Tylko w tym roku przeprowadzili w Afganistanie kilkanaście udanych operacji. Zatrzymywali groźnych terrorystów, przejmowali składy broni i amunicji. W prowincji Paktica odbili z rąk terrorystów budynek siedziby gubernatora i uwolnili zakładników. Dziś żołnierze Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca obchodzą swoje święto.
Nie mają nazwisk. Gdy unoszę aparat fotograficzny zasłaniają twarze. Jest 10 grudnia 2011 roku. Opancerzonym transporterem typu MRAP razem z operatorami z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca wyjeżdżamy z bazy Ghazni na najniebezpieczniejszą szosę Afganistanu, słynny Highway One. Dowódcą wozu i sekcji jest „Jasiek”. W wieży pięćdziesiątką, wielkokalibrowym karabinem maszynowym 12,7 mm Manroy, horyzont omiata ganer „Balik”. Za kierownicą siedzi doświadczony „Bałuch”. Obok mnie „Łasuch” i „Wir”, ratownik medyczny. Każdy z komandosów jest doskonale wyposażony i uzbrojony. W kamizelkach maja po kilka magazynków do broni długiej i krótkiej. Zapas w skrzynkach na podłodze, w razie czego, wystarczy na długotrwałe odparcie ataku.
Pytają, czy się boję. Żartują ze mnie – paxa (pasażera bez żadnej wartości bojowej). Spoglądając na broń i skrzynki z amunicją tłumaczą z uśmiechem, że i tak na nic się to nie przyda, gdy wjedziemy na ajdika…
Mimo to, nie bałem się. Jechałem przecież z elitą – chłopakami od najniebezpieczniejszej roboty. Wiedziałem, że każdy z nich ma już za sobą po kilka brawurowych akcji, podczas których ujęto niejednego groźnego terrorystę. Przed wyjazdem, od ich dowódców i kolegów „Matki”, „Dudzika” i „Darka”, dowiedziałem się, że ostatniej nocy też byli w terenie. W jednej z odległych wiosek, po cichym ataku na niepozorną kalatę (budynek mieszkalny) zatrzymali kolejnego przywódcę terrorystów zajmującego wysokie miejsce na liście JPEL (Joint Prioritized Effective List) – najgroźniejszych przeciwników sił ISAF i rządu afgańskiego.
Gotowi na wszystko
Tamten grudniowy wyjazd z bazy trwał cały dzień. Wcześniej pracę operatorów Jednostki Wojskowej Komandosów (JWK) z Lublińca obserwowałem tylko na poligonach i placach ćwiczeń. Na Highwayu mogłem oglądać ich w prawdziwej bojowej sytuacji. Ich profesjonalizm, zgranie i wyszkolenie robiło wrażenie.
Wkrótce po tym patrolu wróciłem do kraju. Oni pozostali na wojnie jeszcze kilka miesięcy. Po czterech tygodniach znów usłyszałem o ludziach „Matki”. 10 stycznia przeprowadzili kolejną spektakularną operację, tym razem typu Hostage Release Operation (HRO) – odbijania zakładników wziętych do niewoli przez terrorystów-samobójców w siedzibie gubernatora prowincji Paktika.
Na budynek, w którym pięciu zdesperowanych Talibów przetrzymywało trzy osoby, miejscowa policja przeprowadziła kilka szturmów. Bez rezultatów. Napastnicy uzbrojeni w broń maszynową, granatniki RPG oraz granaty, odpierali ataki raniąc i zabijając szturmujących. O pomoc poproszono operatorów z Lublińca. Po szybkim zaplanowaniu operacji, wspomagani przez miejscowych funkcjonariuszy z Oddziału Specjalnego przeprowadzili szturm. Bez strat własnych uwolnili wszystkich przetrzymywanych. Jeden ze świadków podsumował, że takie akcje, taką brawurę i sprawność można zobaczyć jedynie na dobrze wyreżyserowanym filmie.
Cisi i skuteczni
Mottem działania komandosów z Lublińca są dwa słowa – cisi i skuteczni. O przykładach skuteczności już było. O tym, że są cisi nie tylko podczas akcji i o tym, jak trudno zdobyć informacje na ich temat, miłośnicy specjalsów i dziennikarze przekonują się co dnia.
W jednym z wywiadów dla „Polski Zbrojnej” pułkownik Ryszard Pietras, dowódca lublinieckiej jednostki powiedział, że im mniej się mówi o jego żołnierzach, tym lepiej. – Jesteśmy ludźmi wykonującymi często bardzo ważne misje na najwyższym poziomie, przeciwko terrorystom nie uznającym żadnych reguł walki. Jeżeli żołnierze Wojsk Specjalnych zaczęliby głośno mówić o sposobach działania, to nasz przeciwnik bardzo łatwo może znaleźć sposoby, aby nam skutecznie przeszkadzać – wyjaśnił.
Przy obecnych możliwościach przesłanie danych czy zdjęć z jednego krańca świata na drugi nie stanowi żadnego problemu. Terroryści korzystają z tego. Dlatego komandosi nie lubią na przykład pokazywać twarzy. Nadmiar informacji może bowiem stanowić dla nich, a także dla ich rodzin i dzieci, realne zagrożenie.
Bojowa specjalizacja
Operatorzy z Lublińca specjalizują się w najtrudniejszej żołnierskiej robocie. Szkolą się między innymi w prowadzeniu rozpoznania specjalnego, przeprowadzaniu akcji bezpośrednich, na przykład takich jak w Afganistanie. Przygotowani są do działań o charakterze dywersyjnym, prowadzonych na wrogim terytorium, daleko od własnych wojsk. Sekcje, grupy i zespoły mogą także udzielać wsparcia militarnego w różnych sytuacjach taktycznych i operacyjnych oraz potrafią przeprowadzać różne rodzaje działań niekonwencjonalnych.
Operatorzy JWK dysponują najnowocześniejszym w naszej armii sprzętem i uzbrojeniem. Są stale dozbrajani i doposażani. Niedawno komandosi dostali nowe samochody osobowo-terenowe HMMWV wersji Special Ops przeznaczone specjalnie do działań operatorów wojsk specjalnych. Szkolą się na poligonach i w specjalistycznych ośrodkach z komandosami najlepszych w świecie jednostek specjalnych. Polskie Wojska Specjalne z początkiem 2014 roku mają uzyskać status tak zwanego państwa ramowego (wiodącego). Oznacza to, że będą zdolne do samodzielnego organizowania specjalnych operacji bojowych, ich logistycznego i informacyjnego zabezpieczenia oraz dowodzenia nimi. Takie zdolności posiada tylko sześć państw NATO. Przygotowania do tego trwają od kilku lat, także w Jednostce Wojskowej Komandosów. Udział operatorów z Lublińca w misji w Afganistanie i efekty uzyskiwane podczas różnych ćwiczeń i sprawdzianów są praktycznym potwierdzeniem gotowości do przewodzenia innym w naszej części Europy.
Rachunek sukcesów
JWK czasowo kieruje etatowy zastępca płk. Pietrasa – ppłk Sławomir Durmowicz. To on 5 października będzie gospodarzem uroczystości święta jednostki. Będzie to dzień wolny od treningów i szkoleń, jakich na co dzień w Lublińcu odbywa wiele. Operatorzy tym razem odłożą broń. Wezmą udział między innymi w mszy świętej za żołnierzy jednostki, rezerwistów oraz tych, którzy polegli na misjach i podczas służby. Później z rodzinami spotkają się na pikniku.
W okolicznościowych wystąpieniach ich dowódcy i zaproszeni goście przypomną zapewne, że czterech żołnierzy tej jednostki (w tym dwóch pośmiertnie) wyróżnionych zostało wpisem do Księgi Honorowej Ministra Obrony Narodowej. Siedmiu innych zostało odznaczonych Krzyżami Kawalerskimi Orderu Krzyża Wojskowego, a jeden pośmiertnie wyróżniony tytułem honorowym „Zasłużony Żołnierz Rzeczypospolitej Polskiej”.
Potwierdzeniem statusu, jaki specjalsi z Lublińca posiadają w kręgach międzynarodowych sił specjalnych jest fakt, że jednego z dowódców zespołu bojowego JWK w Afganistanie – „Białego” – prezydent Barack Obama odznaczył jednym z najważniejszych odznaczeń amerykańskich.
Historia Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca sięga 1957 roku, kiedy w Kołobrzegu sformowana została kompania rozpoznawcza. Rok później ich siedzibą stał się Kraków. W roku 1961 roku na bazie kompanii został stworzony 26 batalion rozpoznawczy, który stał się samodzielną jednostką wojskową. Trzy lata później batalion przeniósł się do Dziwnowa na wyspie Wolin i zmienił nazwę na 1 batalion szturmowy. Ostatnia przeprowadzka miała miejsce w 1986 roku – jednostka trafiła do Lublińca.
W 1994 roku w jednostce zaszły duże zmiany. Na bazie batalionu powstał pułk specjalny, który otrzymał nazwę wyróżniającą „Komandosów”. W 2011 roku rozpoczęto przekształcanie 1 Pułku Specjalnego w Jednostkę Wojskową Komandosów. Proces ten zakończył się we wrześniu ubiegłego roku.
Komandosi z Lublińca dziedziczą chlubne tradycje żołnierzy wielu sławnych jednostek. Między innymi 1 Samodzielnej Kompanii „Commando”, Batalionu Armii Krajowej „Zośka”, Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego i Batalionu Armii Krajowej „Parasol”.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze