Mieczniki zasadniczo zwiększą zdolności naszej marynarki wojennej. Pozyskiwanie tak silnie uzbrojonych i dobrze wyposażonych okrętów jest jednym z elementów wypełnienia zapisów „Strategii bezpieczeństwa narodowego” – mówi kmdr Grzegorz Mucha z Inspektoratu Marynarki Wojennej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Dziś w Gdyni została położona stępka pod pierwszego Miecznika.
No to chyba byliśmy świadkami historycznej chwili...
Zdecydowanie. Położenie stępki pod ORP „Wicher”, czyli pierwszą z trzech fregat typu Miecznik, rozpoczyna zupełnie nowy etap w historii polskiej marynarki, a także przemysłu stoczniowego. Jeszcze nigdy nie budowaliśmy w Polsce okrętów tak dużych, nigdy też nie mieliśmy w służbie jednostek tak wszechstronnych i tak silnie uzbrojonych.
Słowem, Mieczniki to właśnie te fregaty, które wymarzyli sobie marynarze?
Na pewno pozwolą one na realizację zadań wpisanych w program operacyjny marynarki wojennej i szerzej – w strategię bezpieczeństwa narodowego. Pomogą zadbać o interesy morskie państwa. Będą miały również istotny wkład w budowany przez Polskę wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej. Oczywiście, kiedy mówimy o Miecznikach, musimy również pamiętać o innych okrętach, które wzmacniają bądź niebawem wzmocnią naszą marynarkę. Chodzi o niszczyciele min typu Kormoran, okręty rozpoznania radioelektronicznego Delfin, czy okręty podwodne Orka, bo jesteśmy przekonani, że i ten projekt uda się w najbliższych latach doprowadzić do szczęśliwego końca. Fregaty nie działają przecież w próżni. Skuteczne siły morskie to organizm złożony z wielu uzupełniających się elementów.
Wróćmy jednak do Mieczników. Co według Pana będzie ich najmocniejszą stroną?
Na pewno ogromny potencjał rażenia nowoczesnych systemów uzbrojenia. Mieczniki będą mogły zwalczać zarówno cele powietrzne, nawodne, jak i podwodne. Każdy z nich zostanie wyposażony w artylerię średniego oraz małego kalibru umożliwiającą przeciwdziałanie zagrożeniom na wodzie i w powietrzu oraz skuteczną samoobronę. Obronę przeciwlotniczą zapewni system, który opiera się na pociskach rodziny CAMM. Załogi będą mieć do dyspozycji pociski manewrujące woda–woda i woda–powietrze. O szczegółach nie chciałbym jeszcze mówić, ale wiadomo, że zasięg rakiet nie będzie mniejszy niż 200 km. Na Miecznikach zostaną też zainstalowane wyrzutnie torped. Do tego dojdzie nowoczesny system kierowania ogniem, radary kilku typów, czy stacje hydrolokacyjne: podkilowa i holowana, które umożliwią poszukiwanie okrętów podwodnych. Na pokładzie każdej z fregat będzie stacjonował śmigłowiec. Niewykluczone, że także latające bezzałogowce. W razie potrzeby na Miecznikach bez problemu zaokrętujemy pododdziały wojsk specjalnych z własnym wyposażeniem, choćby łodziami RIB [Rigid Inflatable Boat – red.]. O wyposażeniu nowych okrętów można by mówić długo...
A w jakim stopniu będą one różniły się od ORP „Gen. T. Kościuszko” i ORP „Gen. K. Pułaski”, czyli od fregat Oliver Hazard Perry, które obecnie służą w polskiej marynarce?
Fregaty OHP zostały przystosowane do podobnych zadań. Podstawowe różnice tkwią w technologicznym zaawansowaniu poszczególnych systemów, ale oczywiście na tym rzecz się nie kończy. Na przykład na pokładzie Miecznika będzie można ulokować sztab, który pokieruje zespołem okrętów, choćby jednym ze stałych zespołów NATO. Podobne rozwiązania testowaliśmy na OHP. Doszliśmy jednak do wniosku, że jest tam zbyt mało miejsca, by załoga i sztab mogły swobodnie funkcjonować obok siebie. Generalnie więc Mieczniki stworzą naszej marynarce zupełnie nowe możliwości, otworzą przed nami nowe perspektywy.
Kiedy jednak kilka lat temu rozpoczęła się dyskusja o nowych fregatach, tu i ówdzie słychać było głosy, że tak duże okręty są marynarce niepotrzebne, bo jeśli w tym regionie świata wybuchnie wojna, to i tak rozegra się przede wszystkim na lądzie i w powietrzu.
To błędne założenie. Zacznijmy od tego, że sens istnienia marynarki wojennej nie sprowadza się tylko do prowadzenia walki podczas wojny. Ona ma w pewnym sensie tej wojnie zapobiegać. Obecność okrętów na morzu stanowi projekcję siły. Czynnik wpisujący się w natowską strategię „deterrence”, czyli odstraszania. Stały monitoring szlaków żeglugowych znacząco zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia incydentów, które mogłyby doprowadzić do eskalacji napięcia. Zapewnia niezakłócone dostawy surowców i towarów, stanowi osłonę dla infrastruktury krytycznej.
Ale jeśli wojna wybuchnie, fregata może stać się łatwym celem. Bałtyk jest przecież niewielki. Okręty, które się po nim przemieszczają, można ostrzelać rakietami z lądu.
Kolejny mit. Budujemy fregaty w technologii stealth. Będą trudno wykrywalne dla radarów. Poza tym i one mają się czym bronić. Duże nowoczesne okręty zamierza zresztą pozyskać nie tylko Polska. W podobnym kierunku zmierzają też inne państwa położone nad Bałtykiem. Finlandia buduje korwety Pohjanmaa, które pod względem wielkości i uzbrojenia są zbliżone raczej do fregat. O zakupie nowych okrętów o podobnych możliwościach ostatnio zaczęła myśleć także Szwecja.
A czy wprowadzenie do służby Mieczników wymusi jakieś głębsze zmiany w systemie szkolenia?
Na pewno czeka nas sporo pracy. Jesteśmy w zupełnie innej sytuacji niż na początku XX wieku, kiedy to przyjmowaliśmy do służby dwie fregaty OHP. Tamte okręty wcześniej służyły pod banderą USA, więc nasze załogi mogły korzystać z doświadczeń amerykańskich marynarzy. Teraz dostaniemy jednostki zupełnie nowe. Choć pierwszy z Mieczników wejdzie do służby w 2029 roku, zaczęliśmy już przygotowywać się do zmian. Trzon przyszłych załóg z pewnością będą stanowili marynarze z ORP „Gen. T. Kościuszko” i ORP „Gen. K. Pułaski”. Wielu z nich miało okazją zdobywać doświadczenie w natowskim zespole SNMG1, podczas międzynarodowych ćwiczeń czy szkoleń w prestiżowym brytyjskim ośrodku FOST. To ogromny kapitał wiedzy, na którym z pewnością skorzystają także inni. Pozyskanie Mieczników będzie się wiązało z koniecznością przyjęcia do służby dużej liczby nowych oficerów, podoficerów i marynarzy. Generalnie jednak sam proces szkolenia załóg nowych okrętów porównałbym raczej do ewolucji niż rewolucji.
Na razie jednak wypada odnotować, że ten rok zaczął się dla was wyjątkowo.
To prawda. Mamy dopiero styczeń, a za sobą już trzy uroczystości położenia stępki – najpierw pod niszczyciel min ORP „Rybitwa”, potem pod okręt rozpoznawczy ORP „Henryk Zygalski”, teraz pod fregatę ORP „Wicher”. Takiego ich nagromadzenia nie pamiętają najstarsi pozostający w służbie marynarze. Poczucie optymizmu więc rośnie. Trzymamy kurs i dotrzemy do celu.
autor zdjęć: PGZ
komentarze