Jeśli sytuacja uniemożliwia np. przemieszczanie się, to po prostu więcej ćwiczymy – podkreśla gen. bryg. Brett G. Sylvia z amerykańskiej 1 Dywizji Kawalerii. Tak właśnie było, gdy 4 tysiące amerykańskich żołnierzy czekało w Drawsku na decyzję o dalszych losach manewrów „Defender Europe ‘20”. – To była doskonała okazja do budowania integralności wojsk – dodaje generał.
W „Defender Europe ’20” istotna była lokalizacja. Niestety plany żołnierzy pokrzyżowała epidemia koronawirusa. Chociaż część z nich dotarła już do Polski, Amerykanie zdecydowali się na zmianę scenariusza, bo, jak poinformowali, „zdrowie, bezpieczeństwo i gotowość do działania żołnierzy oraz cywilów i ich bliskich jest priorytetem”. W efekcie 4 tys. wojskowych US Army, którzy mieli wziąć udział w „Allied Spirit ’20”, będących jednym z elementów tych wielkich manewrów, utknęło na poligonie w Drawsku Pomorskim.
Przez kilka tygodni losy tych ćwiczeń były niepewne. Jak zapewnia gen. bryg. Brett G. Sylvia, zastępca dowódcy amerykańskiej 1 Dywizji Kawalerii i jednocześnie dowódca mieszczącego się w Poznaniu Wysuniętego Dowództwa Dywizyjnego US Army (Mission Command Element), żołnierze ten czas wykorzystali maksymalnie. – Na poligonie w Drawsku Pomorskim są świetne warunki szkoleniowe. Dla nas to oczywiste, że kiedy sytuacja uniemożliwia na przykład przemieszczanie się, to po prostu ćwiczymy więcej. Była to doskonała okazja do budowania integralności i gotowości wojsk – podkreśla.
Pierwszy raz
Po dwóch miesiącach okazało się, że odbędą się ćwiczenia „Allied Spirit ’20”, choć ich scenariusz został nieco zmodyfikowany. Z planowanych 10 tys. ćwiczących do działania zostało zaangażowanych 6 tys. 4 tys. z nich to amerykańscy żołnierze z Wysuniętego Dowództwa Dywizyjnego US Army, 1 Dywizji Kawalerii, 3 Dywizji Piechoty, 3 Brygady Lotnictwa Bojowego, a także z dowództwa do spraw szkoleń 7 Armii. Kolejne 2 tys. to przedstawiciele Wojska Polskiego. Najliczniejszą grupę, która „walczyła” ramię w ramię z Amerykanami, stanowili żołnierze z 12 Brygady Zmechanizowanej. Rola przeciwnika przypadła natomiast 9 Brygadzie Kawalerii Pancernej. Na poligonie stawili się też spadochroniarze z 6 Brygady Powietrznodesantowej i żołnierze wojsk inżynieryjnych, a działania sojuszników wspierało lotnictwo.
Scenariusz zakładał, że sojusznicze siły prowadzą natarcie, aby zatrzymać przeciwnika. Jednym z elementów tego manewru była przeprawa i na nim wojska się skoncentrowały. Polacy trenują to niemal na każdych ćwiczeniach, ale dla sojuszników takie działania nie są powszechne. – Dążymy do tego, aby nasze pojazdy bojowe były zdolne do pokonywania przeszkód wodnych, natomiast z tego, co mówią amerykańscy żołnierze wynika, że oni bardzo długo nie prowadzili takich ćwiczeń. Na wschodniej flance – bo do ewentualnych działań na tym terenie się przygotowujemy – jest jednak dużo jezior i innych zbiorników wodnych, więc nasi sojusznicy muszą być gotowi do ich pokonania – mówi ppłk Piotr Balon, dowódca 2 Batalionu Piechoty Zmotoryzowanej 12 Brygady Zmechanizowanej. Te słowa potwierdza płk Patrick O’Neal, dowódca 2 Brygady 3 Dywizji Piechoty US Army. – Taka przeprawa to dla nas wyjątkowe wydarzenie, nasze pododdziały nie ćwiczą pokonywania przeszkody wodnej zbyt często.
Za przeprowadzenie tej części manewrów mieli odpowiadać żołnierze z USA, Niemiec i Wielkiej Brytanii, ale z powodu epidemii, nie dotarli do Polski. Co prawda w Drawsku Pomorskim pojawili się wojskowi z amerykańskiego 9 Batalionu Inżynieryjnego, ale oni mieli inne zadania. Za organizację i zabezpieczenie przepraw byli więc odpowiedzialni żołnierze z polskich jednostek – 2 i 5 Pułku Inżynieryjnego, 2 Pułku Saperów, 1 i 3 Batalionu Drogowo-Mostowego oraz Grupy Ratunkowo-Ewakuacyjnej z 2 Batalionu Saperów. – Możemy zatem powiedzieć, że dzięki sytuacji związanej z epidemią koronawirusa mogliśmy zacieśnić współpracę z polskimi żołnierzami – powiedział gen. bryg. Sylvia.
