Kapitan pilot Mieczysław Medwecki jest pierwszym poległym polskim lotnikiem i zarazem pierwszym poległym lotnikiem państw walczących z III Rzeszą w II wojnie światowej. Zginął rankiem 1 września podczas startu alarmowego z podkrakowskiego lotniska Balice na przechwycenie samolotów niemieckich.
We wczesnej młodości Mieczysław Medwecki był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej. W wieku 15 lat wstąpił do tzw. Ochotniczej Jazdy mjr. Jaworskiego (19 Pułku Ułanów Wołyńskich) i w 1920 r. walczył jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej za co otrzymał Krzyż Walecznych. Uczył się w Korpusie Kadetów nr 1 we Lwowie. Był absolwentem II promocji Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, promowanym na stopień ppor. obs. 15 sierpnia 1928 r.
Początkowo odbywał służbę w 61 Eskadrze Liniowej 6 Pułku Lotniczego jako obserwator. W 1929 r. został przeszkolony w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa na pilota. Powrócił do 61 Eskadry Liniowej, a w 1931 r. został przeniesiony do 121 Eskadry Myśliwskiej w 2 Pułku Lotniczym, gdzie okazał się jednym z najlepszych pilotów. W 1931 r. otrzymał awans na porucznika. W 1933 r. organizował 123 Eskadrę Myśliwską i był jej pierwszym dowódcą do grudnia 1934 r. Następnie został przeniesiony do 122 Eskadry Myśliwskiej. We wrześniu 1934 r. był członkiem polskiej delegacji w Jugosławii prezentującej samoloty PZL P.7a. Podczas pokazów uległ ciężkiemu wypadkowi lotniczemu. Był zagrożony amputacją nóg, a nawet utratą życia. Wskutek odniesionych obrażeń, decyzją komisji lekarskiej w Polsce, odsunięto go od latania. Od maja 1937 do czerwca 1938 r. był adiutantem dowódcy 2 Pułku Lotniczego. Po wielu wysiłkach z jego strony z powrotem dopuszczono go do latania. W 1938 r. został awansowany na kapitana. W listopadzie 1938 r. mianowano go dowódcą III/2 Dywizjonu Myśliwskiego (121 i 122 Eskadry Myśliwskiej).
Wspomnienia bliskich
W rodzinie kpt. Medweckiego i wśród pilotów, którzy go znali, zachowały się wspomnienia o nim. Wiadomo, że był doświadczonym dowódcą, dobrym organizatorem i doskonałym pilotem myśliwskim. Rozmiłowany w lotnictwie – życia poza nim sobie nie wyobrażał. Gdy w 1934 r. w Jugosławii uległ poważnemu wypadkowi lotniczemu – nigdy nie odzyskał pełnej sprawności nóg, a wojskowe komisje lekarskie odsunęły go od latania. Był jednak do tego stopnia zdeterminowany, że wywalczył sobie powrót do służby w lotnictwie myśliwskim. Cenił wysoko dyscyplinę wojskową i porządek. Wymagał tego od siebie i od innych. Miał wielu przyjaciół. Był koleżeński i lubiany przez dowódców i pilotów, podoficerów oraz żołnierzy za bezpośredniość w kontaktach z podwładnymi.
Chorąży Gustaw Pokrzywka, wówczas oficer techniczny 122 Eskadry, wspominał: „To był myśliwiec z krwi i kości. Nie miał szczęścia. Przypadek tylko zrządził, ślepy los tak chciał, że zginął w pierwszych minutach wojny […]. Był to wyjątkowo uroczy człowiek. Urodzony żołnierz i dowódca. Skromny, ale zdecydowany w działaniu. Na ziemi przyjaciel i kolega, w powietrzu służbista i generał”1. Podoficer sanitarny, sierż. Jan Wojdyła potwierdzał: „Był wspaniałym pilotem. Wszyscy żołnierze 2 pułku lotniczego powiedzą […] to samo. Kryształowy charakter. Przy tym przystojny jak aktor filmowy”2.
Maria Strzemieńska, żona kpt. Medweckiego, wspominała: „Według tego, co słyszałam od jego kolegów i podwładnych, był bardzo lubiany. Jako żołnierz i pilot był bardzo zdyscyplinowany, wymagał wiele od siebie i od innych; latał w dzień i w nocy, choć nóg nie miał zupełnie sprawnych”3. Spisując po wojnie dzieje męża, zakończyła je słowami: „To był naprawdę gorący patriota, świetny pilot – żal tylko, że tak zginął”4. Trzeba przyznać, że Medwecki, jak na doświadczonego pilota myśliwskiego zginął w nadzwyczaj niefortunnych okolicznościach. Nie stało się to w walce powietrznej z myśliwcami wroga, jak można by przypuszczać, ale od celnej serii „w plecy” wystrzelonej przez pilota niemieckiego bombowca nurkującego Junkers Ju 87.
W opisach tego zdarzenia wykorzystywano zwykle opublikowane wspomnienia kilku pilotów krakowskiego dywizjonu: Władysława Gnysia, Tadeusza Arabskiego, Mieczysława Wiórkiewicza i Wacława Króla. Poza Gnysiem, który wraz z Medweckim był wtedy w powietrzu, pozostali obserwowali przebieg wydarzeń z lotniska w Balicach, z odległości ok. 2 km. Wiele zobaczyć nie mogli. Po wojnie niezwykle istotną relację złożył także pilot Stukasa Frank Neubert, człowiek, który był sprawcą zestrzelenia Medweckiego. Nikt jednak nie próbował dotrzeć do żyjących jeszcze świadków i ustalić miejsce upadku samolotu kpt. Medweckiego. Sprawa warta była bliższego zbadania.
Na lotnisku w Balicach
Pod koniec sierpnia 1939 r. w związku z nadchodzącym zagrożeniem wojennym 121 i 122 Eskadra Myśliwska 2 Pułku Lotniczego stacjonującego na krakowskim lotnisku Rakowice otrzymały ściśle tajny rozkaz przeniesienia się na lotnisko polowe w Balicach, położone w majątku książąt Radziwiłłów, ok. 15 km na zachód od Krakowa.
2 Pułk rozformowano, a w jego miejsce powołano III/2 Dywizjon Myśliwski włączony do Armii „Kraków”, którego zadaniem było w tym czasie zwalczanie niemieckich samolotów rozpoznawczych penetrujących południową Polskę. Dywizjonem dowodził kpt. pil. Mieczysław Medwecki.
Lotnisko polowe w Balicach było wówczas rozległym pastwiskiem obsianym koniczyną. Wybrano to miejsce, jak wiele innych, jeszcze w okresie pokoju. Lądowisko przylegało do drogi, wzdłuż której rosły rozłożyste kasztany – łatwo można było więc zamaskować pod nimi samoloty. Znalazło się tam 16 maszyn PZL P.11c i samolot łącznikowy RWD 8.
Kpt. pil. Mieczysław Medwecki w kabinie samolotu PZL P.7. Fot. zbiory Anny Medweckiej-Kornaś.
Dywizjon III/2 liczył ogółem 20 samolotów PZL P.11c. Pozostałe 4 „Jedenastki” ze 121 Eskadry Myśliwskiej z sześcioma pilotami były w tym czasie na zasadzce w Aleksandrowicach k. Bielska-Białej. Personel latający zakwaterowano w leżącym tuż obok lądowiska okazałym drewnianym budynku, który zajmowała rodzina zarządcy majątku w Balicach i w leżącym nieco dalej pałacu Radziwiłłów, ówczesnych właścicieli Balic. Natomiast personel naziemny w namiotach rozbitych bezpośrednio przy lotnisku. Córka administratora majątku Renata Gostyńska, wówczas nastolatka, tak wspominała: „Lotników pamiętam doskonale. Jak się ma 16-17 lat i widzi się mundury tych przystojnych lotników to człowiek wszystko pamięta. U nas kwaterował na pewno kapitan Medwecki i drugi lotnik o »alkoholowym«, włoskim nazwisku Florian Martini. On był chyba podporucznikiem. Tych dwóch pamiętam doskonale […]. U nas mieszkało 8–10 lotników. Żołnierzy było sporo. W pałacu też kwaterowało wojsko, bo widocznie wszyscy nie mogli się u nas pomieścić. Medwecki dlatego u nas kwaterował, że miał z naszego domu bardzo blisko do samolotów – około 100 metrów”5.
Tragiczny start
Świt 1 września 1939 r. Personel Dywizjonu III/2 pogrążony był we śnie. Nikt nie mógł wiedzieć, że właśnie wybuchła wojna z Niemcami. Lotników obudził dopiero odgłos silników przelatującej w pobliżu grupy samolotów. Była to wyprawa bombowa złożona z Heinkli He 111, Junkersów Ju 87 oraz Dornierów Do 17 eskortowanych przez Messerschmitty Bf 110, która kierowała się na Kraków. Półmrok, mgła i zachmurzenie spowodowały, że lotnicy przelatujące maszyny wzięli za polskie „Łosie”. Nalot na Kraków rozpoczął się około godz. 5.15. Bomby spadły też na lotnisko na Rakowicach. Samolotów Dywizjonu III/2 od dawna już tam nie było. Stały ukryte pod kasztanami na lotnisku w Balicach, o którym Niemcy nie mieli wówczas żadnych informacji.
To, co działo się w Balicach o świcie 1 września 1939 r., opisało kilku uczestników tamtych wydarzeń. Wiadomo, że kpt. Medwecki ogłosił alarm i poderwał pilotów z łóżek po odebraniu telefonicznej wiadomości o bombardowaniu Krakowa. Odbyła się krótka odprawa, podczas której wyznaczono zadania. Klucz samolotów 121 Eskadry w składzie: kpt. Medwecki z tzw. bocznymi pchor. Gnysiem i st. szer. Arabskim miał polecieć na patrol w rejon Chrzanowa, a klucz 122 Eskadry dowodzony przez ppor. E. Pilcha miał patrolować rejon Wadowic. Gdyby w okolicy Balic pojawiły się samoloty wroga, miały wystartować pozostałe maszyny.
Wyznaczeni do lotu piloci biegiem ruszyli do samolotów. Po kilku minutach dotarli na lotnisko. Tam jednak okazało się, że dywizjon nie jest w stanie gotowości bojowej do natychmiastowego startu. Samoloty miały jeszcze silniki okryte plandekami. By wystartować, potrzeba było przynajmniej dodatkowych 20 minut. W tym czasie niemieckie maszyny po zbombardowaniu Krakowa zawracały do swych baz. Balice były na trasie ich przelotu.
Gdy między godz. 6.15 a 6.30 polscy piloci zajmowali miejsce w kabinach samolotów, nad lotnisko w Balicach nadciągały lotem koszącym powracające znad Krakowa Junkersy Ju 87. Kapitan Medwecki prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że za plecami ma zbliżające się niemieckie bombowce. Niebezpieczeństwo dostrzegł personel lotniska. Wiadomo, że któryś z oficerów podbiegł do kabiny samolotu Medweckiego i coś do niego mówił. Pilot natychmiast rozpoczął start. Być może obawiał się, że za chwilę na ich lotnisko posypią się bomby i chciał jak najszybciej znaleźć się w powietrzu.
Tymczasem przelatujący nad Balicami piloci Junkersów Ju 87 nie przypuszczali, że pod nimi znajduje się polowe lotnisko, na którym zamaskowano kilkanaście polskich myśliwców. Dwa klucze przeleciały nad Balicami, a trzeci klucz właśnie się do nich zbliżał. Jeden z lecących samolotów pilotował Uffz (plut.) Frank Neubert z 2 eskadry I./St.G 2 „Immelmann”, który zauważył startujące polskie maszyny. Samoloty Medweckiego, Gnysia i prawdopodobnie także Arabskiego znalazły się tuż przed frontem lecących Sztukasów. Neubert nie miał już bomb, bo zrzucił je nad Krakowem, ale los dał mu niepowtarzalną szansę ostrzelania z broni pokładowej wznoszących się wolno przed nim i w tej sytuacji jeszcze bezbronnych polskich myśliwców. Niemiec wybrał na cel jeden z polskich samolotów. Była to niesłychana gratka, by Junkersem Ju 87 mógł zaatakować wrogi samolot myśliwski. Zajął dogodną pozycję, wycelował i wystrzelił dwie serie pocisków ze skrzydłowych kaemów MG 17 kalibru 7,92 mm.
Wiele lat po wojnie Frank Neubert tak opowiadał: „Przymierzyłem się do lecącego po prawej stronie polskiego myśliwca. Potem oddałem pierwszą w tej wojnie serię, bez zaobserwowanego przez siebie rezultatu. Musiałem zaatakować po raz drugi […]. Przy drugiej serii widziałem, jak moje pociski świetlne ginęły w kabinie pilota polskiego myśliwca, ale żadnej reakcji na razie nie zauważyłem. Kiedy przymierzałem się do trzeciego ostrzelania, atakowana przeze mnie maszyna eksplodowała w powietrzu w wielkiej kuli ognia. Czy pilot zginął, czy też ratował się na spadochronie, nie mogę powiedzieć”6.
Jeden z pilotów, Wacław Król, wówczas w Balicach nieobecny, przytaczając wrażenia kolegów napisał, że „samolot Medweckiego stanął w płomieniach i z wysokości około 100 metrów runął wraz z pilotem na ziemię”7. Z dwóch bocznych kpt. Medweckiego, pchor. pil. Władysław Gnyś został również ostrzelany od tyłu. Ocalał tylko dzięki swym umiejętnościom i zwrotności samolotu. Nim zanurkował ku ziemi, zdążył zauważyć, że „samolot kpt. Medweckiego kołysze się ze skrzydła na skrzydło, utrzymując nierówny lot”8. Drugi boczny Medweckiego, st. szer. pil. Tadeusz Arabski, widząc, co się dzieje, wykazał najwięcej rozsądku i prawdopodobnie w ogóle przerwał start. W powojennej relacji napisał, że Medwecki „próbował się wywinąć, ale chyba druga seria zapaliła jego samolot. Za nisko był, aby skakać ze spadochronem. Widziałem, jak spada w płonącym samolocie. Spadł w Morawicy, jakieś trzy – cztery kilometry od naszego lotniska w Balicach”9.
Zestrzelenie kpt. Medweckiego opisał też kpt. pil. Mieczysław Wiórkiewicz, dowódca 122 Eskadry Myśliwskiej, który obserwował tę walkę z ziemi. Pisał, że Medwecki „musiał być zabity w powietrzu. Być może zapalił się już w powietrzu. Zwalił się 2–3 km poza lotniskiem”10. Inny świadek, podoficer sanitarny sierż. Jan Wojdyła wspominał, że „Medwecki był bardzo nisko nad ziemią. Dziesięć, może dwadzieścia metrów, gdy jego samolot ścięła seria Stukasów”11.
Z relacji tych wynika, że kpt. Medwecki został ciężko ranny drugą serią pocisków wystrzelonych przez Uffz (plut.) Neuberta, otrzymując postrzał w plecy. Równocześnie zapalił się trafiony pociskami zbiornik paliwa umiejscowiony w przedniej, spodniej części kadłuba. Zawierał on 320 litrów benzyny lotniczej. Pożar takiej ilości paliwa musiał być tragiczny w skutkach, gdy płomień gnany pędem powietrza wdarł się od dołu do kabiny pilota. Ranny Medwecki resztką sił jeszcze przez krótki czas prowadził samolot, a następnie – jak wynika z relacji lotników – uderzył w ziemię. Dramat ten rozegrał się na oczach całego Dywizjonu III/2.
Miejsce upadku samolotu zauważył z powietrza ppor. pil. Tadeusz Kawalecki, który wracał z patrolu: „Spojrzałem w dół: pode mną moje lotnisko Balice, a na zachód od niego, na plecach, w ogniu leżała maszyna. Czerwone płomienie objęły cały przód samolotu, snując w górę długą kichę dymu”12.
Śmierć dowódcy na personel dywizjonu podziałała deprymująco. Zwłoki Medweckiego wydobyto z samolotu. W pobliżu był cmentarz parafialny w Morawicy, ale lotnicy nie mogli zająć się pogrzebem dowódcy. Lotnisko w Balicach musiało być niezwłocznie opuszczone, ponieważ rozpoznał je nieprzyjaciel i w każdej chwili mogło być zaatakowane z powietrza. Dywizjon III/2 przenosił się do Igołomi, 25 km na wschód od Krakowa.
Miejsce pochówku
Kapitana Medweckiego pochował na cmentarzu w Morawicy k. Balic ówczesny proboszcz, ksiądz dziekan Jan Danek. Tak o tym napisał w parafialnej kronice: „Pochowałem go tego samego dnia wieczorem, o godz. 21 bez asysty wojskowej i honorów wojskowych, gdyż jednostki lotnicze kilka godzin przed tym musiały opuścić Balice13.
Zapis o śmierci i pogrzebie Medweckiego znajduje się też w tzw. Liber Defunctorum (Księdze Zmarłych) przechowywanym w kościele pw. św. Bartłomieja parafii Morawica. Na s. 143, poz. 14 księgi pod datą 1 września czytamy: „Na polach Morawicy spadł samolot płonący z nim ranny pilot / Miecislaus Medwecki vel Medweczky (dowódca 3 dywizjonu myśl. II p. lotniczego, Kapitan pilot), / 35 [lat]”.
W Liber Defunctorum napisano: „Rana postrzałowa w okolicy wątroby. Pęknięcie podstawy czaszki. Ludzie wyciągnęli nieżywego z płonącego samolotu”. Dalej widnieje objaśnienie dotyczące poległego: „Chwilowo stacjonowany w Balicach, gdzie do 1/9 1939 było lotnisko [z] 30 samolotamy [tak w oryginale]. Pochowany na cmentarzu w Morawicy 1/9 og. 20 1/2”.
Kapitan pilot Mieczysław Medwecki zginął w wieku 35 lat. Pozostawił żonę Marię Adelajdę ze Strzemieńskich (2˚voto Rospond), z którą był w związku małżeńskim od 22 czerwca 1935 r. Podobno do końca lat siedemdziesiątych XX w. nie wiedziała, co się z mężem stało. Nie pozostały jej nawet zdjęcia, gdyż mieszkanie Medweckich w Krakowie we wrześniu 1939 r. doszczętnie ograbiono. Po wojnie poszukiwała męża za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża. W końcu dowiedziała się o jego śmierci i wreszcie mogła pojechać na grób męża.
Tradycja i pamięć
Pośmiertnie w 1967 r. kpt. pil. Medwecki został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari kl. V. Jego grób do dziś znajduje się na cmentarzu w Morawicy położonym przy barokowym kościele pw. św. Bartłomieja. Jest dobrze utrzymany.
Szkoła Podstawowa w Morawicy dla uczczenia pamięci poległego lotnika nosi jego imię. Urządzono w niej niewielki kącik pamięci jemu poświęcony.
Lotnisko polowe, w którym pod kasztanami 1 września 1939 r. stały ukryte samoloty Dywizjonu III/2, dawno wchłonął Międzynarodowy Port Lotniczy im. Jana Pawła II w Balicach. Miejsce po ówczesnym lotnisku znajduje się według wszelkiego prawdopodobieństwa w jego północno-wschodnim narożniku; dziś startują z niego w dalekie trasy samoloty pasażerskie.
WOJCIECH KRAJEWSKI archeolog, historyk i muzealnik; kustosz Działu Historii Wojskowości Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Badacz miejsc katastrof samolotów i poszukiwacz lotników zestrzelonych nad Polską podczas II wojny światowej. Zajmuje się też archeologią dawnych pól bitew i historią Powstania Listopadowego. Autor książek, artykułów i wystaw.
Bibliografia
Betting G., Das waren die deutschen Stuka-Asse 1939–1945, Stuttgart 1985.
Cynk J.B., Polskie lotnictwo myśliwskie w boju wrześniowym, Gdańsk 2000.
Cynk J.B., Pierwsze zwycięstwo, „Skrzydła”, nr 141/627.
Emmerling M., Luftwaffe nad Polską 1939, cz. III: Stukaflieger, Gdynia 2006.
Gretzyngier R. i in., Ku czci poległych lotników 1939–1945, Warszawa 2006.
Król W., Krakowskie skrzydła, Warszawa 1974.
Król W., W dywizjonie poznańskim, Warszawa 1970.
Kuliński R., Pierwsi i ostatni, Warszawa 1972.
Medwecka-Kornaś A., Kpt. Mieczysław Medwecki – lotnik i pilot, mps, wiosna 2009 r.
Nawrot R., Dzieci śmiertelnych wrogów pojednały się, Miasta.gazeta.pl [dostęp 30.09.2019].
Oleksy M., Kombatanci – Kawalerowie Orderu Virtuti Militari. Pilot por. Tadeusz Arabski, „Zeszyty Historyczne”, nr 1, Kraków (b.d.).
Oleksy M., Pierwsi wystartowali do walki z wrogiem!, „Zeszyty Historyczne”, nr 6,
Kraków (b.d.).
Pawlak J., Polskie eskadry w Wojnie Obronnej. Wrzesień 1939, Warszawa 1991. Percha J., Życie i działalność kpt. pil. Mieczysława Medweckiego, Dęblin 1980.
Simmons-Gnyś B., Pierwsze spotkanie, Lublin 1996.
PRZYPISY
1 R. Kuliński, Pierwsi i ostatni, Warszawa 1972, s. 21.
2 Tamże, s. 21–22.
3 Tamże,
s. 28; J. Percha, Życie i działalność kpt. pil. Mieczysława Medweckiego, Dęblin 1980, s. 26–27.
4 List Marii Medweckiej, żony Mieczysława Medweckiego, kopia w archiwum Wojciecha Krajewskiego.
5 Relacja Renaty Gostyńskiej z 14 września 2010 r., archiwum Wojciecha Krajewskiego.
6 J.B. Cynk, Pierwsze zwycięstwo, „Skrzydła”, nr 141/627.
7 W. Król, W dywizjonie poznańskim, Warszawa 1970,
s. 44–45.
8 J.B. Cynk, Polskie lotnictwo myśliwskie w boju wrześniowym, Gdańsk 2000, s. 159.
9 J. Stachiewicz, Garstka przeciw tysiącom, „Nowiny”, nr 197, 1–2 września1979 r.
10 J. Pawlak, Polskie eskadry w Wojnie Obronnej. Wrzesień 1939, Warszawa 1991, s. 64.
11 R. Kuliński, Pierwsi i ostatni, s. 23–24.
12 Jednodniówka Lotnictwa Polskiego w Anglii, s. 36–37.
13 J.M. Kwaśnik, Polska ma wielu bohaterów…, mps, archiwum Wojciecha Krajewskiego.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia". Magazyn można kupić w naszym sklepie internetowym, w sieci Empik, placówkach Poczty Polskiej.
autor zdjęć: zbiory Wojciecha Krajewskiego, zbiory Anny Medweckiej-Kornaś
komentarze