Jednym z generałów formujących postawy żołnierzy Wojska Polskiego, a potem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie był biskup polowy Józef Gawlina. Podczas pierwszej wojny światowej – szeregowiec armii pruskiej, podczas drugiej – generał dywizji. Biskup polowy, o którym mówiono, że jest „bardziej polowy niż biskupi”.
Ślązak z urodzenia (w Strzybniku pod Ratibor in Oberschlesien), Polak z wychowania, spędził wielką wojnę jako żołnierz cesarski we Francji i w Palestynie. Pod Damaszkiem dostał się do niewoli australijskiej i trafił do brytyjskiego obozu jenieckiego. W 1920 roku, po powrocie z niewoli, ukończył przerwane wojną doktoranckie studia teologiczno-filozoficzne, a po wyświęceniu w 1921 roku rozpoczął posługę w polskiej części Górnego Śląska. Tu przejął stery w Akcji Katolickiej, redagował „Gościa Niedzielnego”, tworzył Katolicką Agencję Prasową i został też proboszczem w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów).
Objęcie urzędu biskupa polowego
W 1931 roku podczas nabożeństwa pogrzebowego ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Sławomira Czerwińskiego celebrujący je biskup polowy Stanisław Gall popełnił nietakt i impertynencję wobec prezydenta RP, nie dołączając do konduktu. Minister Czerwiński był kalwinem i na wiarę katolicką przeszedł na łożu śmierci. Wobec odmowy przeproszenia głowy państwa minister spraw wojskowych, marszałek Józef Piłsudski zażądał ustąpienia biskupa polowego ze stanowiska. Ten jednak odmówił. Doszło do poważnego kryzysu, ale jak przystało na Piłsudskiego, rozwiązał on problem niekonwencjonalnie, mianowicie … bijąc sługi boże po kieszeni. Nakazał bowiem wstrzymać wypłatę poborów dla całego stanu osobowego Kurii Polowej bez udzielania komukolwiek jakichkolwiek wyjaśnień. W efekcie po kilku dniach nuncjusz papieski wyraził zgodę na odwołanie z wojska ks. bp. Galla. Marszałek podczas rozmowy w cztery oczy z nuncjuszem wyjaśnił powody odwołania biskupa i uzgodnił, że strona kościelna wysunie kandydatury na wakujące stanowisko, do których on się ustosunkuje. Po kilku podejściach padło nazwisko proboszcza z Królewskiej Huty, ks. prałata Józefa Gawliny, byłego szeregowca armii pruskiej. I ten właśnie kandydat zyskał akceptację marszałka. Informację o przewidywanym „ruchu kadrowym” zakomunikował proboszczowi osobiście szef Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych, ppłk dypl. Adam Korwin-Sokołowski. Ksiądz „wydawał się być bardzo przejęty i wzruszony”. 7 lutego 1933 roku przyszły biskup polowy stawił się w gabinecie marszałka, który poinformował go: „ponieważ nie wyraziłem zastrzeżeń do osoby księdza, więc ksiądz przyjdzie do wojska na biskupa polowego. […] ksiądz pracuje u mnie, ale technicznie z moim szefem gabinetu, a to dlatego, by ksiądz nie trafiał tam, gdzie niczego nie zgubił i po kątach mi nie chodził. […] Czeka księdza duża robota, bo w tym dziale wojska mam duży bezład i nieporządek nie mający sobie równego w innej części wojska. To się wiąże z poprzednikiem księdza. […]”.
Sakra biskupia ks. Gawliny odbyła się w jego parafii w Królewskiej Hucie. Marszałek wyznaczył delegację wojska z gen. Sosnkowskim na czele oraz asystę wojskową z 75 Pułku Piechoty. Polecił ppłk. Korwin-Sokołowskiemu przygotować również prezenty dla biskupa. „Wiem, że nawet beczkę wina tradycyjnie daje się w takim wypadku”. Adiutant Marszałka, kpt. Mieczysław Lepecki wspominał: „Chyba się nie pomylę, gdy napiszę, że Marszałek polubił tego biskupa-żołnierza, który wojnę światową przebył jako szeregowiec armii niemieckiej”.
Marszałek Józef Piłsudski w towarzystwie generałów od lewej: Leona Berbeckiego, Daniela Konarzewskiego, Aleksandra Osińskiego (tyłem), Mieczysława Norwida-Neugebauera, biskupa polowego WP Józefa Gawliny, Stanisława Kwaśniewskiego, Juliusza Rómmla, Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Fot. NAC
Biskup polowy – bardziej polowy niż biskupi
Bp Gawlina zreformował Kurię Polową, powołując wielu młodych, wartościowych i ideowych księży na kapelanów. Jeździł po najodleglejszych pułkach i poligonach. Nie bez powodu powiadano żartobliwie o Gawlinie, że jest bardziej polowy niż biskupi. Wobec ówczesnych rządzących nie grzeszył serwilizmem. Był jedynym biskupem z Warszawy obecnym na pogrzebie Wojciecha Korfantego, jednego z przeciwników obozu rządowego. Oficerowie broni pancernej byli mu wdzięczni za dotarcie w ich imieniu do marszałka Śmigłego-Rydza i przedstawienie faktycznego stanu broni pancernej oraz sposobów zaradzenia temu. Ponieważ nie mogli dać biskupowi raportu na piśmie, musiał się wszystkich danych nauczyć na pamięć.
Biskup przyciąga bomby
Od wybuchu wojny o biskupie żartowano, że przyciąga niemieckie bomby niczym magnes. We wrześniu 1939 roku zanotował: „Jechaliśmy nocą wśród kolumn wojskowych. Wszędzie ataki lotnicze. Podczas wyjazdu z Warszawy byłem pięciokrotnie bombardowany. […] Przez Zamość, Hrubieszów, Włodzimierz Wołyński do Łucka. Wzdłuż drogi naloty niemieckie. W Łucku w sobotę, niedzielę i poniedziałek [9–11 września] w pałacu biskupim. W niedzielę i poniedziałek silne naloty bombowców. W poniedziałek o 16 podczas nalotu 18 bombowców zostałem lekko ranny w twarz i ramię. […] Wzdłuż dalszej drogi trafialiśmy akurat zawsze na naloty, mianowicie w Wiśniowcu, Zbarażu, Skałacie, wzdłuż granicy sowieckiej aż do Kopyczyniec. […] Zaniepokoił nas fakt, że w sobotę [16 września] po południu nie było żadnego nalotu”.
Kilka lat później, w lutym 1944 roku w bombardowanym notorycznie Londynie biskup polowy wraz z o. Józefem Bocheńskim wkręcali ks. bp. Karola Radońskiego z Polskiej Misji Katolickiej, dużego tchórza. Bp Gawlina zaczynał: „Czuję coś, jak gdyby miał być dzisiaj nalot”, co potwierdzał o. Bocheński: „Jestem pewien, że Ekscelencja ma rację i to będzie ciężki nalot”. Na takie dictum bp Radoński dostojnie i szybko znikał w piwnicy. Podczas służby we Włoszech rolę ponurego proroka wziął na siebie kierowca biskupa, plut. Strzelecki. Co jakiś czas wieczorem stwierdzał: „Księże biskupie, dziś będzie nalot”. „A niby dlaczego?”. „Bo ksiądz biskup przyjechał”.
Pierwszy biskup w Sowietach
19 kwietnia 1942 roku bp Gawlina rozpoczął trzymiesięczną wizytację Armii Polskiej na Wschodzie formowanej w Związku Socjalistycznych Republik Rad. Była to ciągła podróż od jednego polskiego obozu do drugiego oraz prowadzona bez przerwy praca duszpasterska wśród wygnańców, wyświęcanie kleryków czy wybierzmowanie około 5,5 tys. żołnierzy i junaków. Spotkał się wtedy z inicjatywami i zabiegami, aby np. sformować pułki złożone z Żydów czy z Ukraińców. Gdy do biskupa polowego Józefa Gawliny zwrócił się sufragan lwowski Iwan Buczko, by utworzyć dla grekokatolików osobne pułki, ten mu odrzekł, że „wojsko uznaje pułki piechoty, artylerii, czołgów itp., a nie pułki łacińskie, greckokatolickie i żydowskie”.
Bp Gawlina był jedynym biskupem polowym, który w czasie wojny żył naprawdę w polu, tak jak głosił to jego tytuł, podczas gdy inni biskupi polowi siedzieli w stolicach i na front przyjeżdżali jedynie okazyjnie.
Już w Iraku zauważono, że biskup wyprzedza epokę, w której żyje. Oficer łącznikowy przy 5 Wileńskiej Brygadzie Piechoty por. Felicjan Pawlak (uciekinier z Oflagu VIII B Silberberg) zanotował w swoim dzienniku pod datą 16 marca 1943 roku: „Pomysły biskupa o tworzeniu Legii kobiecej, by umożliwić kobiecie Polce dotarcie z bronią w ręku do ojczyzny”.
Biskup Józef Gawlina podczas odwiedzin oddziałów 2 Korpusu Polskiego w Casarano we Włoszech (16 maja 1946). Fot. Wikipedia
Od 28 marca 1944 roku wizytował po kolei wszystkie oddziały 2 Korpusu. W każdym oddziale było kazanie, często msza św., bierzmowanie itp. Rozwiązywał również zwykłe problemy, z którymi zwracali się do niego kapelani. Jedną z takich interwencji opisał o. Adam Studziński. Przed bitwą o Monte Cassino zawezwał kilku księży z baz wojskowych położonych na zapleczu. Jeden z nich, znany z wyolbrzymiania problemów, chciał załatwić jakąś swoją sprawę u bp. Gawliny, urzędującego wtedy w namiocie polowym. Ten, zajęty problemami związanymi z przygotowaniem do natarcia, ale świadom braku wystarczającej liczby kapelanów, polecił o. Bocheńskiemu: „Idź, załatw go!”. O. Bocheński wypadł więc z namiotu i ostro zapytał księdza: „Z czym ksiądz przychodzi?!”. Ksiądz spostrzegł, że o. Bocheński ma przy pasie rewolwer dużego kalibru, zakręcił się na pięcie i zniknął. Pożalił się potem świadkowi zajścia, o. Studzińskiemu: „To ja idę do biskupa, jako ksiądz diecezjalny, jak do swojego ojca, a biskup wysyła przeciw mnie mnicha z naganem!”. A o. Bocheński nosił broń, jak wyjaśniał, dla ewentualnej obrony biskupa...
W bitwie o Monte Cassino biskup wziął udział, będąc na stanowisku kapelana w Sanitarnym Ośrodku Ewakuacyjnym (SOE) – małym, 200-łóżkowym szpitalu rozwiniętym na bezpośrednim zapleczu frontu. Oprócz posługi w SOE biskup codziennie wizytował pod ogniem wysunięte punkty opatrunkowe (WPO) i czołówki chirurgiczne. O. Bocheński opisywał: „Dwa jeepy sadzą po drodze w dymie i ryku z wyboju na wybój, jak konie. Na skrzyżowaniu żandarm w białych rękawiczkach wskazuje drogę, jakby pełnił służbę w wielkim mieście. Dostrzegłszy twarz biskupa salutuje z wyrafinowaną prostotą, jak to tylko nasi żandarmi potrafią. Ostrzał. Na WPO dostrzegli nadjeżdżające jeepy i podnoszą alarm. Lekarze, sanitariusze i kapelan, zarośnięci, czarni od dymu i niewyspani wybiegają z punktu na powitanie. […]”. Wymagał wiele od siebie, miał prawo wymagać od podwładnych.
Opiekun emigracji
Po wojnie był opiekunem wychodźstwa, jedynym polskim biskupem, który – z Rzymu – podniósł protest przeciwko aresztowaniu prymasa Wyszyńskiego, wzbudzając zakłopotanie naszego episkopatu. Zmarł w 1964 roku, został pochowany na poświęconym przez siebie Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino. W 2006 roku na rynku w Raciborzu odsłonięto pomnik biskupa polowego Wojska Polskiego, biskupa-tułacza Józefa Gawliny. Biskup trzyma w jednej ręce krzyż, a w drugiej kartę z swoimi słowami: „Nie o to chodzi, jak życie sobie ułożyć, lecz dlaczego żyć warto”. Pod pomnikiem wmurowano urnę z ziemią spod Monte Cassino.
autor zdjęć: NAC, Wikipedia
komentarze