Mehmetçik po przejściach

Wojsko desperacko dąży do odbudowania prestiżu i odzyskania zaufania obywateli, a nade wszystko do zachowania swoich przywilejów. Prezydent zaś potrzebuje armii jak tlenu.

Nieudany pucz wojskowy w Turcji z 15 lipca w obiegowej opinii zwiastuje przypieczętowanie kilkunastoletniego procesu budowy „nowej Turcji”, jaki dokonuje się od 2002 roku pod rządami Recepa Tayyipa Erdoğana i jego otoczenia. Oznaczać to ma ostateczny koniec „starej Turcji”, której ostatnim bastionem było wojsko – emanacja kemalizmu i świeckiego nacjonalizmu tureckiego. Rzeczywistość wydaje się jednak nieco bardziej złożona.

W ciągu ostatniego roku obserwowaliśmy sojusz świeckiej armii oraz konserwatywnego prezydenta zawiązany przeciwko wojującej na południowym wschodzie kraju Partii Pracujących Kurdystanu (kurd. Partiya Karkerên Kurdistanê – PKK). Wiele wskazuje na to, że mimo potężnego wstrząsu, jakim były nieudany pucz i następujące po nim czystki, nie zostanie on rychło zerwany. Zarówno prezydent, który z konfrontacji wyszedł zwycięsko, jak i wojsko, desperacko dążące do odbudowy swojego wizerunku, są sobie nawzajem potrzebni.

Poszukiwanie winnego

Trudno stwierdzić, czym faktycznie kierowali się zbuntowani dowódcy sił powietrznych, żandarmerii i części sił lądowych. Z jednej strony, ukonstytuowana na ledwie kilka godzin Rada na rzecz Pokoju w Ojczyźnie jawnie nawiązywała do znanego aforyzmu Atatürka („Pokój w świecie, pokój w ojczyźnie”), a jej nazwa (Yurtta Sulh Konseyi) była podana w archaicznym już języku tureckim z czasów założyciela republiki. Z drugiej jednak, po zakończonym puczu w Turcji od prawa do lewa panuje przekonanie, że stał za nim emigracyjny kaznodzieja i twórca imperium medialno-edukacyjnego Fethullah Gülen.

Wiadomo, że ludzie inspirowani jego naukami od wielu lat umocowywali się w rozmaitych państwowych instytucjach (sądownictwo, policja, szkolnictwo itp.). Trudno jednak ocenić, w jakim stopniu usadowili się w armii. Płk Levent Türkkan, były już adiutant szefa sztabu generalnego gen. Hulusiego Akara, zeznał zaraz po udaremnieniu puczu, że ludzi charyzmatycznego kaznodziei spotkał już w 1989 roku. Abstrahując od wiarygodności tych słów (jego fotografie z zeszłego tygodnia wskazują, że zeznanie mogło być wymuszone), warto zauważyć, że fakt, iż natychmiast znaleziono winnego zamachu na demokratyczny porządek Republiki Tureckiej, jest wygodny dla obu stron. Murem za rządem stoi zarówno obecne najwyższe dowództwo armii, jak i generałowie skazani przed kilkoma laty w niesławnych pokazowych procesach Ergenekon i Balyoz (notabene wsadzeni do więzienia przez gülenowskich sędziów).

Erdoğan, wobec toczącego się konfliktu z kurdyjską irredentą, sukcesów kurdyjskiego parapaństwa w północnej Syrii – rządzonego przez Partię Unii Demokratycznej (kur. Partiya Yekiti Demokratik – PYD – syryjska filia PKK) i niespokojnego południowego sąsiedztwa, armii potrzebuje jak tlenu. Samo wojsko zaś – po tym, jak nieudany pucz boleśnie pokazał, kto faktycznie sprawuje w Turcji rząd dusz – desperacko dąży do odbudowania prestiżu i odzyskania zaufania obywateli, a nade wszystko do zachowania swoich przywilejów. Dlatego, mimo masowych czystek (ze służby zwolniono ponad 1,5 tys. żołnierzy, w tym 30% generalicji, a zatrzymanych lub aresztowanych zostało ponad 8 tys. wojskowych), obie strony demonstrują gotowość do współpracy i – jak się zdaje – mają pełną świadomość powagi sytuacji.

Wobec tego uznanie za winnego zamachu Fethullaha Gülena, na którego pasku rzekomo mieli chodzić spiskowcy, zdejmuje z żołnierzy, przynajmniej w jakiejś części, odium zamachu na demokratycznie wybrany rząd. Wojsko, mimo rozłamu, pozostaje strukturą hermetyczną i względnie spójną ideologicznie. Jako takie w dalszym ciągu jest realną siłą w państwie, w obecnej sytuacji zmuszoną jednak do współpracy z władzami. Jego pozycja opiera się nie tylko na konkretnych rozwiązaniach prawnych (te zostały już formalnie zniesione), lecz także wypływa z tego, w jaki sposób jest ono usytuowane w wyobraźni politycznej Turków.

Kocham armię i jej nienawidzę

Pozycja wojska w tureckim państwie oraz jego rola w kształtowaniu i umacnianiu tureckiego nacjonalizmu wywołują w społeczeństwie poważne napięcie. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzimy, że stosunek przeciętnego Turka do instytucji, która przez długie dekady była emanacją państwa, jest schizofreniczny. Już na początku istnienia republiki budowano mit, według którego starożytni Turcy, jeszcze w swoim środkowoazjatyckim okresie, tworzyli na wskroś zmilitaryzowane społeczeństwa. Armie tureckie niosły światłość i cywilizację wszędzie, gdzie się pojawiały. W drodze podbojów budowały potężne państwa, a Republika Turecka była ukoronowaniem tego procesu.

Ten mit miał na celu uprawomocnienie stanu rzeczy w czasie, kiedy był wymyślany. W tym wypadku chodziło o usprawiedliwienie wpływu armii na kształt polityczny nowoczesnej Turcji. Mit ten idzie (a raczej szedł do niedawna) w parze z powszechnym szacunkiem dla figury znanej w Turcji jako Mehmetçik (zdrobnienie popularnego imienia Mehmet), czyli młodego poborowego, na którego pożegnanie i przywitanie wyprawia się huczne imprezy lub którego gorzko się opłakuje. Bycie jednym z nich to wspólne doświadczenie większości tureckich mężczyzn. Dlatego poczucie narodowej jedności i solidarności jest ulokowane właśnie w armii.

Opowieść o wojsku ma jednak też ciemną stronę. W nowoczesnej historii Turcji armia ingerowała w politykę czterokrotnie (w latach 1960 i 1980 były interwencje zbrojne, w roku 1971 i 1997 zmuszono rząd do dymisji), zawsze argumentując swoje działania troską o „jedność narodową”, „przywrócenie porządku konstytucyjnego”, a dopiero w dalszej kolejności – obronę świeckości państwa. Wszystko to było wyrazem korporatywistycznego tureckiego autorytaryzmu. Armia stawiała się w roli recenzenta klasy politycznej, gdy działała jawnie podczas zamachów stanu lub na co dzień, będąc jedną z sił pociągających za sznurki w ramach tajemniczej alternatywnej struktury znanej jako „głębokie państwo” – układu z pogranicza polityki, mafijnego półświatka i środowisk skrajnej nacjonalistycznej prawicy. Wojskowy wkład w rozwój i funkcjonowanie tej struktury objawiał się m.in. w postaci JİTEM  – tajnej agencji działającej w latach dziewięćdziesiątych w ramach żandarmerii, która brutalnie i bezkarnie pacyfikowała kurdyjskie wsie. Zarówno to, jak i fakt, że w większości tureckich domów pamięta się ostatnie rządy wojska z lat 1980–1983, sprawia, że przeciętny Turek ma dzisiaj ambiwalentny stosunek do armii.

Zmierzch kemalizmu

Rządy Erdoğana to przede wszystkim transformacja państwa i zniesienie dotychczasowej kemalistowskiej hegemonii. Jednocześnie armia, mimo przetrąconego kręgosłupa w wyniku wspomnianych procesów, pozostała strukturą stosunkowo jednolitą ideologicznie. Przetrącono ją pod względem personalnym, nie udało się zaś obecnemu prezydentowi zmienić jej ideologicznego kośćca. Zwolnionych ze służby generałów zastępowano ludźmi z dostępnej puli. Wojskowi obronili się przed zewnętrzną ingerencją. Nie wyrazili zgody na wstępowanie do korpusu oficerskiego absolwentów szkół religijnych i pielęgnowali zadrę za wcześniejsze upokorzenia. Działania Erdoğana sprowadzały się zaś do wykonywania manewrów wokół sił zbrojnych, takich jak ustanowienie cywilnego zwierzchnictwa nad armią, odebranie jej konstytucyjnego prawa do interwencji oraz nadanie sądom cywilnym prawa do osądzania wojskowych. Wszytko to oznaczało dążenie do minimalizacji zagrożeń ze strony wojska. Nie udało się zaś władzom zdobyć wpływów wewnątrz korpusu oficerskiego.

Relacje między wojskiem a władzami opierają się na swoistym kontrakcie zawartym w celu realizacji partykularnych interesów obu stron. Armii nigdy się nie podobał prowadzony w poprzednich latach proces pokojowy z Kurdami. Operację przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu prezydent rozpoczął, kiedy było mu to politycznie potrzebne po wyborach, w których rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (tur. Adalet ve Kalkınma Partisi – AKP) straciła bezwzględną większość w parlamencie. Wojskowi wymusili zaś na prezydencie nacjonalistyczny zwrot. Wcześniej ostentacyjnie odżegnywał się on od etnicznego nacjonalizmu tureckiego, a promował bardziej pojemną tożsamość muzułmańską. Mimo rozmaitych zawirowań oraz ostatniego wstrząsu, linia ta jest kontynuowana. Erdoğan, prawdopodobnie z uwagi na sojusz z armią, temperował również wypowiedzi twardogłowych islamistów chcących zniesienia państwowego laicyzmu. Chociaż nie ma już powrotu do kemalistowskiej Turcji, której armia nadawała ton, pozycja wojska w polityce wewnętrznej państwa wydaje się pozostawać ambiwalentna.

Stara Turcja na usługach nowej

Pucz z 15 lipca niewątpliwie przyniósł poważne przesilenie, a wprowadzony w jego konsekwencji stan wyjątkowy może się okazać preludium do ostatecznego przekształcenia państwa tureckiego. Trudno jednak się spodziewać, aby Erdoğan był w stanie całkowicie podporządkować sobie armię. Niemniej pierwsze sygnały wskazują, że sojusz, trwający od przynajmniej kilkunastu miesięcy, będzie powoli formalizowany. Sztab generalny ma przejść pod kontrolę prezydenta (dotąd był pod kontrolą rządu), a w kręgach rządzącej AKP przebąkuje się o przeniesieniu szkół oficerskich pod kontrolę ministerstwa edukacji, co oznacza, że istnieje plan przekształcenia armii, ale rozłożony na wiele lat.

Najwyższe dowództwo tureckich sił zbrojnych zdaje się robić dobrą minę do złej gry i w sytuacji, gdy społeczny prestiż armii ulega dramatycznej erozji, wykazuje wolę bliskiej współpracy z rządem. Ponieważ jednak dotychczasowa polityka Erdoğana zaszła na tyle daleko, że wycofywanie się z niektórych działań wymaga wielkiej ostrożności (reorientacja w polityce wobec Bliskiego Wschodu, a nade wszystko konflikt z PKK), prezydent musi zdawać się na żołnierzy. To zaś powoduje, że choć Turcja po nieudanym puczu będzie jeszcze szybciej zmierzać w kierunku państwowego zamordyzmu, to armia złożona – przynajmniej jak dotąd – z twardogłowych nacjonalistów pozostanie siłą, która będzie w stanie na prezydenta naciskać. Istnieją w niej frakcje reprezentujące różne odcienie nacjonalizmu tureckiego – wśród nich zwolennicy tureckiej wersji eurazjatyzmu i wierni czytelnicy dzieł Aleksandra Dugina – głównego ideologa Kremla, który niedawno odwiedził Turcję. Ostatnie dążenia do normalizacji stosunków z Rosją oraz nieśmiałe przymiarki do przeproszenia się z Egiptem, a być może nawet i z reżimem Baszszara al-Asada, pozwalają spekulować, że tego typu środowiska mogą wpływać na politykę Erdoğana. On sam formalnie zdaje się potężnieć, ale rządzona przez niego Turcja pozostaje państwem, w którym ścierają się różne względnie autonomiczne siły i koterie, a w związku z tym przywódca państwa jest zmuszony do prowadzenia najdziwniejszych gier i rozgrywania sił kotłujących się pod przykryciem jego formalnej władzy.

Mateusz Chudziak

autor zdjęć: Aramis X.Ramirez/US Navy





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO