierz jednostki.
To był kpt. Jacek „Gienek” Motyczko, żołnierz zespołu bojowego GROM, zwanego wśród nas zespołem wodnym. Wybitna osobowość. Jeden z nielicznych, który skończył kurs SEALs w USA. Pokładaliśmy w nim wiele nadziei, mieliśmy szczególne plany z nim związane. Znałem go osobiście, zresztą jak wszystkich, którzy u nas służą. Jacek osierocił córeczkę, która urodziła się tuż po jego śmierci.
Wiele niedomówień pojawiło się po tym wypadku. Co tak naprawdę wydarzyło się na Westerplatte?
Za wcześnie, by o tym mówić. Wciąż jest prowadzone postępowanie prokuratorskie w tej sprawie. Analizowaliśmy ten wypadek w jednostce i, według nas, doszło do zbiegu wielu bardzo nieszczęśliwych zdarzeń.
Możemy mówić o czyjejś winie, o zaniedbaniach?
Nie. Nie posunąłbym się do oskarżania kogokolwiek. Miejmy na uwadze to, że nasze działania bojowe, ale też szkolenia, wiążą się z dużym ryzykiem.
W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać szczegóły wypadku. Jak to się stało, że ktoś sfilmował ćwiczenia? Zostały źle zabezpieczone?
Ze względu na charakter wykonywanych zadań szkolimy się nie tylko na poligonach. Miejsca, w którym wydarzył się wypadek, niestety nie można było w całości odizolować. Widać je m.in. z ogólnodostępnego portu, z którego odpływają promy do Szwecji. Podejrzewam, że dla filmującego te ćwiczenia wypadek był atrakcją turystyczną. Żałuję jednak, że ludzie nie mają świadomości, jakie szkody może wyrządzić publikacja takiego nagrania. Mogę sobie tylko wyobrazić, co po niej przeżyła rodzina żołnierza, który zginął.
To są trudne okoliczności do przejmowania dowodzenia. W dodatku po nominacji zarzucano Panu brak doświadczenia w służbie w wojskach specjalnych.
Od 2008 roku służę w Jednostce Wojskowej GROM, z krótką, kilkumiesięczną przerwą na służbę w Dowództwie Wojsk Specjalnych w Krakowie. W chwili otrzymania nominacji na dowódcę jednostki wojskowej byłem jej szefem sztabu.
Jednostkę pod Pana dowództwem czekają zmiany? Czy będzie Pan kontynuował pracę płk. Piotra Gąstała?
Płk Gąstał, Piotrek wyznaczył kilka dobrych kierunków szkolenia, a więc i rozwoju GROM-u, których będziemy się trzymać. Chodzi m.in. o ćwiczenia z najlepszymi jednostkami specjalnymi z całego świata. Przede wszystkim jednak wciąż analizujemy różnego rodzaju zagrożenia i do nich dopasowujemy szkolenia tak, byśmy byli gotowi do przeciwdziałania im. Krótko mówiąc, zmienia się sytuacja geopolityczna, więc i my musimy się zmieniać. Będziemy zatem tak się rozwijać, aby o krok wyprzedzać nowe zagrożenia.
Zmiany dotyczą również sposobu zaangażowania w misje poza granicami kraju?
Bierzemy udział w działaniach poza granicami kraju. Tylko tyle na ten temat mogę powiedzieć.
A w kraju? W 2016 roku żołnierze mieli do wykonania co najmniej dwa zadania, które znane były opinii publicznej – zabezpieczenie Światowych Dni Młodzieży oraz szczytu NATO.
Obie operacje były przeprowadzane wspólnie z Biurem Operacji Antyterrorystycznych. Działaliśmy 24 godziny na dobę i nie było nawet jednej sekundy, by w tym czasie ktoś nie trzymał ręki na pulsie. Mamy uprawnienia, wynikające z planu zarządzania kryzysowego resortu obrony narodowej, do prowadzenia działań kontrterrorystycznych w kraju, a nasza aktywność w czasie szczytu NATO i ŚDM była możliwa dzięki ustawie o Policji, która przewiduje użycie sił zbrojnych do wykonywania szczególnych zadań.
Na czym one polegały?
Policja, GROM i wszystkie służby odpowiadające za bezpieczeństwo zbierały informacje. Po ich analizie wspólnie planowaliśmy i prowadziliśmy działania operacyjne. 24-godzinne dyżury pełniliśmy tam, gdzie występowało zagrożenie. Zawsze byliśmy na miejscu, gdy zachodziła taka potrzeba.
Interweniowaliście?
Nie był to dla nas czas spokojny, ale naszych działań nie było widać. Niech tak pozostanie.
Współpracowaliście z Jednostką Wojskową Agat. To znaczy, że prowadzicie też wspólne szkolenia?
Tak. Agat ma wspierać jednostkę GROM w czasie operacji, więc w zasadzie nie ma dużych ćwiczeń bez żołnierzy tej jednostki. Współpracujemy również z siłami powietrznymi, z 7 Eskadrą Działań Specjalnych, a także z 25 Brygadą Kawalerii Powietrznej. Szkolą się z nami także pułki rozpoznawcze. Ostatnio ćwiczyliśmy z 21 Brygadą Strzelców Podhalańskich.
Współpraca z innymi rodzajami sił zbrojnych zacieśniła się w Afganistanie, gdzie m.in. korzystaliśmy z rosomaków. Szkolenie z obsługą tych wozów, kierowcami oraz „gunerami”, było zatem nieuniknione. Ale my też chcieliśmy to robić. Przecież to byli ludzie, którzy mogli ratować nam życie. Ze szkoleniem z innymi rodzajami sił zbrojnych jest tylko jeden problem – brak czasu.
Bo oprócz ćwiczeń z polską armią szkolicie się też z jednostkami z całego świata.
Robimy to non stop. Przed nami kolejne szkolenia zimowe – w strefie koła podbiegunowego, ale też na pustyniach i w górach. Ćwiczymy z czołowymi jednostkami amerykańskich i brytyjskich sił specjalnych, ale też z wojskami specjalnymi krajów nadbałtyckich: Finlandii, Norwegii, Litwy, Łotwy, które dziś chcą się uczyć od nas.
A czego wy się uczycie od innych?
Moi żołnierze ćwiczą z najlepszymi w ekstremalnych warunkach. Ostatnio jeden z nich uzyskał certyfikat instruktorski na kursie SERE w USA. Zaliczył też bardzo trudne i wyczerpujące szkolenie w dżungli amazońskiej. Dokładamy wszelkich starań, aby co roku kierować żołnierzy na prestiżowe uczelnie zagraniczne, żeby podnosili swoje kwalifikacje. W 2016 roku jeden z chłopaków ukończył studia podyplomowe w Szkole Dowódczo-Sztabowej Wojsk Lądowych w Fort Leavenworth w USA, a teraz kolejny w Waszyngtonie w takim samym trybie uczy się przeciwdziałać terroryzmowi. To są studia przeznaczone dla wojsk specjalnych i przynoszą znakomite efekty. Żołnierze wracają do kraju, zajmują kolejne stanowiska w tym rodzaju sił zbrojnych i zdobytą wiedzę przekazują kolegom. Nauka w zagranicznych uczelniach daje też możliwość zdobycia mnóstwa cennych kontaktów w naszej branży oraz porównania procedur.
Wróćmy na polski grunt. W armii pojawił się nowy rodzaj sił zbrojnych – wojska obrony terytorialnej. Terytorialsów szkolą m.in. byli żołnierze wojsk specjalnych, także GROM-u. To dobry pomysł?
Dlaczego nie? To są świetni instruktorzy. Skoro żołnierze WOT-u uczą się planowania, zabezpieczenia działań w różnym środowisku, to niech wiedzę czerpią od najlepszych.
Słychać jednak złośliwe komentarze, że terytorialsi wyszkoleni przez wojska specjalne będą mogli was zastąpić.
Życzę sukcesu tej formacji. Nie można jednak porównywać jej do wojsk specjalnych. Odnieśmy się do historii. W czasie II wojny światowej w Armii Krajowej służyło tysiące młodych ludzi, ale instruktorami byli ci najlepsi – cichociemni. Oni byli liderami. Gen. Wiesław Kukuła, dowódca WOT-u, chce, by i dziś liderami byli najlepsi, czyli byli żołnierze wojsk specjalnych. Oni wiedzą przede wszystkim, jak prowadzić szkolenie, aby było skuteczne. To jednak nie wszystko. Nie można zapomnieć o charyzmie specjalsów. Może świadomość tego, co oni potrafią, jakie zdobyli doświadczenie podczas służby, jak zbudowali sobie reputację, przyciągnie młodych ludzi do obrony terytorialnej.
Czy byli specjalsi nie przydaliby się jednak bardziej w jednostkach specjalnych?
Pyta pani, czy istnieje system wykorzystania ich umiejętności w wojsku? Nie ma. Owszem możemy zatrudnić byłego żołnierza na umowę zlecenie jako trenera, by przeprowadził konkretne szkolenie, ale nie jesteśmy w stanie wykorzystać w ten sposób wszystkich. Ten system w Polsce nie jest do końca dopracowany. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale bezpośrednio nie mamy na to wpływu.
A nowi żołnierze? Jakich ludzi chciałby Pan zobaczyć w szeregach GROM-u?
To nie jest miejsce dla narcyzów i zapatrzonych w siebie indywidualistów. Takie osoby nie mają szans przejść selekcji do naszej jednostki. Kandydatów do służby w jednostce GROM wybiera spośród mężczyzn i – chciałbym to podkreślić – kobiet. Jednym z najważniejszych wymagań jest umiejętność pracy w grupie. Przyszli specjalsi muszą też umieć dbać o bezpieczeństwo całego zespołu. Kolejne kryterium to odporność na stres. W trakcie działań bojowych, a także podczas szkolenia żołnierze mogą się znaleźć w niezwykle trudnych sytuacjach, kiedy trzeba zachować zimną krew. Tu wracamy do punktu pierwszego. W tych okolicznościach żołnierz nie działa sam. Jest grupa, są koledzy, na których zawsze może liczyć. Dlatego tak ważna jest umiejętność współpracy.
Jaki jest zatem idealny kandydat na żołnierza GROM-u?
Opracowany został profil psychologiczny żołnierza. Nie będę mówić o szczegółach, ale część psychologiczną selekcji czy kwalifikacji można porównać do wąskiego korytarza. Jeśli kandydat się w nim zmieści, to jest szansa, że będzie u nas służył.
Gdzie szukacie takich ludzi?
Nie szukamy, to kandydaci szukają nas. Trafiają do nas wyłącznie ludzie z innych służb mundurowych: policji, straży granicznej, straży pożarnej, służby więziennej, BOR-u. Przyjmujemy też osoby mające stopień wojskowy w rezerwie oraz po przeszkoleniach wojskowych, np. w narodowych siłach rezerwowych. Decyzję o przystąpieniu do selekcji zwykle podejmują po wspólnych szkoleniach.
A Ośrodek Szkolenia Wojsk Specjalnych w Lublińcu?
Przyglądamy się ludziom, którzy biorą udział w tym szkoleniu. Mamy też pomysł, aby przyjmować kandydatów bezpośrednio z cywila. Po ukończeniu selekcji przechodziliby oni przeszkolenie wojskowe w ośrodku w Lublińcu, po którym trafialiby do nas.
Załóżmy, że ktoś pragnie służyć w GROM-ie. Ma cechy, o których Pan mówi, ukończył szkolenie wojskowe. Gdzie ma się zgłosić?
Odsyłam do strony internetowej www.grom.wp.mil.pl, na której można znaleźć podstawowe informacje o rekrutacji. Znajduje się tam też numer telefonu kontaktowego do działu kadrowego, pod którym specjaliści udzielą odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące naboru.
Jak kondycyjnie przygotować się selekcji?
Przede wszystkim trzeba dbać o kondycję, i to nie miesiąc czy dwa przed selekcją. Nie mówię jednak o takiej aktywności, jak ćwiczenia na siłowni. Trzeba budować siłę fizyczną i psychiczną. Przekraczać granice własnej wytrzymałości. Dobrym pomysłem są bieganie, chodzenie po górach oraz wielogodzinne marsze na orientację z dużym obciążeniem. O sukcesie w selekcji decyduje determinacja.
Przypuszczam, że macie wielu kandydatów. Ilu udaje się przejść selekcję?
Na stu żołnierzy przechodzi ją od 10 do 20%. Ten odsetek nie zmienia się od lat. Zgłasza się jednak mniej kandydatów niż kiedyś. Pytałem nawet byłych żołnierzy GROM-u, jak oni zdobywali informacje o jednostce. Przecież nie było internetu, a na selekcję stawiało się 200 osób. Było z czego wybierać. Co się zmieniło? Dlaczego jest mniej chętnych? Niska samoocena? Brak wiary we własne siły? A może po prostu pragnienie wygodnego życia? Poza tym kiedyś część osób, które zetknęły się z wojskiem w czasie obowiązkowej służby zasadniczej, szukała w armii swojego miejsca, niektórzy właśnie w GROM-ie.
Cieszy mnie jednak to, że w ostatnim czasie do kwalifikacji przystępuje coraz więcej kobiet. Większość kandydatek kończy go z pozytywnym wynikiem. Jak widać, wcale to nie jest słaba płeć.
Przecież zainteresowani wojskami specjalnymi dziś mają informacji pod dostatkiem. Jest internet, są branżowe pisma, książki, nie mówiąc już o grach komputerowych.
Tak, często ludzie, którzy fascynują się takimi grami czy literaturą sensacyjną, szybko się zapalają do służby w wojskach specjalnych. Tyle że równie szybko ich zapał gaśnie. To wymagająca służba. Najpierw selekcja, a później jeszcze przeprowadzka do Warszawy lub Gdańska… Dla niektórych to zbyt duże wyzwania. Brak determinacji w dążeniu do celu przeważnie decyduje o porzuceniu marzeń. Również tych o służbie w GROM-ie.
Płk Robert Kopacki jest dowódcą Jednostki Wojskowej GROM. Wcześniej służył w 6 Batalionie Desantowo-Szturmowym w Niepołomicach, potem w 6 Brygadzie Desantowo-Szturmowej. Do GROM-u trafił w 2008 roku – został szefem oddziału operacyjnego. W 2011 roku objął stanowisko szefa sztabu jednostki.
autor zdjęć: Michał Niwicz