To okręt, którego naprawdę nie musimy się wstydzić – mówi kmdr ppor. Sebastian Kała, dowódca ORP „Ślązak”. I zapowiada pracowity rok dla załogi nowego patrolowca. – Mamy dobrze wyszkolonych specjalistów. Teraz jednak trzeba zgrać ze sobą poszczególne sekcje, działy, piony. Słowem, poznać okręt i stworzyć sprawnie działający zespół – dodaje dowódca ORP „Ślązak”.
polska-zbrojna.pl: Zadowoleni?
kmdr ppor. Sebastian Kała : O tak, bardzo. W załogę wstąpiła nowa energia. Można nawet odnieść wrażenie, że teraz wszyscy dwa razy więcej i dwa razy szybciej pracują. A mówiąc poważnie: radość jest ogromna, choć wszyscy mamy świadomość, że teraz dopiero czeka nas ciężki rok. Czas poznawania okrętu.
Ale chyba trochę już zdążyliście z nim się poznać? Załoga brała przecież udział w budowie okrętu...
Tak, choć oczywiście nie cała. Zwykle, gdy rozpoczyna się budowa okrętu, powoływana jest grupa organizacyjna, zwana też załogą szkieletową. W jej skład wchodzi dowódca, mechanik, bosman okrętowy – łącznie kilka osób. W miarę, jak budowa postępuje, grupa ta jest poszerzana o kolejne osoby.
A na czym polega ich zadanie?
Członkowie załogi szkieletowej przede wszystkim obserwują budowę i biorą udział w próbach: fabrycznych, portowych, morskich. Podczas nich testowane jest działanie poszczególnych urządzeń. My takich prób zaliczyliśmy ponad 300. Podczas budowy możemy sugerować pewne rozwiązania, podpowiadać, co dla nas jako przyszłego użytkownika byłoby korzystne.
I podpowiadaliście?
O, tak.
Z jakim skutkiem?
Podczas budowy i prób zgłosiliśmy łącznie kilkaset uwag. Dotyczyły bardzo różnych spraw: począwszy od drobiazgów, jak rozmieszczenie pewnych rzeczy na panelach kontrolnych, a skończywszy na kwestiach związanych z funkcjonowaniem uzbrojenia. Generalnie uwagi były przyjmowane. Oczywiście nie jest tak, że wytykaliśmy konstruktorom ewidentne błędy. Chodziło raczej o udoskonalenie oferowanych nam rozwiązań. Wykorzystanie doświadczeń, które członkowie załogi wynieśli z wieloletniej służby na innych okrętach, udziału w międzynarodowych ćwiczeniach czy natowskich zespołach. To zwyczajna, praktykowana podczas budowy procedura.
Podczas prób morskich za okręt odpowiadała jeszcze załoga cywilna. Ale pan i pana podwładni również byliście na pokładzie. Czy tylko jako obserwatorzy?
Podczas prób „Ślązak”, zgodnie z kodeksem morskim, był traktowany jak jednostka cywilna. Jego poczynaniami musiał więc kierować specjalista z uprawnieniami kapitana żeglugi wielkiej wraz z grupą odpowiednio dobranych oficerów. Jednak pewne czynności wykonywała załoga wojskowa. Mam na myśli chociażby próbne strzelania, przyjmowanie zapasów z innego okrętu zgodnie z procedurą RAS (Replenishment at Sea), wszelkie operacje związane z przyjmowaniem na pokład śmigłowca. Na rynku cywilnym nie ma ekspertów, którzy mogliby wziąć to na siebie. Tak więc mieliśmy już okazję poznać okręt także od tej strony. Zresztą trzeba podkreślić, że współpraca pomiędzy nami a załogą stoczniową układała się doskonale.
Okręt był budowany długo, do tego pierwotny projekt się zmienił: zamiast korwety, marynarka otrzymała patrolowiec. Słowem – „Ślązak”, co tu dużo mówić, nie ma najlepszej prasy. A jak pan go postrzega?
To okręt, którego naprawdę nie musimy się wstydzić. Jego konstruktorzy sięgnęli po wiele rozwiązań z najwyższej światowej półki. Mamy więc do dyspozycji zintegrowane systemy nawigacji, łączności i wymiany danych, które pozwolą nam sprostać wszystkim natowskim i unijnym standardom. Do tego dochodzi zautomatyzowany system dowodzenia firmy Thales. Nasza załoga może obsłużyć śmigłowiec: przyjąć go na pokład, zatankować na ciepło, na zimno, w zawisie, współpracować z nim podczas operacji na morzu. Okręt oczywiście jest słabiej uzbrojony niż pierwotnie zakładano. Ale po pierwsze, jego konstrukcja i systemy umożliwiają doposażenie go w kierowane pociski przeciwokrętowe czy przeciwlotnicze pociski rakietowe. Po drugie, współcześnie okręty działają na morzu w zespołach składających się z różnych typów jednostek. Takie grupy pozwalają na efektywne wykorzystanie ich najmocniejszych stron i zrekompensowanie niedostatków.
ORP „Ślązak” ma być wykorzystywany przede wszystkim do patrolowania polskich wód. Ale czy to oznacza, że będzie działał tylko na Bałtyku?
Niekoniecznie. Konstrukcja okrętu sprawia, że może on operować na każdej szerokości geograficznej, z wyjątkiem wód arktycznych. Innym atutem „Ślązaka” jest stosunkowo duża autonomiczność – 30 dni. Oznacza to, że okręt przez tak długi czas może wykonywać zadania bez konieczności zawijania do portu. Ale czas ten jesteśmy w stanie wydłużyć poprzez tankowanie na morzu. Ostatecznie jednak o tym, gdzie okręt będzie wykorzystywany, zdecydują nasi przełożeni.
Dziś pierwsze podniesienie bandery. Co się będzie działo dalej?
Najbliższe miesiące upłyną nam pod znakiem badań eksploatacyjno-wojskowych. Oczywiście załoga ma za sobą 67 szkoleń, organizowanych na przykład przez producentów poszczególnych urządzeń i systemów. W niektórych kursach udział brały dwie osoby, w innych nawet 20. Teraz trzeba jednak sprawić, by grupę dobrze wyszkolonych specjalistów połączyć w sprawnie działający zespół. By zgrać ze sobą poszczególne sekcje, potem działy, wreszcie piony. Poznać zasady funkcjonowania okrętu, procedury, rozkład pomieszczeń. To trudna i czasochłonna praca. Wstęp do kluczowych dla załogi egzaminów – zadań O1 i O2. Sprawdzą one, czy okręt jest gotowy, by wyjść na morze i samodzielnie wykonywać zadania.
Jak więc będzie wyglądał najbliższy rok?
Na pewno sporo czasu spędzimy na morzu.
Na razie pewnie w pojedynkę...
Niekoniecznie. Oczywiście jeszcze przez pewien czas nie będziemy gotowi na to, by brać udział w dużych ćwiczeniach. Liczę jednak, że już niebawem zaczniemy dołączać do treningów typu „Passex”, podczas których jednostki ćwiczą manewrowanie w szykach, czy też nawiązywanie i prowadzenie łączności. Okręt to skomplikowany mechanizm. Osiągnięcie przez załogę pełnej gotowości musi trochę potrwać. Ale zrobimy wszystko, by trwało jak najkrócej.
autor zdjęć: Marian Kluczyński, grafika PZ
komentarze