Polacy organizowali przeprawy desantowe, w czasie których na pływających transporterach samobieżnych na drugi brzeg przerzucano żołnierzy, promowe, mające na celu transport sprzętu, a także mostowe. Te ostatnie były najbardziej spektakularne. W ten sposób przeszkodę pokonywały ciężkie pojazdy gąsienicowe US Army. Co ciekawe, pierwszy raz w historii bojowe wozy piechoty Bradley przejeżdżały przez mosty pontonowe zbudowane przez Polaków. Podczas jednej z największych przepraw 152-metrowy most pokonało aż 120 jednostek różnego sprzętu. Jak w czasie tego zadania układała się współpraca między sojusznikami? – Dla nas nie ma wielkiej różnicy, jakie pojazdy pokonują przeszkodę. Ćwiczenia były jednak znakomitą okazją do wymiany doświadczeń i pokonywania barier językowych – mówi ppłk Piotr Kranz, dowódca batalionu pontonowego z 2 Pułku Inżynieryjnego. Zwraca też uwagę na to, jak istotne jest tutaj przestrzeganie zasad bezpieczeństwa – między ważącymi niemal po 30 t pojazdami musi zostać zachowana odległość 40 m, nie mogą one także poruszać się szybciej niż 10 km/h. Przeprawę mostową pokonywały także samochody ciężarowe i humvee, a rosomaki i BWP po prostu przepłynęły jezioro.
– Dla żołnierzy obu armii taka współpraca to fantastyczne doświadczenie. Na co dzień zadania realizujemy w różnym terenie, więc tutaj możemy zweryfikować nasze możliwości, tak aby w przyszłości wiedzieć, jak działać. Poza tym to świetna okazja do ujednolicenia sygnałów, których żołnierze używają do komunikacji. Wszyscy musimy być pewni tego, co robimy – podsumowuje płk Marek Wawrzyniak, szef Zarządu Inżynierii Wojskowej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Zdaje się, że Amerykanie także są zadowoleni ze współpracy, bo dowódca 9 Batalionu zdecydował się przekazać obowiązki swojemu następcy właśnie podczas manewrów „Defender”, w dodatku na zbudowanym przez Polaków moście.
Uwaga, ląduje aero
W Drawsku Pomorskim odbył się też epizod „Defender Europe ’20”, który pierwotnie zaplanowano na Litwie w czasie ćwiczeń „Swift Response”. Dzięki tej zmianie decyzji na największy polski poligon desantowała się najpierw grupa awangardowa z 6 Brygady Powietrznodesantowej, która rozpoznała i zabezpieczyła zrzutowisko dla sił głównych. Już kolejnego dnia z pokładów samolotów Hercules i CASA zrzucono prawie 500 kolejnych skoczków, którzy mieli przeniknąć na teren przeciwnika i zatrzymać go tak, aby umożliwić sojuszniczym pododdziałom kontynuowanie natarcia.
W tych ćwiczeniach użyto jednego z 15 pojazdów wysokiej mobilności Aero, które 6 Brygada Powietrznodesantowa otrzymała w styczniu 2020 roku. Mogą być one desantowane z pokładów samolotów Hercules. – Odzyskaliśmy zdolności, które nasza armia utraciła 34 lata temu – mówił w trakcie ćwiczeń gen. bryg. Grzegorz Grodzki, dowódca 6 Brygady. Ostatni desant takiej tary, a konkretniej pojazdów UAZ-469B z samolotu AN-12B, odbył się 25 kwietnia 1986 roku.
Strzał wiązką lasera
W czasie tych manewrów część żołnierzy została wyposażona w laserowy system pola walki MILES (Multiple Integrated Laser Engagement System), który przywieźli ze sobą Amerykanie. Jak mówi kpt. Błażej Łukaszewski, rzecznik prasowy 12 Brygady Zmechanizowanej, pierwszy raz był wykorzystywany w Polsce na tak szeroką skalę. – Elementy tego systemu każdy żołnierz zakłada na hełm, kamizelkę i broń. Kilka – od sześciu do dziesięciu – elementów jest także umieszczanych na pojazdach. Kiedy w czasie walki namierzy nas przeciwnik, który skieruje na nas wiązkę lasera, jesteśmy wyłączeni z działań na 24 godziny – opowiada kapitan. – Gdy w jednym czasie zostanie wyeliminowanych wielu żołnierzy, dowódca i tak musi kontynuować działania. To spore wyzwanie, ale daje realny obraz tego, jak żołnierze są przygotowani do działania na polu walki – dodaje.
Ćwiczenia „Allied Spirit” zakończyły się 19 czerwca 2020 roku, kiedy zgodnie z pierwotnym planem manewrów amerykańscy żołnierze mieli już być w drodze do Stanów Zjednoczonych. Zdaje się, że żaden z nich z tego powodu nie narzekał. Tym bardziej że zapewniono im dobre warunki. Mieszkali w specjalnie dla nich przygotowanym obozowisku, w którym mieścił się nawet tzw. PX, czyli sklep, jaki Amerykanie lokują w swoich bazach wojskowych, wychodząc naprzeciw potrzebom żołnierzy. Mogli też korzystać z usług kilku budek gastronomicznych umieszczonych nieopodal ich obozowiska.
Chociaż manewry nie odbyły się zgodnie z pierwotnym planem, Amerykanie nie kryją zadowolenia. Dowództwo US Army, które kierowało ćwiczeniami, podkreśliło, że głównym celem było sprawdzenie procedur dotyczących przerzutu amerykańskich sił do Europy. – Mimo korekty planów, wynikającej z zagrożenia COVID-19, wiele strategicznych celów gotowości zostało osiągniętych – poinformowało amerykańskie dowództwo w komunikacie.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze