O swojej drodze od szeregowego do kaprala opowiada kapral Łukasz Wielgo, dowódca załogi z 1 Batalionu Piechoty Zmotoryzowanej Ziemi Rzeszowskiej.
Ponad rok służy Pan w korpusie podoficerów. Co sprawiło, że zaczął Pan myśleć o wstąpieniu do tego korpusu?
Nadarzyła się taka szansa, więc ją wykorzystałem. Myślę, że była to szansa rozwoju. Jest też nobilitacja, wyróżnienie za pracę, którą się osiągnęło przez te prawie 5 lat, które byłem działonowym. Chodzi o to, żeby iść do przodu, żeby nie zostawać na jednym poziomie. Myślę, że zawsze będę dążył do swojego rozwoju, do kształcenia się, niezależnie od tego czy zostanę w korpusie podoficerskim, niezależnie od tego gdzie będę pracował i co będę robił.
Jak udało się przejść przez sito selekcji, która jest wymagana, aby dostać się na szkołę podoficerską?
Liczy się całokształt. Dobre strzelania, wiedza ogólna, współżycie z kolegami na kompanii, sposób podejścia do pracy. Patrzą na mnie moi przełożeni, na moją pracę oraz wiedzę. Oceniają mnie, a później następuje selekcja do kolejnego etapu. Dopiero wtedy trzeba wykazać się ponad to, co jest określone w podstawowych obowiązkach. Wykazać się swoimi umiejętnościami.
Czy wprowadzenie systemu punktowego, oceniającego szeregowych − kandydatów do korpusu podoficerskiego, byłoby dobrym motywatorem dla żołnierzy?
Myślę, że tak. Należałoby tylko jasno określić sposób naliczania tych punktów. Nie oceniać według jednych kryteriów żołnierzy z bojówki, logistyków, medyków. Podobnie jak kategorie wychowania fizycznego są zróżnicowane, tak powinno być i w tym przypadku. Przykładowo żołnierze z rozpoznania muszą spełniać wysokie standardy i nie powinni być traktowani na równi z żołnierzami zabezpieczenia medycznego. Oni też są świetni w swojej dziedzinie, ale nie są na poziomie taktycznym i fizycznym jak żołnierze rozpoznania. Powinno brać się pod uwagę zróżnicowanie ze względu na specjalności. Do tego dochodzi dyspozycyjność, wyjazdy, działanie w terenie. Przede wszystkim jednak trzeba indywidualnie podchodzić do człowieka. Nie należy wszystkich wrzucać do jednego worka. Tak samo jak w życiu, nie można człowieka oceniać po wyglądzie.
Jak wyglądał kurs podoficerski? Czy przygotował do służby w korpusie podoficerskim w roli dowódcy?
Mój kurs był niejako eksperymentalny. Trwał jeden miesiąc. Wszystko było przeprowadzone bardzo intensywnie. Nie wszystko nam przekazano, bo nie można wszystkiego nauczyć w trzy tygodnie. Za krótki czas, za dużo wiadomości. Każdy z nas był na I, II zmianie PKW w Afganistanie, więc z taktyki, regulaminów coś wiedzieliśmy. Nie przygotowano nas przede wszystkim do pracy na dokumentacji i występowania w roli dowódców. Teraz już nie wykonujemy rozkazów, tylko je stawiamy. Ponosimy odpowiedzialność za innych i za wykonanie zadania postawionego nam wcześniej przez przełożonych. To są może prozaiczne rzeczy, ale tylko z pozoru. Na początku sprawiają problemy, bo wszystko jest nowe.
Jak wygląda kwestia „przestawienia się” z roli kolegi do roli dowódcy?
Są plusy i minusy. Plusem jest to, że zna się człowieka, którym się dowodzi. Wie się, na co go stać, jakie są jego wady, a jakie zalety. Nad czym trzeba pracować i jak można zadbać o jego przyszłość, rozwój. Minusem jest to, że trzeba rozgraniczyć życie prywatne od służbowego. Trzeba jasno określić granice, jakich należy przestrzegać. Określić tego, kto wydaje rozkazy, a kto je wykonuje. Dowodzenie musi się opierać na współpracy z jednej i z drugiej strony.
Jakie są pozytywne, a jakie negatywne aspekty awansu?
Pozytywne jest przede wszystkim sposób, w jaki inni na mnie patrzą. Inaczej podchodzą przełożeni, inaczej ludzie wokół. Patrzą na mnie z większym szacunkiem, zrozumieniem i przeświadczeniem, że skoro jestem kapralem, to muszę reprezentować odpowiednio wysoki poziom wiedzy i umiejętności. Do tego dochodzi samozadowolenie z faktu, że idę do przodu a nie stoję w miejscu.
Minusem jest np. większa dyspozycyjność. Trzeba dłużej zostać w pracy, uczyć się nowych rzeczy, przez co brakuje czasami czasu na prywatne zainteresowania i hobby. Czasami bywa tak, że nie ma dowódcy plutonu, trzeba go zastąpić, wszystkiego dopilnować. Przygotować dokumentację i dowodzić na zajęciach.
Jakie są odczucia rodziny, kolegów po awansie?
Mam sporo mundurowych w rodzinie i oni troszeczkę dziwili się, dlaczego tak późno poszedłem na szkołę. Gdy do tego doszło, towarzyszyło pozytywne uczucie, że w końcu się udało. Oczywiście rodzina się cieszyła, tylko narzekają, że jestem daleko od domu − pochodzę z Lidzbarka Warmińskiego i rzadko ich odwiedzam.
Źródło: por. Martyna Fedro-Samojedny
autor zdjęć: por. Martyna Fedro-Samojedny
komentarze